Trzy drużyny, które zaczęły sezon od nieoczekiwanie licznych wygranych. Trzy drużyny powszechnie uważane za słabsze niż ich bilans zwycięstw i porażek. I trzy bolesne porażki, które dla kibiców będą wypadkiem przy pracy, dla fanów rywali potwierdzeniem „że to leszcze”, a dla wszystkich innych że wiemy że nic nie wiemy. Niedziela okazała się bolesnym dniem dla Jets, Giants i Vikings, ale na skreślanie tych drużyn jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
(Nie)odpowiedzialny Zach
W ciągu ostatniej dekady New York Jets wybrali czterech rozgrywających w pierwszej lub drugiej rundzie draftu. Każdy z nich wiąże się z wieloma bolesnymi wspomnieniami dla kibiców tej drużyny.
W 2013 r. w drugiej rundzie pozyskali Geno Smitha. Dziś, w trakcie przełomowego sezonu Geno w Seattle, można powiedzieć, że nowojorczycy za wcześnie z niego zrezygnowali. Ale nie bez powodu. Smith był naprawdę fatalny w dwóch pierwszych sezonach, kiedy pełnił rolę startera. I to nie „nie idzie, bo nie mam z kim grać”, tylko „nie mam pojęcia co ja tu robię” fatalny. W ciągu tych dwóch sezonów zanotował więcej strat niż przyłożeń, passer rating 71,5 i ANY/A 4,6.
W 2016 r. w drugiej rundzie sięgnęli po Christiana Hackenberga. Ten zawodnik wsławił się głównie tym, że jest dopiero trzecim QB z jednej z dwóch pierwszych rund odkąd NFL i AFL wspólnie wybierają w drafcie (1967), który nie pojawił się na boisku nawet na moment w swoich dwóch pierwszych sezonach. Co więcej nie pojawił się na boisku w meczu o stawkę w NFL nigdy, nigdzie i w żadnej roli. Nawet żeby wziąć „kolanko” czy potrzymać piłkę przy field goalu.
W 2018 r. nowym zbawcą miał być Sam Darnold wybrany z #3. W ciągu trzech lat jako starter okazał się podobnie fatalny jak Geno Smith (biorąc pod uwagę ogólny wzrost poziomu gry podaniowej w NFL w tym czasie), a zasłynął głównie tym, że podczas meczu z Patriots meldował swojemu trenerowi, że widzi duchy. Ostatecznie został bez większego żalu oddany przed swoim czwartym sezonem do Caroliny. Ciekawostka: z wyborami, które Jets za niego oddali, by wziąć go w drafcie, pozyskani zostali m.in. Quinen Nelson i Dallas Goedert.
W 2021 r. Jets wybierali z #2. Nowe władze sięgnęły po Zacha Wilsona, który miał bardzo dobre recenzje po karierze na uczelni BYU. Miało by dobrze, a wyszło jak zawsze. W swoim pierwszym sezonie miał najgorsza ANY/A i drugie najgorsze QBR w całej lidze. W drugim roku nie widać postępów. Co gorsza facet, przynajmniej publicznie, nie wygląda jak potencjalny lider i twarz drużyny. Nie chodzi już nawet o jego rzekomy wakacyjny romans, który stał się źródłem niezliczonej liczby memów i niewybrednych żartów. Czarę goryczy przelało jego zachowanie po ostatnim meczu z Patriots.
Zapytany wprost, czy on i ofensywa zawiedli kolegów z defensywy, odpowiedział, że nie. Po meczu, w którym podał na 44 jardy netto w 26 akcjach podaniowych, a w całej drugiej połowie prowadzona przed niego ofensywa zdobyła 2 jardy. W meczu, który obrona trzymała na remisie jeszcze na kilkadziesiąt sekund przed końcem. Co prawda nie mieli strat, ale nie wynikało to z braku starań Wilsona, który powinien zostać przechwycony dwukrotnie, nie mówiąc nawet o sytuacjach 50/50.
Quarterback to nie tylko jeden z zawodników ofensywy. To przede wszystkim lider drużyny. A sytuacja, kiedy lider, który ewidentnie dał ciała mówi, że nie ma sobie nic do zarzucenia jest fatalna. Podejrzewam, że jego koledzy nie byli zachwyceni tą odpowiedzią, co zresztą można było wyczytać między wierszami w ich wypowiedziach dla mediów. I wreszcie stało się, trener Robert Saleh poinformował, że Wilson nie będzie podstawowym rozgrywającym w meczu przeciwko Bears. Nie będzie go nawet w składzie meczowym. Rozgrywającym będzie Mike White, a jego zmiennikiem Joe Flacco. Myślę, że gdyby Wilson na pytanie reportera odpowiedział coś w stylu: „Oczywiście wszyscy musimy grać lepiej w ataku, a zaczyna się to ode mnie, bo nie jestem zadowolony ze swojego występu i stać mnie na więcej”, to nie zostałby wysłany na trybuny. Zwłaszcza że mecze przeciwko, delikatnie mówiąc, niezbyt dobrej obronie Miśków to idealna okazja do odbudowy.
Saleh nie może sobie pozwolić na lekceważenie takich sygnałów ostrzegawczych. O ile przez ostatnią dekadę rozgrywający Jets jedynie dopasowywali się poziomem do reszty zespołu, o tyle w tym roku Wilson ewidentnie ogranicza możliwości drużyny o sporym potencjale. Dysponują bardzo dobrą obroną i ofensywą, która mogłaby być całkiem solidna pod wodzą odpowiedniego rozgrywającego. Czy tym człowiekiem będzie White? Nie sądzę, prędzej Flacco. Były rozgrywający Ravens to weteran, który ma swoje (liczne) wady, ale powinien zapewnić niezbędne minimum ofensywy, by coś z tej drużyny było. Jets mają w tym roku najlepszy zespół od dekady. Nie mogą sobie pozwolić, by nieodpowiedzialny smarkacz wszystko popsuł.
Wikingowie w dołku
Tydzień temu Vikings zagrali najlepszy mecz w sezonie i po dramatycznym powrocie wywieźli zwycięstwo z trudnego terenu w Buffalo. Tydzień po tym zostali bezlitośnie zmiażdżeni przez Dallas Cowboys.
Fani tej drużyny mogą pamiętać bardzo podobną sekwencję spotkań z playoffów sezonu 2017. W Divisional Round odnieśli zwycięstwo po nieprawdopodobnym przyłożeniu Stefona Diggsa w ostatniej sekundzie przeciwko Saints, co przeszło do historii jako Minneapolis Miracle (Cud w Minneapolis). Tydzień później, w finale konferencji, zostali kompletnie rozbici przez Eagles.
Czy trudy wyjazdowego, dramatycznego meczu mogły się odbić na tyle na Vikings, by ci zagrali aż tak słabo? Na pewno nie byli w szczytowej formie fizycznej, ale na tym etapie sezonu żaden z zawodników nie jest. Choć w szeregi Vikings mogło wkraść się pewne rozluźnienie, porażka z Cowboys, a zwłaszcza jej rozmiary, to splot kilku czynników.
Przede wszystkim tegoroczni Cowboys to znacznie lepsza drużyna niż tegoroczni Vikings (ci pierwsi są sklasyfikowani na 2. miejscu w DVOA, ci drudzy na 24.), więc sam fakt wygranej ekipy z Teksasu nie dziwi. Co prawda to Wikingowie legitymują się lepszym bilansem wygranych, ale absolutnie wszystkie modele analityczne i większość fachowców od analizy wideo stawiali w tym meczu na drużynę Mike’a McCarthy’ego.
Po drugie ten mecz ułożył się wyjątkowo niekorzystnie dla Kirka Cousinsa. Nie jest specjalną tajemnicą, że Cousins i Vikings nie są zbyt dobrzy w gonieniu wyniku, co pokazał ich druga w tym roku znacząca porażka – przeciwko Eagles. Jasne, odrobili spore straty przeciwko Bills, ale potrzebowali do tego 81-jardowego biegu Cooka (zero wkładu Cousinsa), cudownego chwytu Jeffersona przy 4&16 i zgubienia przez Bills piłki w ich własnym polu punktowym przy snapie. To nie był metodyczny powrót, gdy rozgrywający wchodzi na inny poziom, jakie prezentowali nam przez ostatnie dwie dekady Tom Brady i Peyton Manning, a raczej splot serii nieprawdopodobnych okoliczności.
Tymczasem tutaj Cousins zgubił piłkę w trzeciej akcji meczu, a po pierwszej połowie Wikingowie mieli 20 punktów straty. Co gorsza ich rozgrywający jest jednym z najgorzej grających pod presją. Każdy rozgrywający na każdym poziomie futbolu gra słabiej po presją pass rushu, ale u Cousinsa ta różnica jest znacząco większa niż u konkurentów (spada z 13 na 27 miejsce w lidze pod względem CPOE). Tymczasem defensorzy Cowboys w 30 akcjach podaniowych zaliczyli 7 sacków, 13 obaleń i 18 presji. Innymi słowy Cousins był pod presją praktycznie cały czas.
Czy możemy z tego meczu wyciągać jakieś długoterminowe wnioski? Nie. Vikings nie są tak mocni jak wskazywałaby ich liczba zwycięstw. Ale nie są też tak słabi, jak sugeruje mecz przeciwko Cowboys. Przed tygodniem pisałem, że to przeciętna drużyna z gościem z innego wymiaru na pozycji WR, więc mogą być jak zeszłoroczni Bengals. Zdania nie zmieniam. Bengals mieli sporo szczęścia awansując przed rokiem do Super Bowl. Vikings też będą go potrzebować, ale nie można tego wykluczyć. A wciąż są w grze o pierwsze miejsce w NFC.
To nie jest gra dla Giants
New York Giants grają niezbyt pięknie, ale wygrywają. Mają na to prostą receptę: Saquon Barkley, dużo Saquona Barkleya i unikanie strat. W obronie grają najlepiej w trzecich próbach i w red zone. Są zdyscyplinowani i trzymają się tej recepty.
To pozwala im na wiele. Przede wszystkim na wygrywanie z niżej notowanymi rywalami, którzy nie mają wystarczającej siły, by zmusić ich do porzucenia planu. Pod tym względem Lions byli fatalnym rywalem. To drużyna, która w tym roku potrafi seryjnie punkty zdobywać, by następnie dwa razy tyle stracić. Jednak Giants nie są drużyną przystosowaną do gonienia wyniku i zdobywania masy punktów. Wręcz przeciwnie, tylko raz w tym sezonie przekroczyli 25 punktów i ani razu nie osiągnęli 30.
Przede wszystkim Daniel Jones nagle cofnął się do 2021 r. W tym sezonie dzięki unikaniu strat stał się użytecznym rozgrywającym (fani Jets spoglądają z zazdrością na sąsiadów), jednak przeciwko Lions posłał tyle samo piłek w ręce rywala (2) co w dziewięciu poprzednich spotkaniach razem wziętych.
Na domiar złego fatalny mecz zagrał Barkley. Można się zastanawiać czy miał po prostu gorszy dzień (każdy ma prawo), czy to kwestia ogromnych obciążeń, jakim jest poddawany w tym roku. Raczej nie jest to kwestia urazów w linii ofensywnej, czy zacieśniania obrony Lions – choć oba te czynniki wystąpiły i miały wpływ na jego sumaryczną produkcję. Do tej pory running back Giants zdobywał znacznie więcej jardów niż „dawała” mu linia, był w czołówce rushing yards over expected wg Next Gen Stats. W niedzielę „powinien” wyprodukować 60 jardów w 15 biegach, osiągnął jedynie 22.
To są czynniki, które Giants mniej lub bardziej mogą kontrolować. Jednak są też inne. Jedną z nich jest zaskakująco dobra obrona w trzecich próbach i red zone. Generalnie rzecz biorąc drużyny, które są wyjątkowo dobre w trzeciej próbie lub w red zone, czy to w obronie czy w ataku, robią to przypadkowo. Czy też, poprawniej mówiąc, jest to statystyczna anomalia. Jeśli ktoś jest dobry, czy w ataku czy w obronie, jest dobry na całym boisku i w każdej próbie. Jasne, mamy przypadki ekstremalne, jak tegoroczni Patriots, którzy po wejściu ataku do red zone zmieniają playbook na taki, z którego wymazano wszystkie zagrywki, które sprawdziły się w tym roku. W większości jedna dobra obrona jest dobra niezależnie od próby i miejsca na boisku. Tymczasem Giganci przed meczem z Lions mieli najgorszą defensywę NFL w pierwszej i drugiej próbie, ale trzecią najlepszą w trzeciej próbie (pod względem EPA na akcję). Tego nie da się utrzymać na dłuższą metę, a fanom Giants powinien być świetnie znany przypadek Carsona Wentza, który zaskakującą skutecznością w trzecich próbach niemal zdobył MVP, a jak się skończyło to wiemy.
Kolejnym czynnikiem poza kontrolą drużyny są kontuzje. Co prawda na tym etapie każda drużyna ma jakieś problemy zdrowotne, ale tutaj są one wyjątkowo liczne i newralgiczne. Za moment nowojorczykom skończą się liniowi i receiverzy, co wpłynie na kluczowe elementy ich planu, czyli unikanie strat i skuteczne biegi Barkleya.
Jednak warto zauważyć, że to nie jest nic nowego. Giants wciąż mają spore szanse na dziką kartę w playoffach, a jak na ich możliwości i ocenę składu przed sezonem to i tak byłby fenomenalny wynik. Lepsze drużyny nie pozwolą im grać swojej gry, ale w kalendarzu mają wystarczająco wiele słabszych rywali, by dowieźć dodatni bilans do końca. Byle tylko nie uwierzyli, że ta formuła może sprawdzić się na dłuższą metę. Tam wciąż potrzeba nowego rozgrywającego.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka:
- RB Cordarrelle Patterson (Falcons) zanotował dziewiąty powrót po kickoffie na przyłożenie w karierze. Został tym samym samodzielnym rekordzistą NFL w tej kategorii
- WR Davante Adams (Raiders) zanotował trzecie przyłożenie w dogrywce w karierze. To wyrównanie rekordu NFL
2. Z notatnika medyka:
- WR Wan’Dale Robinson (Giants) – zerwane więzadło ACL – koniec sezonu, początek następnego pod znakiem zapytania.
- TE Kyle Pitts (Falcons) – zerwane więzadło MCL, Pitts przejdzie konsultacje lekarskie, ale jeśli diagnoza się potwierdzi oznacza to koniec sezonu, początek następnego pod znakiem zapytania
- C Ethan Pocic (Bronws) – uraz kolana, prawdopodobnie koniec sezonu
- QB Matt Stafford (Rams) – problemy z szyją, na pewno nie zagra w następnym meczu, nie wiadomo co dalej.
- QB Justin Fields (Bears) – uraz barku, prawdopodobnie nie straci żadnego meczu, ale ryzykuje tym samym pogłębienie kontuzji
3. Jets nie są jedyną drużyną, która zmienia rozgrywającego. Houston Texans posadzą na ławce Davisa Millsa, którego zastąpi Kyle Allen. Z kolei w Panthers po raz kolejny miejscami zamienią się Baker Mayfield i Sam Darnold. Tym razem Sam zagra, Baker wyląduje na ławce. Za kilka tygodni zapewne zamienią się ponownie.
4. Przed tygodniem pisałem o nadziei dla Packers. Pisałem też, że ich obrona musi stanąć na wysokości zadania. Tym razem udało im się zatrzymać Derricka Henry’ego, ale Ryan Tannehill zapewnił swojej drużynie zwycięstwo w grze podaniowej. W ataku zespół z Green Bay znów grał głownie przez Aarona Rodgersa i efekty nie były zachwycające, choć Christian Watson złapał dwa podania na przyłożenie. Na tym etapie sezonu nie tylko mistrzostwo, ale nawet playoffy wydają się w Wisconsin bardzo odległą perspektywą.
5. Kilka faworyzowanych zespołów miało niespodziewane trudności. Ravens ostatecznie pokonali Panthers, a Eagles zdołali zdobyć jeden punkt więcej niż Colts, ale w obu wypadkach było blisko sensacji. Przyłożenia w ostatniej minucie potrzebowali też Chiefs, ale trzeba oddać Chargers, że postawili rywalom bardzo trudne warunki mimo braku Mike’a Williamsa, który przy swoim pierwszym chwycie ponownie podkręcił kostkę. Travis Kelce złapał trzy podania na przyłożenie.
6. Jeśli już przy Chiefs jesteśmy, to 107 jardów w zaledwie 15 próbach wybiegał Isiah Pacheco. Pacheco biega w tym roku lepiej niż Clyde Edwards-Helaire, choć stanowi mniejsze zagrożenie w grze podaniowej. W sumie jednak obaj mają dość podobny wkład w ofensywę Chiefs. Jest jednak istotna różnica – CEH został wybrany w pierwszej rundzie draftu 2020, Pacheco w siódmej w tym roku. Ta para, podobnie jak duet Tony Pollard – Ezekiel Elliott z Dallas, pokazuje czemu branie running backów na początku draftu jest marnowaniem zasobów. Running backowie mają znaczenie, ale przy ich nadpodaży można spokojnie znaleźć kompetentnych graczy na tę pozycję w dalszych rundach.
7. Z każdym kolejnym meczem Josh Allen wygląda gorzej. Nie chodzi o jego grę (przynajmniej nie głównie), ale o zdrowie. Widać wyraźnie, że doskwiera mu kontuzjowany łokieć i ogranicza jego możliwości. Czy nie byłoby lepiej, gdyby Bills dali mu odpocząć przed 1-2 tygodnie?
Zostań mecenasem bloga:
Jeden komentarz
1. Wiedziałem, że po porażce Vikings bedzie coś w tym stylu 🙂 Po prostu przy różnicach jednego posiadania w zeszłym roku mieli około pół na pół, a teraz wyszło dużo więcej. Przynajmniej w ich meczach są emocje. No dobra zwykle, ale nie zawsze.
2. Co do Jets, to co by o nich nie mówić mają defensywę na miarę mistrzostwa. Mimo wszystko wygrali i z Bills i Dolphins. Ja bym grał Flacco. A Zach musi się sporo jeszcze nauczyć. A 2 razy przegrali z Pats. No po prostu galimatias.
3. Giants, to jednak wygrywają dzięki trenerowi. Trudno będzie o nowego rozgrywającego z takim bilansem. Kolejka spora. I co tu zrobić. Trzeba było tankować od początku.
4. Pats też przeczytałem, że mają defensywę na miarę mistrzostwa, ale problemem jest atak. I tu jest problem, bo przy lepszym OC, to by ich gra była dużo lepsza. A dlaczego o nich piszę. Bo Bill mówi, że problem z ocenienem czy CB się sprawdzi jest spory z uwagi na styl gry akademickiej. Ich CB aktualnie pochodzą z 3 i 4 rundy. Podobnie z RB. Duo jedno z lepszych i obaj z rund 3 i 4. A Sony wybrany w rundzie 1, co prawda przydał się w walce o mistrzostwo, ale ogólnie szału nie zrobił.
5. Bills – ciekawe na ile decyzje sztabu szkoleniowego spowodują, że stracą więcej niż zyskają przy grającym Allenie. Póki, co 14-14 z Lions.
PS. Dzisiaj jest ten dzień, kiedy football jest wcześnie w czwartek.