NFL playoffs: Jacksonville Jaguars i New Orleans Saints w drugiej rundzie

W przeciwieństwie do sobotnich spotkań Wild Card Round, w niedzielę wygrywali gospodarze. Ponownie NFC dostarczyła świetne widowisko, a AFC wypadła nawet jeszcze słabiej niż w sobotę.

 

Buffalo Bills 3 – 10 Jacksonville Jaguars

Pierwszy niedzielny mecz przeniósł nas wehikułem czasu do roku 1977, tuż przed wielką reformą przepisów futbolu amerykańskiego, które otworzyły ofensywę. Do czasów, gdy pierwsze próby każdorazowo zdobywano wysiłkiem porównywalnym do plaży Omaha w Normandii w 1944 r. Gdy kluczowymi postaciami w drużynie byli punterzy, a każdy jard pozycji na boisku był na wagę złota.

Dobra, żarty na bok. Bills i Jaguars zafundowali nam rekordowy mecz. Jeszcze w żadnym meczu w historii Wild Card Round nie padło tak mało punktów. (na marginesie – Wild Card Round istnieje od 1978 r.) Obie drużyny próbowały dużo biegać i waliły głową w mur, bo przeciwnicy zabetonowali linię wznowienia akcji. W sumie w tym meczu zobaczyliśmy więcej puntów (18) niż punktów!

Bills można jeszcze częściowo zrozumieć – grali przeciwko najlepszej tegorocznej obronie. Ale daremność ofensywy Jaguars była wprost porażająca.

Niczego nie ujmując bardzo dobrze dysponowanej tego dnia obronie Bills, słabość Blake’a Bortlesa aż biła po oczach. Brak zaufania trenerów do swojego rozgrywającego był wyraźny i niebezpodstawny. Bortles rzucał głównie krótkie piłki, ale nawet gdy cel jego podania znajdował się w odległości kilku metrów, potrafił fatalnie spudłować. W efekcie miał kuriozalne statystyki:

W drugiej połowie rozgrywający Jaguars pokazał, że jest znacznie lepszym atletą niż rozgrywającym. Kilka nieplanowanych biegów oraz zaplanowanych zone read sprawiły, że ofensywa się nieco rozkręciła. Zwycięskie przyłożenie Jacksonville zdobyli po bardzo odważnej decyzji trenera. W czwartej próbie na jeden jard od pola punktowego Bills postanowili nie brać field goala. I kiedy wszyscy spodziewali się biegu:

W przekroju całego meczu różnica między drużynami była mniejsza niż się można było spodziewać. Podbite podanie Tyroda Taylora padło łupem obrony Jags, tymczasem defensorzy Bills upuścili dwa podania Bortlesa. Bills też zameldowali się na 1 jard od pola punktowego Jacksonville, ale Kelvin Benjamin popełnił OPI. Nawet faulując nie potrafił uwolnić się od krycia i złapać piłki, co świetnie pokazuje czemu Panthers postanowili się go pozbyć.

Ale największa „story” tego meczu, a może i tych playoffów przeszła nam koło nosa. Pamiętacie Nathana Petermana? Tego debiutanta, którego Bills wsadzili na minę, a on odwdzięczył im się rzucając 5 INT w dwie kwarty? W niedzielę wszedł na boisko, gdy Taylor doznał wstrząśnienia mózgu. Ostatnia seria ofensywna Bills, ostatnia szansa na uratowanie sezonu, wchodzi ten który był pośmiewiskiem, ten którego wszyscy skreślili. Serca hollywoodzkich scenarzystów biją jak oszalałe.

Pierwszy snap. 4&3. Peterman nie znajduje żadnego niekrytego kolegi. Postanawia pobiec. Zdobywa pierwszą próbę. FUMBLE! Uff, piłka poza boiskiem. Nowa pierwsza próba dla Bills.

Wyobrażacie sobie co by się stało, gdyby Peterman doprowadził do wyrównania? Internet by eksplodował. Niestety życie to nie film i skończyło się tak:

To będzie prawdopodobnie ostatni mecz Taylora w Bills. Bortles zagra przynajmniej jeszcze raz w barwach Jaguars – w najbliższy weekend w Pittsburghu. Ale jego postawa nie może napawać optymizmem włodarzy klubu, którzy muszą zdecydować czy zostawić go na opcji piątego roku wartej ok. 19 mln dolarów.

 

Carolina Panthers 26 – 31 New Orleans Saints

To był taki mecz playoffów jaki chcemy oglądać. Gwiazdy, kapitalne zagrania, wysoki poziom z obu stron i emocje. Ale i to, czego oglądać nie chcemy: klub lekceważący zdrowie zawodnika.

Na dziewięć minut przed końcem meczu potężnie i legalnie uderzony podczas sacku Cam Newton długo się nie podnosił. Nie do końca wiadomo czy od uderzenia w głowę czy raczej dostał korkiem w oko. Zdszedł z boiska tylko na jedną akcję, wszedł na moment do „niebieskiego namiotu” i za chwilę był gotów do gry. Niepokojące, że Panthers opisali to jako „concussion evaluation”, czyli badanie w celu wykluczenia wstrząśnienia mózgu. W takiej sytuacji Newton powinien był zejść do szatni.

Oczywiście w meczu playoffów przy pięciu punktach różnicy nikt nie wyśle do szatni pierwszego rozgrywającego, chyba że ktoś urwałby mu rękę. A i wtedy celem wizyty w szatni byłoby przyszycie kończyny i szybki powrót do gry. Panthers ewidentnie zlekceważyli zaostrzony concussion protocol. Zapewne, podobnie jak Seahawks w przypadku Russella Wilsona, zostaną ukarani jakąś śmieszną grzywną. Dopóki narażanie zdrowia i życia własnych zawodników nie będzie karane zabieraniem wyborów w drafcie, w NFL zostanie po staremu.

Ale wróćmy do meczu. Początek był dość nerwowy z obu stron. Trzy punty i wreszcie dobra seria ofensywna Panthers. Tyle że Caelin Clay nie złapał bardzo dobrego podania Newtona w polu punktowym, a Graham Gano przestrzelił z 25 jardów. W ciągu ostatnich pięciu sezonów kickerzy w NFL mają skuteczność 97,3% w kopnięciach z odległości 30 jardów lub bliższej.

W odpowiedzi wynik otworzył Drew Brees kapitalną bombą do Teda Ginna, nie tak dawno gracza Panthers:

Od tej pory zaznaczyła się przewaga Saints. Panthers dokładali wszelkich starań, by powstrzymać Alvina kamarę i Marka Ingrama i to im się udało. Bardzo często grali klasycznym frontem 4-3 i w efekcie Saints notowali 1,9 jarda/bieg. Ale Drew Brees to klasa, nawet gdy dobiega 40-tki.

Brees wyglądał, jakby cały sezon oszczędzał się właśnie na styczeń. Fantastyczna gra, precyzyjne podania, idealna współpraca z Michaelem Thomasem. Rozgrywający Saints dodał właśnie kolejny mocny argument na rzecz swojej kandydatury do Pro Football Hall of Fame.

Po drugiej stronie Cam Newton jak zwykle musiał niemal w pojedynkę ciągnąć całą ofensywę. Jak pokazał w sobotę Marcus Mariota, rozgrywający może sam wykonywać i łapać podania w jednej akcji, ale Newtonowi ta sztuka się nie udała. Zresztą łapanie wychodziło tylko Gregowi Olsenowi, który po raz kolejny był znakomity i niezastąpiony. Poza tym jednak widać było jak brak klasowych reciverów obciąża Newtona. Wielu wybitnych rozgrywających może liczyć, że ich reciverzy odrobinę im pomogą, zamieniając minimalnie niecelne podania w złapane piłki. Newton mógł liczyć co najwyżej na dropy i problemy w uwalnianiu się od krycia.

Mimo wszystko ofensywa Panthers całkiem nieźle przesuwała się po boisku. Carolina mieli minimalnie więcej jardów i pierwszych prób w przekroju całego spotkania. Jednak w red zone coś się zacinało. Tylko jedna z ich czterech wycieczek do czerwonej strefy zakończyła się przyłożeniem. Saints mieli perfekcyjną skuteczność 3/3.

Goście podjęli próbę powrotu w czwartej kwarcie, gdy zmniejszyli straty do pięciu punktów. Duża w tym zasługa obrony Panthers, która zaczęła wywierać większą presję na Breesa, nie pozwalając jednocześnie na uruchomienie gry biegowej. Zapewne swój udział miała kontuzja LG Andrusa Peata, który złamał kość strzałkową.

Wówczas w sytuacji 4&2 Sean Payton złożył mecz w rękach Breesa, jednak obrona Panthers stanęła na wysokości zadania i odzyskała piłkę. Co prawda gdyby zbili piłkę zamiast łapać INT zyskaliby kilkanaście jardów, ale i tak Newton dostał ostatnią szansę i dwie minuty na przedłużenie sezonu. Na wysokości stanęła jednak obrona Saints, która wymusiła intentional grounding, a potem sackiem zakończyła spotkanie.

Za tydzień Saints jadą do Minnesoty na starcie z Vikings.

 

Rozkład jazdy na Divisional Round NFL Playoffs:

Atlanta Falcons @ Philadelphia Eagles (sobota, 22:35)

Tennessee Titans @ New England Patriots (niedziela, 02:15)

Jacksonville Jaguars @ Pittsburgh Steelers (niedziela, 19:05)

New Orleans Saints @ Minnesota Vikings (niedziela, 22:40)

Zobacz też

Brak komentarzy

  1. dawno nie widziałem tak nudnego meczu jak Jaguars-Bills. To było jak antyreklama NFL live. Właśnie dlatego wolę college football. Tam takich spotkań nie uświadczysz a już na pewno nie w play off

  2. Co do Newtona, to Rivera tłumaczył dlaczego uklęknął (kilka rzutów rozgrzewkowych dla backupowego QB) i widać było raczej ten korek zachaczający o oko.

    Odnośnie concussion protocol, to dla QB ocena powinna być w namiocie, To są najważniejsi zawodnicy na boisku i jak wypadną, to gra się sypie. Ich badanie powinno być szybkie i niekoniecznie w szatni. Jeśli można zrobić to w namiocie, to po co iść do szatni skoro to trwa. A tu się liczył czas.

    1. Przepraszam, ale się nie zgodzę. Priorytetem powinno zawsze być zdrowie zawodnika. A badanie na wstrząśnienie mózgu nie jest takie proste i powinno zostać przeprowadzone w szatni, by być w miarę pewnym diagnozy. Gra ze wstrząśnieniem mózgu może wywołać poważne i daleko idące zmiany neurologiczne.

      1. Masz rację.

        Z mojej strony jest tylko pytanie czy można się upewnić o wstrząśnieniu w namiocie czy trzeba iść do szatni i w jaki sposób to zmienia ocenę. Ale to pytanie raczej do lekarza, co jest potrzebne, aby to ustalić i mieć pewność. Czy w szatni jest jakiś sprzęt, który pozwala to ocenić dokładniej?

        1. Lekarzem nie jestem, ale zaostrzenie concussion protocol wymagające udania się do szatni zostało przez lekarzy wymyślone, a argumentem było właśnie to, że nie każde wstrząśnienie mózgu można wyryć w namiocie. Nie wiem czemu tak jest, musiałbyś pytać kogoś mądrzejszego niż ja 🙂

          1. samo badanie można by przeprowadzić w namiocie i to nie problem, myślę, że tu chodzi o czas – objawy wstrząśnienia mózgu nie muszą pojawiać się od razu, a czas przejścia do szatni jest chyba wystarczająco długi (nie wiem ile im to zajmuje), żeby na miejscu przeprowadzić pełne badanie neurologiczne

  3. Można powiedzieć, że w Wild Card Round odżyły stare demony: Chiefs z Andy Reidem tradycyjnie przegrywające mecz w postseason, Bortles rzucający farfocle oraz duch Jeffa Fishera unoszący się nad ofensywą Rams.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *