Jak ten czas leci. Dopiero co zarywałem noc dla blowoutu Seahawks – Packers, a tu już ci sami Packers pokazują niemal perfekcyjną ofensywę we własnym blowoucie przeciwko Bears. I pierwsza ćwiartka sezonu za nami, bo choć minęło tylko 4 z 17 tygodni ligowych, to jednak większość ekip rozegrała już 4 z 16 meczów.
Jak na razie tematem roku jest wyrównana rywalizacja. Mamy zaledwie dwie niepokonane ekipy (Bengals i Cardinals), a obie zagrały tylko trzy mecze i miały w tym tygodniu wolne. Tak samo są tylko dwie drużyny bez zwycięstwa, ale patrząc na wyczyny Jaguars i Raiders, taka sytuacja może nieco potrwać.
Tak więc w tym tygodniu zarzucam tradycyjny format podsumowania tygodnia i zamiast tego rozdam kilka nagród z okazji pierwszej ćwiartki. Jako że ćwiartka z reguły stanowi jedynie wstęp do czegoś lepszego, część kategorii będzie poważna, część nie do końca.
Największe zaskoczenie na plus: Arizona Cardinals
Ekipa z pustyni prowadzi w NFC West przed Seahawks i 49ers. Jak na razie mają na koncie komplet zwycięstw i świetną defensywę, mimo że stracili trzech czołowych zawodników front seven z zeszłego roku na rzecz kontuzji, zawieszeń i innych klubów. Trener Bruce Arians robi kawał dobrej roboty omijając słabości Cardinals, przede wszystkim quarterbacka. W dwóch z trzech spotkań miał na rozegraniu Drew Stantona! Jeszcze trochę i Stanton pójdzie drogą Matta Flynna i Josha McCowna, czyli kompetentnego backupa, który pokaże się ze świetnej storny, dostanie kontrakt u desperatów potrzebujących QB i totalnie zawali sprawę.
Zwycięstwa Cardinals wyglądają naprawdę imponująco, bo wygrali z 49ers, jako jedyni w tym roku pokonali Chargers i wywieźli zwycięstwo z Nowego Jorku, gdzie, jak pokazały dwa ostatnie tygodnie, Giants potrafią być naprawdę zabójczy. Arizona ma drugą pod względem traconych punktów defensywę w lidze, po Bengals. Pozwala rywalom tylko na nieco ponad 70 jardów po ziemi, a przypomnę, że grali z 49ers (średnio 157 jardów/mecz w pozostałych spotkaniach), Giants (133 jardów/mecz) i Chargers, którzy mieli jeszcze do dyspozycji Ryana Mathewsa i Danny’ego Woodheada. Gdyby jeszcze Larry Fitzgerald przypominał choć trochę tego Fitzgeralda sprzed swojego dziewięciocyfrowego kontraktu…
Rozentuzjazmowanych kibiców proszę o spokój. W 2012 Cardinals zaczęli od czterech zwycięstw z rzędu, by w kolejnych dwunastu meczach wygrać tylko raz.
Tuż za zwycięzcą: NFC East. Eagles dopiero w tym tygodniu przegrali swój pierwszy mecz, Giants rozpędzają się z każdym meczem i jak tak dalej pójdzie, do playoffów wejdą w hiperprzestrzeń, a Cowboys mają najbardziej dominującą o-line i najlepszy atak biegowy w NFL. Tylko Redskins są… Redskins, ale w każdej rodzinie znajdzie się czarna owca. Co za niezwykła różnica w stosunku do zeszłorocznej NFC (L)East.
Największe zaskoczenie na minus: Ofensywa New England Patriots
To dla mnie, jako fana Pats, bardzo bolesne. Ale po latach dominacji w każdej możliwej ofensywnej kategorii statystycznej, Patriots nie mają nawet przeciętnej ofensywy. Linia ofensywna to jakaś farsa. Na emeryturę odszedł wieloletni trener tej formacji, Dante Scharneccia i nagle środek zupełnie się sypie, a obaj tackle, jeszcze rok temu jedni z najlepszych na swoich pozycjach, zachowują się jakby ktoś ich nagle przeniósł na boisko z drużyny curlingu.
Rob Gronkowski wciąż nie wrócił na boisko, choć czasem biega tam jakiś gość w jego koszulce, z gęby nawet podobny. Jedynym względnie kompetentnym reciverem jest uniwersytecki quarterback wzięty w siódmej rundzie draftu, któremu jeszcze dwa lata temu nikt w NFL nie chciał dać nawet minimalnego kontraktu. Pomysł, że Danny Amendola zastąpi Wesa Welkera nigdy nie wyglądał tak żenująco głupio jak teraz. A gra biegowa za taką linią defensywną to coś, czego nie uruchomiłby nawet Jim Brown.
W tej sytuacji wszystkie mankamenty Toma Brady’ego i jego wieku wychodzą na jaw. Zmniejszona w ostatnich latach siła ramienia i mobilność sprawiają, że jest niepewny i próbuje zbyt szybko pozbyć się piłki.
Ci Patriots zajdą tak daleko jak zaniesie ich defensywa, co prawda niezła, ale nie przypominająca Bears ’85 czy Seahawks ’13. Ale w katastrofalnie słabej AFC East wciąż pozostają głównymi faworytami do pierwszego miejsca.
Tuż za zwycięzcą: Defensywa New Orleans Saints. Po wzmocnieniach mieli być brakującym ogniwem mistrzowskiej drużyny. Tymczasem Saints tracą prawie 400 jardów i 27,5 pkt/mecz. W obu tych kategoriach są w najsłabszej piątce ligi.
MVP: J.J. Watt
OK., tu tez nie jestem do końca obiektywny, bo uwielbiam faceta, ale serio, znajdźcie mi drugiego zawodnika, nie będącego quarterbackiem, który tydzień w tydzień dominuje w meczu. Watt ma co prawda tylko 2 sacki, 3 wybronione podania i 1 INT, ale wywiera niesamowitą presję na quarterbackach, zmuszając ich do złych podań lub odrzucenia piłki w aut, często uderzając ich już po jej wyrzuceniu (zgodnie z przepisami). Do tego tackluje biegaczy na minus lub minimalny zysk i to wszystko, kiedy o-line rywali go podwaja. Strach pomyśleć co będzie się działo, gdy wróci Jadeveon Clowney.
To że Texans mają po czterech meczach trzy zwycięstwa to zasługa wyłacznie Watta. W niedzielę odwrócił losy meczu z Buffalo atletyczną akcją, której chyba żaden inny d-lineman w NFL nie byłby w stanie wykonać:
Tak przy okazji, facet zaliczył w tym sezonie więcej przyłożeń niż Andre Johnson i Arian Foster. Razem wzięci.
Tuż za zwycięzcą: Philip Rivers. Stary człowiek, a może. 8,43 jarda/podanie (2. w NFL), 70,1% celnych podań (4.), 114,5 passer rating (1.), 9 TD – 1 INT, 3 zwycięstwa w czterech meczach, a jedyna porażka jednym punktem.
Nagroda gorącego stołka: Dennis Allen
Popsuł mi dobry wpis, bo chciałem napisać czemu Raiders go wywalą, a oni zrobili mi psikusa i zwolnili go jeszcze przed tym tekstem. Zastał Raiders nawet nie drewnianych, bo tu była jedynie spalona ziemia i niewiele pod tym względem się zmieniło. Oakland przegrało pierwsze cztery mecze, a czarę goryczy przelał pogrom, jaki zafundowali im rozsypani w tym roku Miami Dolphins przed spragnioną prawdziwego futbolu widownią w Londynie.
W ciągu niespełna trzech lat Allen wygrał zaledwie 8 z 36 spotkań. Jest to drugi najdłużej urzędujący trener Raiders, odkąd Al Davis oddał Jona Grudena do Tampy w 2001 r. (Gruden w kolejnym roku wygrał z Baccaneers Super Bowl, w finale pokonując właśnie Raiders). Jego 22% zwycięstw to czwarty najgorszy wynik z osiemnastu trenerów w historii klubu i drugi najgorszy po połączeniu NFL i AFL w 1970 r.
Od powrotu do Oakland w 1995 r. Raiders mieli dziesięciu trenerów i tylko jeden, Gruden, wygrał w czasie swojego urzędowania ponad połowę meczów. Hue Jackson był drugi pod tym względem, klub zwolnił go po jednym sezonie 2011, w którym ten wygrał połowę spotkań. Plotki głoszą, że właśnie Gruden ma być następcą Allena. Czy na jego miejscu opuścilibyście ciepłą posadkę w ESPN na rzecz tego bajzlu?
Dla porównania: Pittsburgh Steelers mają trzeciego trenera od 1969 r. Każdy z nich wygrał w Pensylwanii ponad połowę spotkań.
Tuż za zwycięzcą: Gus Bradley. W Jaguars wygrał 4 z 20 spotkań. Sytuacja podobna jak w Oakland tylko bardziej. Jags mieli w swojej historii pięciu trenerów (w tym jednego tymczasowego na pięć meczów). Tylko jeden miał bilans ponad 50%, a był nim Tom Coughlin.
Nagroda im. Zbigniewa Religi: Cleveland Browns
Nagroda przyznawana drużynie, która najczęściej przyprawia kibiców o zawał. Wszystkie trzy mecze Browns kończyły się różnicą trzech punktów lub mniejszą. Dwa zakończyły się field goalami dosłownie w ostatniej sekundzie, które dały kopiącej drużynie zwycięstwo. Do tego saga Johnny’ego Manziela, znikające włosy LeBrona Jamesa i fakt, że dwa z tych trzech meczów Browns przegrali.
Tuż za zwycięzcą: Dallas Cowboys. Odrobili 21 punktową stratę i wygrali mecz. Pytanie brzmi jakim cudem St. Louis Rams wyszli na 21-punktowe prowadzenie.
Nagroda Dr. Jekylla i Mr Hyde’a: New York Giants
Zaczęli od dwóch fatalnych porażek, gdy wydawało się, że mający problemy Eli Manning to jedyny facet, który mniej więcej kojarzy na czym polega futbol amerykański. Potem dwa imponujące zwycięstwa, w których wyglądali na ekipę, która zgłasza aspiracje do playoffów i to nie w roli statystów. Kiedy pojawi się znowu Dr Jekyll?
Tuż za zwycięzcą: Green Bay Packers. Rozbiła ich defensywa Lions z trzecim garniturem secondary, a tydzień później zagrali niemal idealny mecz w ofensywie przeciwko Bears.
Nagroda Ali Baby: Atlanta Falcons
Sokoły nadziały się na niespodziewany skarb, gdy przygarnęły niechcianego nigdzie indzie Devina Hestera. Nie dość, że Hester wciąż należy do najlepszych returnerów w lidze i pobił rekord Deiona Sandersa w ilości powrotnych TD w karierze, to jeszcze znalazł sobie miejsce jako WR w ofensywie, w której są Julio Jones i Roddy White.
Tuż za zwycięzcą: Cleveland Browns. W kwietniu nikt w drafcie nie chciał Isaiaha Crowella. Tymczasem w trzech meczach zdobył po ziemi 141 jardów na znakomitej średniej 5,2 jarda/próbę i 3 TD.
Nagroda Strusia Pędziwiatra: DeMarco Murray
133,5 jarda biegowego na mecz to niemal 40 jardów więcej niż drugiego na liście Le’Veona Bella. Spora w tym zasługa o-line Cowboys, która toruje mu drogę z gracją czołgu T-34 pod Kurskiem. Jeśli Murray utrzyma to tempo (wątpliwe) to pobije rekord największej ilości jardów biegowych w jednym sezonie. Kibice w Dallas modlą się, żeby Jason Garett nie wpadł na pomysł powrotu do częstej gry górą.
Tuż za zwycięzcą: A wiedzieliście, żeby ktoś doganiał Strusia Pędziwiatra?
P.S. Przypomnę, że w NFL-owe niedziele można mnie spotkać na Facebooku i na Twitterze, gdzie na bieżąco komentuję to, co oglądam.