W czwartek rano na profilu Facebookowym jeden z czytelników zapytał mnie czy powinien wystawić w fantasy Brady’ego czy Flacco. Z ciężkim sercem poradziłem mu wystawienie Flacco i niestety miałem rację. No, chyba że Flacco rzuci przeciwko Browns kilka INT, a Ray Rice i Torey Smith zapomną butów, kasków i ochraniaczy i nie wyjdą na boisko.
Mecz przeciwko New York Jets był w nocy i ze względu na obowiązki zawodowe nie mogłem go oglądać (nie nadaję się do pracy po kompletnie zarwanej nocy). Obejrzałem go dopiero dzisiaj znając wynik. I całe szczęście, bo na żywo chyba bym tego nie wytrzymał nerwowo.
Tom Brady też wyraźnie był na krawędzi, kilkukrotnie wydzierając się na swoich reciverów, robiąc pełne boleści miny i ogólnie trochę przesadzając z mimiką, co zresztą przyznał po meczu. Z drugiej strony trudno się dziwić. Bo jak ma grać, skoro ma tylko jednego pełnowartościowego recivera – Juliana Edelmana? I to recivera, który rok temu był w grze podaniowej opcją numer sześć.
Niestety, w grze Pats bardzo było widać brak Vereena i Amndoli, o Gronkowskim już nie wspomnę. Gronk powinien być gotowy do akcji w przyszłą niedzielę, ale nie wiadomo co z Amendolą, a Vereen po operacji złamanej dłoni ma pół sezonu z głowy. Tymczasem obecni reciverzy Patriots to katastrofa. Thompkins i Dobson kompletnie nie wiedzieli którędy mają biec i co robić, przez co Brady często rzucał w inne miejsce niż to, w którym znajdowali się jego rookie reciverzy. A jeśli już Dobson pobiegł we właściwe miejsce, nie był w stanie złapać dobrych podań Brady’ego, które przelatywały mu przez ręce. Boyce nie wszedł do gry nawet na moment, choć nie było go wśród nieaktywnych. Jedyne przyłożenie w tym meczu było wynikiem świetnego rozrysowania schematu akcji i egzekucji przez całą drużynę, a nie umiejętności Dobsona.
Kompletnie niewidoczni byli tight endzi, w stronę których nie poleciało żadne podanie, jeśli mnie pamięć nie myli. Co gorsza Hoomanawanui, który w zeszłym roku blokował całkiem nieźle, w tym sezonie kompletnie nie radzi sobie z obrońcami, a Sudfeld jest kontuzjowany.
Także gra biegowa nie przyniosła wielu efektów. Jets szybko się zorientowali, że gra podaniowa nie stanowi zagrożenia i zaczęli ściągać obrońców bliżej linii wznowienia akcji. A do tego linia defensywna Jets to w tej chwili ich zdecydowanie najlepsza formacja i naprawdę niełatwo przeciwko niej biegać, jeśli nie funkcjonuje gra górą. W efekcie Patriots przez cały mecz mieli więcej puntów niż zdobytych pierwszych prób. Jedynym pozytywem gry ofensywnej było uniknięcie strat.
Amerykańscy komentatorzy piszą, że to obrona wyciągnęła Pats z tarapatów. Nie zgodzę się. Obrona zagrała owszem, poprawny mecz i wykorzystała swoje szanse, ale zarówno trzy INT, jak i cztery sacki były raczej wynikiem błędów Geno Smitha, który nie potrafił zdiagnozować wolnych reciverów i za długo trzymał piłkę, niż rewelacyjnych akcji defensywy. Z drugiej strony trzeba przyznać, że Ninkovich i Gregory zagrali naprawdę bardzo dobre zawody, a Aquib Talib chyba powinien zostać przesunięty do ataku, bo łapanie piłek szło mu najlepiej w drużynie, jeśli nie liczyć Edelmana.
W przyszłą niedzielę Pats jadą do Tampy na mecz z Buccaneers. Terminarz ułożył się bardzo korzystnie, bo to trzeci rywal z rzędu z bardzo słabą ofensywą. Niestety obrona to już zupełnie inna sprawa, więc naprawdę mam nadzieję, że Gronkowski wróci. Nawet z jedną ręką i bez pleców będzie co najmniej reciverem numer dwa w tej drużynie.
Co nas jeszcze czeka w ten weekend?
Już w sobotę o 21.30 polskiego czasu hitowe spotkanie uniwersyteckiej dywizji SEC pomiędzy Alabamą i Texas A&M. Obrońcy tytułu staną naprzeciw Johnny’ego Manziela.
W niedzielę o 19.00 polskiego czasu RG3 będzie miał okazję pokazać w Green Bay, że jest już zdrowy (po tym co pokazał z Eagles bardzo w to wątpię), a defensywa Packers, że potrafi wybronić jakiekolwiek podanie (bardzo chciałbym w to wierzyć).
O tej samej porze do Atlanty zawitają St. Louis Rams, co powinno dać nam odpowiedź na pytanie o faktyczną siłę Falcons w tym sezonie, zwłaszcza że Rams po cichu zbudowali naprawdę silną defensywę, a Robert Quinn zaliczył przeciwko Cardinals trzy sacki i wymusił dwa fumble.
O 22:25 polskiego czasu Manning Bowl, czyli Eli Manning kontra Payton Manning. Eli ma więcej pierścieni mistrzowskich, ale nigdy w bezpośrednim meczu nie pokonał brata. Nie zanosi się, żeby tym razem miało mu się udać, ale gra u siebie, więc nie można wykluczyć niespodzianki. Nie pomylcie się tylko i nie włączcie rozgrywanego o tej samej porze meczu Jaguars – Raiders, który ma szanse być najgorszym meczem w tym sezonie.
Wreszcie o 2:30 naszego czasu absolutny hit, czyli 49ers przyjeżdżają do Seattle w meczu, w którym spotykają się dwie być może najlepsze w tym sezonie drużyny ligi. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy taki zestaw zobaczyli w finale NFC.
Poniedziałkowy mecz Steelers z Bengals raczej nie będzie efektownym widowiskiem, ale pokaże czy Steelers są faktycznie tak słabi, jak pokazali to pierwszym meczem z Titans.
Oczywiście tak jak tydzień temu możecie spodziewać się komentarzy na bieżąco na Facebooku.