Minnesota Vikings – co poszło nie tak?

Minnesota Vikings logoMinnesota Vikings dla wielu mieli być czarnym koniem tegorocznych rozgrywek. Przebudowany wiosną zespół z nowym trenerem miał walczyć o wyższe cele niż czołówka Draftu, jak to miało miejsce w ostatnich latach. No właśnie – miał, bo pierwsza połowa sezonu w wykonaniu Wikingów wygląda bardzo słabo, a drużyna ma problemy także poza boiskiem, co przekłada się na gorszą formę.

Dziś pierwszy w historii NFL Blog tekst gościnny. Jego autorem jest Michał Gutka, felietonista Przeglądu Sportowego, były redaktor naczelny NFL24.pl, a prywatnie kibic Vikings. Swoimi sportowymi przemyśleniami dzieli się na Twitterze: @mgutka26.

O aferze związanej z Adrianem Petersonem słyszał każdy, nie ma się co powtarzać i opisywać czy oceniać zachowania MVP z sezonu 2012. Warto jednak skupić się na tym, jak absencja jednego z najlepszych running backów ostatniej dekady w NFL wpłynęła na grę ofensywy ekipy z Bliźniaczych Miast. Ofensywy, która aktualnie zdobywa tylko 17.1 punktów na mecz, co jest trzecim najgorszym wynikiem w lidze, i ledwie 184 jardy górą, co z kolei plasuje ją na ostatniej pozycji w NFL.

Peterson był kluczem do niemal wszystkich akcji ofensywnych Vikings ostatnich kilku lat. Służył nie tylko jako motor napędowy akcji dołem, ale często brał sprawy w swoje ręce łapiąc podania, a jeszcze częściej był wykorzystywany jako „straszak” w akcjach typu play-action. Pamiętny dla kibiców tej drużyny sezon 2012 to wynik życiowej formy absolwenta Oklahomy. Dzięki temu, że defensywa drżała na sam jego widok, nawet tak przeciętny rozgrywający jak Christian Ponder był w stanie poprowadzić tę drużynę do bilansu 10-6 i awansu do playoffów ledwie rok po najgorszym w historii franczyzy wyniku 3-13. Taki zawodnik, jak AP jest niemal niezastąpiony, mimo że w dzisiejszej NFL pozycja RB staje się coraz bardziej „systemowa” i nie jest konieczna do osiągania najwyższych celów. To marzenie każdego rozgrywającego i Teddy Bridgewater po wyborze przez Wikingów na pewno cieszył się z tego, że ma kogoś tej klasy za swoimi plecami.

Brak Petersona sprawił, że biegami dzielą się w tym roku zwrotny niczym furmanka z węglem Matt Asiata i rookie Jerick McKinnon. Obaj miewają przebłyski, szczególnie McKinnon pokazał się z dobrej strony, ale nie jest to nawet klasa niżej od Petersona, a prędzej dwie klasy.

Błędem, jaki zrobili Vikings w tym offseason było oddanie jednego z najlepszych zmienników na pozycji RB w lidze, Toby’ego Gerharta. Dawny kandydat do nagrody Heismana w barwach NCAA w sezonie 2013 często odciążał Petersona i osiągnął bardzo dobrą średnią niemal 8 jardów na każdy bieg. Ten sezon w jego wykonaniu w Jacksonville wprawdzie jest dość nieudany, ale wydaje mi się, że w rotacji z Asiatą i McKinnonem Gerhart miałby największe szanse na częstą grę.

Jeśli chodzi o atak podaniowy, to tutaj oczekiwania również były nieco większe. Nowy koordynator ofensywy, Norv Turner, ma jednak utrudnione zadanie przez kontuzję TE Kyle’a Rudolpha. Nie jest tajemnicą, że dawny head coach San Diego Chargers jak nikt potrafi wykorzystać walory swoich podopiecznych na tej pozycji i wielu graczy w fantasy football brało w kółeczko nazwisko Rudolpha przed sezonem. Kontuzja pachwiny wykluczyła go na 6 tygodni, co oznacza, że wróci najwcześniej po bye week Wikingów, czyli w 11. kolejce rozgrywek. Ponadto formę zagubił gdzieś Cordarell Patterson. Zeszłoroczny debiutant miał być w tym roku jednym z najbardziej elektryzujących skrzydłowych w NFL, a jak dotąd prezentuje się marnie. 19 złapanych podań na 213 jardów i sześć prób biegowych na 100 jardów dały tylko dwa przyłożenia. To zdecydowanie za mało, by spełnić oczekiwania fanów.

Nierówny początek zawodowej kariery zalicza Teddy Bridgewater, ale to można jeszcze zrozumieć. Absolwent Louisville „z kopa” wszedł do pierwszego składu, gdy w meczu z Falcons podał na 317 jardów przy skuteczności podań na poziomie 63%, sam wybiegał jedno przyłożenie, nie zaliczył straty, a Vikings wygrali. Później szło mu już coraz gorzej i dopiero w zeszłej kolejce przeciwko Buffalo podał na swoje pierwsze przyłożenie w karierze. Nie ułatwia mu tego linia ofensywna, która gra słabiej, niż oczekiwano. Bridgewater aż 15 razy był już sackowany, a przecież ma na swoim koncie tylko trzy starty. Zawodzi w głównej mierze Matt Kalil. Left tackle wybrany z numerem 4. w Drafcie 2012 po fantastycznym sezonie debiutanckim obniża loty i w tym momencie jest najsłabszym ogniwem bloku Wikingów. Niesamowicie szczegółową analizą gry absolwenta USC popisał się użytkownik scepticismissurvival na Reddicie, który przeanalizował wszystkie akcje z udziałem Kalila w spotkaniu przeciwko Lions.

– Chcę, by futbol w wykonaniu Vikings był twardy, agresywny, ale inteligentny. Chcę, żebyśmy grali z pasją i byli drużyną, która pracuje ciężko nad osiągnięciem wspólnego celu. Chcę, by fani byli dumni z naszej gry: twardej, fizycznej i nieustępliwej – mówił nowy trener Mike Zimmer na powitalnej konferencji prasowej w Minneapolis. Zimmer to prawdziwy fachura od defensywy. W Cincinnati potrafił poskładać świetną formację obronną nawet bez kontuzjowanych gwiazd, jak Geno Atkins, a nawet osiągać w takiej sytuacji lepsze statystyki. Nic dziwnego, że jego nazwisko było rozchwytywane na rynku trenerów z początkiem stycznia.

Ze słów Zimmera na razie jednak niewiele wynika, choć w statystykach widać poprawę – rok temu tylko Cowboys oddawali średnio więcej jardów w meczu, teraz Wikingowie są w połowie ligowej stawki. Defensywa w meczach z Patriots, Packers i Falcons dawała sobie jednak wbić mnóstwo punktów i brakuje tej agresji, o której mówił trener. Na plus warto zaliczyć formę Eversona Griffena, który otrzymał wysoki kontrakt w offseason, pozytywnie zaskakuje debiutant Anthony Barr, ale obrona ma wciąż stare problemy – źle wygląda secondary, pozycja środkowego LB, a w meczu z Buffalo wróciły demony z zeszłego sezonu, czyli porażka po przyłożeniu zdobytym przez rywala w ostatnich chwilach spotkania.

Przed Wikingami dwa kluczowe mecze. Week 8 to wyjazd do Tampy, a week 9 to mecz u siebie z Redskins. Obaj rywale są w zasięgu nawet tak słabo grającej drużyny z Minnesoty i jeśli podopieczni Mike’a Zimmera chcą namieszać w dywizji NFC North, to muszą te dwa spotkania wygrać. Aktualnie plasują się na ostatnim miejscu z bilansem 2-5. Wynik 4-5 zapewni spokój w czasie bye week, bo po nim zaczynają się schody. Najpierw spotkania z Bears i Packers, później mecze u siebie z Panthers i Jets, a na koniec starcia z Lions, Dolphins i znów Bears. Nie jest to idealny terminarz.

Największa odpowiedzialność za odwrócenie losów tego sezonu będzie należała do dwóch formacji – linii ofensywnej i defensywy. Ci pierwsi muszą dać niezbędny czas Bridgewaterowi i chronić go jak oka w głowie. W końcu ma to być przyszłość tej drużyny i widać w tym zawodniku przebłyski prawdziwego geniuszu. Sporo było jednak takich QB, którzy zbyt poobijani w młodości nigdy w pełni nie rozwinęli skrzydeł. Lepsza gra OL poprowadzi reakcję łańcuchową – im więcej Bridgewater będzie miał czasu, tym lepsze będą jego decyzje i wpłynie to na poprawienie gry skrzydłowych. W defensywie mocna linia musi być jeszcze bardziej agresywna, by przykryć wady linebackerów i secondary. Na mniej więcej takiej filozofii swoje dwa niedawne mistrzostwa oparli choćby Giants.

Vikings mają wykonawców, mają też solidny sztab trenerski, więc można jeszcze wierzyć, że coś drgnie w tym sezonie. Na playoffy może to być za mało, ale poprawa gry spowoduje uniknięcie blamażu i konieczności kolejnych zmian. Już jednak wiadomo, że bez wzmocnień w defensywie się nie obejdzie. W Minnesocie jest „szkielet” stworzony z takich futbolistów jak Bridgewater, Patterson, Rudolph, Sullivan, Fusco, a w defensywie Joseph, Griffen, Munnerlyn czy Harrison Smith. To, czego wydaje się, że zabrakło w tym roku to obudowanie tej ramy solidnymi organami, które zapewnią prawidłowego funkcjonowanie organizmu o nazwie Minnesota Vikings.

Michał Gutka

Zobacz też

Brak komentarzy

  1. Wątek poboczny.

    W teorii nie ma różnicy między teorią i praktyką, w praktyce jednak jest.

    W teorii Giants zawsze budowani są tak, by dominować na linii wznowienia akcji (słynny cytat Bradiego o tym, że rzucać przez linię Giants, to jak rzucać przez las). W praktyce to nie był przypadek roku 2011 (choć bardziej wtedy, gdy Gmen mieli piłkę niż gdy mieli ją ich rywale).

    Tamten sezon to był początek ciągnących się do dzisiaj problemów nowojorczyków z ich linią ofensywną. Tamta linia nie potrafiła blokować dla Bradshawa i Jacobsa (GMen byli ostatni w lidze pod względem jardów zdobytych dołem), i żaden inny QB grający wtedy w nfl nie był tak często pod presją jak Eli:

    https://www.profootballfocus.com/blog/2012/01/31/pressure-and-the-2011-quarterbacks/

    (Zwracam uwagę na to, że kolejny w tym rankingu, Cam Newton, pod presją był aż 36 razy mniej).

    Co do linii defensywnej. Owszem, głównie dzięki monstrualnemu sezonowi Jasona Pierre-Paula, Giants byli w czołówce ligi pod względem sacków. Mimo faktu że 48 razy dostali się do rozgrywającego rywali, tenże jednak notował przyzwoity passer rating na poziomie 86.1 (co dawało GMen pod tym względem 21 miejsce w lidze), i potrafił podawać średnio na ponad 255 jardów w meczu (tylko defensywy Saints, Patriots i Packers pozwalały zdobywać więcej jardów górą). Ok, być może te liczby bardziej świadczą o słabości secondary niż front 4, ale defensywy ekip nfl są jak system naczyń połączonych, a linia defensywna GMen nie potrafiła dostać się do rozgrywającego rywali na tyle szybko, by ten nie wykorzystał słabości drugiej i trzeciej linii ich obrony.

    Konkluzja. W 2011 Giants mieli możliwość gry w playoffach w największej mierze dzięki Manningowi, Cruzowi, Nicksowi i JPP. Prawdą jest jednak, że cała defensywa znacząco podniosła poziom swej gry w styczniu, dzięki czemu Giants nie skończyli wtedy sezonu w mrozach Lambeau Field czy błocie Candlestick Park.

    1. W NFL QB i WR są na tyle dobrzy, że jeśli nie ma presji ze strony d-line to w końcu WR uwolnią się od krycia (zwłaszcza przy tegorocznym nacisku na kary przeciwko DB). Więc w pełni się z Tobą zgadzam, że defensywa NFL to system naczyń połączonych. Najlepszym przykładem jest Seattle, gdzie Thomas i Sherman nie grają dużo słabiej (choć może nie na tak niebotycznym poziomie jak w 2013), ale brak presji z przodu sprawia, że dużo częściej są w opałach.
      Co do o-line to bez niej nie sposób myśleć poważnie o sukcesach. Nie musi być najlepsza w lidze, ale musi grać przyzwoicie. Case: tegoroczni Cowboys i Patriots.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *