NFL, tydzień 6 – Bills na szczycie AFC

Niedzielne starcie Buffalo Bills i Kansas City Chiefs nie przejdzie do historii NFL. Nie było aż tak fantastyczne jak zeszłoroczne spotkanie tych drużyn w playoffach. Ale pokazało jasno, że to w tej chwili dwie najlepsze drużyny i dwaj najlepsi rozgrywający w AFC. Czy spotkają się w finale AFC? To możliwe. Droga do Super Bowl prawdopodobnie będzie wiodła przez zamarznięte o tej porze roku Buffalo, a spora w tym zasługa ich wyjazdowej wygranej nad Kansas City.

W podsumowaniu tygodnia o tym jak Eagles pokazali, że nawet najlepsza obrona bez ataku to w NFL za mało oraz o problemach Green Bay Packers. Zaczniemy jednak od najlepszej rywalizacji rozgrywających w NFL, czyli pojedynku Mahomes – Allen.

 

Sprowadzanie futbolu do pojedynku dwóch rozgrywających jest oczywiście strasznym trywializowaniem sprawy. Cały pojedynek jest korespondencyjny, bo nie pamiętam sytuacji w NFL, by rozgrywający przeciwnych drużyn znaleźli się na boisku w tej samej akcji. Jednak faktem jest, że to właśnie rywalizacja Mahomes – Allen będzie tym, czym dla pierwszej dekady XXI wieku były pojedynki Toma Brady’ego i Peytona Manninga. Obaj mają przed sobą jeszcze przynajmniej dekadę gry na najwyższym poziomie, a ich obecność gwarantuje, że ich drużyny będą liczyły się w walce o najwyższe trofea, niezależnie od wsparcia.

Jednak w tym roku to wsparcie jest lepsze w Buffalo i to było widać na boisku. Zresztą po sześciu tygodniach Buffalo są rzadkim przypadkiem drużyny nr 1 w DVOA tak w ataku, jak w obronie i jest to dopiero 11 taki przypadek (w którymkolwiek momencie sezonu) w ciągu 42 lat (od 1981 r.) w zestawieniach Football Outsiders.

Zaczęło się od dwóch poważnych błędów rozgrywających. W pierwszej serii ofensywnej Josh Allen przekombinował. Kiedy bieg mu nie wyszedł, odrzucił piłkę do running backa. Problem polegał na tym, że nie było to planowane, więc piłka została upuszczona, a jako że podanie było do tyłu, oznaczało to fumble, które defensywa KC odzyskała. Jednak już w kolejnej serii Patrick Mahomes oddał piłkę rywalom. Warto zwrócić uwagę, że w tej akcji defensywa Bills zdołała go oszukać – tuż przed snapem cała obrona znajdowała się 7 jardów lub bliżej linii wznowienia akcji, jednak w chwili snapu trzech DB cofnęło się do własnego endzone, odcinając zaplanowane opcje podaniowe. Pod presją QB Chiefs próbował improwizować i rzucił w stronę Marqueza Valdesa-Scantlinga. Taki rzut na zasadzie „dam mojemu chłopakowi szansę”. Tyle że Valdes-Scantling to nie Travis Kelce i rzucanie w jego stronę takich piłek 50/50 nie jest najlepszym pomysłem.

O ile początek meczu pokazał nam, że ci dwaj rozgrywający też popełniają błędy, o tyle końcówka pokazała, że zawsze trzeba się z nimi liczyć. Na półtorej minuty przed końcem Chiefs zdołali ulokować punt wewnątrz 10. jarda połowy Bills. Kolejne dwie kary cofnęły gości na własny 2. jard, a nieudany bieg Allena, który prawie zakończył się safety, postawił ich w sytuacji 3&13 na własnym 1. jardzie. Chiefs wzięli nawet przerwę na żądanie, by dać więcej czasu Mahomesowi po nieuchronnym puncie Bills. Ale od tego momentu Allen wykonał pięć podań, wszystkie celne, na 99 jardów i przyłożenie. Potrzebował na to 62 sekund na zegarze meczowym.

Ale Chiefs nie pozostali dłużni. W 12 sekund przeszli 28 jardów i zakończyli połowę celnym kopnięciem z 62 jardów. A Harrison Butker miał tyle pary w nodze, że prawdopodobnie i z 70 jardów by doleciało.

Druga połowa to wymiana cios za cios. Ostatecznie to Bills wyszli na prowadzenie dzięki imponującej serii na 12 akcji, 76 jardów, przyłożenie i, co najważniejsze, 4:27 na zegarze meczowym. Zostawili Mahomesowi 64 sekundy. Prawdę mówiąc moją pierwszą myślą w tym momencie było „zostawili mu za dużo czasu, Chiefs to wygrają”. Jednak w tym momencie do akcji wkroczyła defensywa Bills, która wykorzystała błąd linii ofensywnej, by przechwycić podanie Mahomesa, co bardzo fajnie w krótkim wideo analizuje Brett Kollmann.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik, który może mieć ogromne znaczenie dla długoterminowych sukcesów Bills, a mianowicie uruchomienie w miarę skutecznej gry biegowej (szczegółowo analizuje to Derrik Klassen z Football Outsiders, jeśli ciekawią was niuanse taktyczne). Do tej pory znani byli z dużej niechęci do biegów, więc wydawałoby się, że stawianie na grę dołem jest zwyczajnie głupie. Przecież gra biegowa jest generalnie mniej efektywna względem podaniowej, a gdy ma się do dyspozycji Josha Allena sens biegania jest jeszcze mniejszy, prawda?

Nie do końca. Większość koordynatorów defensywy przeciwko zawodnikom takim jak Allen czy Mahomes gra z dwoma cofniętymi safety (Cover-2, Cover-4 lub wariacje na temat). Taka obrona jest znacznie lepsza przeciwko podaniom i ogranicza możliwość długich piłek. Następuje to jednak kosztem zabrania jednego z graczy z tackle box, czyli ze strefy bezpośrednio za plecami linii defensywnej. Jeśli atak potrafi w takiej sytuacji skutecznie biegać, przy czym przez skutecznie rozumiem 4+ jardów na próbę, to obrona znajdzie się w bardzo trudnym położeniu. Dać się zabiegać, co jest koszmarnie demotywujące, czy jednak podciągnąć dodatkowego gracza pod linię wznowienia akcji i liczyć, że rozgrywający rywali ich nie rozstrzela. Jeśli Bills zdołają uruchomić skuteczną grę biegową przeciwko defensywom z dwoma cofniętymi safety, oznacza to więcej możliwości do nokautujących podaniowych ciosów w wykonaniu Allena.

W niedzielę Steve Spagnuolo, koordynator defensywy Chiefs, próbował kontrować to blitzami, ale nic z tego nie wyszło. Allen radził sobie z nimi bez problemów, pozbywając się błyskawicznie piłki. Dla reszty ligi to bardzo niepokojąca perspektywa. Blitze nie działają, przy dwóch cofniętych safety wchodzą biegi, a kiedy Allen schodzi, pojawia się najlepsza obrona ligi. Oczywiście w NFL wystarczy jeden słabszy dzień w styczniu, by to wszystko zniweczyć, ale do odwołania to Bills wyznaczają złoty standard w AFC.

 

Obrona to za mało

Dallas Cowboys przystępowali do hitowego pojedynku z Philadelphia Eagles z jedną z najlepszych defensyw i najlepszym pass rushem w lidze. Nie można było tego powiedzieć o ich ofensywie.

Jasne, Cooper Rush stał się swego rodzaju bohaterem ludowym. Rozgrywający, który wygrywa (zwycięskie wszystkie pięć pierwszych startów w karierze) i nie traci piłki. Do tego to chłopak z małej uczelni, którego nikt nie chciał w drafcie i który spędził ostatnie lata tułając się po practice squadach. To akurat taka sportowa historia, jakie uwielbiamy. „Nie tracić piłki” w połączeniu z zabójczym pass rushem w zupełności wystarczało na słabszych rywali. Na Eagles już nie.

Decydująca dla przebiegu spotkania była piorunująca druga kwarta, ale pewne symptomy było widać już wcześniej. Atak Eagles był bardzo ciekawy i zróżnicowany. Obrona Cownoys miała spore problemy z odgadnięciem co planują rywale. Dodatkowo mądry plan pozwolił w pierwszej połowie niemal kompletnie wyłączyć z pass rushu Micah Parsonsa. Drugoroczny linebacker był celem zone readów, regularnie podwajany, a do tego RT Lane Johnson należy do najlepszych w swoim fachu. Jasne, Parsons zrobił swoje w run defense, ale tam gdzie był najgroźniejszy, został zneutralizowany.

Ważna była też skuteczna gra biegowa Orłów, która nie połykała może zbyt wielkich dystansów na raz, ale pozwalała na skuteczne przesuwanie piłki do kolejnych pierwszych prób. Niektóre akcje były jak porno dla liniowych, a fantastyczną robotę robił drugoroczny LG Landon Dickerson.

Różnicę ofensyw było widać również w czwartych próbach. W swoim marszu po pierwsze przyłożenie Orły skutecznie konwertowały 4&3 podaniem do A.J. Browna, wcześniej skutecznie każąc rywalom myśleć, że nastąpi akcja biegowa. Dla odmiany Cowboys w sytuacji 4&1 również próbowali zagrać podanie, ale akcja od samego początku została przeczytana przez defensywę rywala. To pokazuje, że nawet jeśli modele matematyczne mówią, że należy grać czwartą próbę, nie należy tego robić, jeśli nie ma się przygotowanej dobrej zagrywki. Warto też zwrócić uwagę, że tej czwartej próby Cowboys w ogóle być nie powinno. Powtórki telewizyjne pokazały, że sędziowie źle ustawili piłkę po trzeciej próbie i powinni przyznać nową pierwszą próbę Cowboys. Prawdopodobnie pomógłby challenge, ale Mike McCarthy znany jest z wyjątkowej nieudolności jeśli chodzi o podejmowanie decyzji w trakcie meczu. Tą także zawalił i czerwona flaga pozostała w jego kieszeni.

Wracając do czwartych prób – QB sneaki Orłów w sytuacji 4&1 to była poezja. Wszyscy na stadionie wiedzieli co będzie grane, ale defensywa nie była w stanie tego zatrzymać. Jalen Hurts stawał się centrum formacji, która de facto była znanym z rugby maulem. Wielcy gracze z młyna na froncie (w tej roli OL), w środku Jalen Hurts, który robi przysiady z 600 funtami (ok. 272 kg) na sztandze a za nim pchający go running backowie. Ta grupa spokojnie przepychała piłkę o brakujący jard. Obrońcy tak desperacko próbowali zejść jak najniżej, że w jednej z akcji niemal położyli się na piłce, co skończyło się flagą za offside.

Philly zastosowała bardzo prosty schemat obrony – podchodzili blisko linii wznowienia akcji, zostawiali tylko jednego cofniętego safety i skutecznie bronili biegi. To była jawna prowokacja rywala – jeśli chcecie nas pokonać, musi to zrobić Cooper Rush. Tymczasem Rush trzykrotnie podał piłkę w ręce rywali i nie potrafił wykorzystać sprzyjających podaniu ustawień rywala.

W drugiej połowie obraz gry nieco się odmienił. Landon Johnson musiał zejść z boiska z wstrząśnieniem mózgu. Zastąpił go Jack Driscoll, który kompletnie nie radził sobie z Parsonsem, co podcięło skrzydła ofensywie. Po drugiej stronie boiska Cowboys wreszcie zdołali uruchomić grę biegową, a najlepszy mecz od dawna rozegrał Ezekiel Elliott. Jednak straty z pierwszej połowy okazały się zbyt duże i Eagles pozostają jedną w tym roku niepokonaną ekipą w NFL.

Na szczęście dla Dallas Dak Prescott powinien być już gotowy do gry w kolejnym tygodniu, więc defensywa nie będzie musiała dźwigać na sobie pełnego ciężaru.

 

Green Bay, mamy problem

Mecz przeciwko New York Jets był kolejną odsłoną narastającego kryzysu w Packers. Jasne, już przed sezonem było wiadomo, że seria trzech kolejnych sezonów z 13 wygranymi jest mocno zagrożona, ale nikt nie spodziewał się aż takiej klapy. Co gorsza nie jest to jedne czynnik. W efekcie Packers mają wątpliwą przyjemność być pierwszym zespołem od wielu lat, który przegrał dwa mecze z rzędu u siebie z zespołami z Nowego Jorku (w meczu z Giants w Londynie pełnili rolę gospodarzy). I choć obie nowojorskie ekipy przestały być totalnymi popychadłami, to jednak trudno uznać ich za niepowstrzymane potęgi. Zwłaszcza Jets.

Podsumujmy. Packers przegrali u siebie z drużyną, która nie przekroczyła 100 jardów podaniowych netto (wliczając sacki). Z drużyną, która konwertowała tylko 1 z 11 trzecich prób (i nie próbowała grać czwartych). Aaron Rodgers zdobywał średnio 4,7 jarda netto na próbę podaniową. To ponad pół jarda mniej niż dawała gra biegowa nowojorczyków.

Co gorsza wróciły stare demony. Wydawało się, że po zeszłorocznej katastrofie sytuacja w special teams jest opanowana. Tymczasem w niedzielę Packers dali sobie zablokować kopnięcie z gry oraz punt. Z tym drugim rywale wrócili na przyłożenie.

W efekcie Packers mają problemy we wszystkich trzech fazach gry. W obronie nie są w stanie zatrzymać gry biegowej. Special teams osuwają się w otchłań. Jednak największym problemem jest Aaron Rodgers.

W klubie postawiono wszystko na jedną kartę – właśnie Rodgersa, którego kariera zmierza ku końcowi. Mimo to w Wisconsin postanowili spróbować wyrwać jeszcze jeden pierścień z jego kariery. Niestety prowadzony przez niego atak zawodzi. Powodów jest wiele, począwszy od braku receiverów. Po odejściu Davante Adamsa w Green Bay nie pozostał żaden klasowy receiver, do którego Rodgers ma zaufanie, bo Radalla Cobba w obecnej formie trudno za takowego uznać. Jest tam sporo młodego talentu, ale Packers nie mają czasu, by czekać na rozwój młodzieży.

Drugim problemem jest sam Rodgers. To wciąż zawodnik o wielkim potencjale, co pokazał choćby gdy praktycznie w pojedynkę odwrócił losy meczu przeciwko Patriots. Jednak nie da się ukryć, że rozgrywa najsłabszy sezon od lat. Może najsłabszy w karierze. Są chwile (jak pierwsza połowa przeciwko Patriots), gdy wygląda na gracza, który „spadł z klifu”. Trudno znaleźć jeden powód takiej sytuacji. Na pewno swoje robi brak klasowych receiverów. Linia ofensywna, tradycyjna ostoja drużyny, zrobiła w tym roku potężny krok w tył. Jednak część tkwi po stronie samego Rodgersa.

Wielu komentatorów zarzuca mu, że zamiast pracować w offseason spędził ten czas na publicznym krytykowaniu zarządu klubu i upublicznianiu swoich co bardziej kontrowersyjnych (mówiąc delikatnie) poglądów na sprawy nie związane z futbolem. Tylko że dokładnie to samo miało miejsce przed sezonem 2021, a rozgrywający zakończył go z drugą z rzędu nagrodą MVP.

To co jest dużym problemem to brak zaufania Rodgersa do systemu. Dopóki operuje w ramach zagrywek, atak pozostaje skuteczny. Jednak wystarczy, że młodzi receiverzy popełnią jakiś błąd i rozgrywający przechodzi w tryb, który Amerykanie nazywają „Hero Ball”, czyi próbuje wygrać mecz jednym rzutem. Bez wątpienia ma talent, by taka improwizacja zadziałała raz na jakiś czas, ale nie jest to skuteczna recepta na dłuższą metę.

Sytuacja w drużynie wciąż jest do opanowania. Talentu po obu stronach piłki jest tam wystarczająco, by zakwalifikować się do playoffów, a w nich powalczyć o zajście jak najdalej, zwłaszcza że poza Eagles nie widać w NFC specjalnie mocnych zespołów w tym roku. Ale czas ucieka, a w ciągu najbliższego miesiąca czekają ich trudne mecze z Bills i Cowboys, a pod koniec listopada wyjazd do Filadelfii.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

  • Trener Bill Belichick (Patriots) zanotował 324 zwycięstwo w karierze (łącznie z playoffami). Awansował tym samym na drugą pozycję na liście wszechczasów. Było to jego 257 zwycięstwo w sezonie zasadniczym z Patriots, co również jest drugim wynikiem w historii, jeśli weźmiemy pod uwagę zwycięstwa w barwach jednej drużyny.
  • QB Matt Ryan (Colts) awansował na siódme miejsce na liście rozgrywających z największą liczbą jardów podaniowych w karierze. Z wynikiem 61,5 tys. przeskoczył Dana Marino.
  • WR Tyreek Hill (Dolphins) zanotował trzeci mecz w sezonie z 10+ złapanymi piłkami na 150+ jardów. Nikomu jeszcze nie udała się ta sztuka w pierwszych sześciu meczach sezonu.

2. Z notatnika medyka:

  • OL Joe Noteboom (Rams) – zerwane ścięgno Achillesa, koniec sezonu.
  • CB Nik Needham (Dolphins) – zerwane ścięgno Achillesa, koniec sezonu.
  • CB Logan Ryan (Buccaneers) – operacja złamanej kości stopy. Może wrócić na playoffy.
  • QB Caeson Wentz (Comanders) – operacja pękniętego palca w dłoni, 4-6 tygodni przerwy.

3. Kolejne przekonujące zwycięstwo Patriots i kolejny dobry mecz debiutanta Baileya Zappe. W internecie zaczęły się pojawiać opinie, że Zappe zabierze posadę startowego rozgrywającego Macowi Jonesowi. Spokojnie. Zappe otrzymał cieplarniane warunki i jego głównym zadaniem było nie robić głupich błędów. Z tego zadania wywiązał się znakomicie, a Patriots bardzo mądrze wprowadzali go do gry. Ale skala trudności w tym czego żądali od Jonesa jest nieporównywalnie większa, stąd zwykłe porównanie statystyk obu gracz jest bardzo mylące. Powinni jednak wyciągnąć wnioski z faktu, że zmiana podejścia w ataku podniosła efektywność i dać Jonesowi więcej ruchu i akcji po play action.

4. Ten sezon jest wyjątkowo wyrównany, co możemy stwierdzić po liczbie niespodzianek co tydzień. Tym razem Falcons wygrali z 49ers, a Steelers z Buccaneers. Do niespodzianek można też zaliczyć wygraną Giants z Ravens, choć fakt, że znowu znaleźli sposób na wygraną w końcówce dziwi coraz mniej z tygodnia na tydzień.

5. Narasta konflikt między Danem Snyderem, właścicielem Washington Comanders i resztą ligi. ESPN donosił, że Snyder miał grozić innym właścicielom, że ma na nich kwity. Z kolej Jim Irsay, właściciel Colts, publicznie stwierdził, że usunięcie Snydera mogłoby być „korzystne”. Do zmuszenia jednego z właścicieli do sprzedaży klubu potrzeba zgody minimum 24 innych właścicieli.

 

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

3 komentarze

  1. 1. Sytuacja Packers przypomina mi rok 2015 kiedy w pre-season ze składu wyleciał Jordy Nelson. Jeszcze na rozpędzie Packers zaczęli sezon 5-0, choć już ostatnie dwa mecze w tej serii wygrali ledwo, ledwo. Potem pojechali do Denver i obrona Broncos zatrzymała Rodgersa na około 100 jardach i paru stratach. Potem była tragedia całkowita. To ten sezon ze zdrowaśką w Detroit i potem w play-offs w Arizonie. Ofensywa nie działała wcale. Receiverzy sypali się seriami, kontuzjowany był Eddie Lacy, główny running back. Drużynę ciągnęła obrona. Po jakichś 10-12 meczach zaczęło to w końcu klikać. Teraz pewnie będzie podobnie, choć to pierwsza poważna próba dla Matta LaFleura. McCarthy to poukładał 7 lat temu. Jak wyjdzie obecnemu HC? Może mieć ciężko, bo przed Packers seria ciężkich meczów i szykuje się długa seria porażek. A wyglądało, że spokojnie będzie 6-2, a przez chwile nawet 7-1 (po wygranej w Tampie). Jeśli Green Bay polegnie w Waszyngtonie, to play-offs nie będzie.

    2. W Indy znowu mają problem z linią ofensywną. Oglądam ich mecze i to nie tak, że Matty Ice nagle spadł z klifu. On cały czas musi walczyć o życie. Gdy ostatnio było troche lepiej, od razu rzucił prawie 400 jardów i to ofenswya wygrała mecz dla Colts.

    3. Zgadzam się z poglądem, że w NFC nie ma żadnej rewelacyjnej ekipy. Stąd w finale konferencji w styczniu sznasę ma być ponad połowa NFC. Każdy oprócz Redskins, Bears, Lions i Panthers. Cała reszta ma takie dziury, że może przegrać z każdym. Wygrać też, bo Wystarczy popatrzeć jak Vikings męczyli się z Lions i Bears.

  2. 1. Mimo wszystko jak na potencjał obu ofensyw, to jednak był niski wynik. Ograniczenie Allena i Bills do 24 punktów, to naprawdę spore osiągnięcie i mimo wszystko KC miało akcję na wygranie do końca.

    2. Co do Packers, to mam wrażenie, że Rodgers przesadził z kontraktem i już nie ma do kogo rzucać. W NFC, to nie koniec sezonu, ale jednak szanse na dywizję spadają mocno.

    3. Co do Tampy, to gdzieś mi mignął filmik, że Brady nie trenował całego tygodnia i miał pretensje do kogoś z OL o złe zagrywki. Coś chyba sytuacja prywatna go przerasta. Poprawcie mnie, bo nie badałem tematu do końca.

    4. W NE wreszcie zobaczyli, co działa i proszę o play action częściej. Skoro Zappe może, to Mac też. Widać w tygodniach 1-3 było za dużo eksperymentowania. No i OL zaczęła grać. Swoją drogą Cannon lepszy od Wynna na RT?

    5. Podoba mi się to, że w NFC wszystko możliwe. Może poza no 1 seed dla Orłów, ale sezon jeszcze długi. MIN mimo bilansu nierówna. Najciekawiej w NFC West 🙂 A w AFC poza czołową dwójką wszystko się może wydarzyć. Choć i tak nie ma gwarancji, że to KC przyjadą do Bills na finał. W PO nie takie cuda się dzieją.

    1. Brady na weselu był w piątek przed meczem. Choć nie pamiętam, czy przed tym, czy przed porażką ze Stealers.
      W ogóle coś się strasznie posypało. Nawet się zastanawiam, czy przez ostatnie dziwne akcje Brady’ego drużyna nie gra przeciwko niemu. Szwagier mi opowiadał, że kiedyś tak było z Chelsea – Mourinho zwyzywał jakąś fizjoterapeutkę, którą akurat zawodnicy bardzo lubili i od tamtej pory Chelsea przegrywała. Zwolnili trenera to zawodnicy od razu zaczęli wygrywać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *