NFL, tydzień 5: Największe niespodzianki na start sezonu

Doszliśmy do takiego dziwnego momentu w sezonie, gdy trudno określić pewne trendy jako wypadek przy pracy. Jeśli drużyna, formacja czy zawodnik grają na danym poziomie przez pięć tygodni z rzędu, to nie jest przypadek. Z drugiej strony rok temu po piątej kolejce Panthers wciąż wyglądali na solidną drużynę, Ravens na pewniaka do playoffów, a Chiefs na drużynę z potężnymi problemami. W NFL wszystko może się zmienić w mgnieniu oka. Dwa tygodnie temu pisałem o świetnym początku Jaguars, a tymczasem oni błyskawicznie wrócili do „typowej” dla siebie dyspozycji.

Bills są mocni, Texans i Comanders niekoniecznie. To były dość powszechne opinie przed startem sezonu i póki co nie zdarzyło się nic, co kazało by w nie wątpić. Są jednak drużyny i zawodnicy, którzy zmuszają nas do rewizji przedsezonowych przewidywań. Niekoniecznie zmiany o 180 stopni, bo, jak wspominałem, dużo sezonu jeszcze przed nami, ale jest kilka niespodzianek. Tak na plus, jak na minus. I o tych właśnie niespodziankach będzie tekst w tym tygodniu.

 

Niespodzianki na plus

Geno Smith i atak Seattle Seahawks

Tego to się chyba nawet najbardziej zagorzali kibice Seahawks nie spodziewali. Ja sam w przedsezonowych zapowiedziach kpiłem z Pete’a Carrolla i jego stwierdzeń, że ma dwóch startowych rozgrywających. Co prawda Drew Locka dalej nie chciałbym widzieć na boisku w mojej drużynie, ale to co wyrabia Geno Smith jest absolutnie bezprecedensowe.

Zacznijmy od garści wskaźników statystycznych, tak zespołowych, jak indywidualnych. Według DVOA Seahawks mają najlepszy atak w sumie i najlepszy atak podaniowy w lidze. Są lepsi od Ravens, Bills i Chiefs. Wskaźniki EPA są nieco mniej łaskawe: Pro Football Reference sytuują cały atak i grę podaniową na piątym miejscu w lidze, a model Bena Baldwina (rbsdm.com) na czwartym.

Sam Geno Smith ma drugie najwyższe DVOA (wartość na akcję) i DYAR (wartość w sumie), ma najlepszy passer rating, 3. ANY/A, 4. QBR i 5. EPA/akcję. Jego CPOE, czyli wskaźnik mówiąc o ile punktów procentowych jego skuteczność jest lepsza lub gorsza od przeciętnego rozgrywającego NFL w analogicznych sytuacjach, jest najlepsza w lidze. Wg Next Gen Stats (NGS) jest to +9,6, a według Baldwina +10,5. W obu wypadkach są to wyniki znacznie odstające od reszty ligi na plus zarówno w tym, jak i w porównaniu do poprzedniego roku.

I wcale nie są to tylko rzuty w okolicę linii wznowienia akcji (CPOE bierze na to poprawkę). Przeciętne podanie Smitha leci 8,8 jarda za linię wznowienia akcji, co jest 11. wynikiem wśród 35 sklasyfikowanych przez NGS rozgrywających. Zresztą popatrzcie sami na rzut z ostatniej niedzieli. To podanie, po którym za głowę łapie się każdy trener: w poprzek ciała, z zachwianej platformy do całkiem nieźle krytego zawodnika. A trafia idealnie.

Innymi słowy po pięciu meczach tak Smith, jak cała ofensywa Seahawks są w ścisłej ligowej czołówce. Ale żeby naprawdę docenić skalę zaskoczenia, trzeba przypomnieć kontekst.

Geno trafił do NFL 10 lat temu, na początku drugiej rundy draftu wybrali go New York Jets. Przez pierwsze dwa sezony w lidze był tam starterem. „Słaby” to zbyt łagodne określenie jego postawy. Przez dwa lata odpowiadał za więcej strat niż przyłożeń przy skuteczności podań poniżej 60%. Jasne, nie był otoczony przez wielkie gwiazdy, czy to na boisku czy na ławce rezerwowych, ale nikt kto go pamięta z tamtych lat nie uwierzyłby, że może być jednym z najlepszych QB w lidze. Nawet przez jeden mecz, a co dopiero pięć.

Kolejne lata był jedynie zmiennikiem w Jets, Giants, Chargers i wreszcie Seahawks. Swoją rolę pełnił jak należy: żadnych konfliktów, skandali (o których byśmy wiedzieli), a kiedy już pojawiał się na boisku (dwa mecze w wyjściowym składzie i 101 wykonanych podań w latach 2015-2020 w sumie) to się nie kompromitował.

Pewne przebłyski tego, na co go stać mieliśmy w zeszłym sezonie. Zastąpił Russella Wilsona w czterech meczach (z czego w jednym w około 1/3 akcji), gdy Wilson złamał palec. Nie wziął może ligi szturmem, trenerzy Seaahwks nie dali mu poszaleć (tylko w jednym meczu wykonał ponad 25 podań i zaliczył ponad 200 jardów górą), ale nieźle chronił piłkę (dwie straty przy pięciu TD podaniowych i jednym biegowym) i miał świetną skuteczność podań. Wykonał ich zbyt mało, by znaleźć się w indeksie NGS, ale wg Baldwina jego CPOE w 2021 r. wynosiło +6,5, zaledwie 0,2 za liderem tamtego sezonu, Joe Burrowem i przed całą resztą NFL.

Łatwo było zbyć tamten sezon jako mało miarodajny, ze względu na niską próbę, ale o tym już się tak nie da powiedzieć. Czy to się może utrzymać przez cały sezon? Raczej nie aż na takim poziomie, choć w przypadku Smitha nie ma jednego absurdalnego czynnika, który zaburzałby nasze postrzeganie wszystkich jego innych dokonań, jak miało to miejsce np.  z Carsonem Wentzem w 2017 r. Owszem, jego CPOE jest historycznie wysokie i prawdopodobnie będzie nieco słabsze przez resztę roku. Ale to nie znaczy, że będzie niskie. Tymczasem Smith ma też bardzo przyzwoitą średnią jardów na próbę, relatywnie wysoki współczynnik podań na przyłożenie i dobrze chroni piłkę – ma na koncie tylko dwa INT i jedno fumble (odzyskane przez kolegów). Ograniczył też znacząco liczbę przyjmowanych sacków w stosunku do wcześniejszych sezonów, choć tutaj zasługi ma również zaskakująco dobra postawa jego linii ofensywnej. Jego receiverzy upuścili zaledwie 2% podań, co jest bardzo niskim wynikiem.

Geno prawdopodobnie obniży nieco loty w dalszej części sezonu, zwłaszcza że koordynatorzy rywali zaczną zwracać baczniejszą uwagę na jego grę i szykować plany defensyw, by jak najbardziej go ograniczyć, ale wciąż powinien być bardzo efektywny.

Paradoksalnie nie jest to dobra wiadomość dla Seattle. Obrona drużyny jest tak żenująco słaba, że zespół jest na minusie. Kilka meczów, które wygra dla nich Smith, nie wystarczy, by wejść do playoffów, za to pogorszy ich pozycję w drafcie. W tym roku zarabia zaledwie 3,5 mln co jest promocyjną stawką nawet za doświadczonego zmiennika, ale jego umowa wygasa po sezonie. Czy będzie rozwiązaniem na dłużej? Wątpię. Mieliśmy już cudowne sezony w wykonaniu innych rozgrywających, którzy poza tym nie zachwycali i zawsze kończyło się powrotem do dyspozycji z poprzednich rozgrywek, choć z reguły jakiś desperat dał się najpierw złapać na wysoką umowę (por. Foles, Nick). Nawet jeśli Geno miałby zostać w Seattle, to za znacznie większe pieniądze.

 

Micah Parsons i defensywa Dallas Cowboys

Jeśli powiedzielibyście mi przed sezonem, że Cowboys będą mieli bilans 4-1 po pięciu kolejkach, pewnie bym uwierzył. Ale bez Daka Prescotta? To już byłoby trudniejsze do przełknięcia. Tymczasem to obrona ciągnie ekipę z Teksasu do kolejnych zwycięstw. A dokładniej pass rush, dowodzony przez Mikah Pasonsa.

Parsons i jego koledzy wywierają presję na rozgrywającym rywali w niemal dokładnie 1/3 akcji podaniowych i są w tej kategorii liderami NFL. W samych sackach minimalnie lepsi są San Francisco 49ers, ale akurat sacki są wskaźnikiem o dużej wariancji z roku na rok, a nawet z tygodnia na tydzień. Dla odmiany presje są czymś bardziej powtarzalnym – drużyna, która wywiera dużo presji, powinna to robić co tydzień, nawet jeśli w jednym meczu zaliczy masę sacków, a w innym tylko jeden. A sam fakt wywarcia presji jest bardzo pozytywny – może zmusić rozgrywającego do błędu, przyspieszyć jego rzut lub zmusić do odrzucenia piłki w trybuny.

Co ważne, Cowboys robią to bez konieczności nadmiernego blitzowania, czyli odkrywania tyłów. Posyłają pięciu lub więcej pass rusherów w ok. 1/4 akcji, co jest wynikiem nieco poniżej ligowej średniej. Pozwala im na to najwyższa w lidze Pass Rushing Win Rate (za ESPN) – wygrywają 56% strać z liniowymi rywala w pass rushu jako drużyna, a sam Parsons jest najlepszy z graczy na pozycji EDGE ze wskaźnikiem 33% wygranych pojedynków.

Jasne, już przed rokiem Parsons i defensywa Cowboys byli bardzo dobrzy w wywieraniu presji na rozgrywających rywali. Ale defensywy w NFL mają spore wahania formy rok do roku – przed ubiegłym sezonem byliśmy pewni, że linia defensywna Comanders zdominuje ligę. Tymczasem świetna tegoroczna postawa pozwala Cowboys na utrzymanie kontaktu z czołówką do momentu, aż wróci Prescott i atak będzie mógł wziąć na swoje barki dodatkowy ciężar.

Ale najtrudniejszy test dopiero przed nimi – już w nadchodzącej kolejce jadą do Filadelfii, gdzie zmierzą się z czołową linią ofensywną.

 

Brian Daboll i najbardziej wartościowa pozycja w drużynie futbolu

Zapomnijcie o rozgrywającym. Brian Daboll właśnie dobitnie udowadnia, że najbardziej wartościowy człowiek w drużynie to trener.

Od 2013 r. New York Giants zaliczyli tylko jeden sezon z dodatnim bilansem. Po pięciu kolejkach mają co najmniej tyle samo zwycięstw co w trzech z pięciu ostatnich sezonów, a jeśli wygrają jeszcze trzy mecze będzie to ich najlepszy sezon od pięciu lat.

Daboll jest ich czwartym trenerem w ciągu sześciu lat1. Nie ma do dyspozycji zbyt mocnego składu. Po czterech latach nieudolnych rządów Dave’a Gettlemana na pozycji GM-a Giants to drużyna bez gwiazd, a co gorsza bez młodego talentu – tylko dwóch zawodników wydraftowanych od 2016 r. zostało wybranych do Pro Bowl, a jednego z nich – Evana Engrama – nie ma już w drużynie.

Największą katastrofą był wybór RB Saquona Barkleya z #2 draftu 2018 – do wzięcia była plejada gwiazd na czele z Joshem Allenem i Lamarem Jacksonem. Barkley to dobry zawodnik, ale wydanie #2 na running backa jest złą decyzją, nawet jeśli ten zawodnik trafi do Hall of Fame. Rok później Giants jednak sięgnęli po rozgrywającego. Wzięcie Daniela Jonesa z #6 było wątpliwą decyzję w dniu draftu, a z perspektywy czasu okazało się decyzją fatalną. Jones miał momenty, kiedy pokazywał spory talent, ale na co dzień był nieefektywnym zawodnikiem generującym masę strat.

Trudno wyobrazić sobie trudniejsze miejsce do objęcia pierwszej w życiu posady głównego trenera, zwłaszcza że praca w Nowym Jorku jest ciężka niezależnie od klasy prowadzonego zespołu. A jednak Daboll dokonał niemal cudu.

Nie, Giants nie stali się z dnia na dzień dobrą drużyną. Mimo bilansu 4-1 są na 18. miejscu w DVOA, 22. w FPI (ESPN), z ofensywnym EPA minimalnie powyżej, a defensywnym minimalnie poniżej ligowej średniej. Wygrywają w mało przekonujący sposób z drużynami, które mają swoje problemy. Ale wygrywają.

Daboll potrafi wykrzesać ze swoich graczy wszystko co najlepsze, a dobitnie pokazał to ostatni mecz w Londynie, w którym pokonali Green Bay Packers. Mecze londyńskie rządzą się swoimi prawami, Packers mają swoje kłopoty, ale na pewno nie można ich uznać za słabą drużynę, a wygranej Giants za przypadkową. Wręcz przeciwnie, w kontraście do popełniającej masę błędów drużyny z Green Bay, Giants pokazali się jako ekipa bardzo zdyscyplinowana, waleczna i ograniczająca pomyłki, by korzystać z nielicznych atutów. Daniel Jones nie jest i nigdy nie będzie dobrym rozgrywającym, ale nie stanowi już obciążenia dla drużyny. Saquon Barkley gra niczym w debiutanckim sezonie, gdy przekonał niektórych że warto było wydawać na niego ten #2. A to wszystko za linią, która nadal pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Trudno nie wiązać tego z osobą szkoleniowca. Po raz kolejny mamy okazję się przekonać, że właściwy człowiek za linią boczną to najlepsza inwestycja, jaką może zrobić drużyna. Giants prawdopodobnie nie zdołają wejść w tym roku do playoffów. Ale wg spotrac.com będą mieli niemal 55 mln wolnego miejsca w salary cap przed sezonem 2023, co jest czwartą najwyższą wartością w lidze. Kibice w niebieskiej części Nowego Jorku przecierpieli w ostatnich latach niemało i pewnie wciąż są bardzo ostrożni w swoim optymizmie. Ale mają do niego podstawy, bo wreszcie za sterami klubu znalazł się właściwy człowiek.

 

Warte wzmianki

Jalen Hurts – wiedzieliśmy, ze to dobry atleta, ale w tym roku pokazuje się jako bardzo skuteczny passer.

Ofensywny playcalling New England Patriots – Joe Judge i Matt Patricia jako koordynatorzy ofensywy nie napawali optymizmem fanów Pats, ale po niepewnym offseason i początku sezonu wiele zdaje się iść w dobrym kierunku. Duży plus za mądre wprowadzanie Baileya Zappe do gry po kontuzjach Maca Jonesa i Briana Hoyera.

NFC East – miało być NFC (L)East, a jest dywizja z najlepszym bilansem w NFL.

 

Niespodzianki na minus

Russell Wilson i atak Denver Broncos

W pierwszej części wpisu było o Geno Smithie, który zarabia 3,5 mln i gra jak jeden z najlepszych rozrywających NFL. Teraz będzie o tym, który ustąpił mu miejsca kosztem dwóch wyborów pierwszej rundzie i kontraktu na ponad 240 mln dolarów.

Russell Wilson zawsze był postacią kontrowersyjną. Ma dziwaczne rytuały, często niezrozumiałe wypowiedzi, a o jego wizerunku w social media szkoda mówić. Od lat dochodziły też słuchy, że nie jest specjalnie kochany przez kolegów z drużyny. Ale póki był jednym z najlepszych rozgrywających NFL, wybaczano mu wszystko. Więc po najsłabszym starcie sezonu w karierze spada na niego fala krytyki na każdym możliwym polu i z każdej możliwej strony. Kwestie pozaboiskowe zostawię, skupię się na tych związanych z jego grą.

Nie ulega wątpliwości, ze Wilson i jego nowa drużyna spisują się znacząco poniżej oczekiwań. Są na 27. miejscu pod względem ofensywnego DVOA i 21. w DVOA podaniowym. Ratuje ich tylko 4. najlepsza obrona ligi. Duży wpływ na to ma trzecia najgorsza skuteczność w trzecich próbach – 30,6% oraz najgorsza w red zone – tylko 21,4% kończy się przyłożeniami – różnica między nimi i drugimi najgorszymi Seahawks jest taka jak między Seahawks a 12. Buffalo Bills.

Sam Wilson ma CPOE na poziomie -6,3 (NGS) i jest to czwarty najgorszy wskaźnik w NFL. To wszystko przy niemal identycznej średniej długości podań jak Geno Smith. Powtórzę – obaj gracze podają na podobne odległości, ale ich CPOE różni się o prawie 16 pkt proc.! Na to nakłada się katastrofalny wręcz współczynnik podań na przyłożenie – 2,4%. Tylko Mac Jones, Daniel Jones i Mitch Trubisky mają gorsze. Success rate (wskaźnik akcji z pozytywnym EPA) Wilsona jest lepszy tylko od Davida Millsa i Bakera Mayfielda.

Co się dzieje? W połączeniu z eksplozją Geno Smitha kuszące jest stwierdzenie, że Seahawks przez ostatnie lata nie ograniczali Wilsona, ale że to Wilson ograniczał Seahawks. Ale takiego stwierdzenia nie wspierają ani statystyki ani pobieżna nawet analiza gry na wideo.

Powodów może być kilka, a możemy mieć też do czynienia z jakąś ich kombinacją.

Po pierwsze Wilson może mieć problemy z dostosowaniem się do nowego systemu ofensywnego, trenera i kolegów. HC Nathaniel Hackett, główny odpowiedzialny za ofensywę, jest debiutantem w tej roli, choć pracował w sumie osiem lat jako koordynator ofensywy w trzech różnych drużynach. Ostatnie trzy lata w Green Bay Packers. W pierwszym roku jego pracy Aaron Rodgers miał spore problemy z dopasowaniem się do nowego systemu, co sprawiło, ze Packers wybrali nowego rozgrywającego w pierwszej rundzie draftu. W dwóch kolejnych sezonach Rodgers zgarnął MVP. Na istotny udział tej kwestii wskazują też doniesienia medialne, jakoby Broncos planowali odchodzić i uprościć playobook pod kątem Wilsona, choć o samym zawodniku nie świadczy to najlepiej. W kwestii zgrania z kolegami warto też wspomnieć, że Pro Football Reference wskazuje, że receiverzy upuszczają 9,2% celnych podań swojego rozgrywającego, co jest niezwykle wysokim wskaźnikiem.

Po drugie kontuzja dłoni, której doznał przed rokiem, mogła być znacznie poważniejsza niż się wydaje, zwłaszcza że wrócił do gry zdecydowanie za szybko, zdaniem wielu komentatorów z wiedzą medyczną. Sezon 2021 zaczął znakomicie, ale po kontuzji grał znacznie słabiej. Miał pojedyncze dobre mecze, ale zwłaszcza jego skuteczność mocno ucierpiała i ani razu nie przekroczył 300 jardów podaniowych (zrobił to od tego czasu tylko raz, już w Denver).

Po trzecie być może to organizm zaczyna zawodzić. Co prawda 33 lata to dla rozgrywającego niezbyt zaawansowany wiek, ale tak jak są osoby starzejące się wolniej, tak są osoby szybciej odczuwające zużycie. Tym bardziej, że Wilson ma co odczuwać – trzy mecze opuszczone przed rokiem były pierwszymi opuszczonymi w całej 11-letniej karierze, a dodatkowo ma na koncie 16 meczów (czyli cały dodatkowy sezon) w playoffach. Biorąc pod uwagę, że zawsze należał do tych częściej sackowanych, to mogą być oznaki „upadku z klifu”.

Najprawdopodobniej jednak Wilson zdoła wyprowadzić siebie i drużynę na prostą. Mamy za sobą 10 sezonów wskazujących, że mamy do czynienia z czołowym rozgrywającym swojego pokolenia i pięć meczów wskazujących na coś przeciwnego. Póki co idę za większą próbą.

 

Josh McDaniels i druga szansa

Las Vegas Raiders mieli być równorzędnym rywalem dla trudnej AFC West i powalczyć o playoffy w niezwykle wyrównanej AFC. Miał im to dać nowy trener – Josh McDaniels – który wreszcie dał się przekonać do odejścia z Nowej Anglii i drugiej próby na stanowisku HC. Poprzednia zakończyła się spektakularną klapą, ale sam McDaniels zapewniał, ze zmądrzał i wyciągną wnioski.

Póki co Raiders faktycznie są równorzędnym przeciwnikiem. Dla każdego. Cztery z pięciu meczów zakończyły się różnicą jednego posiadania, czyli 7 punktami lub mniejszą (a w piątym różnica jednego posiadania była jeszcze na 2,5 minuty przed końcem meczu). Wszystkie te mecze Raiders przegrali, co z reguły świadczy o pechu i pozwala wierzyć, że sytuacja się odwróci. Problem polega na tym, że ta drużyna powinna spokojnie wygrywać z Titans czy Cardinals, a nie przegrywać po nerwowych końcówkach.

Nic nie wskazuje, by Raiders byli tak słabi jak wskazuje ich najsłabszy w AFC bilans wygranych, ale też nic nie wskazuje, by byli naprawdę dobrą drużyną. Tak jak w poprzednich latach są dość przeciętną i nierówną ekipą. Świeżo pozyskany Davante Adams notuje niemal 100 jardów na mecz, ale poza nim i Joshem Jacobsem nie ma w drużynie zbyt wielu opcji w ataku – statystki Macka Hollinsa wyglądają bardzo dobrze, ale za większość odpowiada jeden mecz.

Na razie nie widać, by McDaniels dawał w tej ekipie jakąkolwiek wartość dodaną, a jako że to jego drugie podejście do pozycji HC po bardzo nieudanej pierwszej, może szybko znaleźć się na gorącym krześle. Zwłaszcza, że w NFL liczą się tylko wygrane i przegrane, a nie niuanse. Efekt jest ważniejszy od procesu, na co wskazuje fala krytyki, która spadła na trenera, gdy Raiders próbowali podwyższać za dwa w końcówce meczu przeciwko Chiefs, gdy przegrywali jednym punktem. Decyzja McDanielsa, zwiększająca szanse na wygraną, została poddana miażdżącej krytyce, bo podwyższenie okazało się nieudane.

Czy czas już ogłaszać koniec sezonu? Nie tak szybko. Teraz bye week – czas na przegrupowanie, a reszta października i listopad wyglądają w kalendarzu drużyny całkiem nieźle. Tu jeszcze jest czas i potencjał, by odwrócić losy sezonu i dla odmiany zacząć wygrywać w meczach na styku.

 

Matt Ryan i termin przydatności do użycia

Myślałem, że Matt Ryan ma jeszcze w sobie kilkanaście dobrych meczów, a Colts właśnie kogoś takiego potrzebują, by wejść na wyższy poziom. Myliłem się.

Niech was nie zwiedzie stosunkowo niezły bilans 2-2-1. Colts to najsłabsza obecnie drużyna i najsłabsza ofensywa w NFL. Ostatnie lata w grze Ryana to powolny regres, ale ten sezon to kompletny upadek. MVP sezonu 2016 po raz pierwszy w karierze ma na koncie więcej start niż przyłożeń. Zawsze należał do zawodników rzucających sporo piłek w ręce rywala, ale nadrabiał to wysokim wskaźnikiem przyłożeń i efektywnością w przesuwaniu piłki. W tym roku nie ma ani jednego ani drugiego.

To już chyba ostatni sezon w karierze tego zasłużonego zawodnika. Przyjdzie jeszcze napisać epitafium Ryanowi – qurterbackowi, ale słaba postawa rozgrywających w Indianapolis chyba nie jest przypadkiem. Podobnie jak fakt, że Ryan drugi sezon z rzędu prowadzi bardzo słabą drużynę, która jakimś cudem wygrywa znacznie więcej meczów niż powinna.

 

Warte wzmianki:

Pittsburgh Steelers – nikt nie oczekiwał po nich walki o Super Bowl, ale tak kompletna rozsypka jest jednak nieoczekiwana. Mike Tomlin zmierza ku pierwszemu sezonowi na minusie w swojej długiej karierze. Co gorsza najwyraźniej nie ma pomysłu na wprowadzenie do gry Kenny’ego Picketta – jedynego rozgrywającego wybranego w pierwszej rundzie tegorocznego draftu. Najpierw rzucił go do gry w trakcie meczu przeciwko Jets, bez możliwości przygotowania się do meczu ze starterami, a na debiut wybrał mu wyjazd do Buffalo – trudno o gorszy mecz na taki manewr. Nic dziwnego, że Steelers ponieśli tam najwyższą porażkę odkąd Tomlin został ich szkoleniowcem.

Carolina Panthers – kolejny przykład „nie mieliśmy wielkich oczekiwań, ale cholera jasna!” Baker Mayfield miał się odrodzić, a dokonał spektakularnego samozapłonu. Panthers przegrywają mecz za meczem w fatalnym stylu, a Matt Rhule został pierwszym zwolnionym trenerem w tym sezonie. Prawdopodobnie o pół roku za późno, a dodatkowo Panthers będą mu jeszcze płacili ciężkie miliony przez cztery najbliższe lata.

Los Angeles Rams – rok po roku wchodzili „all in” i w końcu się przeliczyli. Problemy ze zdrowiem Matta Stafforda, zestawieniem linii ofensywnej i brak solidnych graczy drugiego planu dały najsłabszy start w epoce Seana McVaya. Aczkolwiek biorąc pod uwagę że są aktualnymi mistrzami NFL, pewnie było warto.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

  • Detroit Lions zaliczyli sześć nieudanych czwartych prób przeciwko New England Patriots. To pierwszy taki przypadek przynajmniej od 1981 r. (to był najstarszy zestaw danych, jaki znalazłem). Dotychczasowy rekord to 0/5, a jego autorami byli… Patriots w 1995 r.
  • Houston Texans wygrali z Jacksonville Jaguars, dzięki czemu bieżący sezon stał się trzecim od 1970 r., w którym po pięciu tygodniach każdy zespół NFL ma minimum jedną wygraną.
  • QB Jalen Hurts (Eagles) zaliczył dwa przyłożenia biegowe przeciwko Falcons. Był to siódmy taki wyczyn w jego karierze. Tylko Cam Newton ma więcej takich spotkań na koncie (10)
  • RB Austin Ekler (Chargers) ma na koncie 50 przyłożeń w karierze (24 biegowe i 26 po złapanych podaniach). To dopiero czwarty w historii RB niewybrany w drafcie, który może się tym pochwalić.
  • WR Cooper Kupp (Rams) złapał w tym sezonie 49 piłek. To tyle samo co cała drużyna Chicago Bears.

2. Z notatnika medyka:

  • RB Rashaad Penny (Seahawks) – złamana noga, koniec sezonu
  • CB Emmanuel Moseley (49ers) – zerwane ACL, koniec sezonu
  • CB Jimmie Ward (49ers) – złamana ręka, kilka tygodni przerwy
  • QB Baker Mayfield (Panthers) – skręcona kostka, kilka tygodni przerwy

3. QB/RB/TE/Whatever Saints Taysom Hill zaliczył jeden z najbardziej niezwykłych występów w historii NFL.

4. Cleveland Browns poświęcili wybór w czwartej rundzie na kickera Cade’a Yorka. 0/2 w meczu zakończonym dwupunktową porażką, w tym pudło z 54 jardów na 15 sekund przed końcem to zdecydowanie nie to, na co mieli nadzieję dokonując tego wyboru.

5. Po meczu z Chiefs WR Davante Adams (Raiders) sfrustrowany odepchnął dźwiękowca, który rzekomo doznał wstrząśnienia mózgu. Adams publicznie przeprosił, ale i tak do sądu trafił akt oskarżenia, w którym gracz obwiniany jest o napaść. Skończy się pewnie jakąś sądową ugodą, ale, co bardziej niepokojące dla Raiders, może i zawieszeniem.

6. W Londynie Rodger Goodell zasugerował, że do Europy miałaby przenieść się nie jedna drużyna NFL, ale cała dywizja. O ile na pewno uprościło było to logistykę, o tyle w epoce post-Brexitowej realia prawne byłyby mocno skomplikowane. Nie mówiąc już o znalezieniu czterech drużyn chętnych na relokację, bo wątpię, by NFL chciała poszerzać pulę zespołów – quarterbacków już teraz nie starcza dla wszystkich. Także póki co nie przyzwyczajajcie się do tego pomysłu.

 

Zostań mecenasem bloga:




  1. piątym, jeśli liczyć Steve Spagnuolo, który był p.o. HC przez część sezonu 2017

Zobacz też

2 komentarze

  1. Już wszystkie, 32-ie drużyny grały w Londynie. Organizatorzy tym razem przygotowali odpowiednią oprawę by to zaakcentować. Kolejną atrakcję do i tak świetnego widowiska. Było jeszcze lepiej niż tydzień temu. Packers ściągnęli na stadion morze kibiców. Ale i tych wspierających Giants nie zabrakło. Doping był ogłuszający. Ciekawe, że (znowu) było często słychać język niemiecki wśród kibiców. A i Amerykanów było sporo. Koło mnie, z jednej strony siedziały dwie Amerykanki żywiołowo dopingujące Giants, za to z drugiej pewien Szkot, który tak, jak ja, ma w tym roku bilety na wszystkie mecze w Londynie, i na każdy mecz dojeżdża z małoletnim synem z północnych rubieży Szkocji. To się nazywa miłość do tego sportu 🙂
    W przerwie zaprezentowała się reprezentacja kobieca Wielkiej Brytanii w footballu flagowym, więc tym razem Half Time Show bardzo mi się podobał. Swoją drogą w Good Morning FootBall wspominano ostatnio, że następny Pro Bowl ponoć będzie miał formę footballu flagowego. Z udziałem rodzin zawodników, z wieloma konkurencjami nie związanymi bezpośrednio z tym, z czym wyróżnieni zawodnicy związani są na codzień.
    Sportowo, to to, co kibice lubią najbardziej – heroiczne powroty, od zera do bohatera 🙂 Aaron Rodgers nie zawiódł – znowu okazał się być QB tylko pierwszej połowy, ale tym razem wynik nie musiałem gorzko przełykać (bo dwa tygodnie temu moi Bucs, a w zeszłym tygodniu Pats – a ja przecież nigdy Pats nie kibicuję 😉 ).
    Mecz Broncos z Colts był najgorszym jaki mi się do tej pory przydażyło obejrzeć. Co za marnotrastwo czasu antenowego w Thursday Night Football. Postawa Broncos, plus to, co nie-zaskakująco reprezentują Jaguars nie wróży dobrze przed ich meczem na Wembley. Obym się mylił.
    Brady powiedział, że będą grać z najsilniejszą w ostatnim czasie ekipą Falcons. No tak, ale taką bez Patterson’a i Pitt’sa, i powinni ich gładko ograć, a to jak grali w ostatniej kwarcie było karygodne. Do tego sędziowie skrzywdzili Falcons.
    Podobnie w meczu Raiders – Chiefs. Mocno wkurzyli i zawodników i widownię. Szkoda mi było Raiders, bo to druga drużyna, której najmocniej kibicuję. Powoli zaczyna się to lepić między Carr’em a Adams’em, jak za ich studenckich czasów, ale ciągle jeszcze gdzieś brakuje w tych meczach i szczęścia, i odpowiednich decyzji na grę. Zwłaszcza w red zone. Ta próba „za dwa” też to pokazała – bez ładu i składu, płacz i zgrzytanie zębami. Maxx Crosby nadrabia za wszystkich 🙂
    Ciekawe rzeczy się działy na początku meczu Steelers – Bills. W minutę Bills wytłumaczyli przeciwnikom jak potoczy się to spotkanie. I ten fenomenalny „one hand TD” Gabe Davis’a. Już zacieram ręce na ich mecz z Chiefs w ten weekend 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *