NFL – tydzień 3

Chyba każdy, poza kibicami Seahawks, wolałby zobaczyć w styczniowym Super Bowl takie spotkanie, jakie otrzymaliśmy w niedzielny wieczór. Było w nim wszystko: dramatyczny comeback w ostatnich sekundach, imponująca defensywa i ofensywa po obu stronach oraz dogrywka, czyli nadprogramowe minuty tego ciekawego widowiska.

Co prawda Denver Broncos znów przegrali z Seattle Seahawks, ale tym razem podjęli rzuconą rękawicę. Może przesadą byłoby powiedzenie, że byli o krok od zwycięstwa, ale na pewno nie było ono aż tak odległe jak w Super Bowl 2014.

Ofensywa Denver zaczęła mecz identycznie jak lutym, czyli od utraty fumble w pierwszej akcji. Ich odpowiednicy w Seattle nie byli dużo lepsi, bo jedynie po wspomnianym fumble byli w stanie wykrzesać z siebie trzy punkty z krótkiego pola, po drodze dając się zatrzymać na 1 jard od pola punktowego.

Denver odpowiedziało 7-minutową, 15-akcjową serią ofensywną, w której przewędrowali 75 jardów, ale utknęli pięć jardów od endzone Seahwks i musieli się zadowolić trzema punktami.

Potem nastąpił długi okres gry pozycyjnej, w której celował punter Seahawks Jon Ryan, który swoimi potężnymi kopnięciami odrzucał Peytona Manninga i spółkę. Trwało to przez dwie kwarty z małymi wyjątkami.

Tymi wyjątkami były dwie serie ofensywne Seaahwks pod koniec drugiej kwarty, kiedy to Russel Wilson dwukrotnie podał na przyłożenie. Zresztą młody QB Seattle naprawdę imponował dojrzałością w tym meczu. Celnie podawał, ale również mądrze i skutecznie biegał, a nawet złapał podanie.

Sytuacja diametralnie odmieniła się w ostatniej kwarcie, a sygnał do natarcia dała o dziwo nie ofensywa, a defensywa Denver, w którą John Elway zainwestował latem tak duże pieniądze. Najpierw DeMarcus Ware zsackował Wilsona, a chwilę później zablokował Marshawna Lyncha, co umożliwiło powalenie RB Seahawks na safety.

Po kilku minutach swoją cegiełkę dołożyła secondary, gdy przechwycili podanie Wilsona na połowie Seahawks, co Manning błyskawicznie zamienił na przyłożenie.

I wtedy Kam Chancellor przechwycił podanie Peytona Manninga. Seahawks kopnęli kolejny field goal na 1:02 przed końcem meczu, powiększając przewagę do ośmiu punktów. Wydawało się, że jest po meczu.

Co na to Manning? Poprowadził 59-sekundowy, 80-jardowy drive, zakończony przyłożeniem i podwyższeniem za dwa punkty! Niewielu jest quarterbacków w NFL zdolnych do czegoś takiego, a jeszcze mniej potrafiłoby to zrobić przeciwko dominującej cały mecz defensywie Seahawks na najgłośniejszym stadionie NFL. Co ciekawe Broncos zrobili to właściwie przy pomocy jednej akcji, którą zobaczycie na poniższym GIFie z Grantland.

Akcja wydaje się banalnie prosta. Dwaj WR biegną ścieżki „go”, czyli zasuwają przed siebie ile sił w nogach, ale po drodze lekko skręcają i się mijają. Ta zagrywka to klasyczny sposób na rozbicie strefowej obrony Cover 3, którą grają Seattle. W newralgicznym momencie może dojść do błędu w przekazaniu krycia i to właśnie stało się w końcówce tego spotkania. Dlaczego więc Broncos nie grali tego więcej? Z kilku przyczyn. Po pierwsze ta akcja jest bardzo ryzykowana, jeśli defensywa jednak nie popełni błędu. Po drugie wymaga naprawdę dobrego zgrania czasowego i dobrego rzutu, a Peyton ma po ostatniej operacji szyi nieco problemów z dalekimi piłkami. I wreszcie dobrego pass protection, bo QB musi poczekać chwilę z piłką w rękach aż jeden albo drugi WR znajdzie się na pozycji, ryzykując sack.

Wydawałoby się, że całe „momentum” jest po stronie Broncos, ale cóż, teoria „momentum” ma swoje poważne luki. Tym razem Seahawks wygrali losowanie w dogrywce, wzięli piłkę i Russel Wilson poprowadził kolejną kapitalną serię ofensywną zakończoną przyłożeniem. Game over.

Co ten mecz oznacza dla obu drużyn? Właściwie nic poza odpowiednio zwiększoną liczbą zwycięstw i porażek. Seahawks pokazali, że mecz z Chargers był wypadkiem przy pracy, a Broncos, że ich defensywa faktycznie wzmocniła się od lutego.

W barwach Broncos po raz pierwszy w tym sezonie zagrał Wes Welker i złapał 6 podań na 60 jardów, ale nie był specjalnie spektakularny. Z kolei w Seattle w statystykach niemal niewidoczny był Percy Harvin, ale jego zmiany pozycji przed snapem wprowadzały mnóstwo zamieszania w defensywie Denver.

 

Z innych aren:

1. W innym arcyciekawym meczu zmierzyli się Washington Redskins i Philadelphia Eagles. Mecz był tak dramatyczny, jak można by się spodziewać po tej zaciętej wieloletniej rywalizacji. Obie ekipy zdobyły w sumie 71 punktów, a gospodarze z Filadelfii okazali się lepsi o jeden field goal. Z bardzo dobrej strony pokazał się Kirk Cousins, QB Redskins. Nabrałem do niego sceptycyzmu po jego słabych występach przed rokiem, ale jeśli będzie dalej grał tak jak w niedzielę, może zagrozić pozycji leczącego kostkę RG3.

W końcówce meczu doszło na boisku do małej bijatyki. DL Redskins, Chris Baker, skasował Nicka Folesa, QB Eagles. Foles ruszył w kierunku wykonującego akcję powrotną po przechwycie. Uderzenie było barkiem w pierś, z boku nie od tyłu i nie różniło się specjalnie od tego, które zakończyło karierę Kurta Warnera. Niemniej jednak było nielegalne, a tu macie wytłumaczenie dlaczego (po angielsku). Baker został wyrzucony z boiska, ale zanim to nastąpiło, w obronie Folesa stanęli koledzy. Najaktywniej walczył LT Jason Peters, który również wyleciał z boiska.

Biorąc pod uwagę, że center Jason Kelce wcześniej zszedł z urazem, zostało im w składzie tylko pięciu ofensywnych liniowych. Kolejny gracz tej formacji, który musiałby zejść z boiska oznaczałby, że Eagles mają tylko czterech o-linemenów. Wówczas koszulkę z odpowiednim numerem (60-79) musiałby ubrać któryś z innych zawodników, prawdopodobnie jeden z TE, żeby spełnić wymogi przepisów (minimum pięciu graczy nieuprawnionych do łapania podań na linii wznowienia akcji). Linia ofensywna Eagles, ich największa siła w zeszłym roku, teraz jest w totalnej rozsypce z powodu kontuzji i zawieszeń. Jednak jakimś cudem wygrali wszystkie trzy mecze, po raz pierwszy od sezonu 2004, który zakończyli w Super Bowl.

2. Komplet zwycięstw mają również Arizona Cardinals. Nie wierzyłem w nich po sporych stratach personalnych w obronie, a ich rozgrywającym po kontuzji Carsona Palmera jest Drew Stanton, który, hmmm, nie należy do najbardziej cenionych na tej pozycji. A jednak pokonali 49ers i to mimo niezłej gry Colina Kaepernicka. Sukces zapewniły im ryzykowne długie podania Stantona i świetne blitze, które siały spustoszenie w linii ofensywnej 49ers w drugiej połowie. Zresztą o-line Niners ma ogromne problemy w tym roku, a razem z nią także gra biegowa. Kolejną słabością SF jest obrona podaniowa. Za wcześnie, by bić na alarm. W zeszłym sezonie po trzech meczach 49ers mieli identyczny bilans 1-2 po dwóch blowoutach z Seahawks i Colts. Skończyli na 12-4. Jednak moim zdaniem tegoroczna inkarnacja Kalifonijczyków wygląda na słabszą niż zeszłoroczna.

3. Trzecią drużyną z kompletem zwycięstw są Cincinnati Bengals. Wygrywają może mało spektakularnie, ale są zabójczo skuteczni. A wciąż nie w pełni sił jest A.J. Green.

4. To był dobry tydzień dla rozgrywających łapiących podania. Poza wspomnianym Wilsonem podanie na TD złapał Andy Dalton z Bengals. Jednak najciekawsza była akcja zmyłkowa w Cleveland. Tam postanowiono wykorzystać kontrowersyjną reputację Johnny’ego Manziela. Rookie QB udawał, że kłóci się z trenerami przy linii bocznej, ale nie zszedł z boiska. Na ich sygnał wystartował i złapał podanie. Szkoda, że akcja była nielegalna.

5. Nagroda za Prawie Najlepszy Chwyt Kolejki wędruje do DeAndre Hopkinsa z Texans. Co ja Wam będę opowiadał, sami zobaczcie:

Szkoda tylko, że wszystko zepsuła kara dla Texans za nielegalną formację. Inaczej byłby to zapewne chwyt roku. A przynajmniej kandydat do tego tytułu.

6. Czemu Hopkins musiał się tak wyciągać? Ano dlatego, że pełnię swoich możliwości pokazał Ryan Fitzpatrick. I nie był to komplement. QB Texans rzucał wszędzie, tylko nie do swoich reciverów. Chyba szykuje się Malett Time.

Z niedyspozycji Houston skorzystali Giants, których ofensywa wreszcie zafunkcjonowała tak jak powinna. Skuteczny Eli Manning (21/28, 234 jardy, 2 TD) został wsparty przez Rashada Jenningsa (176 jardów w 34 biegach). A to oznacza, że przynajmniej jeden z P.T. Czytelników będzie mógł napisać mi w komentarzach „A nie mówiłem?” 🙂

7. Cleveland Browns nie należą do drużyn rozpieszczających fanów. W tym roku specjalizują się w przyprawianiu o zawał. Tydzień temu wygrali z Saints po field goalu w ostatniej sekundzie, teraz tak samo przegrali z Ravens. W Browns zbiera się naprawdę ciekawa ekipa. Gdyby tylko Josh Gordon umiał trzymać się z dala od trawki, a właściciel dał sztabowi trenerskiemu trochę czasu na spokojną pracę, może nad Ohio zaświeci słońce. Może. W końcu Bill Simmons zawsze pisał, że Bóg nienawidzi Cleveland.

8. Kto by pomyślał, że spotkanie Lions i Packers będzie starciem dwóch defensyw? Lepsza była ta po stronie Detroit. Trzeci garnitur secondary zdołał powstrzymać Jordiego Nelsona i spółkę, a linia defensywna tak sfrustrowała Aarona Rodgersa, że ten kompletnie przestrzelił podanie do Nelsona w czwartej kwarcie, które dałoby Green Bay kontaktowe przyłożenie.

9. Tom Brady został trzecim QB w historii ze 150 wygranymi meczami w sezonie zasadniczym. Pozostali dwaj to Brett Favre i Peyton Manning, choć Brady potrzebował na to najmniej meczów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Brady, jak i cała ofensywa Patriots, nie zaliczy meczu z Raiders do udanych. Defensywa będzie musiała ciągnąc drużynę, póki ofensywa nie złapie właściwego rytmu. Tak na marginesie ciekawa zbieżność nazwisk wszystkich zdobywców punktów w tym meczu.

10. Dallas Cowboys odrobili 21 punktów straty i wygrali w St. Louis. Cowboys to kolejna po Browns drużyna, która uwielbia przyprawiać fanów o palpitacje serca. Trzeba jednak przyznać, że Austin Davis, trzeci QB Rams, spisuje się całkiem nieźle. Kurtem Warnerem to on nie jest, ale dzięki niemu Rams są chociaż w stanie nawiązać walkę. Nie wierzyłem w niego, ale robi więcej niż można się było po nim spodziewać.

11. Do przerwy Jaguars przegrywali u siebie z Colts 0:30. Wówczas na boisko wszedł Blake Bortles. Nie, spokojnie, nie poprowadził comebacku. Miał przebłyski, ale i chwile kompletnego zagubienia. Na pewno potrzeba mu gry, ale w tej chwili Jags powinni go trzymać na ławce. Nawet najlepszy QB nic nie zdziała za linią ofensywną, która pozwoliła na 14 sacków w dwóch meczach z drużynami, które praktycznie nie mają pass rushu. A co dopiero debiutant, którego pewność siebie łatwo zniszczyć. Tyle że sztab trenersko-managerski w Jacksonville walczy o swoje posady i chwyta się brzytwy, czyli rzuca Bortlesa na pożarcie.

12. Swój debiut w NFL zaliczył również Teddy Bridgewater, choć on pojawił się z powodu kontuzji Matta Cassela. Bez Adriana Petersona będzie miał mocno utrudnione zadanie. Zresztą cała drużyna Vikings zdaje się rozpadać bez swojej największej gwiazdy. Bridgewater będzie starterem w najbliższej przeszłości, bo Cassel złamał kilka kości stopy. Czy podźwignie Vikings, którzy wciąż mają sporo potencjału?

13. Z notatnika medyka:

– poza Casselem Vikings stracili również TE Kyle’a Rudolpha, który przejdzie operację pachwiny i straci ok. półtora miesiąca

– Danny Woodhead stał się kluczowym elementem ofensywy Chargers, ale straci resztę sezonu po poważnym złamaniu kostki w niedzielny meczu przeciwko Bills

– TE Ravens Dannis Pitta przeszedł operację biodra i nie wróci już w tym sezonie do gry. To ten sam problem, przez który Pitta stracił większość 2014 r., co stawia pod znakiem zapytania cała jego dalszą karierę

– LB Manti Te’o z Chargers straci kilka tygodni po złamaniu stopy

– CB DeAngelo Hall z Redskins najprawdopodobniej zerwał lub naderwał ścięgno Achillesa

Zobacz też

5 komentarzy

  1. Wygląda na to, że Packers w tym roku będą co najwyżej 3 drużyną w swojej dywizji. Tam oprócz Nelsona, nie ma kto łapać piłek. Beka z tych co wzięli Lacy’ego w 1 rundzie Fantasy. Nie rozumiem czemu był typowany jako 5-6 najbardziej punktujący gracz Fantasy w tym sezonie? Bo miał dobry debiutancki sezon? Wygląda to jak przypadek Trenta Richardsona niestety.

    Przegrana Seahawks w Chargers to nie wypadek przy pracy, a normalna rzecz. Seattle na wyjeździe, a u siebie to inna drużyna.

    1. Żebyś się nie zdziwił ze swoją trzecią siłą. Lepiej, że w Packers nie działa atak niż obrona, bo to pierwsze prędzej poprawią. Rok temu też było 1-2 na starcie. Detroit i Chicago to nie drużyny na 11 zwycięstw. Jeśli GB będzie miało 5-3 przed przerwą, wygrają dywizję.

      Żebym tylko ja się nie zdziwił gdy GB skończy sezon 8-8 🙂

      Lacy dobrze biegał gdy był kontuzjowany a GB grało bez rozgrywającego. Teraz miał mieć sporo łatwiej, bo obrona musiałaby poświęcić więcej uwagi podaniom QB GB.

  2. Wy, kibice Patriots już chyba tak macie. Bill Simmons w swoim podcaście nawet nie zająknął się o świetnej grze Giants (pewnie nie rozmawiał ani z Billem Barnwellem ani z Robertem Maysem), stwierdzając tylko że Texans są chyba gorsi niż myślał.

    W czwartek możecie mieć swoje chwile. Krótki tydzień, rywal z dywizji to – jak pokazuje najnowsza historia – brutalny spot dla przyjezdnych.

    1. Racja. Jest spora szansa na porażkę Giants.Choć Redskins też nie lubię, to jako kibic Patriots, będę trzymał kciuki za porażką NYG.

    2. Pisałem na Twitterze właśnie, że co ciekawe w czwartki w tym sezonie, oprócz week 1, zawsze będziemy mieli pojedynki wewnątrz dywizyjne. To chyba nie najlepszy pomysł., bo to zbyt ważne mecze by grać je w czwartki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *