Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 2: Trudna droga młodych rozgrywających

Przez większość ubiegłej dekady wydawało się, że klub elitarnych rozgrywających jest zamknięty. We wszystkich rankingach czołowe miejsca okupowali ci sami gracze: Tom Brady, Payton Manning, Drew Brees, Aaron Rodgers, Ben Roethlisberger. Zawodnicy, którzy zaczynali swoje kariery w pierwszej dekadzie XXI wieku lub nawet jeszcze w wieku XX. Nawet gdy do NFL trafiali młodzi, uzdolnieni graczy to ich pobyt na szczycie kończył się się szybko (Andrew Luck, Cam Newton), bardzo szybko (Robert Griffin III) lub okazywali się kompletnymi klapami (Johnny Manziel). Jedynym wyjątkiem był Russell Wilson.

A jednak w ostatnich sezonach po cichu dokonała się rewolucja. Miejsce posągowych rozgrywających, statycznie dyrygujących ofensywą w kieszeni, zajmują młodzi atleci. I choć Tom Brady przebąkuje o grze do 50 roku życia, to jednak początek tego sezonu pokazał jasno: nastąpiła wymiana pokoleniowa, a z nią kompletna zmiana stylu. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia, jednak wciąż pasjonująca.

 

Młodzieżowa AFC

Ze wszystkich rozgrywających, którzy rozpoczęli drugą kolejkę w wyjściowych składach drużyn AFC East, zaledwie jeden skończył 25 lat. Tym nestorem jest Josh Allen, który ten sędziwy wiek osiągnął w maju.

AFC East to grupa najmłodszych rozgrywających, ale na tle całej konferencji nie wyróżniają się aż tak bardzo, jak można by sądzić. 12 z 16 quarterbacków, którzy wyszli w wyjściowych składach drużyn AFC w drugim tygodniu sezonu 2021 nie skończyło jeszcze 30 lat. Z czterech seniorów Darek Carr skończył 30 lat w tym roku, a 32-letni Tyrod Taylor startuje w zastępstwie 26-letniego Deshauna Watsona (a gdy doznał urazu zastąpił go 22-letni David Mills). Pozostała dwójka to 33-letni Ryan Tannehill i 39-letni Ben Roethlisberger.

Niewątpliwie ta zmiana ma wiele pozytywnych aspektów. Patrick Mahomes odebrał nagrodę MVP nie mając skończonych 24 lat, a Lamar Jackson chwilę po 23 urodzinach. Ten duet stoczył w niedzielę porywający pojedynek, o którym więcej przeczytacie w dalszej części tego wpisu. Patrząc na to jak żywotni są współcześni QB, możemy się nastawić na kolejną dekadę takich emocji. Nawet poważne urazy nie są już taką przeszkodą jak kilkanaście lat temu, co pokazuje przykład Daka Prescotta.

Jednak niedzielna seria meczów pokazała, że młodzież na rozegraniu to nie tylko pozytywy. Grupa uzdolnionych pierwszo- i drugorocznych zawodników zaliczyła naprawdę ciężkie popołudnie. NFL jest bezlitosna dla młokosów, którym się wydaje że z marszu będą dominować.

Zach Wilson jest piątym rozgrywającym wziętym przez New York Jets w pierwszej lub drugiej rundzie w ostatnich dwunastu draftach. Niestety zielona część Nowego Jorku to miejsce, które wsysa talenty zawodników jak czarna dziura. I, jak czarna dziura, nie wypuszcza już swoich ofiar. To co Wilson pokazał w meczu przeciwko Pariots było kosmicznym nieporozumieniem.

Zapewne niejednokrotnie słyszeliście i czytaliście, że młodzi rozgrywający mają ogromne problemy przeciwko Billowi Belichickowi. Trener Patriots uwielbia konfundować świeżaków egzotycznymi blitzami, kreatywnymi zmyłkami i wszelkimi sposobami stara się mieszać im w głowach. Poprzednik Wilsona, Sam Darnold, skarżył się trenerowi, że widzi duchy. Jednak Darnold przynajmniej miał na swoje usprawiedliwienie fakt, że w głowie mieszał mu najlepszy tego rodzaju specjalista w NFL. Wilson może duchów nie widział, ale trudno ocenić co właściwie widział. Posłał cztery piłki w ręce defensorów Patriots. O ile dwa pierwsze przechwyty (w dwóch pierwszych podaniach w meczu) można usprawiedliwić jako zagrania ambitnego rozgrywającego, który chciał zrobić trochę za dużo, o tyle INT nr 3 i 4 były fatalnymi piłkami, a w ich pobliżu byli tylko faceci w granatowych koszulkach. W odcieniu nieco podobnym do trykotów uczelni BYU, na której grał Wilson, ale tym razem reprezentowali Nową Anglię i grali w przeciwnej drużynie.

Co gorsza w żadnej z akcji zakończonej przechwytami Patriots nie robili niczego szczególnie kreatywnego z taktycznego punktu widzenia. W żadnej z tych akcji Wilson nie był pod presją. Był to jeden z tych katastrofalnych występów, dla których nie ma usprawiedliwienia.

Po drugiej stronie Mac Jones zaliczył lepszy mecz. Trudno zaliczyć gorszy, ale Jones korzysta z przyjętej przez Patriots strategii. Sztab trenerski nie obciąża go przesadnie trudnymi rzutami, powoli wprowadza do NFL i na razie młody rozgrywający Pats ma przede wszystkim nie robić błędów. Idzie mu to nieźle, ale i on miał w niedzielę kilka gorszych momentów. Przede wszystkim kiedy docierała do niego presja. Zdarzało się to często, bo prawa strona linii ofensywnej wyglądała po prostu katastrofalnie. Jones potrafi precyzyjnie podać pod presją, ale ma kłopoty, gdy po prostu nie ma do kogo podać. Bierze przez to wiele niepotrzebnych sacków, a głupia kara za intentional grounding mogła kosztować Patriots trzy punkty.

#1 dwóch ostatnich draftów również się nie popisali. Trevor Lawrence przeciwko Broncos zaliczył 2 TD i zaledwie 114 jardów netto w 37 akcjach podaniowych, czyli zaledwie 3,08 na próbę. Joe Burrow zebrał 9 uderzeń od defensorów Bears (4 sacki) i zanotował 179 jardów netto w 34 akcjach (5,26 na próbę). Jednak najgorsze były trzy piłki posłane w ręce rywali w trzech kolejnych podaniach na start czwartej kwarty (w tym pick-six), które ostatecznie odebrały Bengals szanse na wygraną.

Nawet Justin Herbert nie zaliczy tego dnia do udanych. Co prawda nie zagrał aż tak źle jak inni tu wspominani zawodnicy, ale fatalne podanie przechwycone w endzone przez defensywę Cowboys na zamknięcie trzeciej kwarty było zagraniem, które pozwoliło ekipie z Teksasu na wygranie tego meczu. Kosztowało LAC ponad 4 EPA w meczu zakończonym różnicą trzech punktów.

I wreszcie Tua Tagovailoa, który nie miał zbyt dużego udziału w fatalnej porażce swojej drużyny z Bills. Rozgrywający Dolphins rozegrał tylko dziewięć snapów, nim uraz żeber zakończył jego występ. Na szczęście prześwietlenia nie wykazały złamań.

Epoka pockett passerów jest w odwrocie. Mobilni, grożący biegiem rozgrywający przejmują ligę. Coraz więcej schematów z uczelni przenoszonych jest do NFL, więc łatwiej się przystosować. Ale łatwiej nie znaczy łatwo. Niedoświadczony rozgrywający to dla wielu defensyw w NFL wciąż łatwa ofiara. A fani muszą być cierpliwi. Nie od razu Toma Brady’ego zbudowano.

 

Lamar się przełamał

Problemy młodych rozgrywających ominęły dwójkę, która stoczyła porywający pojedynek w niedzielny wieczór. Patrick Mahomes i Lamar Jackson zostali MVP w swoich pierwszych pełnych sezonach w roli startowych quarterbacków. Jednak Jackson do tej pory ani razu nie zdołał pokonać Chiefs i w bezpośrednich pojedynkach to zawsze Mahomes był górą. Co było o tyle ciekawe, że Ravens są ze schematycznego punktu widzenia najgorszym możliwym rywalem dla Chiefs. Ich oparta na biegach ofensywa jest niewygodna dla obrony Chiefs opartej na bronieniu podań. Zużywa też dużo czasu i ogranicza liczbę posiadań w meczu, a to działa na niekorzyść drużyny, której największym atutem jest atak – dynamiczny, skuteczny, ale o dużej wariancji z serii na serię.

I faktycznie, Chiefs mieli ogromne problemy z zatrzymaniem ataku Ravens. Biegi wchodziły jak w masło. Frank Clark i Chris Jones, którym drużyna płaci w tym roku w sumie 40,5 mln dolarów w gotówce i 34,3 mln dolarów w salary cap, biegali jak kurczaki z uciętą głową. Poniekąd to zrozumiałe – obaj są specjalistami od pass rushu, a nie odczytywania kto ma piłkę w kolejnym zagraniu typu zone read. Jednak zadziwiające, że formacja defensywna nie była lepiej przygotowana na taką grę. Kiedy KC próbowali ściągnąć dodatkowych graczy w pobliże linii wznowienia akcji, byli karceni podaniami.

A mimo to Chiefs byli o krok od wygranej i Ravens potrzebowali sporo szczęścia, by ostatecznie zwycięstwo pozostało w Baltimore. Najpierw rozgrywający Chiefs za bardzo uwierzył w Mahomagię i pod presją posłał fatalną piłkę w ręce Tavona Younga. Powinien po prostu wziąć sack i wpuścić na boisko puntera, a tak Ravens dostali krótkie boisko, które zamienili na przyłożenie. Potem w końcówce czwartej kwarty aktualni mistrzowie AFC mieli piłkę w zasięgu kopnięcia z pola, zaledwie punkt straty i ogromne szanse na spalenie zegara do końca i zdobycie zwycięskich trzech punktów. Nie wolno im było zrobić tylko jednego. Tego co zrobił Clyde Edwards-Helaire. Czyli zgubić piłkę. Fantastycznym zagraniem defensywnym popisał się rookie DL Ravens Odafe Oweh, ale na tym etapie meczu RB po prostu musi poświęcić efektywność na rzecz bezpieczeństwa piłki.

I wreszcie 1:05 do końca meczu. 4&1 na 43. jardzie połowy Ravens. John Harbaugh po konsultacji ze swoim rozgrywającym postanawia rozegrać akcję, a Lamar zdobywa decydujące dwa jardy. Gdyby się nie udało, Chiefs dostaliby piłkę z minutą na zegarze i na granicy zasięgu swojego kickera. Dla modeli matematycznych decyzja była oczywista – szanse Ravens na wygraną w przypadku rozgrywania czwartej próby były o 18 pkt. proc. wyższe niż w wypadku puntu. Ale Harbaugh na pewno wiedział, że jeśli się nie uda, to różni „mądrzy” komentatorzy będą mu to wypominać przez najbliższe tygodnie. Na szczęście dla niego i agresywnego playcallingu w całej NFL udało się i to Ravens wygrali.

Defensywa Chiefs wciąż się dociera. Zdołali dwukrotnie przechwycić podania Jacksona. Przy pierwszym był to przypadek, bo Sammy Watkins, do którego było zaadresowane podanie, przewrócił się chwilę wcześniej. Jednak za drugim razem sprawnie zrotowane krycie kompletnie zmyliło QB Ravens i pokazało, że ta obrona może mieć problemy z biegiem, ale z podaniami jest lepiej. A w NFL na dłuższą metę to dobre podejście.

Ravens wciąż potrzebują w ataku kogoś łapiącego podania poza Markiem Andrewsem i Marquisem Brownem. Na razie nic nie wskazuje, by tym kimś miał się okazać Sammy Watkins. Póki mogą biegać, jest ok, ale w oczywistych sytuacjach podaniowych mają spore problemy.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika medyka – mieliśmy sporo urazów w trakcie meczów, na szczęście większość okazała się relatywnie niegroźna. Poniżej lista tych najważniejszych:

2. Tom Brady ma na koncie dziewięć podań na przyłożenie w dwóch pierwszych meczach sezonu. Jest piątym w historii NFL z takim wyczynem.

3. Raiders przyzwyczaili nas do spektakularnego zawodzenia rozbudzonych nadziei. Niemniej trzeba odnotować, że po dwóch meczach wyglądają bardzo dobrze, a wygrana przeciwko Steelers pokazała, że będą groźni dla każdego. Za dwa tygodnie jadą do LA na mecz z Chargers, który zapowiada się niezwykle smakowicie.

4. A jeśli mowa o zawiedzionych nadziejach, to mistrzami w tej kategorii są Seahawks. Kiedyś policzyłem, że są jedną z najbardziej „zawałowych” drużyn NFL. Jednak przede wszystkim są fatalni w utrzymaniu wypracowanej przewagi. Przez większość meczu dominowali nad Tennessee Titans, by w końcówce pozwolić Derrickowi Henry’emu wybiegać w fantastycznym stylu wygraną. Gdyby nie to, NFC West miałaby po dwóch tygodniach komplet wygranych, a tak wypracowali bilans „zaledwie” 7-1. Grudniowe starcia w ramach tej dywizji mają szansę przejść do legendy.

5. W sobotę/niedzielę NFL-owe gadające głowy uznawały, że Aaron Rodgers się skończył, ze już mu się nie chce i że nie interesuje go gra. W poniedziałek Packers pewnie pokonali Lions, a aktualny MVP miał prawie tyle samo podań na przyłożenie (4) co niecelnych (5) przy passer ratingu 145,6. Dla odmiany Saints, pogromcy Packers z zeszłego tygodnia, zostali upokorzeni przez Panthers, a 128 jardów ofensywy NO to najsłabszy wynik w epoce Seana Paytona. Poziom w NFL jest zdecydowanie bardziej wyrównany niż się nam, fanom wydaje.

6. Jeśli twoja drużyna wygrała dwa pierwsze mecze, to masz powody do radości, ale nie czuj się za pewnie

 

Zostań mecenasem bloga:




Exit mobile version