Najważniejsza część free agency już za nami. Oczywiście wciąż wielu zawodników pozostaje bez kontraktów, niemniej jednak większość kluczowych graczy znalazła już nowych pracodawców i częstotliwość nowych umów znacząco zmalała. W tym roku liga rzuciła na rynek dodatkowe pieniądze pod postacią niespodziewanie zwiększonego salary cap. Spowodowało to całkowite szaleństwo, jakże odmienne od apatycznego rynku w dwóch poprzednich latach. Jakie najważniejsze trendy obserwowaliśmy w tym roku?
Częściowe odejście od bonusów za podpisanie umowy
Do tej pory drużyny standardowo wypłacały część wartości umowy w postaci signing bonus, który można rozłożyć w salary cap na cały czas trwania umowy. Obecnie coraz częściej widzimy odejście od tego modelu. Zamiast tego drużyny rozkładają sobie salary cap równomiernie i nie ryzykują „martwych pieniędzy”, które pojawiają się przy zwalnianiu graczy z klasycznymi bonusami. Przypadkiem ekstremalnym był Darelle Revis, którego Bucs zwolnili bez konsekwencji, choć miał kontrakt na 16 mln rocznie. W tym roku podobną strategię stosują Oakland Raiders i Jacksonville Jaguars, którzy zaczęli nowy sezon z największą ilością wolnej gotówki.
Dla przykładu OG Zane Beadles, który trafił na Florydę, zawarł kontrakt na pięć lat, ale bez bonusu za podpisanie (zamiast tego jest „bonus za obecność w składzie” przed tym i następnym sezonem). Dwa pierwsze lata umowy ma gwarantowane, a potem klub ma wolne ręce. Jeśli się sprawdzi, gra dalej, jeśli nie, można go zwolnić bez konsekwencji.
Powszechność bonusów meczowych
Jeszcze do niedawna bonusy meczowe stosowano głównie wobec graczy o długiej historii urazów. To zabezpieczenie uzależnia część wypłaty od obecności w składzie drużyny na każdym meczu. Dla przykładu jeśli klub ustali tę kwotę na 320 tys. dolarów, to zawodnik za każdy mecz, w którym jest w składzie, otrzymuje 20 tys. i może zarobić całość kwoty, jeśli zagra we wszystkich meczach.
NFLPA zwróciło uwagę na fakt, że podobne zapisy stały się standardem w zawieranych umowach. To z kolei powoduje, że zawodnicy tracą pieniądze, jeśli ulegną kontuzji, co może powodować ukrywanie urazów, by nie stracić kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Może to mieć też niekorzystne efekty dla klubów, bo zawodnik może udać, że wszystko w porządku, po czym ujawni swój uraz po kilku snapach. W efekcie dostanie pieniądze, ale drużyna będzie miała zmarnowane miejsce w składzie.
Jednak w ogólnym rozrachunku jest to zjawisko bardziej korzystne dla klubów niż zawodników, bo to na graczy przerzucane jest finansowe ryzyko urazu.
Utrwalenie podziału na pozycje „premium” i „mało ważne”
Jeśli mieszkasz w Stanach i twoje dziecko gra w futbol, namów je na grę w linii ofensywnej, najlepiej po lewej stronie. Wszyscy gracze, którzy udowodnili swoją przydatność na LT zeszli z rynku błyskawicznie z sutymi kontraktami. W cenie są również cornerbackowie. Dobrzy pass rusherzy mogą liczyć na solidną wypłatę nawet po niewłaściwej stronie trzydziestki. DeMarcus Ware, Jared Allen i Julius Peppers to przykłady wielomilionowych umów na tej pozycji dla graczy bliższych schyłku niż początku kariery.
Najgorzej mają się running backowie. Niegdyś najważniejszy element każdej drużyny, wciąż kluczowi gracze na poziomie akademickim, w NFL stają się powoli dobrem szybko zbywalnym. Pogra taki dwa-trzy lata za grosze i wymienia się go na lepszy model. W tym roku RB nie mogli liczyć nawet na kontrakty w okolicach 4 mln rocznie, jak przed rokiem Steven Jackson. Standardem wydaje się być 10 mln/3 lata. Ben Tate, uznawany za najbardziej perspektywicznego z tegorocznej grupy, zadowolił się 6,2 mln/2 lata od Browns, którzy nie należą do najbardziej pożądanych pracodawców w NFL.
Powrót klasy średniej
W ostatnich latach ściśnięte przez płaską salary cap kluby wydawały masę pieniędzy na gwiazdy (zwłaszcza quarterbacków), ale na rynku wolnych agentów szukały głównie okazji. Stąd tak wielu weteranów, jak Dominique Rodgers-Cromartie, Michael Bennet czy Aquib Talib podpisało jednoroczne umowy na znacznie mniejsze pieniądze niż by chcieli. Inni, jak Julian Edelman, musieli zadowolić się wręcz płacą minimalną.
W tym roku DRC, Bennet i Talib podpisali wieloletnie, znacznie korzystniejsze umowy, a Edelman stał się przedstawicielem klasy średniej, czyli graczy, którzy zarabiają 3-5 mln rocznie, ale cieszą się stabilnością na kilkuletnich umowach.
Efekty ocenimy w grudniu
Jedno się nie zmienia. Emocjonowaliśmy się „wyścigiem zbrojeń” między Patriots i Broncos, ale prawdziwą wartość lub jej brak nowi zawodnicy pokażą dopiero na boiskach. Można się emocjonować wielkimi nazwiskami w Broncos, ale o trafności tych decyzji lub ich braku będziemy mogli przesądzić dopiero pod koniec sezonu. Widmo „Dream Teamu” z Philadelphii wciąż krąży nad ligą.
Brak komentarzy
Nie na temat postu, ale dobra wiadomość dla kibiców Pats. Wilfork zostaje. 22.5 mln za 3 lata.