O ile porażkę Rams w Chicago można było uznać za wypadek przy pracy, o tyle wyraźna przegrana u siebie z Philadelphia Eagles to już znaczące ostrzeżenie. Rams się zacięli, a co gorsza, zacięli się w ataku, który stanowił ich największy atut. Jeszcze za wcześnie, by uznać ekipę Seana McVaya za skończoną, ale trener roku 2017 na pewno będzie miał w tym tygodniu sporo pracy.
W podsumowaniu tygodnia o różnicy między wyjazdowymi Patriots, a tymi z Foxborough, pasjonującej walce o AFC West i najgorszej decyzji trenerskiej od 2011 r., przynajmniej według analityków z EdjSports. Zaczynamy jednak od drugiej z rzędu porażki LA Rams.
Regres Jareda Goffa
La Rams nie przegrali dwóch meczów sezonu zasadniczego z rzędu, odkąd drużynę objął Sean McVay. Ostatnio zdarzyło się to w sezonie 2016. Właściwie wtedy przegrali 7 meczów z rzędu i 11 z 12 kolejnych spotkań.
Mamy tendencję zapominać o tym co było kiedyś i przyjęliśmy ten niesamowity zwrot w grze Rams jako coś normalnego. Jasne, Rams w 2017 wzmocnili się kilkoma ważnymi zawodnikami, jak Andrew Whitworth, Cooper Kupp czy Aquib Talib, ale kluczowi zawodnicy drużyny McVaya – Jared Goff, Todd Gurley czy Aaron Donald to spadek po reżimie Jeffa Fishera.
Nigdzie nie widać pozytywnego wpływu McVaya w takim stopniu, jak w grze Goffa. Jeden z najbardziej rozczarowujących #1 draftu w historii stał się pełnoprawnym startowym rozgrywającym, a w pierwszej połowie roku był kandydatem do MVP.
Zobacz też: Jak Jared Goff dojrzewa jako zawodnik
Jednak dwa ostatnie mecze to dramatyczny regres Goffa, regres niemal do poziomu z 2016 r., kiedy był drugim najgorszym starterem z minimum 7 startami w ANY/A+ (gdzie 100 jest średnią dla rozgrywających z danego sezonu). W dwóch ostatnich meczach popełnił siedem strat przy braku podań na przyłożenie. Ma gorszy passer rating niż w debiutanckim sezonie (45,4 do 63,6), ANY/A (2,11 do 2,82) i minimalnie wyższą celność rzutów (56,1% do 54,6%). Notuje też więcej jardów na mecz (2259,5 do 155,6), ale w tej sytuacji to marna pociecha.
Tydzień temu pisałem, że Goff popełniał błędy pod presją. I to prawda, ale tylko jej część. Mam wrażenie, że Goff, po półtora roku gry na wysokim poziomie, po prostu uwierzył, że jest już elitarnym QB i próbuje zrobić za dużo.
Chicago Bears zagrali bardzo mądrze, co widać szczególnie na video All-22. Postanowili zablokować grę biegową Gurleya i dalekie podania Goffa. Otworzyli tym samym krótkie podania. Powiedzieli wprost: „nie damy wam biegać, nie damy wam podawać daleko, niech Goff spróbuje nas pokonać dziesiątkami krótkich piłek”. Goff nie miał cierpliwości, dał się sprowokować i zamiast otwartych krótkich ścieżek (checkdownów) próbował na siłę wciskać piłki na dalekie ścieżki, co bardzo odpowiadało Miśkom.
Eagles nie mają tak dobrej secondary ani linii defensywnej, bo żadna drużyna w tym roku nie dorównuje defensywnemu personelowi Bears. Jednak, zwłaszcza w pierwszej połowie, bardzo mocno zaciskali tackle box i usiłowali powstrzymać Gurleya, choć nie posunęli się do grania w czterech liniowych i trzech linebackerów przeciwko trzem WR Rams, co robili tydzień temu Bears.
Wciąż aktualnym mistrzom NFL powstrzymywanie Gurleya szło całkiem nieźle, bo RB Rams wybiegał 48 jardów w 12 próbach, a jeśli odliczyć jeden 21 jardowy bieg, to zostaje 27 jardów w 11 próbach. Większość biegów Gurleya po prostu nie przynosiła efektów.
Trzeba przyznać, że McVay początkowo pomagał Orłom w obronie, ordynując dość ciasne formacje, z których łatwiej zacieśnić tackle box. W miarę upływu czasu zaczął stawać szerzej, biegał mniej i starał się dołączyć jet sweepy, ale ogólnie do wygrania meczu potrzebował Goffa.
Widać wyraźnie, że McVay przepracował z Goffem poprzedni tydzień. Rozgrywający Rams nie próbował już być bohaterem w każdej akcji i chętniej brał checkdowny do Gurleya, który złapał 10 piłek na 78 jardów (najlepsze wyniki w drużynie). Jednak oba przechwyty Philly to efekt błędów Goffa. Najpierw zbyt optymistycznie ocenił swoje możliwości dogrania do dobrze krytego receivera. Jednak to drugie INT wywołało w kibicach Rams deja vu. Goff zgubił snap, a powalany na ziemię po prostu machnął ręką i posłał piłkę gdzieś. Gdzie? On sam tego nie wiedział, skończyło się na czułych objęciach defensora.
Naturalnie problemy Rams na Goffie się nie kończą. W grze Rams widać brak kontuzjowanego Coopera Kuppa. Defensywa, jak na zainwestowane w nią środki, spisuje się grubo poniżej oczekiwań. Jedna z szans na wyrównanie z Eagles uciekła przez fumble returnera bez udziału rywala. Jednak prostowanie przekrzywionego statku pod banderą z baranem musi się zacząć od zdyscyplinowania Goffa.
Oczywiście należy docenić Eagles. Zagrali najlepszy mecz w sezonie, pomimo braku Carsona Wentza, który ma pęknięty kręg w plecach. Kusi, żeby wyprowadzić analogię do zeszłego sezonu. Czy Foles znów uratuje sezon Philly? Przeciwko Rams zagrał poprawnie. Nic wielkiego, ale wykonał kilka dobrych rzutów pod presją i unikał większych błędów.
Na brawa, poza obroną, zasługuje też linia ofensywna, która konsekwentnie neutralizowała Aarona Donalda. Podwojenia, trapy i inne wymierzone w niego zagrania o-line przyniosły skutek. Donald miał kilka dobrych akcji, ale nie dominował. Świetny występ zaliczył też Alshon Jeffery, który nie przekroczył 50 jardów od połowy października, a tymczasem w niedzielę złapał wszystkie osiem piłek rzuconych w jego stronę na 160 jardów. Kilka w nieprawdopodobny wręcz sposób.
Rams mocno utrudnili sobie życie. NFC West mają już w kieszeni, ale będą musieli mocno powalczyć o wolne w pierwszej rundzie playoffów. Mają mecz straty do Saints, a w praktyce dwa mecze, bo przecież przegrali z Nowym Orleanem bezpośredni mecz. Nad naciskającymi na nich Bears mają tylko jeden mecz przewagi i również przegrany mecz bezpośredni. Na szczęście w kalendarzu zostali im tylko 49ers i Cardinals, a to niemal idealni rywale, by uspokoić i poustawiać ofensywę.
Eagles wciąż nie stracili szansy na playoffy. Dywizję odda im tylko komplet wygranych przy komplecie porażek Cowboys, ale od Vikings i dzikiej karty dzieli ich tylko pół zwycięstwa. Przed nimi trudny mecz z Teksans i wyjazd do stolicy, ale w niedzielę pokazali, że nie można ich skreślać w żadnym spotkaniu.
Trudne wyjazdy New England Patriots
Każda drużyna w NFL gra gorzej na wyjeździe niż w domu, a bukmacherzy szacują wartość własnego stadionu na ok. 3 punkty. Jednak w przypadku tegorocznych Patriots różnice są wręcz porażające. W Foxborough Pats wygrali wszystkie sześć meczów, w tym z Texans, Vikings czy Chiefs. Na wyjazdach maja bilans 3-5 i porażki w kiepskim stylu z Lions, Jaguars, Titans czy Dolphins.
Statystycznie nie widać aż tak wielkich różnic. Tom Brady na wyjazdach ma passer rating 93.4, u siebie 101.3, ale paradoksalnie to na Gillette Stadium dwukrotnie częściej rzuca INT. Rozgrywający rywali w Foxborough mają passer rating 80.8, a u siebie 91.1. Niby dużo, ale w praktyce to różnica między Mattem Staffordem, a Blakiem Bortlesem, czyli nie aż taka znacząca.
Można odnieść wrażenie, że poza własnym stadionem Patriots, znani z przywiązywania obsesyjnej wagi do detali, nagle zaczynają popełniać szkolne błędy. W niedzielę w Pittsburghu widzieliśmy to wszystko: dropy, masa niepotrzebnych kar, nieudane tackle i strata Toma Brady’ego w red zone, gdy niczym debiutant „chciał wyrzucić piłkę w aut, ale się nie udało”.
Steelers przegrali wcześniej trzy mecze, a w niedzielę grali słabo. Ben Roethlisberger bardzo się starał, by nie utrudniać Patriots wygranej i wykonał kilka fatalnych podań, a dwa z nich skończyły w rękach defensorów. Jednak wystarczyło, ze linia ofensywna stanęła na wysokości zadania. Big Ben rzadko kiedy był pod presją, a Jaylen Samuels jest kolejnym biegaczem natchnionym z Pittsburgha (142 jardy w 19 biegach), pokazując że może jednak Le’Veon Bell nie jest tak dobry jak mu się wydaje.
Na domiar złego trenerzy coraz częściej podejmują wątpliwe decyzje. Ten sztab trenerski nie raz udowodnił, że wie co robi i zasłużył na potężny kredyt zaufania. Ale kopanie z 10 jarda przy 4&1, gdy drużynie wcześniej niemal pełne trzy kwarty zajęło pierwsze dojście do red zone? Come On, Man!
Patriots zostały dwa mecze u siebie z Bills i Jets. Zapewne skończą z bilansem 11-5. Czy jednak wystarczy to, by wrócić na utracone 2. miejsce w AFC? Jeśli nie, już w Divisional Round mogą grac na wyjeździe, a biorąc pod uwagę ich postawę na wyjazdach w tym roku zapewne zakończy to serię siedmiu finałów AFC z rzędu.
Pasjonujący finisz AFC West
Gdyby Kansas City Chiefs dowieźli prowadzenie do końca meczu na własnym boisku przeciwko Los Angeles Chargers, mieliby w kieszeni wygraną w dywizji i niemal pewne pierwsze miejsce przed playoffami. Tymczasem Philip Rivers poprowadził szalony comeback, a Anthony Lynn zaordynował dwupunktowe podwyższenie zamiast kopnięcia, które doprowadziłoby do dogrywki. Czemu Lynn zagrał za dwa? Tłumaczyłem to przy okazji londyńskiego meczu Chargers – Titans. Chargers mieli większe szanse w akcji mającej ok. 50% skuteczności niż w dogrywce, gdzie Chiefs byliby faworytem.
W efekcie Chargers zapewnili sobie udział w postseason. Mają jednak szanse nawet na pierwsze miejsce w AFC. Obecnie mają taki sam bilans jak Chiefs, 1-1 w bezpośrednich starciach, ale tiebreakery faworyzują Chiefs. Chargers podejmują Ravens i jadą do Denver. Chiefs jadą do Seattle i podejmują Raiders.
Nietrudno wyobrazić sobie scenariusz, w których Chargers wygrywają oba mecze, a Chiefs przegrywają na trudnym terenie w Seattle. Wówczas KC startowaliby do plyoffów z piątego miejsca, a Chiefs z pierwszego.
Przy tym samym bilansie praktycznie nie ma możliwości, by to Chargers wygrali dywizję. Muszą liczyć na potknięcie Chiefs. W tej sytuacji podwójnego znacznie nabiera wpadka Chargers na własnym stadionie przeciwko Broncos. To nie tylko jedno zwycięstwo mniej, ale i porażka w ramach dywizji – kluczowy tiebreaker.
Najgorszy trenerski błąd dekady
Mecz Broncos – Browns. 4:39 do końca czwartej kwarty. Browns prowadzą 13:17. Piłka na 6 jardzie Browns w posiadaniu Broncos. 4&1. Vance Joseph, trener Broncos, ordynuje FG, który zmniejsza straty do 1 punktu.
Na pomeczowej konferencji tłumaczył, że „liczył na swoją obronę”. Obrona faktycznie zmusiła Browns do puntu, ale odzyskała piłkę głęboko na własnym terytorium, Broncos utknęli w okolicy połowy boiska i przegrali mecz, tracąc w praktyce szanse na playoffy.
Dlaczego decyzja Josepha była błędna? Field goal nie zwiększał szans Broncos na wygraną. Zarówno przy nieudanej konwersji, jak i przy celnym FG Broncos potrzebowaliby jeszcze jednego posiadania piłki. Po nieudanej konwersji rywale zaczną niemal 20 jardów głębiej na własnej połowie niż po kickoffie, który zapewne skończy się touchbackiem. Celny FG sprawia, że w kolejnej serii potrzeba tylko kolejnego FG, nie przyłożenia, to plus. Można powiedzieć, że celny FG jest lepszy od nieudanej konwersji. Ale czy konwersja byłaby nieudana? W chwili podejmowania ecyzji Joseph nie mógł tego wiedzieć. Co mógł?
W tym roku sytuacje 4&1 w red zone są konwertowane w NFL ze skutecznością przeszło 63% (45/62). Konwersja dałaby Broncos przyłożenie lub szansę na przyłożenie ze spaleniem zegara.
Jak policzyli analitycy z EdjSports ta decyzja kosztowała Denver ponad 33 pkt procentowe szans na wygraną. Kopanie dawało Broncos 26,7%, granie czwartej próby 59,8%. W obu przypadkach zakładamy, że nie znamy efektu akcji. EdjSports liczy konsekwencje decyzji trenerskich od 2011 r. To najgorsza decyzja jaką do tej pory zanotowali. Sądząc jednak po tym, że większość komentatorów telewizyjnych wciąż w takich sytuacjach gada o „braniu punktów”, sporo jeszcze wody w Colorado upłynie nim trenerzy będą świadomi jak bardzo utrudniają tym pracę swoim zawodnikom.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka:
– Chicago Bears zapewnili sobie wygraną w NFC North. W ten sposób stali się drużyną, która w ciągu jednego sezonu przeszła w dywizji z ostatniego miejsca na pierwsze. To częstsze niż się może wydawać: w 15 z 16 ostatnich sezonów przynajmniej jeden zwycięzca dywizji w NFL był w poprzednim sezonie na ostatnim miejscu.
– Julio Jones (Falcons) został piątym zawodnikiem w historii NFL z minimum trzema sezonami z 1500 jardów po złapanych podaniach. Pozostała czwórka to Jerry Rice, Marvin Harrison, Antonio Brown i Andre Johnson. Nikt nie zaliczył więcej niż czterech takich sezonów.
-Baltimore Ravens zaliczyli przynajmniej 190 jardów biegowych w pięciu kolejnych meczach. To pierwszy taki przypadek w NFL od 1976 r., gdy dokonali tego Pittsburgh Steelers w zupełnie innej epoce
2. Wydawało się, że Cowboys znaleźli formułę na ten sezon. Okazało się jednak, że wystarczy pokryć Amari Coopera i Dallas idzie znacznie gorzej. Z Indianapolis wyjechali z porażką 0:23.
3. Miami Miracle? Kto jeszcze o tym pamięta? Dolphins zostali rozbici przez Vikings 41:17 i ich szanse na playoffy zmalały niemal do zera.
4. San Francisco 49ers sensacyjnie wygrali po dogrywce z Seattle Seahawks i dodatkowo skomplikowali sytuację w NFC. Niewydraftowany 23-letni QB Nick Mullens ma w tym roku na koncie 10 TD, 6 INT i passer rating 96.0. Może nie są to zbyt imponujące liczby, ale lepsze niż w tej ofensywie wykręcał Jimmy Garoppolo przed kontuzją, a dodatkowo Mullens bierze dwa razy mniej sacków. Wątpliwe by Mullens zastąpił Garoppolo na stałe, ale po skończeniu kontraktu w 49ers może liczyć na jakieś 4-5 mln rocznie jako zmiennik w jakimś klubie.
Ciekawostka: Nick Mullens podał w tym sezonie w sumie na 675 jardów przeciwko Seahawks. Nigdy żaden QB w NFL nie uzyskał więcej jardów podaniowych przeciwko Seahawks w jednym sezonie. A dwa mecze w sezonie grali z nimi m.in. Kurt Warner czy John Elway.
5. Ofensywa Saints nie zachwyca w ostatnich tygodniach, ale minimalne zwycięstwo w Charlotte nad Panthers wystarczyło, by zapewnić sobie wygraną w NFC South i wyjść na prowadzenie w NFC. Drew Brees przez całe playoffy w Superdome? To musi cieszyć kibiców Świętych.
6. Draft watch: 1. ARI, 2. OAK, 3. NYJ, 4. SF, 5. JAX, 6. ATL, 7. DET, 8. TB, 9. NYG, 10. BUF.
Muszę przyznać, że dziwnie nie widzieć na tej liście Browns. Dziwnie, ale w sumie przyjemnie.