W pojedynku Toma Brady’ego i Peytona Manninga obaj wielcy rozgrywający znaleźli się w cieniu kapitalnego pass rushu Denver. Z kolei w Charlotte cała drużyna Cardinals znalazła się w imponującym cieniu Panthers.
Denver Broncos – New England Patriots
To na pewno nie był piękny i efektowny mecz. Raczej spotkanie dla koneserów. O ile jednak z reguły mówimy tak z przekąsem po słabych starciach, o tyle tym razem koneserom naprawdę powinno się spodobać to, co z ofensywą Patriots zrobili Denver Broncos.
Zacznijmy od tego, że Broncos są jedną z najczęściej blitzujących drużyn w NFL. Tymczasem w finale AFC bliztowali tylko w nieco ponad 16% akcji (jak podaje ESPN). To dawało Broncos przewagę liczebną w kryciu, bo przy cztero- lub nawet trzyosobowym pass rushu pozostawało 7-8 defensorów do krycia pięciu zawodników uprawnionych do łapania podań.
To jednak oznaczało, że pass rusherzy Denver muszą wygrywać jeden na jeden i radzić sobie z podwojeniami. Radzili sobie i to jeszcze jak. W całych zeszłorocznych playoffach zakończonych zwycięstwem w Super Bowl, Tom Brady został obalony 18 razy. W niedzielę defensywa Broncos zaliczyła aż 20 QB hitów. To więcej niż jakakolwiek inna defensywa przez cały sezon. Mówiąc wprost Brady zebrał jeden z najcięższych łomotów w życiu.
Von Miller i DeMarcus Ware po prostu ośmieszyli obu tackli Patriots. Sebastian Vollmer miewał przebłyski, mimo że ewidentnie miał problemy z kontuzjowaną kostką. Ale grający po prawej Marcus Cannon mógłby zamienić się z betonowym słupem i mało kto zauważyłby różnicę. Miller i Ware wchodzili jak w masło. W ich kapitalnym meczu nieco zgubili się Derek Wolfe i Malik Jackson, choć ich rola była równie ważna – zawalali kieszeń od środka, co uniemożliwiało Brady’emu „wspinanie się” w kieszeni, czyli zrobienie jednego-dwóch kroków w przód, w celu przepuszczenia szarżujących ze skrzydeł pass rusherów za sobą.
Wydawałoby się, że recepta na pass rush jest prosta – pozbyć się piłki, nim pass rusherzy dotrą do Brady’ego. Tak Pats wygrali z Kansas City. Tyle że tu wchodzi do gry przewaga liczebna. Broncos mądrze miksowali różne schematy krycia i sprawnie odcinali krótkie ścieżki. Skłaniali Patriots, by ci spróbowali ich pobić dalekimi podaniami. Tyle że Brady nie ma już takiej precyzji na dalekich ścieżkach jak kiedyś, a poza tym takie podania wymagają chwili czasu w kieszeni. Czasu, którego Tom Brady nie miał.
QB Pats świetnie wiedział, jak mało czasu kupują mu jego koledzy. Wystarczało, że Broncos odcinali mu pierwszego recivera, by rzucał piłkę pod nogi swoim kolegom.
(Na marginesie, warto zwrócić uwagę jak świetnie opanował sztukę odrzucania piłki, by nie wziąć sacka ani intentional grounding. Peyton w podobnych sytuacjach był sackowany na kilkanaście jardów. Brady niemal zawsze znajdował kolegę uprawnionego do łapania podania i rzucał piłkę ewidentnie w ziemię, ale na tyle blisko, by korzystać z przepisów o ochronie rozgrywającego. Inni też mają takie możliwości, ale nikt nie potrafi z nich korzystać jak rozgrywający NE)
Dwukrotnie podejmował fatalne decyzje. Najpierw nie zauważył odpadającego do krycia Vona Millera i podał mu prosto w ręce, a potem pod presją usiłował wcisnąć piłkę w podwójne krycie, co skończyło się drugim przechwytem. Widać było, że czuje ogromny respekt przed defensorami Broncos, bo często rzucał swoim kolegom piłki pod nogi, nawet jeśli mieli pół kroku przewagi nad kryjącym ich obrońcą.
Na pewno nie pomagał mu brak jakiejkolwiek gry biegowej. O-line Patriots nie potrafiła kreować ścieżek biegowych, a ich RB nie należą do graczy, którzy stworzą coś z niczego. W efekcie to Brady był najlepszym rusherem Pats, na czele z imponującym jak na niego 11-jardowym biegiem na pierwszą próbę.
Jedynym, który nie zawiódł w ofensywie Patriots był Rob Gronkowski. Gronk miał problemy ze skurczami, był podpinany do tlenu, momentami słaniał się na nogach. A jednak w kluczowych momentach był niezastąpiony.
To on złapał 40-jardowe podanie w sytuacji 4&10 ze środka boiska. To on w nieprawdopodobny sposób złapał podanie na TD, mimo że był podwajany.
Rob Gronkowski makes an absolutely incredible TD catch on 4th down. #NEvsDEN https://t.co/ZoEPSaoBQV
— NFL (@NFL) styczeń 24, 2016
Ale to nie wystarczyło. W pierwszej kwarcie po przyłożeniu Stephen Gostkowski przestrzelił extra point, po raz pierwszy od swojego debiutanckiego sezonu w 2006 r. To zmusiło Pats do nieudanego zagrania za dwa. Jako kibic Pats mogę być wściekły, ale o to właśnie lidze chodziło, kiedy oddalała kopnięcie. PAT z rutyny staje się nagle akcją, która może realnie wpłynąć na losy finału AFC.
(Jeszcze w tym tygodniu postaram się podsumować pierwszy sezon z nowym PAT)
Wczoraj na Twitterze wiele osób miało pretensje do Billa Belichicka, że nie kopał field goali w red zone w czwartej kwarcie, tylko rozgrywał czwarte próby. Oczywiście post factum ich argumenty są nie do podważenia: gdyby Pats choć raz udanie kopnęli na bramkę, wygraliby mecz. Tyle że decyzje podejmowane post factum zawsze są słuszne. Belichick nie wiedział, czy jego drużynie uda się wrócić do red zone rywala. Ba, sądząc po przebiegu meczu mógł słusznie uznać, że bardziej prawdopodobne jest konwertowanie czwartej próby niż powrót jego ofensywy pod pole punktowe Broncos. A przyłożenia i tak potrzebował. Tak więc trudno mi tu winić Belichicka i McDanielsa za rozgrywanie tych czwartych prób, choć efekt faktycznie okazał się mizerny.
Patriots próbowali znaleźć sposób na grę w ataku. Dodatkowy ofensywny liniowy został szybko zdjęty z boiska po tym, jak Von Miller ośmieszył Camerona Fleminga i prawie zabił Brady’ego. W końcówce Pats zaczęli grać swoją firmową zagrywkę – izolowanie RB na LB na skrzydle i granie dalekiej piłki. Jednak James White żadnej nie złapał, choć kilka razy był o krok. Nie były to idealne podania, nie można powiedzieć, by White te piłki upuszczał, ale za każdym razem nasuwała mi się myśl: „Shane Vereen albo Dion Lewis by to złapali”.
Defensywa Broncos zasługuje na wszystkie pochwały jakie na nią spływają. Trochę szkoda, że Peyton Manning wraca do Super Bowl w takim stylu, a nie jak wielki zawodnik, którym przecież był. W niedzielę miał statystyki porównywalne do Brady’ego, ale od niego nie wymagano niesienia drużyny na ramionach. Miał zrobić tyle, żeby nie zmarnować pracy defensywy. I to się udało. Zdołał nawet podać na przyłożenie, po raz pierwszy od listopada i to od razu na dwa. W obu tych sytuacjach kompletnie zaspał Jamie Collins, który ma za sobą kapitalny sezon i ogólnie rzecz biorąc całkiem niezły mecz. Ale przy drugim przyłożeniu Daniels zgubił go tak bardzo, że zdążyłby pójść po piwo, przeczytać gazetę i złapać podanie, a Collins dalej nie wiedziałby gdzie się podział zawodnik, którego miał kryć w tej akcji.
Peyton nie był wielki. Ba, popełnił na spółkę z Ronniem Hillmanem fatalny błąd, gdy niezłapane podanie do Hillmana okazało się podaniem do tyłu i pozwoliło NE przejąc piłkę. Ale jednak popełnił mniej błędów od Brady’ego i dlatego to on zagra w swoim czwartym Super Bowl w karierze. Jeszcze nigdy nie miał wokół siebie tak utalentowanej drużyny i jeszcze nigdy tak mało nie zależało od niego. Ale będzie miał szansę, by niczym John Elway niemal dwie dekady temu odejść w stronę zachodzącego słońca w glorii zwycięzcy.
Carolina Panthers – Arizona Cardinals
To miał być zażarty mecz dwóch najlepszych drużyn w NFC. Tyle że na boisku tylko jedna z drużyn zasłużyła na to miano.
Panthers pokazali swoje możliwości w kapitalnym, dominującym zwycięstwie. Najlepsza ofensywa NFL sezonu 2015 wyglądała jak grupka chłopców z liceum, którzy przypadkiem zabłąkali się na stadion dla dorosłych facetów.
Carson Palmer ma za sobą fenomenalny sezon zasadniczy, ale w najważniejszym momencie kompletnie zawiódł. Nie da się wygrać finału konferencji, jeśli twój rozgrywający popełnia sześć strat. Palmer posłał cztery piłki w ręce rywala i stracił dwa fumble. Jego gwiazdorski korpus reciverów był kompletnie niewidoczny z podobnego powodu co reciverzy Toma Brady’ego – obrona Panthers wywierała skuteczną presję bez blitzowania.
Jedynym graczem Cardinals, który stanął na wysokości zadania był rookie RB David Johnson. Najlepszy biegacz i reciver Cardinals, w sumie odpowiadał za 128 z 287 jardów Arizony. Przed chłopakiem ciekawa przyszłość, bo jest idealnym RB na współczesną NFL – równie groźny jako biegacz co reciver, a do tego całkiem niezły w pass protection.
Nic do powiedzenia nie miała również obrona Cardinals. Cam Newton i jego koledzy po prostu upokorzyli jedną z najlepszych defensyw sezonu zasadniczego. Newtonowi wystarczyło 28 podań, by zdobyć 335 jardów. Podał na dwa przyłożenia i pobiegł na dwa kolejne. Co prawda w pewnym momencie mógł drogo kosztować swoją drużynę, kiedy Patrick Peterson po przechwycie niemal wykonał akcję powrotną na TD, ale na jego szczęście Carson Palmer wykazał się duchem fair play i w następnej akcji oddał piłkę Panterom.
Na wyróżnienie zasługuje cały nieprawdopodobnie szybki front seven Panthers. Choć właśnie ta formacja ucierpiała, bowiem rękę złamał LB Thomas Davis. Nie jest tak znany jak Luke Kuechly, ale wspólnie tworzą fenomenalny duet. Davis jest już po operacji i zapewnia, że zagra w Super Bowl, ale na pewno nie będzie w pełni dyspozycji. To ogromny cios dla Caroliny, właściwie jedyna rzecz, która im się wczoraj nie udała.
Po tak efektownym zwycięstwie to Panthers będą faworytami Super Bowl, ale niczego nie mogą być pewni. Defensywa Broncos ma potencjał by wygrywać nawet bez skutecznego ataku.
Brak komentarzy
Patrits – Broncos to był piękny i efektowny mecz! 😉
W sporcie chodzi o emocje i te były cały czas. Nawet wrażenia artystyczne się pojawiły choć można dyskutować jakiego typu. To był wręcz genialny mecz. Obu ekip raczej nie lubię i takie spotkania zwykle omijam szerokim łukiem. A w niedzielny wieczór całe trzy godziny siedziałem z wypiekami na twarzy.
W zeszłym tygodniu gdzieś rzuciłem pytanie czy to Cardinals byli tak słabi czy Packers tacy mocni. No i dostaliśmy odpowiedź. Tak od listopada spodziewałem się spadku formy Panter, a niespodziewanie konkretny kryzys trafił się Arizonie.
Patrząc na sezon Denver, do wygrania SB wystarczyć im powinno tylko to aby Manning nie rzucił żadnego INT. Tylko i aż 🙂