Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 17 – Ravens i 49ers na szczycie konferencji

Ostatnia kolejka sezonu zasadniczego NFL jeszcze przed nami, ale w obu konferencjach znamy już zespoły, które przystąpią do playoffów rozstawione z #1. W AFC będą to Baltimore Ravens, w NFC San Francisco 49ers. Jak do tego doszło i jak duże ma to znaczenie?

 

Drużyna, która ukończy sezon zasadniczy NFL na pierwszym miejscu w konferencji otrzymuje dwa duże przywileje. Po pierwsze we wszystkich meczach decydującej fazy sezonu (poza Super Bowl, tradycyjnie rozgrywanym na neutralnym obiekcie) wystąpią jako gospodarze. Po drugie będą mieli wolne w pierwszej rundzie playoffów. Podczas gdy dwanaście drużyn ryzykuje poważne kontuzje, dokłada do mikrourazów i zmęczenia z całego sezonu, Ravens i 49ers będą mieli dodatkowy tydzień na regenerację i przygotowanie do Divisional Round. W tym roku rozciąga się to wręcz na dwa tygodnie dla kluczowych graczy, bo podejrzewam, że zarówno John Harbaugh jak Kyle Shanahan w 18. kolejce posadzą na ławce najważniejszych zawodników, by nie ryzykować ich urazu w meczu bez znaczenia.

Czy te dwa czynniki faktycznie są tak istotne? A może to kolejna „urban legend”?

Zacznijmy od przewagi własnego boiska. W ostatnich latach ta przewaga została znacząco zredukowana, a w pandemicznym roku, gdy drużyny grały przy pustych trybunach, niemal całkowicie znikła. W playoffach jest jednak inaczej. Tutaj ważna uwaga: w przeciwieństwie do sezonu zasadniczego, w playoffach gospodarzem jest drużyna wyżej notowana, a więc teoretycznie „lepsza”. Tak więc należy oczekiwać większego skrzywienia wyników w ich stronę niż w sezonie zasadniczym.

Weźmy pod uwagę dane za ostatnie 10 sezonów, czyli od 2013. Pamiętajcie, że od 2020 r. NFL przyjęła nowy format playoffów, czyli mamy siedem zespołów w każdej konferencji i tylko #1 ma wolny los w pierwszej rundzie. Wcześniej do playoffów wchodziło sześć drużyn, a wolne mieli #1 i #2.

Bilans gospodarzy w zależności od rundy playoffów:

Wild Card Round: 23-23 (0.500)

Divisional Round: 29-11 (0.725)

Conference Final: 16-4 (0.800)

Nawet po tak pobieżnej analizie widać, że najważniejsze to uniknąć Wild Card Round. To tam najczęściej zdarzają się niespodzianki. Jednak im dalej, tym częściej wygrywają faworyzowani gospodarze. W przekroju całych playoffów przez ostatnich 10 sezonów, gospodarze wygrywają 64% meczów (68-38). Czy wprowadzenie dodatkowej drużyny jakoś diametralnie odmieniło obraz? Nieznacznie. Trzy sezony to bardzo mała próba, ale mamy nieznaczny spadek przewagi własnego boiska. O ile przed 2020 r. gospodarze wygrywali 66% meczów (46-24), o tyle od 2020 jest to 61% (22-14).

Ciekawa zmiana nastąpiła za to w przypadku bye weeku. W latach 2013-2019 wszystkie drużyny, które dotarły do Super Bowl miały wolne w pierwszej rundzie (czyli zajęły pierwsze lub drugie miejsce w konferencji). Co więcej w latach 2013-2017 wszystkie tytuły mistrzowskie zdobyła drużyna, która w sezonie zasadniczym wygrała konferencję, a niemal za każdym razem jej przeciwnikiem był #1 z drugiej konferencji. Wyjątkiem było pamiętne Super Bowl LI, w którym zagrali Atlanta Falcons rozstawieni z #2. Jednak od 2020 r. mieliśmy tylko jeden pojedynek drużyn #1 w Super Bowl, a było to przed rokiem, gdy Kansas City Chiefs pokonali Philadelphia Eagles.

W sumie drużyny z bye weekiem zajęły 85% możliwych miejsc w Super Bowl i wygrały 8 z 10 tytułów, choć stanowiły tylko 21% drużyn uczestniczących w tym czasie w postseason. W przypadku zespołów rozstawionych z #1 mamy 65% skuteczności w dochodzeniu do Super Bowl i 60% w zdobywaniu mistrzostwa przy współczynniku uczestnictwa na poziomie 14%.

(Przy okazji warto zauważyć, że w ostatniej dekadzie tylko jedna drużyna, która nie wygrała swojej dywizji, zdołała dojść do Super Bowl i go wygrać. Byli to Tampa Bay Buccaneers z Tomem Bradym w pandemicznym sezonie 2020, w którym przewaga własnego boiska kompletnie zniknęła, tak w sezonie zasadniczym, jak w playoffach)

Jak widać w playoffach przewaga własnego boiska, ominięcie Wild Card Round i wolne w pierwsze rundzie playoffów to niebagatelne atuty. Kwestią dyskusyjną pozostaje czy znacznie słabsza gra #1 w ostatnich latach (tylko jeden tytuł mistrzowski z ostatnich pięciu) to kwestia małej próby czy trwalszy trend. Nie można jednak zaprzeczyć, że Ravens i 49ers dostali do ręki potężny atut przed decydującą fazą rozgrywek.

 

Gra w numerki

San Francisco 49ers wygrali w Waszyngtonie, co chyba nikogo nie zdziwiło. Jednak by zagwarantować sobie #1 w NFC musieli liczyć jeszcze na pomoc. I ta pomoc nadeszła, choć z najmniej oczekiwanej strony.

W pierwszej połowie meczu z Cardinals wydawało się, że Eagles wracają na właściwe tory. Jasne, Arizona nie stanowi najbardziej wymagającego przeciwnika w tym roku, ale prowadzili 21:6, choć nieco niepokoić mogła kompletna niezdolność do zatrzymania Cardinals bez wymuszania straty – goście zaliczyli dwie serie na FG: 14 akcji, 64 jardy i 16 akcji, 59 jardów. Jednak drugą połowę goście wygrali 29:10 i wywieźli zwycięstwo, które mocno komplikuje sytuację Orłów, a samym Cardinals również nie pomogło, bo stracili cenny #2 w drafcie.

W drugiej połowie Philly znów oddali cztery długie, przeszło 70-jardowe serie ofensywne, tylko tym razem na przyłożenia. Ich obrona kompletnie się rozsypała, a atak nie jest na tyle dobry, by nadrobić te braki. To nie wróży dobrze przed playoffami.

Poza porażką Eagles, Niners potrzebowali też przegranej Lions w Dallas. I to się wydarzyło, ale w wyjątkowo kontrowersyjnych okolicznościach. W ostatniej serii ofensywnej meczu atak Lwów przemaszerował 75 jardów w 78 sekund i przypieczętował tę serię podaniem na przyłożenie do Amon-Ra St. Browna na 23 sekundy przed końcem meczu, zmniejszając stratę do 1 punktu. Zamiast kopać za 1 pkt. i grać na dogrywkę, trener Dan Campbell postanowił pójść po zwycięstwo i zagrać podwyższenie dwupunktowe (czemu tak i czy to miało sens zastanowię się za chwilę).

Lions wprowadzili na boisko sześciu ofensywnych liniowych i tu relacje sędziów i drużyny z Detroit się od siebie różnią. Zgodnie z przepisami w takiej sytuacji jeden ofensywny liniowy jest uprawniony do łapania podań (jest de facto tight endem), ale musi to zgłosić sędziemu, a ten przekazuje informację obronie. Według sędziego Brada Allena zgłosił się do niego Dan Skipper, zmiennik, który wszedł na boisko (nr 70), jednak zgodnie z przepisami mógł to być dowolny z szóstki liniowych. Według Lions do Allena poszedł Taylor Decker, podstawowy LT drużyny (nr 68). Faktycznie, na wideo widać, jak Decker rozmawia z Allenem, a ten przekazuje komunikat obronie. Raczej trudno uwierzyć, by Decker w tej sytuacji poprosił sędziego o przekazanie rywalom gratulacji z okazji świetnego meczu.

Lions ustawili się w ciekawej formacji z Deckerem na tradycyjnej pozycji LT, a Skipperem na tradycyjnej pozycji TE, by bardziej skonfundować Cowboys. Jednak po snapie Goff podał do niekrytego Deckera i wydawało się, że Detroit obejmą prowadzenie. Jednak sędziowie uznali, że Decker nie zgłosił, że jest uprawniony do łapania podań i w tej sytuacji stanowi to przewinienie.

Prawdopodobnie błąd popełnił sędzia, który podał niewłaściwy numer. Czemu prawdopodobnie? Bo na transmisji z meczu go nie słychać, a choć ma przy ustach mikrofon, jego słowa nie są nagrywane. Tak jak kilka tygodni temu chciałbym tu przywołać przykład rugby, gdzie każde słowo arbitra jest doskonale słyszane w telewizji. Niestety w NFL zapewne długo nie doczekamy się podobnej przejrzystości pracy arbitrów, a wszystko wskazuje na to, że popełnili oni kolejny bardzo istotny błąd.

Wróćmy do tego, czemu Campbell grał za dwa w tej sytuacji. Pomijając pozostałe 23 sekundy, decyzja o graniu za 1 lub za 2 w tej sytuacji sprowadza się do pytania: czy moje szanse na konwersję dwupunktową są wyższe niż szanse na wygranie dogrywki przemnożone przez 0,95. Dlaczego przez 0,95? To jest średnia skuteczność kopaczy NFL przy jednopunktowym podwyższeniu, które, o czym często zapominamy, nie jest absolutnie pewnym jednym punktem.

Przyjrzyjmy się temu na przykładzie. Załóżmy że szanse obu drużyn na wygranie dogrywki to 50%. W tej sytuacji przy kopnięciu z gry mamy następujące wyjścia: 5% – nasz kicker pudłuje i przegrywamy. 47,5% (połowa z pozostałych 95%) – przegrywamy w dogrywce. 47,5% – wygrywamy w dogrywce. Innymi słowy kopanie w takiej sytuacji to 52,5% szans na przegraną i 47,5% szans na zwycięstwo.

Jeśli mamy zagrywkę, która powiedzie się (da nam wygraną) w połowie przypadków lub więcej, to warto grać za dwa. Generalnie skuteczność takich zagrań to w NFL nieco mniej niż 50%, ale Lions mieli w zanadrzu znakomitą zagrywkę.

Prawdę mówiąc grałbym za dwa również w sytuacji, gdyby oba zagrania dawały mi porównywalne szanse na zwycięstwo. Plusem zakończenia meczu po czterech kwartach jest tu brak dogrywki. Zwłaszcza że Lions są już pewni playoffów. W tej sytuacji warto oszczędzić istotnym graczom tych kilkunastu dodatkowych akcji. Niemal w każdej dochodzi do jakichś mikrourazów – stłuczeń, krwiaków, naciągnięć – które nawarstwiają się w trakcie rozgrywek, nie mówiąc o ryzyku poważnej kontuzji. Jeśli gra na dogrywkę nie zwiększa moich szans na wygraną, to wolę jej oszczędzić moim zawodnikom.

O ile jestem w stanie zrozumieć (i nawet pochwalić) decyzję Campbella o graniu za dwa z drugiego jarda, o tyle kolejna próba, gdy zostali cofnięci na 7. jard to moim zdaniem albo zbędna brawura albo po prostu foch na zasadzie „ja wam pokażę”. Campbell miał prawo być wściekły i sfrustrowany, ale tu znacząco obniżył szanse swojej drużyny na wygraną. Co innego zdobyć przyłożenie z 2. jarda, a co innego z 7., gdy ma się na to tylko jedną akcję. Tutaj należało bezwzględnie kopać z 38 jardów (wciąż ponad 90% prawdopodobieństwo trafienia) i szukać szczęścia w dogrywce. Co prawda Micah Parsons dał Lwom kolejną próbę, gdy za wcześnie przekroczył linię wznowienia akcji, ale Campbell nie mógł o tym wiedzieć podejmując decyzję.

Tak czy inaczej ogromna szkoda, że tak wyśmienita końcówka znów została popsuta przez sędziów. Szkoda Lions, którzy dzięki tej wygranej byliby o krok od #2 w NFC z szansą na #1. Na dwójkę wciąż mają szanse, ale muszą liczyć na porażki zarówno Eagles jak Lions. Tymczasem Cowboys wskoczyli na prowadzenie w dywizji i jeśli w ostatnim meczu sezonu zasadniczego wygrają w Waszyngtonie, to skończą rozstawieni z #2 przed playoffami.

 

Kto zatrzyma Ravens?

Ostatnie tygodnie to pokaz prawdziwej dominacji w wykonaniu Ravens. 10 z 11 wygranych meczów. Byli uważani za słabszych od 49rs, więc pojechali do Kalifornii i pewnie wygrali. A gdy Miami Dolphins zagrozili ich dominacji w AFC zostali bezlitośnie obici w jednym z najbardziej efektywnych meczów w historii.

Według DVOA był to szósty najlepszy mecz podaniowy zanotowany przez ten wskaźnik statystyczny (od 1981 r.) i ósmy w historii z DVOA podaniowym ponad 200%. Według rbsdm.com skuteczność zarówno Lamara Jacksona jak całej ofensywy wyrażona w EPA na akcję mieściła się wśród najlepszych 1% w ostatniej dekadzie.

Faktycznie, przez cały mecz czego Lamar się dotknął, zmieniało się w złoto. W statystykach zapisano mu zaledwie trzy niecelne podania przy pięciu przyłożeniach. Jednak z tych trzech dwa upuścili receiverzy, na czele z piękną 40-jardową piłką do Rashoda Batemana w pierwszej ofensywnej próbie Ravens, a trzecie było celne, jednak zdołał je zbić obrońca. Perfekcyjny passer rating i mecz tak bliski perfekcji, jak tylko sobie można wymarzyć.

Dolphins nie stawili większego oporu. Zaczęli całkiem nieźle, zdobyli 67 jardów w pierwszych pięciu akcjach meczu i wykończyli serię przyłożeniem. Jednak potem było znacznie gorzej. Tyreek Hill był nie w pełni sił, co podkreśliło kuriozalnie przez niego upuszczone przyłożenie w końcówce pierwszej kwarty, gdy zachował się jakby pierwszy raz w życiu miał piłkę w rękach, a ta dodatkowo była nasmarowana czyś tłustym. Tua Tagovailoa oddał dwie piłki rywalom, a po przechwycie Roquana Smitha pod koniec drugiej kwarty Ravens na dobre zaczęli odjeżdżać rywalom.

Niestety Dolphins pod wieloma względami przypominają Packers 2011. Świetna ofensywa, ale fatalna obrona i special teams, co sprawia, że gdy atak nie ma dobrego dnia, nie ma szans na wygraną. W tym meczu nie byli w stanie zatrzymać ataku Ravens i pozwolili na 78-jardowy powrót po kickoffie na otwarcie trzeciej kwarty. Co gorsza stracili jednego z najlepszych graczy defensywy gdy EDGE Bradley Chubb zerwał więzadło ACL. Co on w ogóle robił na boisku w dawno rozstrzygniętym meczu pozostaje słodką tajemnicą sztabu trenerskiego.

Tymczasem Ravens są trzecią najlepszą drużyną po 16 meczach w historii DVOA. Warto tu przypomnieć, że DVOA porównuje drużyny ze średnią z danego sezonu. Więc tak wysoka pozycja tegorocznych Baltimore pokazuje, że odstają od konkurencji jak rzadko kto w historii NFL. Do tego robią to we wszystkich trzech fazach: mają najlepszą obronę, drugi atak i drugie special teams.

Kto może powstrzymać Ravens? Tylko oni sami. Najgorszą opcją byłaby kontuzja Jacksona, ale Ravens potrafią się spektakularnie przewrócić po świetnym sezonie, więc na miejscu ich fanów zachowałbym odrobinę sceptycyzmu. Ale nie za dużo.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

2. Z notatnika medyka:

3. Jednym z najbardziej niespodziewanych uczestników playoffów w tym roku są Los Angeles Rams, którzy zapewnili sobie dziką kartę w tym tygodniu. Jednym z głównych autorów tego sukcesu jest debiutant Puka Nacua, który za tydzień może zostać rekordzistą NFL jeśli chodzi o liczbę złapanych piłek i jardów w sezonie przez pierwszoroczniaka.

4. Czarnym koniem playofów mogą okazać się Green Bay Packers, o ile nie odbierze im tego fatalna defensywa. Od 9. tygodnia sezonu Jordan Love na najwyższe CPOE w NFL i jest 2. pod względem EPA na akcję. Po niepewnym początku kompletnie niedoświadczony atak Packers złapał swój rytm i gdy obrona nie przeszkadza, to efekty bywają imponujące, jak w tym tygodniu przeciwko Vikings.

5. Chicago Bears zapewnili sobie #1 w nadchodzącym drafcie. Nie będzie to ich wybór, ale ten należący do Carolina Panthers. Pantery przegrały w kompromitującym stylu (znowu) w Jacksonville, a właściciel klubu David Tepper został ukarany przez NFL grzywną 300 tys. dolarów za swoje zachowanie na trybunach (m.in. oblewanie drinkiem fanów przeciwnika).

6. New Orleans Saints niespodziewanie wygrali w Tampie, ale i tak na nic się to nie zda, jeśli Buccaneers wygrają za tydzień z Panthers. A to nie powinno być zbyt trudne.

Exit mobile version