Super Bowl 2023: Andy Reid uziemił Orły

Obrona, a zwłaszcza linia defensywna Eagles miała stłamsić Patricka Mahomesa i zapewnić swojej drużynie wygraną, jak Tampie przed dwoma laty. Jednak sztab Andy’ego Reida opracował świetny plan neutralizacji największego atutu rywala i po fantastycznym meczu to Reid i Mahomes mogą cieszyć się z drugiego wspólnego mistrzostwa.

 

Zacznijmy od kwestii najbardziej kontrowersyjnej: nie, sędziowie nie podarowali Chiefs mistrzostwa. Można mówić, że ten holding w końcówce to był aptekarski, że w Super Bowl nie powinno się go rzucać i wiele innych podobnych argumentów. Fakt pozostaje faktem, że nawet James Bradbury po meczu powiedział wprost: tak, trzymałem JuJu za koszulkę, to był faul. Bez wątpienia każdy z wieloletnich kibiców NFL przypomni sobie przynajmniej kilka sytuacji, gdy bardziej ewidentne faule uszły bezkarnie, łącznie z pierwszą połową tego spotkania, gdy dokładnie ten sam sędzia nie rzucił flagi po znacznie wyraźniejszym DPI na Smith-Schusterze. Ale to nie znaczy, że w tej konkretnej trzeciej próbie na 1:54 przed końcem meczu faulu nie było.

Sędziowie przyczynili się niestety do tego faulu, puszczając wspomniane już zagranie w pierwszej połowie. Jeśli obrońca otrzymuje od sędziów sygnał, że ci pozwalają mu na więcej, to ma prawo się oczekiwać, że zbliżone sytuacje będą oceniane w ten sam sposób. Tym razem tego zabrakło, co ponownie potwierdza, że problem z sędziowaniem to przede wszystkim problem z konsekwencją i powtarzalnością werdyktów arbitrów, a nie samej konstrukcji przepisów. I gdyby nie ten fałszywy sygnał „pozwalamy” z pierwszej połowy, to cała sprawa nie byłaby aż tak kontrowersyjna.

Wszelkim miłośnikom teorii spiskowych i tego jak to sędziowie z premedytacją wyrolowali Eagles przypomnę tylko, że dwie duże inne kontrowersyjne decyzje były na ich korzyść. Puszczone DPI na JuJu w pierwszej połowie zakończyło serię ofensywną KC na 3&out, a w trzeciej kwarcie sędziowie utrzymali w mocy decyzję o chwycie Dallasa Goederta w sytuacji 3&14, który przedłużył serię ofensywną Philly, mimo że zdaniem wielu obserwatorów (w tym i moim) tight end Orłów nie miał pełnej kontroli nad piłką w boisku.

Muszę jednak powiedzieć, że ogólnie spotkanie było bardzo dobrze posędziowane. Szkoda tej kontrowersyjnej sytuacji na koniec, bo na tym się wszyscy skupiają, ale przez większość meczu sędziowie dobrze panowali nad grą, nie przeszkadzali festiwalem flag – sędzia główny Carl Cheffers, znany z wyjątkowo szybkiego sięgania po flagę, tym razem nie rzucił jej ani razu – i popełnili wyjątkowo mało błędów. Problem z decyzjami w końcówce zaciętego meczu jest taki, że ktoś zawsze będzie niezadowolony. Gdyby flaga nie poleciała, o spisku mówiliby kibice Chiefs, zwłaszcza że wtedy wszystkie kontrowersyjne decyzje w meczu byłyby przeciwko nim.

 

Wystarczy o sędziach, wracamy do gry.

Dwa tygodnie to bardzo dużo czasu na przygotowanie do meczu, zwłąszcza dla Andy’ego Reida, który do tej pory w swojej karierze miał bilans 28-4 po bye weeku (łącznie z playoffami) i widać było, że czasu nie zmarnował. Zresztą oba zespoły zagrały w ataku dokładnie to co chciały. Różnica była taka, że w Eagles więcej zależy od obrony.

Zacznijmy od Chiefs. Zagrali niesamowicie efektywnie. Nawet w pierwszej połowie, gdy to Eagles całkowicie zdominowali czas posiadania, to Chiefs byli skuteczniejsi, jeśli chodzi o jardy na akcję. Niewątpliwie percepcję zaburzyło defensywne przyłożenie KC po fumble Jalena Hurtsa, które dało Orłom „dodatkowe” posiadanie, ale faktycznie wyglądało jakby Eagles nie mogli zejść z boiska – zaraz wrócę do tego wątku.

Jednak druga połowa była koncertem skuteczności ofensywy Chiefs. Z czterech posiadań zrobili trzy przyłożenia, a w czwartym zaliczyli kopnięcie z pola tylko dlatego, że bardziej zależało im na spaleniu zegara niż na przyłożeniu.

Na marginesie: fantastycznym sytuacyjny zagraniem popisał się Jerick McKinnon, który położył się w boisku jeden jard od pola punktowego, mimo że Eagles rozłożyli mu niemal czerwony dywan do pola punktowego, by odzyskać piłkę po przyłożeniu i spróbować wyrównać. McKinnon przytomnie nie wziął przyłożenia, choć pewnie od dziecka marzył o zdobyciu touchdownu w Super Bowl, zamiast tego zapewnił swojej drużynie wygraną. Zapewne za kilka lat o tym zagraniu zapomnimy, ale zasługuje na miejsce wśród najlepszych akcji tego spotkania.

W przekroju całego meczu Chiefs byli znacznie skuteczniejsi. Zdobywali 6,4 jarda na próbę przy 5,8 po stronie Eagles. Mieli 0,39 EPA na akcję, co sytuuje ich w 98 percentylu wszystkich meczów od 2010 r. Innymi słowy ofensywny występ KC w Super Bowl znalazł się wśród 2% najlepszych meczów ataku w ostatnich dwunastu latach i to bez brania poprawki na jakość przeciwnika. Success rate (odsetek akcji z dodatnim EPA) wyniósł 62% i był wśród 1% najlepszych wyników od sezonu 2010. 0,14 EPA na akcję ofensywy Eagles to również górna ćwiartka najlepszych ofensywnych występów w tym okresie, ale to różnica między „dobrze” i „historycznie wybitnie”. Po uwzględnieniu siły przeciwnika, jak robią to Football Outsiders, Chiefs skończyli mecz z DVOA +68%, a Eagles -32%, gdzie zero to przeciętna wartość w przeliczeniu na jedną akcję.

Jak Chiefs osiągnęli taką skuteczność? Znaleźli sposób na kompletne wyłączenie z gry linii defensywnej Orłów. Przez dwa tygodnie słuchaliśmy, czytaliśmy, a ja również pisałem o tym, jak historyczny i wybitny jest front Eagles. I to pozostaje prawdą. Ale gdy było ich potrzeba najbardziej, sztab Reida i linia ofensywna KC zneutralizowała ich kompletnie. Mahomes został w tym meczu obalony pięciokrotnie, ale bez jednego choćby sacka. Front Philly zanotował tylko jedno powalenie na stratę jardów w grze biegowej.

Paradoksalnie do tego efektu nie było potrzeba niczego specjalnie odkrywczego. Screeny, play action i biegi – wszystko co potrzeba by spowolnić pass rush. Mahomes i spółka od samego początku stosowali te środki ze świetnym skutkiem. 6,1 jarda na próbę w akcjach biegowych przez cały mecz to wynik oszołamiający, zwłaszcza w wykonaniu drużyny, która nie słynęła ze skutecznej gry biegowej. Chiefs biegali niemal dokładnie w połowie akcji ofensywnych (26/53) i zdobyli w ten sposób 46,5% swoich jardów (158/340). Parząc wstecz na cały mecz mamy w ich wykonaniu zaledwie trzy nieudane serie ofensywne: niecelne kopnięcie Harrisona Butkera z 42 jardów (odległość, którą kicker NFL po prostu musi konwertować), 3&out po wspomnianym, puszczonym przez sędziów DPI i punt po falstarcie, a następnie nieudanym snapie. Niewiele z tego było zasługą obrony Eagles.

Można było odnieść wrażenie, że defensywa Orłów nie była przygotowana do meczu. Że podeszli na zasadzie „jesteśmy tacy dobrzy, że jak wyjdziemy i zagramy swoje, to damy radę”. Bardzo bym się zdziwił, gdyby ta wyglądało to w rzeczywistości, to jednak profesjonaliści. Niemniej widać było, że przygotowanie do meczu było klasę słabsze niż u ich rywali. A najdobitniej było to widać w dwóch ostatnich przyłożeniach KC.

Trudno mi uwierzyć, żeby Eagles nie byli gotowi na motion, czyli ruch zawodnika przed snapem równolegle do linii wznowienia akcji. Chiefs są jedną z drużyn, która stosuje to najczęściej. Jednak w Super Bowl nie grali tego tak często, a przy dwóch ostatnich przyłożeniach wykorzystali tzw. orbit motion, czyli zagranie, gdy zawodnik zaczyna ruch, a potem gwałtownie zawraca z powrotem na „swoją” stronę, wykonując ruch jak ciało niebieskie po orbicie (stąd nazwa). Dwukrotnie niemal identyczny orbit motion kompletnie zwiódł DB. Przy drugim przyłożeniu Sky’a Moore’a swoje dołożył fakt, że akurat w tym momencie Eagles zagrali Cover-0 (zły pomysł) – posłali siedmiu blizterów i teoretycznie czterech na czterech w kryciu. Ale ruch Moore’a, kompletnie zgubił Avonte Maddoxa i James Bradburry musiał kryć dwóch graczy biegnących w różnych kierunkach.

Przy przyłożeniu Toneya zgubił się Darius Slay – drugi znakomity cornerback. W obu wypadkach wyglądało to tak, jakby DB oczekiwali, że motion będzie kontynuowany na drugą stronę boiska, a ruszający się gracz zostanie przekazany. Był to fantastyczny pokaz tego, jak można wykorzystać tendencje własne i rywala, by kompletnie go zwieść.

 

No dobrze, ale przecież Eagles dominowali w pierwszej połowie, walczyli do ostatnich sekund i byli naprawdę blisko wygranej. Jak to możliwe, że zaawansowane modele pokazują tak kolosalną przewagę Chiefs?

W tego typu modelach najważniejsza jest powtarzalność, oznaczana za pomocą success rate. Czyli jak często akcja przybliża drużynę do zwycięstwa. Jest to najlepszy wskaźnik predykcyjny, stąd właśnie w oparciu o niego budowana jest większość modeli. Drużyna regularnie zdobywająca nową pierwszą próbę poradzi sobie lepiej w długim terminie niż miotająca się między „piłka na 30 jardów” i „trzy akcje na zero”.

Ale chwila, przecież Eagles zdobywali pierwsze próby i podtrzymywali serie ofensywne. W trzeciej kwarcie zaliczyli wręcz absurdalnie długą serię składającą się z 17 akcji i 7:45 na zegarze meczowym.

Tak, tylko że ta seria pokonała zaledwie 60 jardów. Atak Eagles cały mecz balansował na krawędzi. Zdobyli w sumie 25 nowych pierwszych prób lub przyłożeń, ale aż 13 to efekt udanej trzeciej lub czwartej próby. Chiefs aż 17 z 21 nowych pierwszych prób lub TD uzyskali przed trzecią próbą. Philly zagrali fatalnie w dwóch pierwszych próbach. Ich success rate w pierwszej i drugiej próbie to 19% – zaledwie 12 percentyl od 2010 r. Nadrabiali trzecią próbą, gdzie ich success rate mieściło się w 94 percentylu, ale to igranie z ogniem – kiedy masz jedną próbę to jeden błąd lub słabsze zagranie zmuszają cię do oddania piłki. Co prawda dzięki temu mieli przewagę w posiadaniu piłki i trzymali Mahomesa poza boiskiem, ale co za dużo to (jak się ostatecznie okazało) niezdrowo.

Eagles nie byli zbyt skuteczni w podaniach. Co prawda Jalen Hurts podał na 304 jardy, ale 90 to dwa dalekie podania do A.J. Browna i DeVonta Smitha. W pozostałych 36 podaniach Hurts wygenerował tylko 214 jardów, czyli niespełna sześć na próbę, słabiej niż KC biegali.

Defensywa Chiefs, choć nie błyszczała jakoś szczególnie, była świetnie gotowa na największy atut Orłów, czyli grę biegową po zone read. Oglądanie tego jak front wymienia się w dziurach i zatrzymuje running backów na minimalny zysk było prawdziwą poezją. W efekcie długimi fragmentami meczu jedyną w miarę efektywną bronią były biegi Jalena Hurtsa, na czele z fenomenalnie skutecznymi „wspomaganymi” QB sneakami. Biegi Hurtsa miały success rate 71% i gdyby inne zagrania choć się zbliżyły do tego wskaźnika, to właśnie Orły cieszyłyby się z mistrzostwa.

 

To było fantastyczne Super Bowl. Masa emocji, dużo ofensywy, mało flag i urazów. Idealny mecz dla kogoś, kto nie ma z futbolem za wiele styczności lub wręcz oglądał go po raz pierwszy. Ale myślę, że i bardziej doświadczeni fani znaleźli coś dla siebie. Sztab Andy’ego Reida pokazał fantastyczną dyspozycję i gdyby tylko było można, to właśnie szkoleniowcowi KC należałoby przyznać MVP, tłumaczone w tej sytuacji Most Valuable Personel. Oby więcej takich meczu na zakończenie sezonu.

 

Luźne uwagi z notatnika:

1. W przerwie byłem przekonany, że już po meczu. Eagles dominowali, a Mahomes najwyraźniej znów doznał urazu kostki. Wydawało się, że tylko fumble Hurtsa trzyma KC w grze. Trochę się zawahałem, widząc znaczącą przewagę Chiefs w jardach na akcję, ale jednak dysproporcja w posiadaniu piłki plus ta nieszczęsna kostka utwierdziły mnie w przekonaniu, że tu nie będzie powrotu. Swoją drogą gdyby nie to fumble i defensywne przyłożenie, to Chiefs mogliby stracić dystans i mieć ogromny problem z odrobieniem strat w drugiej połowie – dostali tylko cztery posiadania po przerwie.

2. MVP dla Patricka Mahomesa. Jeśli nie Andy Reid, to jednak Mahomes. Jego 26-jardowy bieg po pierwszą próbę na trzy minuty przed końcem meczu to dowód na triumf ducha nad materią albo na mocno podejrzany zestaw środków przeciwbólowych, które otrzymał w przerwie. Niewątpliwe była to jedna z akcji meczu.

3. Jednak akcję meczu pod względem EPA był powrót po puncie Kadariusa Toneya w czwartej kwarcie (4,82 EPA). W większości meczów NFL special teams grają na remis, co powoduje, że wielu fanów uważa tą część gry za nieistotną. Tutaj seria błędów w ustawieniu i kiepskich, by nie powiedzieć niechlujnych technicznie prób powalenia dała akcję, która znacząco wpłynęła na losy spotkania. Spory udział miał też fatalny punt Arryna Sipossa – niski i na środek boiska. Siposs grał pierwszy mecz po dwóch miesiącach przerwy, przez które leczył uraz kostki.

4. „Wspomagany QB sneak” Eagles prawdopodobnie zostanie zakazany w offseason ze względów bezpieczeństwa. W rugby gracze uczestniczący w młynach i maulach są specjalnie szkoleni w tym elemencie gry, a zawalanie takiej formacji karane jest rzutem karnym. Tutaj zawodnicy bezładnie wpadali na siebie, dociskali się do ziemi i skakali sobie na plecy. Tylko patrzeć poważnej kontuzji kręgosłupa w którymś zagraniu. Niemniej byłoby szkoda, gdyby zupełnie zdelegalizować popychanie gracza z piłką – kiedy liniowi wspierają pozornie zatrzymanego running backa często dochodzi do niezwykle widowiskowych akcji.

5. Jednym z nielicznych pełnych sukcesów Eagles było wyłączenie z gry Chrisa Jonesa, który był zupełnie niewidoczny przez cały mecz.

6. Po ostatnim przyłożeniu Chiefs Andy Reid powinien zaordynować grę za dwa. KC prowadzili siedmioma punktami i mogli odskoczyć na dwa posiadania piłki. Jasne, zmuszenie rywala do grania za dwa też ma swoją wartość, ale nieporównywalnie mniejszą niż konieczność zdobycia dodatkowego posiadania. Przy okazji ryzyko było niezwykle niskie – nawet jeśli Chiefs nie podwyższyliby i różnica pozostałaby na poziomie 7 punktów, to Eagles po zdobyciu przyłożenia raczej zadowoliliby się remisem. Chiefs nie byli w tym roku najlepsi w sytuacjach, gdy musieli przejść bardzo krótki dystans w jednej próbie, ale podwyższenie za jeden też nie ma stuprocentowej skuteczności – Butker już miał w tym meczu pudło z gry, a w sezonie przestrzelił trzy podwyższenia.

7. Jak pewnie zauważyliście miałem przyjemność oglądać ten mecz w studiu TVP Sport i dzielić się z oglądającymi moimi przemyśleniami na żywo. Bardzo dziękuję TVP Sport za zaproszenie, a Maciejowi Kurzajewskiemu za profesjonalnie prowadzenie studio (uwierzcie mi, że robił dużo więcej niż widać na ekranach telewizorów). Fantastyczną robotę zrobiła też cała ekipa producencko-realizatorska. Muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe doświadczenie. Jak się pewnie domyślacie dyskutowaliśmy też sporo nad przebiegiem meczu za kulisami, gdy na wizji byli Piotr Bera i Jakub Kazula i możliwość dzielenia się pomysłami na żywo z Jakubem Samelem, Witoldem Cebulewskim i Hubertem Romańczykiem dodało zupełnie nowy wymiar temu spotkaniu. Możliwość pojawienia się w takim gronie (tu jeszcze muszę wymienić Bartka Wieczorka, choć jego nie było z nami w studiu cały czas) była dla mnie zaszczytem.

8. Przed Chiefs ciekawy offseason. Mają 11 mln wolego miejsca w salary cap i tylko 36 zawodników z ważną umową. Oczywiście miejsce w salary cap zaraz się zrobi – nową umowę dostanie zapewne Chris Jones, a roster bonus Patricka Mahomesa zostanie rozłożony na najbliższe lata. Niemniej jest sporo ważnych wolnych agentów, w tym obaj startowi OT: Orlando Brown i Andrew Wylie. Pojawiają się też pogłoski, że koordynator ofensywy Eric Bienemy może odejść do innej drużyny, która powierzyłaby mu obowiązki playcallera.

9. Offseason Eagles zdominuje pewnie debata o przedłużeniu umowy Jalena Hurtsa (to pierwszy offseason, kiedy zgodnie z CBA można to zrobić). Orły mają też sporo kontraktów automatycznie wygasających (void) na początku ligowego roku 2023, czyli na wiosnę, które niosą ze sobą sporo martwych dolarów, jeśli nie zostaną przedłużone, a kluczowymi postaciami w tym gronie są Javon Hargrave, Jason Kelce (który być może przejdzie na sportową emeryturę), Brandon Graham i James Bradberry. Wśród wolnych agentów są również Fletcher Cox i obaj startowi linebackerzy. Będą też musieli zastąpić obu koordynatorów, którzy dostali samodzielne posady w innych klubach.

10. Mały wyciskacz łez na koniec: Mama Kelce ze swoimi chłopcami

 

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

4 komentarze

  1. Mahomes stał się nudny i jeśli będzie cierpliwy i brał, to co daje obrona (krótkie podania) plus jego zdolność improwizacji, to będzie największym. Widać, że dojrzał i nie ma już zawsze gry na hurra.

    Z drugiej strony pytanie na ile my zdrowie pozwoli i ciekaw jestem stanu jego kostki po tym wszystkim. Ja miałem tylko lekkie skręcenie i nieźle mi przeszkadzało w normalnym chodzeniu.

  2. Znakomita robota. Żeby jeszcze udało się w Polsce zrobić coś jak ran football
    Pierwszy supr Bowl oglądałem w 1993. Wtedy pokazywał to Polsat a ja wprost zakochałem się w tym sporcie. Później były czasy ESPN. Obecnie zostaje tylko prosieben (a niemieckiego nie znam) no i ta jedna transmisja na rok w Polsce
    Szkoda, bo to piękny sport.

  3. Ja bym jeszcze dodał, że przerwa w SB jest na tyle długa, że sporo dziwnych rzeczy się po niej dzieje i widać kunszt trenerski jak się ma wystarczająco czasu. Do przerwy PHI była +10, a potem KC zaczęło biegać i to wyjątkowo udanie. Do tego pomógł powrót po puncie (prawie na TD) z TD za chwilę.

    Powoli można się przymierzać do nowej dynastii… choć pewnie po 3 SB będzie można tak o nich dopiero powiedzieć. Na razie 5 finałów AFC, 3 występy w SB i 2 mistrzostwa. Po NE przyszła pora na KC, ale tak to już jest w lidze Quarterbacków, że jak masz świetnego, to masz szansę na tytuły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *