Odrodzenie AFC West

afc-westDwa lata temu AFC West wygrał zespół, prowadzony przez quarterbacka, który spolaryzował Amerykę. O Timie Tebow niemal wszyscy mówili, że jest wybitnym futbolistą… tylko akurat quarterbackiem niezbyt dobrym. Po magicznym sezonie 2011 już nigdy nie zagrał w pierwszym składzie klubu NFL.

Za nimi znaleźli się gracze prowadzeni przez Norva Turnera, wybitnego koordynatora ofensywy i fatalnego głównego szkoleniowca. To na ten sezon przypada początek kryzysu Philipa Riversa, który jeszcze rok wcześniej uważany był za elitarnego rozgrywającego.

Trzecie miejsce zajęli „Bad Boys” zmarłego w trakcie sezonu Ala Daviesa. Jednak już w 2011 r. było widać, że zespół ten płaci wysoką cenę za błędy personalne starego właściciela. Te trzy zespoły miały bilans 8-8.

Siedem zwycięstw odnieśli przeciętniacy w każdym calu, którzy liczyli, że Matt Cassel podłapał co nieco w czasach, w których był zmiennikiem Toma Brady’ego. Nie podłapał. AFC West było najbardziej wyrównaną dywizją ligi, ale nikt z potentatów ich się nie obawiał.

Już w kolejnym roku do dywizji trafił Payton Manning i nagle jego Broncos stali się kandydatem do mistrzostwa. Jednak AFC West 2012 to także kompletnie sypiący się Raiders, Chiefs, którzy „wywalczyli” pierwszy numer w drafcie 2013 i wspominający resztki dawnej chwały Chargers. Wiele zmieniło się w 2013 r. No, może poza sypiącymi się Raiders, których w związku z tym pominę. I jeszcze małe zastrzeżenie: poniższe obserwacje opierają się na pierwszej ćwiartce sezonu. W zeszłym roku w tym czasie Cardinals mieli komplet zwycięstw, po czym przegrali 11 z następnych 12 meczy. Ja o tym pamiętam i Wam też radzę 🙂

 

Zacznę od San Diego Chargers. Odejście Norva Turnera wywarło ożywczy wpływ na drużynę. Może nie widać tego po bilansie, który wciąż pozostaje w okolicach 50%, ale minimalne porażki u siebie z Texans i na wyjeździe z Titans wstydu nie przynoszą. Przede wszystkim jednak odrodził się QB Philip Rivers. W latach 2008-2010 Rivers grał w trzech Pro Bowl z rzędu. We wszystkich tych sezonach miał passer rating powyżej 100.0, procent celnych podań powyżej 65%, stosunek TD:INT w okolicach 3:1 i średnio niespełna 15 strat na sezon. W latach 2011-2012 Rivers popełnił 47 strat (więcej niż w sumie przez trzy poprzednie), jego stosunek TD:INT spadł do ok. 3:2, a passer rating poniżej 90.0.

W tym roku Rivers gra jak nowonarodzony. Ma najwyższy passer rating w karierze – 118.8. Do celu dolatuje 73.9 jego podań i zaliczył 11 podań na przyłożenie. We wszystkich trzech kategoriach ustępuje jedynie Paytonowi Manningowi. Z kolei jego 8.44 jarda na podanie jest piątym rezultatem w NFL. Do tego unika strat, ma ich na koncie jedynie dwie.

Dlaczego w takim razie Chargers nie są wyżej? Przede wszystkim ze względu na słabą obronę. Chargers wymusili tylko 2 straty (gorsi w lidze są tylko Steelers), zaliczyli 9 sacków (18 miejsce w lidze), 19 wybronionych podań (21 miejsce w lidze), a grający przeciwko nim QB zdobywają średnio 8.4 jarda na podanie (tylko Redskins i Packers wypadają gorzej). Niemniej jednak w grze ekipy z San Diego widać wyraźny postęp. Nie taki jednak, jak w przypadku dwóch innych drużyn z tej dywizji.

 

Dobra gra Denver Broncos nikogo nie zaskoczyła. Przed sezonem powszechnie uważano ich za faworytów AFC. Jednak rozmiary ich dominacji są bezprecedensowe. Ofensywa Broncos jest jak na razie najskuteczniejszym atakiem w historii ligi. Dokładnie opisuje to Bill Barnwell, więc nie będę się powtarzał. Jeśli kogoś to dziwi, to przypomnę tylko, że Broncos mają jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy korpus reciverów w lidze, solidną grę biegową, bardzo dobrą linię ofensywną i wreszcie dorobili się sensownego tight enda.

Jednak przede wszystkim w ich barwach szaleje Payton Manning. Jak na razie Payton podaje ze skutecznością 75% na 1470 jardów, 16 TD i passer rating 138.0. Jeśli utrzymałby takie tempo do końca roku (mimo wszystko mało prawdopodobne) to ustanowiłby nowe rekordy ligi we wszystkich tych kategoriach. Do tego nie rzucił ani jednego INT i popełnił zaledwie jedną stratę (zgubione fumble).

Można zadać dwa pytania. Czy Manning utrzyma taką skuteczność do końca sezonu i czy ktoś pokona Broncos. Tak naprawdę na oba można odpowiedzieć za jednym zamachem. Payton Manning już dawno zapewnił sobie miano najlepszego rozgrywającego swojej generacji w sezonie zasadniczym. Jednak do tej pory więcej meczy w playoffach przegrał niż wygrał. Dla niego nie liczą się mecze sezonu zasadniczego, a jedynie wygrana w Super Bowl. Dlatego należy się spodziewać, że Manning i Broncos zaczną pod koniec sezonu zdejmować nogę z gazu. Po pierwsze dlatego, że Manning nie jest już pierwszej młodości i będzie się oszczędzał na playoffy. Po drugie dlatego, żeby nie pokazywać swoich najlepszych akcji i nie dawać rywalom dodatkowych materiałów przed playoffami. Kwestią otwartą pozostaje czy i ile rekordów Payton Manning poprawi, ale na pewno jego ekipa nie utrzyma tego tempa cały sezon, zwłaszcza że najcięższe mecze jeszcze przed nimi.

 

Największą szansę na powstrzymanie ich (nie żeby były one jakieś wielkie) mają moim zdaniem Kansas City Chiefs, ekipa zbudowana (choć niespecjalnie) jako lustrzane odbicie Broncos. Gdzie drużyna z Colorado ma dominującą ofensywę i solidną obronę, tam nowy zespół trenera Andy’ego Reida dysponuje dominującą defensywą i solidnym atakiem.

Chiefs to nie jest dominująca defensywa starego stylu w typie Chicago Bears z 1985 r., Ravens 2000 czy Bucaneers 2002. Nie skupiają się na zatrzymywaniu akcji biegowych. Wręcz przeciwnie, rywale wybiegują przeciwko nim średnio 5.4 jarda na próbę, to drugi najsłabszy wynik w NFL. Dlaczego więc Chiefs tracą średnio najmniej punktów w lidze?

Jeśli oglądaliście transmisję z jakiegokolwiek meczu NFL z amerykańskim komentarzem, na pewno słyszeliście, że NFL to „liga quarterbacków”, „liga podaniowa” czy „futbol flagowy w ochraniaczach”. Wszyscy powtarzają te wyświechtane frazesy, ale to Chiefs wyciągają z nich wnioski. Biegajcie ile chcecie, to zatrzymanie gry podaniowej jest kluczem. I to właśnie robi drużyna z Kansas City. Tak na marginesie najgorszą defensywę biegową mają Saints, którzy są na piątym miejscu pod względem najmniejszej ilości traconych punktów i powszechnie chwali się ich za kolosalne postępy w obronie.

Wróćmy jednak do obrony Chiefs.  Mają najwięcej sacków w lidze (18), pozwalają na 5.8 jarda na podanie (najlepszy wynik w lidze), wymusili 12 strat (trzecie miejsce w lidze) i zaliczyli 35 wybronionych podań (czwarte miejsce w lidze). Mało? Grający przeciwko nim QB mają passer rating 63.6 (drugie miejsce w lidze), 53.3% udanych podań (trzecie miejsce w lidze) i podają na niespełna 189 jardów w meczu (drugie miejsce w lidze). Obrona KC pozwoliła na trzy podaniowe przyłożenia kosztem pięciu INT. Mówiąc obrazowo zamienia rozgrywających rywali w Marka Sancheza albo Blaine’a Gabberta.

Ale to dopiero początek. Bo paradoksalnie atak Chefs jest elementem ich obrony. Chiefs grają konserwatywnie, ograniczając za wszelką cenę straty. Alex Smith nie był, nie jest i nigdy nie będzie wielkim rozgrywającym. Ale należy do najlepszych jeśli chodzi o unikanie strat i kontrolę tempa gry. Dodatkowo w tym sezonie jest szalenie skuteczny, kiedy trzeba zdobyć biegiem pierwszą próbę. Ofensywa Chiefs bierze piłkę dostarczoną im przez ich obronę w dobrej pozycji, gra długie, ostrożne akcje, zdobywa punkty lub zostawia przeciwnika z niemal całym boiskiem do przejścia i wypuszcza na niego wypoczętą defensywę. To nie przypadek, że Chiefs nie ulegli popularnemu w lidze trendowi podkręcania tempa w ataku.

To nowoczesne nastawienie w defensywie sprawia, że Chiefs są moim zdaniem najlepszym kandydatem na pokonanie Broncos. Drużyny te zagrają dwa mecze w dwa tygodnie. Najpierw 17 listopada w Denver, a potem 1 grudnia w Kansas City. Czekam z niecierpliwością.

Czy jednak Chiefs mogą wygrać AFC West? Wątpię. Mimo wszystko nie uda im się dwa razy zaskoczyć Paytona Manninga. Jeden mecz mogą wygrać, ale dwa? Mają dość łatwy układ meczy, bo poza spotkaniami z Broncos oraz z Texens i Colts (te dwa ostatnie u siebie) trudno znaleźć w ich kalendarzu trudnych rywali. Jednak we współczesnej NFL przepisy faworyzuję ofensywę i drużyny opierające się na defensywie z założenia stoją w trudniejszej sytuacji.  Niemniej jednak zaimponowali mi w tej pierwszej ćwiartce sezonu.

 

P.S. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam służbowo z Polski, więc nowy wpis na blogu pojawi się dopiero za półtora tygodnia, po szóstej kolejce. Postaram się jednak komentować na bieżąco na Facebooku.

Zobacz też

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *