Najważniejszym zadaniem każdego generalnego menedżera w NFL jest znalezienie swojej drużynie rozgrywającego na lata. W zasadzie jedynym miejscem, gdzie można go szukać, jest pierwsza runda draftu. Ale czy faktycznie zasób elitarnych quarterbacków jest tak mały, czy raczej pozycja w drafcie determinuje ilość szans, które dostanie młody zawodnik?
W podsumowaniu tygodnia przyjrzymy się pierwszemu starciu Mahomes kontra Watson. Zastanowimy się czy można już mówić o 49ers jako faworytach NFC oraz co się dzieje z LA Rams. Zaczniemy jednak od bezprecedensowych sukcesów nieznanych rozgrywających.
Wróżenie z małej próby
W NFL mamy trzynastu „franchise QB”, czyli rozgrywających, którzy są niekwestionowanymi starterami na swojej pozycji na najbliższe lata lub, jak w przypadku Brady’ego i Breesa, grają na najwyższym poziomie od wielu sezonów. Są to Tom Brady (Patriots), Ben Roethlisberger (Steelers), Deshaun Watson (Texans), Patrick Mahomes (Chiefs), Philip Rivers (Chargers), Carson Wentz (Eagles), Dak Prescott (Cowboys), Aaron Rodgers (Packers), Matt Stafford (Lions), Drew Brees (Saints), Matt Ryan (Falcons), Cam Newton (Panthers) i Russell Wilson (Seahawks).1
Dodatkowo pięciu młodych zawodników ma spore szanse, by do nich dołączyć, choć tu werdykt wciąż nie jest jednoznaczny. Są to: Sam Darnold (Jets), Lamar Jackson (Ravnes), Baker Mayfield (Browns), Jimmy Garoppolo (49ers) i Jared Goff (Rams).
W pierwszej grupie 9 z 13 zostało wybranych w pierwszej rundzie draftu. Wyjątkami się Brady (6. runda), Brees (2. runda), Prescott (4. runda) i Wilson (3. runda). W drugiej grupie „rodzynkiem” jest Garoppolo, wzięty w 2. rundzie.
Jak widać zasób rozgrywających jest niewystarczający dla 32 drużyn NFL. Można próbować zapłacić wielkie pieniądze rozgrywającemu, który coś tam kiedyś pokazał. Ale jak pokazały przykłady Andy’ego Daltona, Kirka Cousinsa, Nicka Folesa, Joe Flacco i Case’a Keenuma, jest to raczej droga do frustracji, niż do sukcesów.
Wygląda na to, że jedyną drogą do rozgrywającego na lata jest pierwsza runda draftu. Wierzy w to wiele osób podejmujących decyzje w NFL, a tegoroczni Miami Dolphins z „tankowania” po #1 w drafcie uczynili nigdy na tym poziomie nie widzianą sztukę.
Ale czy na pewno tylko pierwsza runda gwarantuje sukces?
Kluby NFL muszą oceniać swoich przyszłych rozgrywających w bardzo małej próbie spotkań. Teoretycznie zawodnik uczelniany, jeśli jest starterem od pierwszego roku, omijają go kontuzje, gra w konferencji która gra finał (a nie wyłania mistrza na podstawie bilansu po sezonie zasadniczym), wchodzi co roku do playoffów i gra o akademickie mistrzostwo kraju, może zagrać w karierze 60 meczów. W praktyce znacznie częściej jest to 20-30 spotkań, bo obiecujący rozgrywający nie zostają na uczelni czterech lat, a powierzenie sterów ofensywy świeżakowi również nie jest czymś normalnym.
W efekcie skauci muszą zgadnąć, który z młodych ludzi mających za sobą niecałe dwa sezon (NFL-owe) doświadczenia, będą rozgrywającymi na lata. Dwudziestolatkowie wciąż jeszcze rozwijają się fizycznie i dojrzewają mentalnie. A w epoce social media wystarczy jeden głupi filmik, by polecieć w drafcie na łeb, na szyję. A, tak z ręką na sercu, kto z nas nie zrobił czegoś głupiego mając 20 lat?
Dodatkowo oceniani zawodnicy grają w specyficznych systemach ofensywnych, inną piłką, na nieco innym boisku i przeciwko znacznie słabszym defensywom.
Decyzja w drafcie określa przyszłość rozgrywającego na wiele lat. Ci z pierwszej rundy są chronieni, dostają szansę za szansą i szuka się dla nich wymówek. Ci z dalszych rund? Jedna szansa i do widzenia. Często w fatalnej sytuacji, bez przygotowania, z kolegami, którzy nie są specjalnie zainteresowani wygrywaniem, a raczej szukaniem nowej drużyny. A nawet ci, którzy szansę dostaną, mogą uważać się za szczęściarzy. Większość traci pracę na przełomie sierpnia i września.
Blaine Gabbert i Blake Bortles wciąż mają pracę w NFL. Głównie dlatego, że byli wyborami w pierwszej rundzie draftu, bo każdy, kto ma oczy wie, że nie nadają się do gry na tym poziomie. Joe Flacco przygarnie w tym sezonie 18,5 mln dolarów, choć on akurat ma przynajmniej na koncie jedne naprawdę wybitne playoffy. Tim Tebow nie nadawał się na rozgrywającego w NFL, ale trzy drużyny, w tym Patriots, zaprosiły go na obóz przedsezonowy, gdy dla wszystkich było to jasne. Nathan Peterman, rzucony wilkom na pożarcie, stał się memem, a Jared Goff po jednym z najgorszych sezonów debiutanckich w historii, dostał drugą szansę i ją wykorzystał.
Jednak prawdziwym uosobieniem wiecznych szans dla rozgrywających są dwa pierwsze wybory w drafcie 2015.
Jameis Winston popełnił w niedzielę w Londynie sześć strat – pięć przechwytów i jedno stracone fumble (z dwóch ogółem). To nic nowego, odkąd dołączył do NFL w 2015 r. jest zdecydowanym liderem z 89 stratami i ogromną przewagą nad Blakiem Bortlesem i Eli Maningiem. W Londynie Winston rozegrał piąty mecz, w którym miał cztery straty lub więcej. Nikt inny nie miał w tym czasie więcej niż dwóch takich meczów. Czy w Tampie uparcie forsowano by tego zawodnika, gdyby nie trafił do klubu z #1 w drafcie?
Z #2 w 2015 r. poszedł Marcus Mariota. W niedzielę wylądował na ławce rezerwowych, a zastąpił go Ryan Tannehill, kolejny z pierwszorundowych quarterbacków, który dostał n-tą szansę na nowy start. Mariota nie popełnia takiej masy strat. Głównie dlatego, że „błędów nie robi ten, kto nic nie robi”. Jego gra opiera się na braniu sacków i wyrzucaniu piłki w aut – byle nie popełnić straty. Połączenie dużej liczby sacków z małą liczbą podań na przyłożenie daje nam wybitnie nieefektywnego rozgrywającego. Fakt, sporo z tego to nie jego wina – miał problemy ze zdrowiem, a zarząd klubu nie ma żadnej spójnej wizji budowy drużyny. Ale czy szukalibyśmy takich wymówek dla rozgrywającego z czwartej czy piątej rundy?
Być może ten sezon stanie się jaskółką zmian. Już w zeszłym roku w zastępstwie Garoppolo bardzo dobrze spisał się Nick Mullens. Niewybrany w drafcie absolwent Southern Miss, którą trudno uznać za uniwersytecką potęgę. Tam też przegrał więcej meczów niż wygrał. Dopiero po kontuzjach Garoppolo i C.J. Betharda został wezwany z practice squadu. Furory nie zrobił, ale za minimalną pensję grał w okolicy ligowej średniej.
W tym roku można stwierdzić, że dwaj najlepsi młodzi QB zostali pominięci przez wszystkie drużyny. Gardner Minshew zaczął swoją karierę w szkole policealnej, potem miał dwa słabe lata na East Carolina i jeden dobry rok w Washington State. Spadł do szóstej rundy draftu 2019, bo był „za mały” (185 cm) i miał „za słabe ramię”. Nagle musiał zastąpić kontuzjowanego Nicka Folesa. Dostał drużynę Jaguars z poważnymi problemami personalnymi, konserwatywnym sztabem trenerskim i bez nadziei na dobry wynik. W sześciu meczach podał na 9 TD i 2 INT i ma taki sam passer rating jak Tom Brady. A jego wąs powoli przechodzi do legendy. Jaguars mają bilans 2-4, ale ich młody QB to chyba jedyny zawodnik, do którego nie można mieć większych pretensji.
Kyle Allen zaliczył już jeden niezły mecz w zeszłym roku. W tym zastępuje kontuzjowanego Cama Newtona i jak na razie nie przegrał meczu. W drafcie 2018 nikt go nie chciał. W gruncie rzeczy trudno się dziwić. Allen wylądował na ławce rezerwowych za słabą grę nie na jednej, lecz na dwóch uczelniach (Texas A&M i Houston). A jednak wygrał wszystkie swoje starty jako rozgrywający Carolina Panthers. W tym roku ratuje sezon swojej drużyny, który po dwóch porażkach na starcie i kontuzji Newtona większość spisała na straty. Statystycznie jest nawet lepszy niż Minshew – 7 TD, 0 INT i passer rating 106,6 (5. najlepszy w NFL). Oczywiście ma wsparcie bardzo dobrej defensywy, ale nie można odbierać mu zasług.
Trudno powiedzieć, czy któryś z tej trójki zrobi wielką karierę w NFL. Koordynatorzy defensywy w NFL są dobrzy w znajdowaniu słabości, gdy mają do dyspozycji więcej filmu z poprzednich meczów, o czym boleśnie przekonują się m.in. Lamar Jackson i Baker Mayfield. Jednak nie ulega wątpliwości, że w dalszych rundach da się wyłowić prawdziwe nieoszlifowane diamenty. Albo chociaż rubiny. W każdym razie zawodników, których z rożnych powodów NFL początkowo przeoczyła. Potrzebują tylko szansy.
Nie sądzę, żebyśmy obserwowali początek dłuższego trendu. W NFL musisz dostarczyć dobry wynik albo tracisz pracę. Jeśli wybrałeś rozgrywającego w pierwszej rundzie, musisz na niego stawiać, bo inaczej przyznasz, że zmarnowałeś cenne zasoby organizacji. Ogrywanie młokosów z dalszych rund w poszukiwaniu talentów? Nie ma na to czasu.
W 2008 r. czterech rozgrywających nigdy nie wybranych w drafcie prowadziło ofensywy playoffowych lub prawie playoffowych drużyn: Kurt Warner (Cardinals), Jake Delhomme (Panthers), Jeff Garcia (Buccaneers), and Tony Romo (Cowboys). Nie był to jednak początek trendu, tylko przypadkowy zbieg okoliczności. Tegoroczny wysyp rozgrywających z dalszych rund również pozostanie jedynie miłym wspomnieniem. Wkrótce wrócimy do setek szans dla niewypałów z pierwszych rund.
Czy jakaś drużyna będzie skłonna złamać trend? Czy da trenerowi i GM-owi wolną rękę? Minshew, Allen i Mullens nie są lepsi niż Brady, Brees, Mahomes czy Wilson i zapewne nie będą. Ale wolałbym Allena na debiutanckiej umowie, niż Daltona albo Flacco za miliony.
Niners to nowi Rams?
Niedziela stanowiła przekazania pałeczki w kategorii „Drużyna z NFC West z Modnym Młodym Ofensywnym Trenerem i Rozgrywającym, Który w Sumie Jest Taki Sobie, Ale Daje Radę, Która Nagle z Tragicznej Stała Się Mocną”. Innymi słowy 49ers mają sporo wspólnego z LA Rams sprzed dwóch sezonów, a w dwóch ostatnich meczach pokazali, że mają mistrzowskie aspiracje.
Różnic jest naturalnie sporo. Przede wszystkim Kyle Shanahan nie odmienił drużyny w jeden offseason, jak wcześniej McVay zrobił to z Rams. Shanahan i GM John Lynch pracują nad Zatoką Kalifornijską już trzeci rok i w tym czasie konsekwentnie budują swoją ekipę. Nawet jeśli wymaga to wątpliwych wielkich kontraktów dla niesprawdzonego rozgrywającego czy absolutnie rekordowej umowy dla fullbacka.
Jednak nie wszystkie ruchy są tak kontrowersyjne. John Lynch miał w ostatnich latach trzy wybory w pierwszych rundach, wszystkie w TOP10, i za każdym razem brał liniowego (ofensywnego lub defensywnego). Choć sam jest byłym safety, doskonale wie, że drużyna zaczyna się na liniach.
