Trzy „zwierzęce” drużyny, które w ostatnich latach nie dały fanom wielu powodów do radości, mogą pochwalić się świetnym startem sezonu. A do tego ich młodzi rozgrywający wreszcie zaczynają spełniać pokładane w nich nadzieje.
Do końca sezonu jeszcze dużo grania, a bohaterowie września rzadko są równie szczęśliwi w styczniu. Czasami wystarczy, że rywale otrzymają wystarczająco dużo wideo do analizy. Jednak trzy drużyny, o których tu mowa, weszły w tym roku na wyższy poziom. I choć prawdopodobnie żadna z nich nie sięgnie po tegoroczne mistrzostwo, to nic nie wskazuje na to, by mieli nagle pójść w rozsypkę.
Jaguary i Trevor Lawrence
Jak wiele może dać zmiana otoczenia.
Lawrence miał być najzdolniejszym rozgrywającym w NFL od czasu Peytona Manninga, zbawcą Jacksonville i natychmiastową bolączką na wszystkie problemy dręczące klub przez ostatnie lata. Spoiler alert: nie był. Przynajmniej w debiutanckim sezonie. W 2021 r. nie był może najgorszym debiutantem w historii1, nawet nie najgorszym ze swojego rocznika, ale bez wątpienia należał do najsłabszych statystycznie rozgrywających NFL.
Otoczony fatalną drużyną, z trenerem, który okazał się jedną z najbardziej spektakularnych klap w historii NFL, Lawrence z podziwu godnym opanowaniem znosił kolejne niepowodzenia. Usiłował nieść na swoich barkach całą drużynę, ale to jeszcze pogarszało sytuację – nie był na to gotowy i próbował robić zbyt wiele. Po ubiegłym sezonie nie zdziwiłbym się, gdyby należało go spisać na straty jako kolejny wielki talent zmarnowany przez niedostatek infrastruktury w nowym klubie.
A jednak tak on, jak Jaguars wyglądają na odmienionych niczym Kopciuszek na balu. Co prawda na otwarcie sezonu przegrali z Comanders, ale to były złe miłego początki. Po dwóch kolejnych spektakularnych zwycięstwach znaleźli się na czele AFC South i na drugim miejscu w NFL wg wskaźnika DVOA. Tego drugiego raczej zbyt długo nie utrzymają, ale to pierwsze jak najbardziej mogą. Po wrześniu wyglądają na jedyny zespół w dywizji godny udziału w playoffach. A mówimy wszak o klubie, który wybierał z #1 w dwóch ostatnich draftach.
Można ten postęp zaliczyć na konto Lawrence’a, ale to tylko część prawdy. W Jacksonville wreszcie poszli po rozum do głowy i przepracowali porządnie offseason. Trenerem został Doug Pederson, który w kilka lat zbudował mistrzowską ekipę w Phladelphii i prawie zrobił MVP z Carsona Wentza. W linii ofensywnej pojawił się Brandon Scherff, jeden z najlepszych OG w NFL, a klub wydał dużo (prawdopodobnie za dużo), by Lawrence miał do kogo podawać.
Efekty są bardzo obiecujące. Zwycięstwo nad Colts to w dużej mierze zasługa defensywy, która nie pozwoliła rywalom na zdobycie punktu i wymusiła cztery straty. Jednak niedzielny triumf nad Chargers to fantastyczna postawa całej drużyny i to przeciwko bardzo dobremu rywalowi. Można próbować umniejszać sukces – Chargers jak co roku zmagają się z falą kontuzji tak w ataku, jak w obronie, ale w pewnej wygranej ekipy z Florydy nie było cienia przypadku.
Co bardzo ważne, ofensywa funkcjonowała bez konieczności uciekania się do „hero ball”. Lawrence zaliczył swoje akcje, po których ręce same składały się do oklasków. Jednak najlepszych poznaje się po tym, że nie muszą bezustannie dokonywać cudów atletyzmu. Lawrence kierował ofensywą na tyle skutecznie, że po prostu przesuwali się po boisku, zdobywając jardy, pierwsze próby i punkty. To coś powtarzalnego w długim terminie w przeciwieństwie do wariackich rzutów o szansach powodzenia na granicy błędu statystycznego.
Rozgrywający Jags znacząco ograniczył negatywne akcje. Przed rokiem był liderem NFL z 17 podaniami do rywali, co dawało INT% na poziomie 2,8%. W tym sezonie jest to 0,9%, czyli trzykrotnie mniej. Może być to wskaźnik trudny do utrzymania przez cały sezon, ale nawet jeśli w dłuższym terminie podskoczy do 1,5% to spory postęp. Nie musi przy tym trzymać tak długo piłki w rękach i próbować czarować, więc zamiast brać sacki w 5% akcji podaniowych, bierze je tylko w 1,8%. Jednak najważniejsza jest celność jego podań. Ta „goła”, mierzona po prostu jako stosunek podań złapanych do wykonanych, skoczyła o prawie 10 pkt. proc., ale nie jest to dobry miernik precyzji rzutów. Za postęp częściowo odpowiada mądrzejszy schemat ofensywny, mniejsza presja defensywy i prostsze podania.
Zaawansowane wskaźniki zgadzają się z tymi bardziej tradycyjnymi. CPOE (Completion Percentage Over Expected) Larence’a w 2021 r. wynosiło -4,9 (za rsbdm.com). To znaczy, że przeciętny rozgrywający NFL powinien mieć z identycznych podań wskaźnik skuteczności o 5 pkt. proc. wyższy. W tym roku jest to +5,9, co jest drugim najlepszym wynikiem w NFL w pierwszych trzech tygodniach. Zgadzają się z tym Pro Football Reference, wg których współczynnik „złych podań” w jego wykonaniu spadł z 20,5% przed rokiem do zaledwie 8,3%. Po trzech tygodniach rozgrywek ma passer rating i ANY/A o 15% wyższe od ligowej średniej.
Postępy Jaguars to nie tylko zasługa Lawrence’a. A w grze ubiegłorocznego draftowego #1 wciąż są jeszcze bardzo duże rezerwy. Aż strach pomyśleć co będzie, gdy je odblokuje.
Orły i Jalen Hurts
Eagles mieli być mocni. Sam przed sezonem przepowiadałem im wygranie dywizji, a byli i tacy co typowali ich na tegorocznych reprezentantów NFC w Super Bowl. Jednak ich młody rozgrywający nigdy nie miał takiej reputacji jak Lawrence.
Jalen Hurts zawsze uważany był za wybitnego atletę i cieszył się opinią faceta, który ciężko pracuje, jest świetnym liderem i wymarzonym kolegą z zespołu. Jednak to wszystko nie wystarczy, by być dobrym rozgrywającym. Na uczelni Alabama stracił miejsce w wyjściowym składzie na rzecz Tuy Tagovailoy i po roku na ławce rezerwowych musiał przenieść się na inną uczelnię. Eagles sięgnęli po niego pod koniec drugiej rundy draftu, a i tak wielu fachowców uważało, że to za wysoko. Co gorsza początkowo jego najgroźniejszą bronią była gra biegowa.
„Biegający” rozgrywający wciąż są uważani za quarterbacków gorszego sortu. Wystarczy popatrzeć jak wiele osób lekceważy Lamara Jacksona. To się zmienia, między innymi dzięki Jacksonowi, lecz Hurts i tak ma „pod górkę”.
W NFL nie można być dobrym rozgrywającym z mentalnością „najpierw bieg”. Defensywy, zwłąszcza te lepsze, nie mają żadnych problemów z zatrzymaniem najwybitniejszych biegaczy, jeśli wiedzą, że mogą podejść pod linię wznowienia akcji. Dopiero kiedy boją się, że taka postawa może poskutkować daleką piłką „za kołnierz”, muszą odpuścić front, a to otwiera playbook biegowy. Przed rokiem Orły były ofensywą „najpierw bieg”. W sumie wyszło im to na zdrowie. Odejście od bardziej tradycyjnej ofensywy pozwoliło im na awans do playoffów, jednak tam bez większych trudności rozprawili się z nimi Buccaneers. Hurts na pewno był wystarczająco dobry, by zespół w nim w składzie mógł powalczyć. Czy jest na tyle dobry, by wygrywać?
Na razie wszystko wskazuje na to, że tak. Nie stracił nic ze swojego talentu do biegów, co pokazał w pierwszej kolejce, gdy gra podaniowa nie układała się zbyt dobrze. Ale to stała poprawa gry podaniowej czyni z niego rozgrywającego, z którym klub może wiązać nadzieje na dłużej. Orły kładą większy nacisk na grę podaniową. Mogłoby się wydawać, że przy większej próbie Hurts będzie spisywał się słabiej. Tymczasem on jest jeszcze skuteczniejszy. Można to złożyć na karb pozyskania A.J. Browna. Wiadomo, każdy rozgrywający będzie czuł się lepiej mając tej klasy receivera. Dodatkowo świetnie rozwija się DeVonta Smith, a pewnym punktem pozostaje TE Dallas Goedert.
Jednak poprawa to w znacznej mierze zasługa samego Hurtsa. Przed rokiem jego CPOE było na poziomie 0,1. Innymi słowy brał co dawała obrona. W tym roku z wynikiem 3,3 jest w czołowej dziesiątce NFL. Ma trzecie najwyższe ANY/A w NFL po trzech kolejkach.
Jeśli czegoś można się przyczepić, to niskiego współczynnika przyłożeń. 4,1% podań zakończonych przyłożeniem to wynik w okolicy ligowej średniej, jednak biorąc pod uwagę, że zdobywa górą ponad 300 jardów na mecz i 9,3 jarda na próbę, to ten wskaźnik powinien wzrosnąć w kolejnych tygodniach. Innym problemem jest success rate (procent akcji z pozytywnym EPA) na poziomie 45,9%, co sytuuje go pod koniec drugiej dziesiątki rozgrywających w NFL. To sugeruje, że brak mu równomierności. Najlepszy w tym względzie Trevor Lawrence legitymuje się wskaźnikiem 57,6%.
Od pojawienia się w lidze Hurts robi stałe i mierzalne postępy. Ten sezon póki co wpisuje się w ten trend, a jeśli się utrzyma, to Orły wreszcie będą miały coś, czym nie mogą pochwalić się od ponad dekady – startowego rozgrywającego na lata.
Delfiny i Tua Tagovailoa
W przypadku Miami jestem nieco bardziej sceptycznie nastawiony niż w kwestii Philly i Jacksonville. Może przemawiają przeze mnie osobiste uprzedzenia, ale nie kupuję Dolphins jako przewodniej siły AFC. Na fali zwycięstw z Ravens i Bills łatwo popaść w euforię, co widać po wielu subiektywnych power rankingach. Jednak modele analityczne nie są tak entuzjastycznie nastawione. Dolphins są na 11. miejscu w DVOA (Football Outsiders), 8. w SRS (Pro Football Reference) i 15. w FPI (ESPN). Bukmacherzy uważają, że w ich nadchodzącym meczu z Bengals to właśnie ekipa z Cincinnati jest faworytem. Skąd ta rozbieżność?
Zacznijmy od tego co w tej drużynie jest dobre. A dobra bez wątpienia jest ofensywa, prowadzona przez Tuę Tagovailoę, czyli zawodnika, który „wykopał” Hurtsa z Alabamy kilka lat temu. Początek jego kariery w NFL nie był zbyt udany. W debiutancki sezon wszedł z opóźnieniem, w związku z rehabilitacją po ciężkim urazie biodra, który przedwcześnie zakończył jego uniwersytecką karierę. Na jego zakończenie musiał przełknąć gorzką pigułkę – jego zmiennik Ryan Fitzpatrick zastąpił go w końcówce sezonu, niemal wprowadził drużynę do playoffów dokonując prawdziwych cudów. A kiedy doznał kontuzji i Tua wrócił do gry, nie potrafił postawić kropki nad i. Zeszły sezon też nie był najbardziej udany – statystycznie był rozgrywającym zbliżonym do średniej, jednak sumaryczna produkcja tak jego jak ofensywy pozostawiała sporo do życzenia.
W tym roku jest znacznie lepiej, także dlatego, że Dolphins mądrzej zbudowali ofensywę. Otoczyli swojego rozgrywającego szybkimi receiverami, co maksymalizuje talenty Tagovailoy, który jest najlepszy, gdy może podawać krótkie piłki w tempo rozpędzonym skrzydłowym lub rzucać dalekie bomby na dobiegnięcie. Klasyczna west coast offense to nie do końca jego bajka. Jak na razie legitymuje się trzecim najwyższym EPA na akcję, drugim najlepszym ANY/A (zaledwie 0,01 jarda za liderem, Lamarem Jacksonem) oraz najwyższym QBR. On również, tak jak dwaj wcześniej opisywani zawodnicy, zrobił spory postęp. Jednak drużyna wokół niego na pewno nie jest na poziomie Bills, jak sugerują niektórzy.
Przede wszystkim zawodzą pozostałe formacje. Defensywa spisała się relatywnie nieźle przeciwko Bills, ale ogólne wrażenie poprawia fakt, że 60-jardowa seria Buffalo skończyła się niecelnym field goalem, a gdy Josh Allen w końcówce meczu miał otwartego receivera w czwartej próbie na decydujące z niezrozumiałych przyczyn cofnął się w rozwoju o trzy lata i rzucił cegłą w ziemię o kilka jardów za krótko. Defensywa Dolphins nie była w stanie zejść z boiska – goście byli przy piłce ok. 2/3 meczu, rozegrali 90 akcji w ataku przy 39 Miami, a Allen wykonał aż 63 podania (co może wyjaśniać czemu w decydującej czwartej próbie w upale i wilgoci Florydy zabrakło mu siły w ramieniu). Ba, Bills byli o krok od jeszcze jednej szansy na wygraną, ale skończył im się czas na granicy zasięgu FG, co doprowadziło do spektakularnego ataku szału OC w budce trenerskiej.
Bills przegrywali w końcówce tylko dwoma punktami dzięki słabości trzeciej formacji – tej specjalnej troski. Przed tygodniem oddali Ravens powrót na TD po kickoffie. Tym razem zaliczyli niezwykle spektakularne safety po tym, jak ich punter kopnął piłkę prosto w tyłek swojego kolegi.
THE PUNT GOES OUT THE REAR OF THE END ZONE! #FinsUp
📺: #BUFvsMIA on CBS
📱: Stream on NFL+ https://t.co/AgvEitKLgz pic.twitter.com/Ry39X0bkrK— NFL (@NFL) September 25, 2022
Przeciwko Ravens nie było lepiej, mimo spektakularnego comebacku. Ekipa z Baltimore zanotowała 8,8 jarda na próbę w ofensywie i 11 jardów na próbę podaniową. W efekcie defensywa Miami ma drugą najwyższą liczbę oddanych jardów w NFL i pozwala rywalom na trzeci najwyższy success rate.
Co gorsza Tagovailoa ma problemy ze zdrowiem, które wzbudziły spore kontrowersje. Pod koniec pierwszej połowy po mocnym sacku wstał, ale osunął się na ziemię, niczym bokser po ciężkim knockdownie. Dla większości obserwatorów było jasne, że nie wróci na boisko, jednak ku zaskoczeniu i niedowierzaniu rozgrywający Dolphins wrócił na drugą połowę. Oficjalnie jego upadek spowodowany był skurczem (blokadą) pleców po uderzeniu. Tua nie musi przechodzić badań po wstrząśnieniu mózgu, bo lekarze uznali, że do niego nie doszło. Mimo to NFLPA zarządziło śledztwo w tej sprawie.
Być może Dolphins jeszcze się rozkręcą, ale póki co równie dobrze mogli zacząć sezon od jednej wygranej w trzech meczach. Bez wątpienia to najlepsza drużyna w Miami od dobrych kilkunastu lat, ale też nie jest to wysoko zawieszona poprzeczka. Póki co fani powinni się cieszyć z dobrego rozwoju ich rozgrywającego. Miejmy nadzieję, że będą potrafili go ochronić.
Statystyki omawianych rozgrywających po trzech meczach sezonu 2022 w porównaniu do całego sezonu 2021
(kliknij, żeby powiększyć)
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka:
- K Justin Tucker (Ravens) został czwartym kopaczem w historii NFL, który trafił 50 lub więcej FG w karierze z odległości ponad 50 jardów
- K Nick FOlk (Patriots) trafił 57. kolejny FG z odległości mniejszej niż 50 jardów. To rekord NFL, a seria trwa.
- DT Aaron Donald (Rams) zanotował setny sack w karierze. Jest 40. graczem w historii NFL z takim dorobkiem od 1982 r. (od kiedy sacki zaczęły być oficjalnie liczone)
- QB Lamar Jackson (Ravens) jako pierwszy gracz w historii zaliczył dwa mecze z rzędu z 3+ podaniami na TD i 100+ jardami biegowymi.
2. Z notatnika medyka:
- OT Rashawn Slater (Chargers) – zerwany biceps, koniec sezonu
- S Tracy Walker (Lions) – zerwane ścięgno Achillesa, koniec sezonu
- WR Sterling Shepard (Giants) – zerwane więzadło ACL, koniec sezonu
- QB Mac Jones (Patriots) – „poważnie” skręcona kostka, 4-6 tygodni przerwy
- OT Trent Williams (49ers) – skręcona kostka, 4-6 tygodni przerwy
3. Pojedynek Aarona Rodgersa i Toma Brady’ego można określić jako „z wielkiej chmury mały deszcz”. Postawa Packers była niepokojąco podobna do zeszłorocznego meczu w playoffach z 49ers. Zaczęli świetnie, przesuwali się po boisku bez problemu, jednak wystarczył jeden błąd (fumble Aarona Jonesa pod polem punktowym rywali), by ofensywa kompletnie straciła rytm. Przez resztę meczu zaledwie jedna seria ofensywna przyniosła więcej niż 20 jardów, a i ona skończyła się puntem. Na szczęście dla Green Bay świetnie spisała się obrona, która trzymała wynik. W przeciwieństwie do zeszłego sezonu Packers mogli też liczyć na swoje special teams. Z drugiej strony Tom Brady kontynuuje slaby początek sezonu. Co prawda tym razem żaden tablet nie ucierpiał, ale gdy jego zespół potrzebował 2-punktowej konwersji, by wyrównać, Brady nie potrafił odpalić snapu na czas, przez co musieli ją grać z siódmego jarda.
4. Przed sezonem AFC West wyglądała na najlepszą dywizję w futbolu, ale boisko jak na razie weryfikuje to negatywnie. Chargers mają problemy zdrowotne (nic nowego), Russell Wilson wygląda, jakby przywdzianie uniformu Broncos zrobiło z niego Drew Locka, Raiders grają tak słabo, że Josh McDaniels prawdopodobnie szybko wróci na stołek OC Patriots. Jedynie Chiefs robią swoje, co chyba nikogo specjalnie nie dziwi, choć i oni zaliczyli niespodziewaną porażkę w Indianapolis.
Zostań mecenasem bloga: