Znamy już wszystkich uczestników Divisional Round. Niedzielne mecze były o klasę lepsze od sobotnich, choć znów ten pierwszy okazał się słabszy. Jednak emocje i nieprawdopodobne zwroty akcji w meczu Cowboys – Lions wystarczyłyby, żeby obdzielić wszystkie cztery spotkania.
Klinika Andrew Lucka
Mecz Colts – Bengals polecam wszystkim młodym sportowcom, którzy marzą o karierze quarterbacka. Po prostu obserwujcie Andrew Lucka, a potem spróbujcie zrobić to samo.
Luck rozegrał świetne, kompletne spotkanie. Jego statystyki może nie są tak imponujące (31/44, 376 jardów, 1 TD), ale to jak prowadził atak Colts, jak funkcjonował na linii wznowienia akcji przed snapem i podawał na mnóstwo różnych sposobów to prawdziwy majstersztyk. Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na trzy akcje. Jedną na pewno pamiętacie, ale dwie mogliście przeoczyć.
Pierwsza to pierwsza akcja drugiej kwarty (nie licząc falstartu Allena). W sytuacji 3&11 na własnym 33 jardzie Luck ma po swojej prawej stronie T.Y. Hiltona i Reggiego Wayne’a 2 na 2 z parą cornerbacków. Po snapie obraca się na moment w lewo (przesuwa w tę stronę obrońców), a potem podaje w stronę linii bocznej do T.Y. Hiltona. Piłka spada idealnie w ręce recivera, umożliwiając mu opadnięcie na boisko i mija o centymetry wyciągnięte ręce cornerbacka Adama Jonesa. Wygląda banalnie, ale to rzut wymagający silnego ramienia i piekielnej precyzji, jeden z najtrudniejszych do wykonania w futbolu.
Druga akcja miała miejsce na 8:43 do końca drugiej kwarty. 3&4, 11 jard Bengals. Cincinnati rzuca wszystko co się rusza do blitzu, a konkretnie siedmiu graczy. Czterech pozostałych kryje reciverów 1 na 1. Luck błyskawicznie identyfikuje blitz, odnajduje właściwego recivera (w tej sytuacji jedynym, do którego może podać, jest T.Y. Hilton) i podaje. Nie ma nawet czasu właściwie ustawić nóg, wie że za chwilę dostanie potężny cios, ale ani na moment nie spuszcza oczu z Hiltona i posyła mu idealną piłkę. Gdyby nie drop recivera, Colts mieliby pierwszą próbę.
Niestety tych dwóch akcji nie znalazłem na filmikach, ale jeśli macie możliwość obejrzenia retransmisji polecam zwrócić uwagę na te dwa zagrania, bo są to akcje jakie skauci NFL cenią najwyżej. Zwłaszcza ważna jest gra pod presją. To nieumiejętność radzenia sobie z nią pogrążyła skądinąd utalentowanego QB Blaine’a Gabberta. Miał silne ramię, ale „widział duchy”, czyli panikował w obliczu jakiejkolwiek presji pass rushu. Teraz jest rezerwowym w San Francisco.
Luck z presji sobie niewiele robi, co widać przy jego jedynym TD, czyli akcji nr 3, którą chcę Wam pokazać. Luck wymyka się z objęć pass rushu, nie mam pojęcia jakim cudem, bo nawet na niego nie patrzy, oczy ma utkwione w reciverach. Po czym rzuca w biegu, z niemal 130-kilowym Carlosem Dunlapem uwieszonym kostek, właściwie z samego nadgarstka, a piłka jak po sznurku przelatuje 40 jardów i wpada prosto w ręce Donte Moncriefa, który wcale nie jest źle kryty. Kto jeszcze w NFL byłby w stanie wykonać taki rzut? Aaron Rodgers?
Szkoda tylko, że Luck nie dociągnął do 400 jardów, byłby zaledwie czwartym QB w historii (po Danie Marino, Drew Breesie i Peytonie Manningu), który ma na koncie dwa mecze playoffów z 400 jardami górą. A nie dociągnął głównie dlatego, że T.Y. Hilton zaliczył kilka spektakularnych dropów, a jeden dołożył TE Coby Fleener.
Zresztą to nie jedyne błędy Colts w tym meczu. TE Dwayne Allen, przed kontuzją jeden z najbardziej zaufanych celów Lucka (i cicha gwiazda mojej drużyny fantasy), teraz jest niemal kompletnie niewidoczny, a w niedzielę odznaczył się głownie dwoma falstartami w jednej serii ofensywnej. Dan Herron zaliczył 56 jardów biegiem i 85 po złapanych podaniach, chyba na stałe wygryzając ze składu Trenta Richardsona, ale przydarzyło mu się fumble po szkolnym błędzie technicznym – zamiast nieść piłkę w lewej ręce, z dala od obrońcy, niósł ją w prawej. Fakt, że zarobił przy okazji cios pięścią w klejnoty rodowe, co na pewno nie ułatwiło utrzymania piłki, ale już dzieciaki w amerykańskich gimnazjach uczy się, że piłkę niesie się zawsze w zewnętrznej ręce, z dala od obrońcy.
Bengals nie mieli żadnych szans przeciwko Luckowi i spółce. Ofensywa pod wodzą Andy’ego Daltona nie stanowiła niemal żadnego zagrożenia. „Red Rifle” zaliczył statystyki na poziomie 18/35 i 155 jardów. I był to jeden z najlepszych jego meczów w playoffach, bo nic nie zepsuł. Fakt, że miał tego dnia trudne zadanie, bo A.J. Green i Jermaine Gresham nie mogli zagrać z powodu kontuzji, Mohamed Sanu chyba nie dorósł do roli pierwszego recivera, więc najlepszym celem podań Daltona był… Rex Burkhead. Jeśli nie słyszeliście o nim przed niedzielą, to spieszę wyjaśnić, że to wybór z 6 rundy draftu 2013, który przez dwa sezony w dziesięciu meczach w barwach Bengals złapał 7 piłek na 49 jardów. Acha, tak przy okazji to running back. W efekcie tylko fatalny występ Ryana Lindleya uchronił Daltona przed wątpliwym zaszczytem nagrody „najgorszy QB tygodnia”.
Warto jednak docenić wkład secondary Colts w trudny wieczór Daltona. Zagrali naprawdę świetny mecz, zwłaszcza Vontae Davis, którego uważam za CB #3 w NFL za Darelle Revisem i Richardem Shermanem. Już ostrzę sobie zęby na jego pojedynki z Demaryiusem Thomasem i Emmanuelem Sandersem za tydzień
Bengals próbowali skorzystać z recepty Billa Belichicka i wystawili do boju sześciu ofensywnych liniowych. O ile początkowo zdawało to egzamin i pozwoliło im nawet na przyłożenie, o tyle później Colts się w tym połapali, a przegrywający Cincinnati odeszli od gry biegowej.
Za tydzień Colts jadą do Denver na mecz naszpikowany podtekstami, które postaram się przypomnieć w sobotę, przy okazji zapowiedzi Divisional Round, na którą już teraz serdecznie Was zapraszam.
Co dalej z Bengals? Przegrali w pierwszej rundzie playoffs czwarty raz z rzędu i piąty w ostatnich sześciu latach. Czy to już szczyt dla trenera Marvina Lewisa i Andy’ego Daltona? Lewis to drugi najdłużej pracujący na obecnym stanowisku trener w NFL po Billu Belichicku. To wskazuje jak cierpliwy jest zarząd Bengals. Na ile jeszcze wystarczy im cierpliwości? I czy znajdzie się ktoś lepszy od Andy’ego Daltona? Łatwo się go będzie pozbyć (stosunkowo łatwo, kilka milionów „martwych dolarów” to jednak wygeneruje), ale czy Bengals nie skończą jak Bills albo Texans: dobra drużyna bez rozgrywającego?
Najlepszy mecz w dotychczasowych playoffach
W meczu Dallas Cowboys – Detroit Lions było wszystko: nagłe zwroty akcji, dwucyfrowy comeback, bohaterowie, upadek i odkupienie, kontrowersje, a przede wszystkim mega emocje, które czułem nawet ja, nie związany emocjonalnie z żadną z grających drużyn.
Zacznę od kontrowersji. Niestety to właśnie kontrowersja najmocniej odbija się echem po tym spotkaniu. Na 8,5 minuty przed końcem meczu Matt Stafford podawał do Brandona Pettigrew. Krył go LB Anthony Hitchens, który popełnił najpierw holding, a potem jeszcze pass interference. Faul był ewidentny. Sędziowie rzucili flagę, oznajmili karę, a potem stwierdzili, że faulu jednak nie było, stawiając Detroit w sytuacji 4&1 na 46 jardzie Dallas. Zobaczcie sami.
Nie byłoby takiego zamieszania, gdyby nie niezdecydowanie załogi sędziowskiej. Niestety, NFL od kilku lat ma w zwyczaju dawać mecze playoffów „w nagrodę” najlepszym sędziom. Idea nawet dobra, tylko że w efekcie zgrane załogi sędziowskie zostają zastąpione zupełnie nowymi zespołami. I w tej syytuacji ewidentnie zabrakło zgrania, zrozumienia i komunikacji między arbitrami. Gdyby nie to, decyzja i tak byłaby zła, ale na pewno nie wywoływałaby takiej histerii. Co do spiskowej teorii dziejów to rozprawił się z nią Bill Barnwell, więc nie będę się powtarzał.
Tak naprawdę Lions przegrali ten mecz z kilku powodów, z których sędziowie byli tylko jednym i to wcale nie najważniejszym. Przede wszystkim ich secondary nie dotrzymywała kroku kapitalnemu front seven. Tony Romo leżał na plecach w ponad 1/4 swoich akcji podaniowych (ok. kilka razy na brzuchu, nie plecach). Obrona Lions zaliczyła sześć sacków, wygrała pojedynek z najlepszą o-line w lidze i utrzymała DeMarco Murraya poniżej 4 jardów/bieg. A secondary? Wystarczy popatrzeć na pierwsze przyłożenie Cowboys w tym meczu, kiedy Lions wciąż prowadzili 14:0 pod koniec drugiej kwarty.
Cassius Vaughn wywrócił się o własne nogi, James Ihedigbo (#32) źle się ustawił i nie miał szans skutecznie udzielić pomocy i w efekcie Terrance Williams zamienił to, co powinno być kilkunastojardowym chwytem na pierwszą próbę, na 76-jardowe przyłożenie.
W pierwszej połowie oglądaliśmy taką ofensywę Lions i taką defensywę Cowboys, jakich spodziewaliśmy się w sierpniu. Lions mieli być dynamicznym atakiem nie do zatrzymania, Cowboys najgorszą defensywą w dziejach NFL, pamiętacie? W pierwszej połowie Lions robili co chcieli, tak w grze biegowej, jak podaniowej, z kolei obrona Cowboys waliła mocno, ale zapomnieli, że nie wystarczy walnąć, trzeba jeszcze przewrócić.
Po przerwie Cowboys zaczęli nagle skutecznie tacklować, co mocno ograniczyło poczynania Lions w ataku. Dodatkowo center Travis Frederick wspólnie z Tonym Romo zaczęli lepiej przydzielać zadania o-line. Presja Lions na Romo wciąż była, ale nie przebijali się już do rozgrywającego Dallas praktycznie nieblokowani.
Cowboys dostali też pomoc od swojego trenera, czego Lions tego zabrakło. Na 2:55 przed końcem trzeciej kwarty Caoboys mieli czwarta próbę na jard od pola punktowego. Generalnie w takich sytuacjach niemal zawsze warto próbować zdobyć przyłożenie, może poza sytuacjami kiedy przegrywa się trzema punktami w ostatnich sekundach meczu, ale wielu trenerów w NFL „wzięłoby punkty”. Jason Garett też wziął, tyle że siedem a nie trzy, bo DeMarco Murray przebił się do pola punktowego. W decydującej o zwycięstwie serii ofensywnej Cowboys byli w sytuacji 4&6 na „ziemi niczyjej”. Tu już decyzja nie była tak ewidentna, choć matematyczne modele pokazują, że w tej sytuacji granie było lepszym wyjściem niż punt. Cowboys konwertowali tą próbę, a 3,5 minuty później Tony Romo rzucił decydujący TD do Williamsa.
Co u Lions? W sytuacji 4&1 niemal dokładnie w tym samym miejscu, gdzie Cowboys zagrali 4&6 Jim Caldwell kazał puntować. Fakt, nie mógł przewidzieć, że jego punter kompletnie zepsuje kopnięcie i zyskają tylko 5 jardów, ale to i tak była bardzo kunktatorska decyzja. Statystycznie futbol nagradza rozsądne ryzyko. To byłoby bardzo rozsądne ryzyko, a jego niepodjęcie się zemściło. Chciałbym też wiedzieć, jakim cudem DeAndre Levy krył Dez Bryanta w tej akcji. Levy to kapitalny zawodnik, jeden z najlepszych linebackerów w NFL, ale w takiej akcji 1 na 1 z Bryantem nie ustoi absolutnie żaden LB w lidze. Chwilę później miało miejsce wspomniane wcześniej przyłożenie przy 4&1.
Ale to jeszcze nie koniec atrakcji. Lions wciąż mieli 2,5 minuty i tylko cztery punkty straty. I wówczas nastąpiła kompletnie zwariowana sekwencja zdarzeń. Cowboys zsackowali Matta Stafforda i wybili mu piłkę. Przejął ją debiutant DeMarcus Lawrence, który… zgubił piłkę, którą odzyskali Lions. Szczerze mówiąc w tej chwili pomyślałem, że nie ma sił, żeby Lions nie wygrali tego meczu, a za porażkę zostanie obwiniony Lawrence oraz jakimś cudem Tony Romo. Dziewięć akcji później Lions byli już na połowie Cowboys i rozgrywali czwartą próbę. Wówczas Lawrence przedarł się przez o-line Cowboys, zsackował Stafforda, wymusił fumle i sam je odzyskał. Game over.
Czy był to ostatni mecz Ndamukonga Suha w barwach Lions? Lwy mają mało miejsca w salary cap, a Suh będzie mógł żądać ogromnych pieniędzy. Po meczu miał łzy w oczach. Facet ma co prawda niewielkie pojęcie o fair play, ale zawodnikiem jest wspaniałym.
Cowboys wyegzorcyzmowali demony. Wreszcie wygrali w playoffach, Tony Romo okazał się jednak „clutch”, nie załamali się i powrócili do gry. W nagrodę za tydzień jadą do Green Bay. Pytanie tylko co ze zdrowiem Romo, bo było widać, że rzuty w lewą stronę sprawiają mu ogromny problem i z reguły były za krótkie.
Na koniec chciałbym wyróżnić dwóch graczy, bez których zwycięstwo Cowboys nie byłoby możliwe. Jason Witten to legenda na pozycji TE. W niedzielę złapał 5 piłek na 63 jardy, z reguły w kluczowych momentach meczu. Z kolei Cole Beasley to taki nieco młodszy Wes Welker i Julian Edelman. Prototypowy drobny i zwrotny slot reciver, którego nikt nie chciał. Beasley złapał cztery piłki na 63 jardy, a jego rola w zespole wciąż rośnie.
P.S. Jeszcze raz dzięki całej twitterowej ekipie spod znaku #NFLpl za wspólne oglądanie meczu!