Dla polskich fanów NFL miniony weekend był pierwszym z serii nieprzespanych. Zaczęły się play-offy, czas w roku, kiedy żal przegapić jakikolwiek mecz, nawet taki, który kończy się o 5.30 rano naszego czasu. Niestety pierwsza runda trochę rozczarowała. Nie mieliśmy żadnej większej niespodzianki, play-offy w AFC stoją jak na razie na bardzo niskim poziomie, a w NFC Vikings poddali się właściwie bez walki. Acha, a ja wytypowałem prawidłowo wyniki trzech z czterech meczy 😉
Seattle Seahawks – Washington Redskins 24:14
Od początku wiele oczekiwano po tym spotkaniu i słusznie. Mecz okazał się bardzo emocjonujący, choć niestety nie tylko ze względów czysto sportowych. Decydującym momentem była końcówka pierwszej kwarty. Kwarty, na którą Redskins wyszli świetnie przygotowani taktycznie i zaskoczyli gości z zachodniego wybrzeża. Presja na Russela Wilsona zatkała ofensywę Seahawks, a Alfred Morris i RG3 z łatwością rozbijali najlepszą w sezonie zasadniczym defensywę Seattle.
W ostatnich minutach pierwszej części gry gospodarze prowadzili 7:0 i byli w Red Zone rywala. Wówczas Griffin źle stanął i naruszył uszkodzone kilka tygodni wcześniej więzadła w kolanie. Co prawda zdołał jeszcze w następnej akcji podać na TD i wyprowadzić swój zespół na prowadzenie 14:0, ale od tej chwili stał się cieniem nawet nie samego siebie, a cieniem Marka Sancheza. Kuśtykający rozgrywający Redskins przez kolejne 2,5 kwarty podał zaledwie na 18 jardów, INT i stracił jedno fumble.
Pytanie brzmi czy Mike Shanahan nie powinien ściągnąć Griffina z boiska. Moim zdaniem powinien pozwolić mu zostać na jedną-dwie serie. Wówczas wszyscy na stadionie poza Shanahanem i RG3 wiedzieli już, że QB Redskins nie tylko nie pomaga, ale wręcz przeszkadza swojemu zespołowi. Należało go zdjąć z boiska, zwłaszcza, że gospodarze dysponowali wartościowym zmiennikiem dla swojego rozgrywającego – Kirkiem Cousinsem.
RG3 ostatecznie zszedł z boiska w połowie trzeciej kwarty, gdy w jednej z akcji noga ugięła się pod nim w naprawdę makabrycznie wyglądający sposób. Wprowadzony w jego miejsce Cousins w desperacji próbował zrobić coś z niczego, ale pod wpływem tego ciosu i presji obrony gości cała drużyna Redskins zawaliła się.
Co ciekawe do początku czwartej kwarty defensywa Washingtonu trzymała zespół w grze, mimo że ofensywa utknęła w miejscu. Nawet na jeden jard od własnego pola punktowego potrafili wymusić stratę Marshawna Lyncha. Jednak ostatecznie Lynch i Wilson przeważyli i to Seahawks zagrają w drugiej rundzie play-offów. Jadą do Atlanty na mecz z mającymi najlepszy bilans w NFC Falcons, ale absolutnie nie można ich skreślać.
Minnesota Vikings – Green Bay Packers 10:24
Jeszcze zanim zawodnicy wyszli na boisko w Green Bay, wynik był już właściwie przesądzony. Rozgrywający gości, Christian Ponder, musiał znieść mnóstwo krytyki, najczęściej zasłużonej. Jednak fani Vikings przekonali się, że przy swoim zmienniku, Joe Webbie, Ponder to prawdziwa gwiazda.
Tuż przed meczem okazało się, że Ponder nie zagra. Relacje co do przyczyny urazu łokcia są różne, jedni mówią o ogromnym krwiaku, inni twierdzą, że to zapalenie torebki stawowej. Jednak wszyscy obserwatorzy zgodnie twierdzili, że Ponder nie był w stanie wykonywać najprostszych podań. Niestety dla Vikings, zdrowy Webb też nie.
W tej sytuacji gościom pozostał tylko niezawodny Adrian Peterson, ale Packers nie tylko wiedzieli, że mogą skupić na nim swoje wysiłki, ale dodatkowo odzyskali Charlesa Woodsona, który zawsze znajdował się tam, gdzie był najbardziej potrzebny. Ponadto defensywa odwaliła kawał dobrej roboty, ustawiając szczelną zaporę i nie pozwalając Petersonowi uciekać po skrzydłach. W efekcie running back Minnesoty zdobył tylko 99 jardów (w poprzednich dwóch meczach z Packers ponad 400), z czego około 1/3 w końcówce, gdy wynik był już przesądzony.
W najbliższy weekend Packers jadą do San Francisco na mecz z 49ers. Zapowiada się pasjonująca konfrontacja, której zwycięzca z miejsca stanie się głównym kandydatem do wygrania NFC.
Cincinnati Bengals – Houston Texans 13:19
Gdyby Bengals zabrali ze sobą na ten mecz ofensywę, pewnie wywieźliby z Texasu zwycięstwo, tak jakprorokowałem w piątek. Niestety Andy Dalton i A.J. Green zagubili się gdzieś po drodze, a na boisko wyszły ich średnio udane podróbki.
Texans także nie imponowali w ofensywie, ale ich defensywa nie pozwalała rywalom na wiele. J.J. Watt tradycyjnie siał spustoszenie, a gdy linia ofensywna rywali go podwajała, robili to za niego koledzy. Inna sprawa, że Bengals niespecjalnie im to utrudniali.
QB Texans, Matt Schaub, wygrał swój debiut w play-offach, ale niewiele w tym jego zasługi. Ofensywę Teksańczyków ciągnął przez cały mecz znakomity RB Arian Foster i to jemu Texans zawdzięczają bilety do Nowej Anglii na najbliższy weekend. Nie sądzę jednak, by byli w stanie zrobić coś poza zwiedzeniem Bostonu. Na pewno nie w tej formie.
Indianapolis Colts – Baltimore Ravens 9:24
W Baltimore skończyła się niesamowita podróż Colts w wersji 2012. Okazało się, że Andrew Luck to za mało, zwłaszcza, że nikt nie potrafił pokryć Antwana Boldena. Rozgrywający Ravens, Joe Flacco, rzucał piłki w okolice swojego recivera, a ten łapał absolutnie wszystko. Do tego doszedł szalejący w akcjach biegowych Ray Rice i defensywa Colts była ugotowana. W ofensywie stać ich było tylko na trzy field goale, głównie za sprawą Raya Lewisa. „Oryginal Raven” zapowiedział zakończenie kariery i rozegrał swój najprawdopodobniej ostatni mecz w Baltimore po tym, jak z powodu kontuzji stracił pół sezonu. W niedzielę był dosłownie wszędzie. Zaliczył 13 tackles i był najlepszym graczem defensywy w tym spotkaniu.
W weekend Ravens jadą do Denver na spotkanie z trupą Paytona Manninga. Nie widzę możliwości, by mu specjalnie zagrozili.
Zapraszam na bloga w piątek na analizę par drugiej rundy play-off.