San Francisco to drużyna oparta na obronie. To może dziwić, bo przecież Shanahana znamy jako magika od ofensywy. Jednak ofensywa jest dość przeciętna. QB Jimmy Garoppolo statystycznie sytuuje się gdzieś w okolicach ligowej średniej, choć ma nieco za dużo strat. Jak pokazują Next Gen Stats Shanahan kreuje swojemu rozgrywającemu sporo okazji do łatwych podań. Według tego modelu Garoppolo powinien posłać do celu 68,5% podań i jest to trzeci wynik w NFL. Jego rzeczywista skuteczność podań wynosi 69,9%, czyli podaje minimalnie lepiej, niż można by oczekiwać.
Tymczasem obrona wymusiła już 12 strat w tym sezonie, co jest czwartym najlepszym wynikiem w NFL. To jednak nie jest tylko oportunistyczna formacja, czekająca na błędy rywala. Przekonali się o tym Rams, których ofensywa, poza pierwszą serią, została kompletnie zdławiona. Jared Goff podał tylko na 48 jardów netto (wliczając sacki) przy porażającej średniej 1,71 jarda na próbę podaniową. To byłby słaby wynik nawet w akcjach biegowych. Przy podaniowych to po prostu katastrofa.
Think of all the bad QB play you've seen in the last 20 years.
All the bad weather, third string QBs, great pass defenses you've watched.
There have only been 7 games since '00 where a team gained a 1st down on 4% (or worse) of their pass plays.
Jared Goff yesterday is one. pic.twitter.com/qtFT84yMyv
— Football Perspective (@fbgchase) October 14, 2019
Przez cały mecz Rams nie udało się konwertować ani jednej trzeciej lub czwartej próby i tylko jedna z 28 akcji podaniowych przyniosła pierwszą próbę. Według modelu DVOA Football Outsiders 49ers w wersji 2019 to najlepsza defensywa po pięciu meczach w historii NFL. Warto tylko pamiętać, że DVOA mierzy relatywną siłę w stosunku do innych rywali. Czyli 49ers są defensywą, która najbardziej przewyższa inne w „swoim” sezonie, niekoniecznie po prostu najlepszą. Wiele już powiedziano i napisano o historycznym starcie obrony Patriots, ale 49ers wcale nie są słabsi. W obecnej formie są faworytami NFC, ale sporo jeszcze grania przed nami.
Tymczasem Rams wyglądają fatalnie. Defensywa gra klasę słabiej. Linia ofensywna ma problemy ze zdrowiem, a niemal 38-letni LT Andrew Whitworth po raz pierwszy w karierze wygląda na zmęczonego i powolnego. Todd Gurley jest permanentnie kontuzjowany. Problemem jest też Jared Goff. Młody rozgrywający Rams nigdy nie był najbystrzejszym dzieciakiem na podwórku. Jednak McVay potrafił zniwelować te braki „zdalny sterowaniem” zza linii bocznej, dzięki czemu Goff mógł wykorzystywać swój talent podaniowy.
Jednak koordynatorzy defensyw w NFL rozgryźli już system McVaya. W efekcie Goff, pod coraz większą presją, jest coraz bardziej zagubiony. Co gorsza odbija się to też na jego technice. W czwartej kwarcie meczu z 49ers przy 4&6 mógł przedłużyć szanse swojej drużyny. Gerald Everett urwał się zupełnie niekryty i celne podanie oznaczało pewne przyłożenie. Goff przestrzelił o dobre kilka jardów.
Sean McVay musi pokazać, że potrafi się dostosować do zmieniających się warunków. W ostatnim Super Bowl niespecjalnie mu się to udało. Najlepsi trenerzy w NFL, ci którzy zachowują stanowisko przez lata, potrafią dostosować swój system do nowych pomysłów przeciwników. Czasami wymaga to porzucenia tego, w czym się było dobrym i zmiany sposobu myślenia. Czy McVay to potrafi?
Co gorsza Rams na przynajmniej trzy najbliższe sezony związani są wielkimi umowami z Gurleyem i Goffem. Umowami, których nie musieli dawać. Zachowali się w porządku wobec swoich młodych gwiazd i nagrodzili ich dobrą grę dużymi pieniędzmi, ale mocno to godzi w ich konkurencyjność. W przyszłym roku Goff, Gurley, Brandin Cooks i Aaron Donald będą pożerali niemal połowę salary cap. Projekcja Spotrac. com daje Rams ok. 35 mln dolarów wolnych w limicie płac i to przy zaledwie 38 zakontraktowanych graczach. A dziur w składzie jest całkiem sporo. W lecie czekają ich trudne decyzje, zwłaszcza jeśli McVay nie zdoła ogarnąć tego kryzysu.
Runda pierwsza dla Watsona
Dashaun Watson kontra Patrick Mahomes. Czy w niedzielę oglądaliśmy początek kolejnej wielkiej rywalizacji? Czy to będzie Manning vs. Brady nowego pokolenia? Wiele na to wskazuje. Już runda pierwsza dostarczyła niemałych emocji, a Houston Texans Watsona wywieźli niespodziewane zwycięstwo z Kansas City.
Zwycięstwo Houston mogło być jeszcze bardziej imponujące, ale Will Fuller w ciągu tygodnia zapomniał jak się łapie i upuścił trzy podania na TD. O ile dwa pierwsze były dość trudnym chwytem, o tyle trzecie receiver NFL powinien bezwzględnie złapać. Piłkę tuż przed polem punktowym upuścił też DeAndre Hopkins, a kicker Ka’imi Fairbairn kontynuuje fatalny sezon – tym razem przestrzelił FG i podwyższenie.
Chiefs zagrali świetną pierwszą kwartę, ale potem byli bezradni. Zwłaszcza defensywa, która po raz kolejny zagrała bardzo słabo. Texans popełnili trzy straty, a mimo to zdobyli na wyjeździe 31 punktów. Ostatnią drużyną, która wymusiła u siebie minimum trzy straty, zdobyła 24 punkty lub więcej i przegrała, byli Seattle Seahawks w 2015 r.
Chiefs tradycyjnie byli efektywniejsi w ataku, zdobywając 6,6 jarda na snap przy 5,7 po stronie Texans. Tylko że znów obrona nie potrafiła zejść z boiska. Goście utrzymywali się przy piłce przez 39 min. 48 sek., co jest najlepszym wynikiem w tym sezonie (choć w historii było ponad 40 meczów, w których jedna drużyna miała posiadanie ponad 40 min.). Obrona KC popełniała błąd za błędem, a zawodnicy Houston regularnie zdobywali pierwsze próby sporo po pierwszym kontakcie z obrońcą. Technika i jakość tackli w Chiefs wołała o pomstę do nieba. Obrona biegowa nie działa, a pass rush nie potrafił ani razu dopaść Deshauna Watsona, który jest najczęściej sackowanym rozgrywającym ostatnich lat.
Nie brakowało błędów mentalnych. W końcówce drugiej kwarty defensywa Chiefs przechwyciła dalekie podanie Watsona w czwartej próbie, zamiast zbić je na ziemię. Kosztowało to KC 20 jardów i okazało się bardzo kosztowne, gdy w kolejnej akcji piłkę zgubił Patrick Mahomes, co pozwoliło gościom na zdobycie cennych punktów przed przerwą.
Mahomes był pod presją większość meczu. Linia Chiefs tradycyjnie zagrała słabo, zwłaszcza lewa strona. Co gorsza rozgrywający KC znów podkręcił kontuzjowaną kostkę i miało to zauważalny wpływ na jego mobilność i precyzję rzutów.
Z wyniku najbardziej zadowoleni są New England Patriots. Oni mają komplet zwycięstw, najgroźniejsi rywale w AFC już po dwie porażki. Chiefs muszą na już szukać wzmocnień w obronie i linii ofensywnej, czy to personalnych, czy schematycznych. Na razie przypominają Packers 2011 – drużynę z absolutnie zabójczym atakiem, która rozpada się, gdy tylko ofensywa ma odrobinę gorszy dzień.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka
– QB Lamar Jackson (Ravens) został pierwszym zawodnikiem w epoce Super Bowl, który podał na minimum 200 jardów i pobiegł na minimum 150 jardów w jednym meczu sezonu zasadniczego. Wcześniej dokonał tego Colin Kaepernick w playoffach.
– QB Russell Wilson (Seahawks) został czwartym QB w historii, który zaczął sezon od sześciu meczów z passer ratingiem powyżej 100
– K Brett Maher (Cowboys) został trzecim zawodnikiem w historii z dwoma celnymi kopnięciami z przeszło 60 jardów w karierze
2. Z notatnika medyka
– WR Josh Gordon (Patriots) doznał paskudnie wyglądającego urazu nogi. Na szczęście wygląda na to, że nic poważnego się nie stało i Gordon wróci w tym sezonie, choć niekoniecznie już w przyszłym tygodniu.
– TE Will Dissly (Seahawks) zerwał ściagno Achillesa i to koniec jego sezonu
– RT Tytus Howrd (Texans) doznał urazu nogi, po którym będzie musiał przejść operację i nie zagra już w tym sezonie
– WR Marqise Lee (Jaguars) skręcił kostkę i będzie wyłączony z gry przez kilka tygodni
– WR Amari Cooper (Cowboys) pogłębił uraz mięśnia uda. Nie wiadomo na ile poważna jest kontuzja, ale takie rzeczy potrafią się ciągnąć tygodniami.
– pass rusher Stephon Tuitt (Steelers) zerwał mięsień piersiowy, co oznacza koniec sezonu
– OG Kyle Long (Bears) wylądował na liście kontuzjowanych z powodu problemów z biodrem. To czwarty sezon z rzędu, który Long skończy na IR.
3. Pierwsza połowa londyńskiego meczu Bucs – Panthers miała bardzo niecodzienne zakończenie. Najpierw Buccaneers popełnili cztery falstarty z rzędu zanim udało im się wykonać poprawny punt2. Po krótkim, 39-jardowym puncie Panthers próbowali wykonać fair catch kick. Po złapaniu piłki w ramach fair catch łapiąca drużyna może wykonać kopnięcie na bramkę bez snapu i bez obrony. Tylko holder trzymający piłkę kickerowi. Niestety Joey Slay przestrzelił z 60 jardów. Nie przeszkodziło to jednak Panterom wyjechać z Londynu ze zwycięstwem, głównie dzięki wspomnianym wyżej sześciu stratom Winstona.
4. Tegoroczny sezon Cleveland Browns to prawdziwy emocjonalny rollercoster. Browns miotają się od kandydata do playoffów do kompletnej katastrofy. Czasami w jednym meczu. Na własnym stadionie prowadzili przez ponad połowę meczu z Seattle Seahawks, ale ostatecznie to goście wywożą z Ohio zwycięstwo. Baker Mayfield aż 5,6% swoich podań posyła w ręce rywali i jest to zdecydowanie najgorszy wynik w lidze. Gdyby skończył sezon z takim wskaźnikiem byłby to najgorszy wynik od 2009 r., kiedy Josh Freeman zaliczył 6,2%.
5. Aaron Rodgers zaliczył kolejny magiczny comeback przeciwko Lions. Tym razem nie potrzebował „zdrowaśki”, a, niestety, pomocy sędziów, którzy rzucili flagi przy dwóch wątpliwych przewinieniach Trey Fowersa i nie rzucili przy DPI obrony Packers. Postawa sędziów w tym sezonie to jedno z największych negatywnych zaskoczeń.
6. W „Tank Bowl” zobaczyliśmy niemal wszystko: zmyłkowy punt, Fitzmagię, która prawie odwróciła losy meczu i nieudane dwupunktowe podwyższenie po zwycięstwo. Miami Dolphins ostatecznie obronili #1 w drafcie, a Washington Redskins pewnie będą wybierali z #2 albo nawet #3.
7. Po udanym sezonie 2018 LA Chargers wrócili do tradycyjnej, katastrofalnej dyspozycji. Porażka ze Steelers u siebie była ich czwartą przegraną w tym sezonie. To boli tym bardziej, że ok. 80% fanów na stadionie stanowili kibice Steelers, którzy zjechali się z całego zachodniego wybrzeża. Po wyprowadzce z San Diego Chargers są drużyną bez stadionu, bez kibiców i bez pomysłu na sukces.
8. Tydzień temu można się było zastanawiać, co rzeczywiście potrafią Cowboys. Porażka z Jets, dla których była to pierwsza wygrana w sezonie, udowodniła, że to nie jest materiał na contendera. W przypadku Jets zasadne pozostaje pytanie na ile ich wcześniejsze problemy wynikały z braku rozgrywającego. Ofensywa z Samem Darnoldem na czele zaprezentowała się dwie klasy lepiej.
Zostań mecenasem bloga: