Site icon NFL Blog

Czy Rams zdołają utrzymać się w czołówce?

Przyszłość Los Angeles Rams

Mistrzostwo Los Angeles Rams było niespodziewane, ale jednocześnie pokazało, że w ich szaleństwie (budowie składu) była jakaś metoda. Czy teraz przyjdzie im zapłacić za to rachunek? A może będą w stanie utrzymać większość składu i wciąż odgrywać czołową rolę w NFC?

 


Od samego początku istnienia tego bloga z premedytacją staram się unikać politykowania (co nie znaczy, że nie mam swoich poglądów), a o polityce piszę o tyle, o ile zahacza ona bezpośrednio o sport. Wiem, że w obliczu inwazji Rosji na Ukrainę inne problemy schodzą na dalszy plan. Jednak dla własnego zdrowia psychicznego nie możemy ograniczyć się tylko do czytania, pisania, rozmawiania i myślenia o wojnie. Mam nadzieję, że ten tekst (i kolejne w nadchodzących tygodniach) staną się dla Was taką odskocznią. Jeśli uważasz, że to w obecnej sytuacji niestosowne, po prostu nie czytaj.


 

Na pewno słyszeliście wielokrotnie (sam też o tym pisałem), że Los Angeles Rams to drużyna stworzona na „tu i teraz”. Faktycznie, sięgnęli po tytuł mistrzowski i należą im się brawa. Przypomnijmy, że tylko 12 klubów NFL (licząc razem z Rams) zdołało sięgnąć po mistrzostwo w XXI wieku. Myślę, że podejście „whatever it takes” miałoby wielu zwolenników wśród fanów pozostałych 20 ekip.

W tym tekście nie chcę się zastanawiać, czy Rams mieli rację budując skład tak, a nie inaczej. Rację mieli – to zweryfikowało boisko, choć jak zwykle w NFL sukces od porażki dzieli cienka granica, w tym wypadku było nią m.in. upuszczone INT w finale konferencji. Chcę się raczej zastanowić co dalej, czy to w perspektywie następnego sezonu czy kilku kolejnych.

 

Aktualna sytuacja

Dwa najważniejsze pytania, które pojawiły się po Super Bowl: co z Seanem McVayem i Aaronem Donaldem? W obu przypadkach pojawiły się pogłoski o możliwej sportowej emeryturze lub przejściu do telewizji w przypadku zwycięskiego zakończenia finału.

Obaj są kluczowymi postaciami drużyny. McVay spotkał się z zasłużoną krytyką za fatalny plan gry na Super Bowl i brak odpowiednich modyfikacji w trakcie meczu. Jednak nie ulega wątpliwości, że wykonał w Rams fantastyczną pracę i przemiana drużyny z permanentnych przeciętniaków w ścisłą czołówkę NFC to w dużej mierze jego zasługa. Z kolei Donald to najlepszy obecnie defensor NFL, przewyższający przynajmniej o klasę innych graczy z jego pozycji. Jego odejście sprawiłoby, że obrona musi „na wczoraj” kompletnie przebudować całą filozofię gry.

Trener podobno potwierdził klubowi, że do telewizji się nie wybiera, a jego celem jest walka o obronę mistrzostwa. Prawdę mówiąc przejście do TV miałoby dużo sensu. Lepsze pieniądze, lepsze godziny pracy, mniejszy stres, a przy tym wciąż w bezpośredniej bliskości ukochanego sportu. Planujący założenie rodziny McVay mógłby faktycznie stać się mężem, a potem może i ojcem, a nie gościem we własnym domu, jak ma to miejsce z wieloma trenerami NFL. Tyle że na tym poziomie tak zawodnicy jak trenerzy są uzależnieni od rywalizacji i wcale nie tak łatwo ją porzucić. A Rams na pewno „dosłodzą” umowę swojego trenera.

Donald jak na razie nic oficjalnie nie ogłosił. Na mistrzowskiej paradzie wydawał się gotowy, by ruszyć do obrony tytułu z McVayem, ale w takiej atmosferze i z alkoholem krążącym w żyłach mówi się różne rzeczy, które niekoniecznie są zgodne z rzeczywistością. Jak na razie wygląda na to, że Donald powróci w przyszłym roku, ale nie ma gwarancji.

Licząc z Donaldem, Rams mają obecnie 59 graczy z ważnymi kontraktami, ale spora część z tego grona to gracze głębokich rezerw lub ze świeżymi umowami zakontraktowani z myślą o wypełnieniu składu na obóz treningowy. Naturalnie któryś z nich może zaskoczyć i stać się ważną częścią rotacji w sezonie, ale szanse na to są niewielkie.

Choć wśród wolnych agentów najbardziej rozpoznawalnymi są Von Miller i Odell Beckham, to jednak najważniejszymi są OG Austin Corbett i C Brian Allen. W połączeniu z prawdopodobną emeryturę Andrew Whitwortha oznacza to, że trzech z pięciu starterów OL z ostatniego Super Bowl może nie zagrać dla Rams w przyszłym roku.

 

Salary cap

Rams należą do drużyn, którzy dość swobodnie podchodzili do nowych umów dla zawodników. Zdecydowanie przedwczesne drugie kontrakty Todda Gurleya i Jareda Goffa odbiły im się czkawką, choć z drugiej strony aktualna umowa Coopera Kuppa należy do największych promocji w NFL. Trzeba im oddać, że nie wahali się i wyszli ze wspomnianych umów Goffa i Gurleya, gdy okazały się niewypałami, ale to dodatkowo obciążyło ich limit płac.

W offseason 2022 wchodzą z -13,2 mln dolarów, czyli są 13,2 mln ponad limitem płac przed podpisaniem jakichkolwiek nowych umów, w tym z debiutantami. Jednak ostatnie lata nauczyły nas, że salary cap to tylko system księgowy i jeśli drużyna jest wystarczająco chętna i kreatywna, to zawsze znajdzie się sposób na wygenerowanie dodatkowego miejsca pod limitem. Przecież Rams zdołali wystawić mistrzowski skład, choć ponad 1/4 ich salary cap zajmowały martwe dolary, pozostałe po wcześniejszych nieudanych umowach, z czego 32 mln to bagaż po kontraktach Goffa i Gurleya.

Serwis sportac.com przedstawił serię manewrów, dzięki którym Rams mogą uwolnić nawet 100 mln dolarów. Choć część tych ruchów jest mocno ekstremalnych, to jednak artykuł pokazuje, że w razie potrzeby klub może uwolnić niemal dowolne pieniądze. Może nie na poziomie „wywalmy Stafforda i skłońmy Brady’ego, by wrócił z emerytury”, ale już na poziomie „stać nas na dowolnego wolnego agenta w rynku” już jak najbardziej.

Dlatego, wbrew pozorom, nie muszą się martwić o stan salary cap. Wydatki zawsze się tak zaksięguje, by było dobrze. Tak długo, jak rzeczywisty cashflow trzyma się jak należy, salary cap nie stanowi problemu.

 

Skąd brać nowych graczy?

Problem Rams polega na czymś zupełnie innym. Najważniejszym źródłem taniej i utalentowanej siły roboczej w NFL jest draft. Wydraftowany zawodnik to cztery lata gry przy w pełni kontrolowanych kosztach. Niemal zawsze debiutant będzie tańszy niż weteran o porównywalnej klasie. Nawet jeśli czołowymi postaciami w drużynie są weterani, to właśnie debiutanci i gracze na debiutanckich kontraktach stanowią o bezcennej głębi składu.

W NFL nie ma mowy o tym „czy” kontuzje się pojawią. Pytanie brzmi „kiedy, ile i jak poważne”. Wówczas potrzebni są gracze, którzy zastąpią tych kontuzjowanych. W Rams z tym był, jest i będzie problem. W tym sezonie najjaskrawszym przykładem był uraz Roberta Woodsa. Aktualni mistrzowie NFL to zespół stworzony, by grać z trzema skrzydłowymi na boisku. Na ich szczęście udało się szybko pozyskać Odella Beckhama. Tyle że rzadko zdarza się możliwość ściągnięcia klasowego zawodnika za grosze w środku sezonu. A gdy się pojawia, często oznacza to, że zawodnik jednak nie jest zbyt klasowy. Z OBJ się udało, ale to był ryzykowny ruch.

A jeśli nie Beckham, to co? Kolejnym zawodnikiem w składzie był Ben Skowronek. #249 ostatniego draftu. Sam fakt, że przebił się na pozycję receivera #4 dobrze świadczy o jego pracowitości, ale zapamiętaliśmy go głównie z upuszczonego podania w endzone przeciwko 49ers i kolejnego, upuszczonego w ręce defensora Bengals w Super Bowl. Poza Woodsem Rams byli relatywnie zdrowi, ale i tak mieli poważne luki na pozycji linebackera czy cornerbacka.

Jednak debiutanci to nie tylko głębia składu. To także, a może przede wszystkim, przyszli liderzy drużyny. Nawet w agresywnych na rynku wymian Rams, dwóch najważniejszych graczy w zeszłym roku było produktem draftu – Kupp i Donald. Gracze wybierani w pierwszej i drugiej rundzie to potencjalni starterzy, ci z trzeciej i  czwartej istotni gracze rotacyjni. Reszta to kupon na loterię. Naturalnie nie zawsze się to sprawdza, ale takie są oczekiwania.

Pozornie z wyborami Rams nie jest źle. W czterech ostatnich draftach wybrali 37 zawodników, czyli średnio 9,25 na draft. To sporo. Ale jakość tych debiutantów pozostawia sporo o życzenia.

Z tych 37 graczy:

Wybory w środkowych rundach mają niemałą wartość. Brian Allen czy Van Jefferson byli istotnymi postaciami w mistrzowskiej ekipie. Ale Rams brakuje rezerwowych, którzy mogliby wejść na boisko z niewielką startą dla poziomu gry, a docelowo zastąpić starterów, gdy ci odejdą z klubu.

Są właśnie w trakcie co najmniej 7-letniej serii bez wyboru w pierwszej rundzie. Ostatnim, niezbyt zresztą udanym, był Jared Goff w 2016 r. Od tego czasu:

Co więcej w nadchodzącym drafcie pozbyli się nie tylko wyboru w pierwszej rundzie, ale i w trzech kolejnych. W efekcie pierwszy własny wybór będą mieli dopiero w piątej rundzie, choć overthecap.com szacuje, że dostaną jeden wybór kompensacyjny pod koniec trzeciej i jeden pod koniec czwartej rundy. To samo źródło podaje, że będą dysponowali ośmioma wyborami, ale sześcioma z nich w rundach 5-7.

Brak wyborów w wysokich rundach oznacza, że drużyna będzie musiała zaspokoić potrzeby kosztownymi wolnymi agentami lub przeczesywać pulę debiutantów, którzy z tego czy innego powodu nie wzbudzili zainteresowania pozostałych drużyn NFL.

 

Czy Rams przyszłości spadną na dno? Prawdopodobnie nie. Ale staną się drużyną, dla której każdy uraz będzie oznaczał znacznie poważniejsze problemy niż dla konkurentów. A słabsza postawa któregoś ze starterów będzie oznaczała dziurę w składzie, bo tak jak w tegorocznej grupie cornerbacków, nie będzie żadnego wartościowego zmiennika. Sean McVay prawdopodobnie poukłada drużynę na tyle, by co roku walczyli o playoffy. Nie sądzę jednak, by ponownie mieli powalczyć o Super Bowl w przewidywalnej przyszłości.

 

Zostań mecenasem bloga:




Exit mobile version