Ktoś z tej dywizji ją wygra i zagra na własnym stadionie w playoffach, bo takie są przepisy w NFL. Jednak to zdecydowanie najsłabsza grupa i niewykluczone, że powtórzą ubiegłoroczny wyczyn, gdy wszystkie cztery zespoły były na minusie.
Carolina Panthers
Zobacz: NFL playoffs: Ravens i Panthers w drugiej rundzie
Przez ostatnie dwa lata GM David Gettleman walczył ze stajnią Augiasza, jaką było salary cap Panthers, a mimo to w Charlotte wygrali NFC South dwa razy z rzędu. W tym roku mieli trochę więcej miejsca na transfery, jednak dziur w składzie było bardzo dużo, a masę wolnego miejsca pochłonął nowy kontrakt Cama Newtona.
Zobacz: Kontrakt Cama Newtona z Carolina Panthers – analiza
Jak na drużynę potrzebującą wzmocnień, te przedstawiają się bardzo skromnie. Przede wszystkim Panthers wybrali w drafcie zaledwie pięciu graczy, dwukrotnie „handlując w górę” i biorąc dwóch zawodników za cenę sześciu wyborów. Jednym z tych zawodników jest WR Devin Funchess, kolejny wysoki, masywny reciver dla Cama Newtona. Według trenera Rona Rivery młody reciver jeszcze trochę musi się nauczyć, ale na to nie ma czasu. Po świetnym debiutanckim sezonie więzadła w kolanie zerwał Kelvin Benjamin, a to oznacza, że jedynym sprawdzonym reciverem w składzie Panthers jest TE Greg Olsen. Zawodnik znakomity, ale jednak to trochę mało.
Wśród wzmocnień Panthers są Ted Ginn, który poza special teams nigdzie nie błyszczał, Jarrett Boykin, którego nawet Aaron Rodgers nie potrafił uczynić gwiazdą oraz CB Charles Tillmann, który lata świetności w Bears ma już dawno za sobą. Do tego katastrofalna linia ofensywna, gdzie lewej strony Newtona ma bronić Michael Oher. Historia Ohera wzrusza w „The Blind Side„, ale ktoś powinien powiedzieć Gettlemanowi, że to tylko film. W rzeczywistości Oher należy do najsłabszych liniowych w NFL.
W defensywie secondary to czarna dziura. Przez ostanie lata Gettleman składał całkiem sensowną secondary z części zapasowych lub wręcz wygrzebanych na szrocie, ale kiedyś musi przyjść moment, kiedy kołdra okaże się za krótka. Nadrobić to może front seven, na czele ze Starem Lotulelei oraz świetnym duetem linebackerów: Lukiem Kuechlym i Thomasem Davisem. Tyle że po odejściu Grega Hardy’ego nie za bardzo wiadomo kto będzie odpowiadał za pass rush. Pewnym punktem wydaje się tylko solidny, ale niespektakularny Charles Johnson.
Sam Cam Newton nie jest taką gwiazdą, jak wskazywałby na to jego potężny kontrakt. To zawodnik bardzo nierówny z meczu na mecz, a nawet z akcji na akcję. Fenomenalny atleta, ale ma problemy z celnością podań. O ile przeplatanie słabszych akcji fenomenalnymi budziło poklask w jego debiutanckim sezonie, o tyle w czwartym po prostu irytowało. Newton od przyjścia do ligi właściwie nie zrobił większych postępów. Czas najwyższy. W silniejszej dywizji Panthers byliby kandydatami do wysokiego wyboru w drafcie.
New Orleans Saints
Z fantastycznej drużyny, która zaledwie pięć lat temu zdobyła mistrzostwo, pozostali właściwie tylko QB Drew Brees, HC Sean Payton i GM Mickey Loomis. Niestety większość zmian nastąpiła na gorsze, a Saints przez nieodpowiedzialne transfery znaleźli się w sytuacji, w której musieli wykonać sporo desperackich ruchów, żeby zmieścić się pod salary cap.
Zobacz: Czy w działaniach New Orleans Saints jest jakaś logika?
W efekcie mamy naprawdę dziwną drużynę. Saints pozbyli się właściwie wszystkich wartościowych reciverów. Jimmy Graham został oddany do Seattle za centra Maxa Ungera i wybór w drafcie. Do Miami za picki i Daniela Ellerbe przeszedł Kenny Stills. Marques Colston zgodził się na obniżenie zarobków, ale on tylko z imienia i nazwiska przypomina jednego z bohaterów mistrzowskiego sezonu.
Za to, ni z tego ni z z owego, New Orleans Saints, jedna z najbardziej agresywnych podaniowych ofensyw w lidze, przestawia się na bieganie. Unger to znakomity fachowiec od blokowania dla RB. Podpisano nową umowę z Markiem Ingramem, a jego zmiennikiem ma być pozyskany z Bills C.J. Spiller.
W tej sytuacji nonsensem jest trzymanie Breesa i wyrzucanie na niego 26,4 mln dolarów w tym roku, bo wręczać piłki running backom mógłby jakiś dziesięciokrotnie tańszy weteran. Ale kto bogatemu zabroni?
Nie mniej dramatyczna jest sytuacja w obronie, gdzie poza DE Cameronem Jordanem nie widać mocnych punktów. OLB Junior Galette został zwolniony z powodów pozaboiskowych, świetny CB Keenan Lewis przeszedł operację biodra, po zeszłorocznej kontuzji wciąż zdrowieje S Jarius Byrd, a DB Kenny Vaccaro po niezłym debiutanckim sezonie w zeszłym roku kompletnie zawiódł.
Drew Brees to gwarancja, że Saints wygrają w tym roku kilka spotkań, choćby bardzo nie chcieli. Ale biorąc pod uwagę jak mało czasu zostało 36-letniemu rozgrywającemu do końca kariery, chciałbym podziwiać go w otoczeniu, w którym znów mógłby być jednym z najbardziej produktywnych rozgrywających w historii NFL.
Atlanta Falcons
Od kilku lat w offseason słyszymy tę samą śpiewkę: Falcons chcą stać się twardsi w obronie, wzmocnić obie linie i zacząć następny sezon jako mocniejsza, ostrzejsza drużyna. Efekty są mizerne i Sokoły stały się pod tym względem pośmiewiskiem NFL. Czy nadchodzący sezon może to zmienić?
Może, bo nowy trener Dan Quinn to były koordynator defensywy w najlepszej obronie ostatnich lat – Seattle Seahawks. Nie wątpię w jego talent, w jego zdolność do wykrzesania z podopiecznych wszystkiego co najlepsze, ale obawiam się, że w defensywie Falcons nawet najlepsze to nie za wiele. Falcons ściągnęli we free agency sporo zawodników do defensywy, ale większość z nich w innych drużynach było graczami drugiego i trzeciego planu. Być może Quinn coś z nich wydobędzie, ale to wszystko jak na razie jest mocno wątpliwe. W tej sytuacji największą nadzieją pozostaje OLB Vic Beasley, #8 tegorocznego draftu.
W ataku sytuacja jest nieco podobna jak w Nowym Orleanie, bo Falcons mają rozgrywającego, którego nie potrafią chronić, ani otoczyć sensowną drużyną – Matta Ryana. Może Ryan nie prezentuje jeszcze klasy Breesa z najlepszych lat, ale stanowczo to bardzo solidny starter. W przeciwieństwie do Breesa ma do kogo podawać, bo piłki od niego łapie fenomenalny Julio Jones.
I w tym duecie cała nadzieja Atlanty, bo jeśli Ryan pozostanie na nogach na tyle długo, by odszukać podaniem Jonesa, to może, podkreślam, może, zdobędą na tyle punktów, by nadrobić to, co straci defensywa.
Tampa Bay Buccaneers
Bucs to jeden z moich kandydatów do progresu, choćby dlatego, że gorzej być nie może. Przed rokiem wygrali zaledwie dwa mecze i wybierali z #1 w tegorocznym drafcie.Wzięli QB Jameisa Winstona, który powinien z miejsca dać im poprawę na rozegraniu. Wystarczy że będzie słaby i będzie to znacząca poprawa w stosunku do katastrofy, jaką byli przed rokiem Josh McCown i Mike Glennon.
Jednak Winston nie trafił w złe miejsce, jeśli chce odnieść sukces w NFL. Chociaż można mieć wątpliwości co do trenera Loviego Smitha, po fatalnym ubiegłym sezonie, to jednak były rozgrywający Florida State przynajmniej ma do kogo podawać. Vincent Jackson to uznana marka wśród reciverów, a Mike Evans powinien być w tym roku jeszcze lepszy, po imponującym debiutanckim sezonie.
Pytanie tylko, czy linia ofensywna kupi Winstonowi czas na wykonanie podania. Bucs poświęcili dwa wybory w drugiej rundzie na liniowych, ale wątpliwości pozostaną, póki ta grupa nie sprawdzi się w boju.
Także w defensywie Tampa Bay ma się na czym budować, bo fundamentami obrony są DL Gerald McCoy oraz LB Lavonte David.
Oczywiście w tej drużynie wciąż mamy masę znaków zapytania i luk w składzie. Gdyby tak nie było, nie „wywalczyliby” pierwszego wyboru w drafcie. Jednak ten rok daje nadzieję na rozpoczęcie odbudowy.
Mój typ: Julio Jones i Matt Ryan wystarczą, żeby przechwycić dywizję. Druga lokata dla odradzających się Buccaneers, trzecia dla Panthers, a Saints będą zsuwać się coraz głębiej w otchłań kryzysu.
ZOBACZ TEŻ: