Jeśli ktoś postawił przed sezonem na taki skład finału, to zarobił spore pieniądze. Udział Rams w Super Bowl jest może niespodzianką, ale od początku należeli oni do drużyn wymienianych w czołówce wyrównanej NFC. Jednak Bengals, którzy w dwóch poprzednich sezonach wygrali w sumie sześć meczów, raczej nie należeli do faworytów rozgrywek.1 W finale to Rams będą faworytami. Jednak dwadzieścia lat temu faworyzowani Rams szykowali się do Super Bowl przeciwko drużynie prowadzonej przed drugorocznego QB, która miała masę szczęścia, że w ogóle do finału dotarła. Reszta jest historią.
Cincinnati Bengals – Kansas City Chiefs 27:24
Cztery finały AFC z rzędu i tylko jeden mistrzowski pierścień. Nie jest to bilans, z którego Chiefs mogliby być zadowoleni. Ale to pokazuje, jak niewiele dzieli w NFL mistrzostwo od porażki i jak trudno sięgnąć po pełną pulę. Buffalo Bills i Kansas City Chiefs byli dwoma najlepszymi zespołami AFC w tym sezonie, a jednak żaden z nich nie będzie reprezentował konferencji w Super Bowl. Bycie najlepszą drużyną i zdobycie mistrzostwa to dwie różne rzeczy. To pierwsze pomaga w tym drugim, ale go nie gwarantuje. Zwłaszcza w NFL, gdzie wystarczy jedna porażka w decydującej fazie, by przekreślić cały sezon. Ale nikt nie gra po to, by być najlepszym w długim terminie. W tym sporcie chodzi o to, by wygrać w tym jednym, jedynym meczu w lutym.
Nie chcę tu deprecjonować sukcesu Bengals, którzy w niedzielę zasłużyli na tą wygraną bardziej od Chiefs. Mimo wielu przeszkód (także ze strony własnego playcallingu) to oni znaleźli lepsze pomysły w trakcie meczu, to oni popełnili mniej błędów i wreszcie to ich gwiazdy błyszczały jaśniej w decydujących momentach niż te po stronie Kansas City. Gdyby to była seria best-of-five, prawdopodobnie dalej obstawiałbym wygraną Chiefs. Ale piękno i nieprzewidywalność futbolu sprawiło, że to Bengals w Super Bowl po raz pierwszy od 33 lat.
Od początku to Chiefs mieli przewagę. Bengals, zgodnie z przewidywaniami, zaczęli z mocno cofniętą obroną, by uniemożliwić dalekie podania lub wiele jardów zdobywanych po złapaniu piłki. Jednak Patrick Mahomes był cierpliwy. Brał kilkujardowe zyski podaniowe, zmieniał zagrywki na biegi Jericka McKinnona, który tratował linebackerów Bengals, a kompletna dominacja linii ofensywnej KC pozwalała mu cierpliwie czekać, aż partnerzy wreszcie uwolnią się od krycia.
Z drugiej strony atak Bengals grał bardzo przewidywalnie, co oczywiście odpowiadało rywalom. Większość zagrywek Cincinnati to bieg Joe Mixona środkiem na dwa jardy w pierwszej próbie, screen w drugiej próbie i „weź Joe wyczaruj coś bez linii ofensywnej przy 3&long” w trzeciej próbie. Kiedy w połowie drugiej kwarty KC objęli 18-punktowe prowadzenie, zdobywając pewne przyłożenia w trzech pierwszych seriach ofensywnych, mało kto oczekiwał powrotu Bengals do tego meczu. Choć patrząc na tegoroczne playoffy pewnie powinniśmy byli się spodziewać.
Dwie ostatnie serie pierwszej połowy przyniosły dwie sytuacje, które miały okazać się symptomatyczne dla dalszego przebiegu meczu.
Najpierw Bengals wreszcie zdobyli przyłożenie. Samaje Perine, rezerwowy RB i special teamer nigdy w karierze nie zdobył więcej niż 25 jardów w jednym podaniu. Tym razem w sytuacji 2&12 złapał podanie po zasłonie i zdobył 41-jardowe przyłożenie na minutę przed końcem pierwszej połowy. W takim miejscu, w takiej sytuacji, w takim momencie screen używany jest po to, żeby trzecia próba była łatwiejsza. Pierwsza próba to absolutny maks. Przyłożenie? Nawet sami Bengals się nie spodziewali takiego błędu defensywy Chiefs. Nie był to jakiś wybitny bieg Perine’a, którego defensorzy nawet specjalnie nie niepokoili po drodze, choć warto odnotować świetny blok Ja’Marra Chase’a, bez którego ta akcja nie miałaby szans na przyłożenie.
W kolejnej serii Chiefs błyskawicznie w swoim stylu dotarli pod pole punktowe Bengals, a po przewinieniu defensywy mieli piłkę na pierwszym jardzie z 9 sekundami na zegarze. Niestety nie mieli już timeoutów, bo Andy Reid w pierwszej kwarcie najpierw wziął przerwę na żądanie, a dopiero potem rzucił czerwoną flagę, by zażądać wideoweryfikacji decyzji sędziowskiej.
W takiej sytuacji nie ma się nad czym specjalnie zastanawiać. Jest czas na dwa szybkie podania w pole punktowe, jeśli się nie uda, kopiemy z pola na zakończenie połowy. Co zrobili Chiefs? Zagrali podanie do flatu do Tyreka Hilla, który został powalony w boisku. Mahomes próbował wziąć przerwę na żądanie, której nie miał, a czas upłynął i drużyna zeszła na przerwę bez powiększenia dorobku punktowego.
Kto zawinił w tej sytuacji? W przerwie Andy Reid powiedział reporterom CBS, że Mahomes zagrał inną zagrywkę, niż otrzymał. Prawdopodobnie zorientował się, że rzuca w ten sposób swojego rozgrywającego pod pociąg, bo po meczu mówił co innego – że to sztab trenerski podał niewłaściwą zagrywkę. Trudno powiedzieć kto tu zawinił, faktem jest że był to bardzo widowiskowy przykład komicznie wręcz złego zarządzania meczem. Podanie do flatu do szybkiego Hilla nie byłoby złym pomysłem. Ale pod warunkiem że na zegarze byłoby 10, a nie 5 sekund, a KC mieli do dyspozycji przerwę na żądanie.
Na drugą połowę Bengals wyszli ze zmianą w defensywie, która miała się okazać absolutnie kluczowa – w większości akcji zaczęli stosować trzyosobowy pass rush, co pozwoliło im cofać do krycia aż ośmiu graczy. Mahomes miał masę czasu, ale nie był w stanie znaleźć niekrytych kolegów. A prędzej czy później któryś z pass rusherów się przedzierał i wywierał presję. W efekcie ofensywa Chiefs kompletnie stanęła. W pięciu pierwszych posiadaniach drugiej połowy KC rozegrali w sumie 18 akcji na 34 jardy, a efektem były cztery punty i strata. Reid i Bienemy próbowali to kontrować grą biegową, ale ta wyglądała bardzo słabo. Screeny były kompletnie nieprzydatne, bo jaki jest sens grania zagrywki, mającej wykorzystać agresję pass rushu rywala, jeśli tego pass rushu właściwie nie ma? Jedna z takich akcji przyniosła przechwyt liniowego Bengals, który okazał się kolejnym punktem zwrotnym meczu.
Sztab trenerski Chiefs nie miał kompletnie pomysłu na skontrowanie dość prostego i pasywnego pomysłu rywala i drużyny chcące zatrudnić Bienemego jako HC na pewno będą go mocno wypytywać o te dwie kwarty.
To nie znaczy, że Bengals, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczęli grać lepiej w ofensywie. Ale w decydujących momentach Burrow, Chase i Tee Higgins robili swoje. Znamienne było zwłaszcza posiadanie, w którym wyrównali. Pięć jardów od pola punktowego rywali Zac Taylor wywołał chyba najbardziej przewidywalną i nieskuteczną serię zagrywek jaką mógł wywołać: bieg środkiem-fade-fade. A jednak Burrow i Chase zdołali zrobić coś z niczego i wyrównać mecz.
KC mogli go rozstrzygnąć na swoją korzyść jeszcze dwukrotnie. W końcówce czwartej kwarty znów dotarli na 5. jard od pola punktowego przeciwnika. Tym razem po nieskutecznym biegu przez środek Mahomes wziął dwa sacki. Nie tylko nie zdołali zdobyć zwycięskiego przyłożenia, ale jeszcze odsunęli swojego kopacza o 20 jardów przed kopnięciem na dogrywkę.
A dogrywkę rozpoczęli od posiadania piłki. Gdy KC wygrali rzut monetą, miejscowi kibice zaczęli fetować, jakby to była ta zwycięska akcja (może jednak wprowadzimy w dogrywce spot/chosse zamiast rzutu monetą?). Tymczasem, ku zdumieniu wielu, okazało się, że można grać w obronie w dogrywce. W najważniejszym momencie fantastyczna akcja Jessie Batesa doprowadziła do przechwyt Vonna Bella, a atak Bengals stosunkowo łatwo dotarł w zasięg zwycięskiego FG.
Kompletna zapaść Chiefs w drugiej połowie i brak pomysłu na skontrowanie zmian w taktyce defensywy to kamyczek do ogródka sztabu trenerskiego KC. W kluczowych momentach zabrakło Mahomagii, niewidoczni byli Kelce i Hill.
Z drugiej strony wątpliwy playcalling Taylora zrównoważyła decyzja o zmianie sposobu obrony. Trzeba też oddać szkoleniowcom Cincinnati, że wyciągnęli wnioski z meczu z Titans. Choć występ linii ofensywnej trudno uznać za udany, to Burrow miał więcej opcji na szybkie pozbywanie się piłki i korzystał z nich w razie potrzeby. Momentami mogło się wydawać, że sztab nieco przesadza i przydałaby się jakaś próba dalekiej piłki, ale przynajmniej nie było tej masy straconych jardów po sackach, które tak utrudniały rozwinięcie skrzydeł ofensywie przeciwko Tennessee.
San Francisco 49ers – Los Angeles Rams 17:20
Drugi tydzień z rzędu Rams niemal zawalili mecz, w którym przez większość czasu przeważali. Przed tygodniem pozwolili Tampie wrócić z 24-punktowego deficytu, z kolei przeciwko 49ers ich własna nieskuteczność zmusiła ich do odrabiania 10-punktowej straty w drugiej połowie.
Przez całą pierwszą połowę atak Rams przesuwał dość swobodnie piłkę po boisku. Do przerwy mieli dwukrotną przewagę w rozegranych akcjach (42 – 20), zdobytych pierwszych próbach (14 – 6) i czasie posiadania piłki (20:19 – 09:41). Jednak to 49ers schodzili na przerwę prowadząc. W dużej mierze to kwestia błędów po stronie Rams. W pierwszej wycieczce do red zone Matt Stafford został przechwycony w polu punktowym.
W ostatniej serii, zakończonej niecelnym kopnięciem z 54 jardów, Cooper Kupp upuścił podanie na środku boiska, które mógł zamienić na przyłożenie (było sporo miejsca na jardy po złapaniu piłki). Chwilę później niekryty w polu punktowym Ben Skowronek miał piłkę na rękach, ale nie zdołał jej złapać.
Pomiędzy te dwie serie Rams wcisnęli monstrualne posiadanie, które zjadło 9,5 minuty z zegara meczowego, przemierzyło 97 jardów w 18 akcjach i zakończyło się przyłożeniem.
Trzeba jednak oddać Niners, że mimo ogromnej przewagi Rams w posiadaniu piłki nie dali się stłamsić. W pierwszej połowie zdobywali 7,8 jarda na akcję przy 4,7 po stronie Rams. Linia ofensywna SF sprawnie powstrzymywała Aarona Donalda, choć wymagało to od nich podwajania lub wręcz potrajania w każdej akcji.
W trzeciej kwarcie wydawało się, że SF złamią rywali. Najpierw Rams nie byli w stanie zdobyć pierwszej próby w okolicy 40. jarda połowy rywali i to mimo że mieli 2&1, 3&1 i 4&1. W tej ostatniej akcji Stafford został zatrzymany w QB sneaku, a Sean McVay postanowił zażądać wideoweryfikacji. Trudno powiedzieć po co to zrobił, bo powtórki od razu pokazały, że sytuacja jest z gatunku „zbyt blisko, żeby odwrócić decyzję z boiska, nawet jeśli na boisku się pomyliliśmy”. Jednak ten challenge miał daleko idące konsekwencje.
W odpowiedzi Niners zdobyli przyłożenie i nagle zaczęło robić się nieciekawie dla gospodarzy. Zdołali jednak w kolejnej serii zmniejszyć stratę do trzech punktów i wtedy zaczął się festiwal błędów z obu stron. W sytuacji 3&2 SF próbowali zdobyć pierwszą próbę biegiem Kyle’a Juszczyka przez środek. Próba była nieudana, ale McVay rzucił czerwoną flagę, żądając sprawdzenia czy Juszyczk nie zgubił piłki. Jeśli ktoś doradził mu rzucenie tej flagi, to powinien zostać zwolniony, bo tam nie było nawet blisko do fumbla. Niemniej na 10 minut przed końcem meczu McVay został bez możliwości challengu, a co gorsza bez choćby jednego timeoutu.
W odpowiedzi Kyle Shanahan postanowił puntować w sytuacji 4&2 z okolic środka boiska. W meczu, gdzie to ofensywy radziły sobie lepiej. Rams potrzebowali tylko dwóch akcji, by wrócić w to samo miejsce. A właściwie jednej, tej drugiej. W pierwszej Matt Stafford prawidłowo przeczytał obronę i chciał podać do Vana Jeffersona, który uciekał za plecy defensywy. Trudno powiedzieć czy zabrakło mu siły w ramieniu, czy po prostu się pomylił. Tak czy inaczej Jaquiski Tartt otrzymał szansę na prawdopodobnie najłatwiejszy przechwyt swojej kariery, bo piłka trafiła go prosto w pierś. Odbiła się od piersi, od dłoni i spadła na murawę. A w kolejnej akcji Odell Beckham złapał piłkę na 29 jardów, do czego doszło 15 jadów za atak szczytem kasku na głowę Beckhama.
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Rams zakończyli tę serię ofensywną kopnięciem z gry i 49ers otrzymali szansę na ostatni 2-minute drive. A właściwie prawie 2 minute, bo Kyle Shanahan z niezrozumiałych względów nie wziął ani jednej przerwy na żądanie przed 2 minute warning, pozwalając LA spokojnie zjadać z zegara cenne sekundy.
W każdym razie Jimmy Garoppolo już w pierwszej akcji niemal rzucił INT, ale Jalen Ramsey nie zdołał opanować piłki. Dwie akcje później było po meczu. Garoppolo pod presją wyrzucił piłkę przed siebie. Chciał uniknąć sacka, ale podanie bez większych trudności złapała obrona Rams. Z jednej strony trudno się dziwić, że Jimmy spanikował. Gdyby na mnie wisiał Aaron Donald, chcący wdeptać mnie w boisko, prawdopodobnie po akcji musiałbym zmieniać bieliznę (o ile zdołałbym wstać). Jednak drużyna z SF po to przelała na jego konto w tym roku 25 mln dolarów, by w takiej sytuacji zachował się lepiej.
Prawdopodobnie było to ostatnie zagranie Garoppolo w barwach 49ers. Jeśli drużyna nie zwolni go przed startem free agency, to znaczy że Trey Lance, za którego oddali na wiosnę królewski okup, jest kompletnym niewypałem. Nie była to epoka pełna sukcesów i chwały, a Garoppolo, który zarobił ponad 110 milionów w cztery lata, wyszedł na tym znacznie lepiej niż jego drużyna. Udział w NFC Championship Game prawdopodobnie wystarczy, by uratować Shanahana, ale raczej nie jego rozgrywającego.
Rams po raz drugi za kadencji Seana McVaya awansowali do Super Bowl. Trzy lata temu defensywa Billa Belichicka kompletnie wyłączyła ich atak. Tym razem będą zdecydowanymi faworytami, ale czy to wystarczy do upragnionego pierścienia?
Zostań mecenasem bloga:
- CBS lokowało ich na szarym końcu, razem z Jaguars i WFT. Według PFR mniejsze szanse dawano tylko Texans i Lions.