NFL – tydzień 9

Rzadko zdarza się, byśmy mieli okazję oglądać mecze na szczycie obu konferencji jeden po drugim. W tym tygodniu mieliśmy taką szansę, ale oba mecze nieco rozczarowały, choć z innych przyczyn.

 

Patriots na szczycie AFC

W NFL Power Ranking na półmetku sezonu pisałem o Broncos: „Czy ktoś jest ich w stanie zatrzymać? Jeśli w niedzielę nie dokonają tego Patriots na Foxborough, to Broncos grozi już tylko samozniszczenie.” Patriots dokonali tego i trudno o zwycięstwo bardziej w stylu Billa Belichicka. Denver zostało zdominowane w każdym aspekcie gry i prawdę mówiąc trochę rozczarowało. Nie żeby to mnie, jako kibica Patriots, martwiło, ale obiektywnie patrząc spodziewałem się lepszego widowiska.

Zacznijmy od obrony Pats. Belichick i koordynator defensywy Mattt Patricia mieli przed meczem kolosalny problem. Kontuzjowany jest DE Chandler Jones, co sprawiało, że klasyczny 4-osobowy pass rush miał małe szanse na dobranie się do skóry Peytona Manninga. Z kolei wysyłanie klasycznych blitzów, które mają za zadanie przeważyć liczebnie nad o-line to przy poziomie reciverów Broncos i Manninga proszenie się o kłopoty. Patriots poradzili sobie z tym stosując wariację na temat Fire Zone Blitz. Przed niemal każdą akcją wszyscy d-linemeni i linebackerzy ustawiali się na linii wznowienia akcji. Następnie cześć atakowało Manninga, a część odpadała do krycia strefowego. Problem (dla Peytona) polegał na tym, że były to naprawdę różne kombinacje.

Zarówno linia ofensywna jak i Peyton Manning mieli spore problemy z identyfikowaniem kto atakuje (najczęściej nie więcej niż czterech), a kto odpada. Klasycznym przykładem jest pierwszy przechwyt na Manningu. Rob Ninkovich, gracz który przechwyci piłkę, stoi na skraju linii wznowienia akcji od strony kamery jako zewnętrzny linebacker (wyprostowany). W momencie snapu odpada do krycia strefowego. Zwróćcie uwagę jak głęboko się cofa, przechwyt następuje ok. 10 jardów od linii wznowienia akcji. Manning nie jest nawet pod presją. Po prostu założył, że Ninkovich będzie pass rusherem i nie uwzględnił poprawki na niego przy podaniu. Nawet go nie widział, przez cała akcję patrzy w swoje lewo, obrońca nadbiega od prawej.

Drugim kluczowym elementem była obrona przeciwko biegowi. Patriots mieli z tym problemy, zwłaszcza po stracie Jaroda Mayo. Broncos próbowali to wykorzystać, ale bili głową w mur. To sprawiało, że Denver stawało co chwila w sytuacji 3&long i zmuszało ich do puntów. Przez cały mecz Manning i spółka konwertowali tylko 4/15 trzecich i czwartych prób. Skąd ta poprawa? Vince Wilfor. Monstrualny liniowy zagrał znakomicie. Nie zobaczycie tego w statystykach, gdzie zapisano mu tylko dwa tackle, ale nieustannie wpychał liniowych na ich backfield, zatykał ścieżki biegowe i ściągał na siebie podwojenia, pozwalając kolegom dokończyć robotę.

Także w ataku Patriots byli lepsi, a przede wszystkim skuteczniejsi. Ich gra biegowa nie imponowała, ale robili to na tyle skutecznie, by ich podania play action pozostawały zabójcze. Choć Peyton Manning podał na 438 jardów, to jednak Tom Brady był efektywniejszy. Zaliczył „tylko” 333 jardy, ale dołożył do tego 4 TD. Jego jedyny przechwyt to zaś częściowa wina Danny’ego Amendoli. Piłka była trudna, ale do złapania. Ale po raz kolejny bohaterem był Rob Gronkowski. Zagrał kolejny świetny mecz, nie tylko w łapaniu piłek. Kapitalnie blokował i ściągał na siebie uwagę obrońców, pozwalając wyjść na pozycję Julianowi Edelmanowi i Brandonowi LaFellowi. A przede wszystkim zaliczył ten nieprawdopodobny chwyt:

No i wreszcie ostatni element: special teams. Stephen Gostkowski był bezbłędny w kopnięciach z pola mimo silnego wiatru, co pozwoliło Patriots nie tracić dystansu na początku meczu, podczas gdy jego odpowiednik w Broncos, Brandon McManus, trafił w słupek z 41 jardów. Ekipa od puntów przez cały mecz dawała Nowej Anglii lepszą pozycję startową niż mieli przeciwnicy (średnio aż o 16 jardów). I wreszcie wisienka na torcie, czyli 84-jardowy powrót na TD Juliana Edelmana.

Patriots wyszli na prowadzenie. Mają taki sam bilans 7-2, ale prowadzą dzięki wygranemu bezpośredniemu starciu, co może mieć znaczenie w końcówce sezonu. Może, ale nie musi, bo Patriots zaczęli właśnie zabójczo trudną serię meczów, a Broncos najtrudniejsze mają już za sobą. Czas pokaże, czy te same dwie drużyny zobaczymy w finale AFC, ale jest to całkiem prawdopodobne.

 

Cowboys w tarapatach

W AFC zawiedli Broncos, w NFC Cowboys. Z powodu urazu pleców nie zagrał Tony Romo i nagle okazało się, jaka jest wartość dla tej drużyny zawodnika, który jest jednym z najbardziej wyśmiewanych quarterbacków NFL. Arizona Cardinals kompletnie nie bali się Brandona Weendena i to nie bez powodu. Weeden nie potrafił podać do Deza Bryanta, ani żadnego z wide reciverów, nim było po meczu.

W efekcie Cardinals przesunęli do tackle boxu siódmego, a momentami nawet ósmego defensora, co w tak podaniowej lidze jak NFL oznacza całkowite lekceważenie dla quarterbacka. Weeden nie potrafił tego wykorzystać, a defensywa Cardinals zagrała świetny mecz. Jako pierwsi w tym roku potrafili wygrać pojedynek na linii wznowienia akcji z linią ofensywną Cowboys i utrzymali DeMarco Murraya poniżej 100 jardów biegowych, znów jako pierwsi w tym sezonie. Ofensywa Dallas nie stanowiła żadnego zagrożenia, a jedyne przyłożenie to efekt akcji powrotnej po przechwycie (nie licząc TD Deza Bryanta gdy było już dawno po meczu).

Z drugiej strony Carson Palmer kontynuuje niezłą grę, chyba najlepszą od swoich złotych czasów w Cincinnati. Drugi dobry mecz z rzędu rozegrał Larry Fitzgerald. Jeśli przypomni sobie że jeszcze trzy lata temu uznawano go za najlepszego wide recivera w NFL, to rywale Cardinals mogą mieć naprawdę ciężkie życie.

Cowboys desperacko potrzebują powrotu Tony’ego Romo, bo bez niego ich nadspodziewanie dobra, ale wciąż niedostateczna obrona jest zbyt odsłonięta i narażona na ciosy. Na szczęście kalendarz jest ich sprzymierzeńcem. W tym tygodniu grają w Londynie z Jaguars, z którymi powinni sobie poradzić nawet z Brandonem Weedenem na rozegraniu. Potem mają bye week, więc jeśli Romo nie zagra z Jaguars, będzie mógł skorzystać z miesiąca odpoczynku. Jednak po porażce z Cardinals znaleźli się z niespodziewanie trudnej sytuacji, więc nie zdziwię się, jeśli Romo wyjdzie na Wembley, choć póki co nie trenuje z drużyną.

 

Z innych aren:

  1. Najgorętszym quarterbackiem ostatnich tygodni wcale nie jest Tom Brady, a Ben Roethlisberger. Tydzień po 522 jardach przeciwko Colts, Big Ben zaliczył „jedynie” 340 jardów przeciwko Ravens. Ale w obu tych meczach zanotował też po sześć podań na przyłożenie. W historii połączonej NFL, czyli po 1970 r. tylko 23 razy rozgrywający zaliczył 6 lub więcej przyłożeń w meczu, licząc także playoffy. Tylko Peytonowi Manningowi, Tomowi Brady’emu i Benowi Roethlisbergerowi udało się to więcej niż raz. Ale nikt nie dokonał tego dwa razy w sezonie, a co dopiero mówić o dwóch meczach z rzędu. Co ważne, w tym tygodniu dokonał tego przeciwko znienawidzonym przez kibiców Ravens. Pittburgh są na drugim miejscu w AFC North i poza dwoma meczami z prowadzącymi Bengals mają dość łatwy kalendarz do końca rozgrywek.
  2. New Orleans Saints przełamali tegoroczną klątwę wyjazdową. Sukces tym większy, że dokonali tego przeciwko Carolina Panthers, najgroźniejszemu rywalowi w NFC South. Saints raczej nie powinni mieć problemów z wygraniem dywizji, a ich dwa ostatnie mecze pokazują, że nie można ich już dłużej lekceważyć.
  3. Co się stało z San Diego Chargers? Przegrać mecz to jedno, ale zebrać łomot od Miami Dolphins 37:0? Miami grają w tym roku lepiej niż się spodziewałem, ale i tak trzecia porażka Chargers z rzędu jest dość zaskakująca. Philip Rivers, który na początku sezonu wyglądał na kandydata do MVP, zaliczył zaledwie 138 jardów i aż cztery straty. Skorzystali z tego Kansas City Chiefs, którzy dość łatwo pokonali kompletnie rozbitych Jets i przesunęli się na drugie miejsce w AFC West.
  4. St. Louis Rams mają kiepski sezon, ale wciąż pozostają niewygodnym przeciwnikiem dla drużyn z NFC West. Dopiero co powstrzymali Seattle Seahawks, a w niedzielę sensacyjnie wygrali w San Francisco. Colin Kaepernick nie będzie miło wspominał tego wieczoru. Nie dość, że został zsackowany aż siedmiokrotnie, to jeszcze w decydującej akcji meczu zgubił piłkę przy quarterback sneaku, który dałby zwycięstwo San Francisco.
  5. To już chyba koniec sezonu dla New York Giants. Co prawda dziwniejsze rzeczy działy się w NFL, ale Eli Manning i spółka nie wyglądają na drużynę, która mogłaby wejść do playoffów. W poniedziałek dość łatwo ulegli Andrew Luckowi i jego Colts. Wynik 40:24 nie wygląda tragicznie, ale po pierwsze grali w Nowym Jorku, a po drugie po trzech kwartach było 37:10 i po meczu. Na domiar złego Prince Akamura zerwał biceps i nie zagra już do końca sezonu, dodatkowo przerzedzając szeregi i tak zredukowanej kontuzjami secondary. G-men nie wyglądają na drużynę playoffowego kalibru, ale z drugiej strony mają najłatwiejszy kalendarz reszty sezonu, licząc metodą Simple Rating System (podaję za Billem Barnwellem z Grantland).
  6. W Filadelfii zapewne z niepokojem myślą o nadchodzących tygodniach. Nick Foles złamał obojczyk w meczu z Texans i czeka go kilkutygodniowa przerwa. Po analogicznym urazie w zeszłym roku Aaron Rodgers pauzował siedem tygodni. W miejsce Folesa wszedł Mark Sanchez i spisał się przyzwoicie, prowadząc Orły do zwycięstwa. Już odezwały się głosy, że to tak naprawdę dobry quarterback, który był fatalnie prowadzony w Jets, ale poczekałbym jeszcze z rehabilitowaniem bohatera niesławnego „Buttfumble”, które zasłużyło nawet na własną stronę w Wikipedii.
  7. Najwyraźniej przegrana z Markiem Sanchezem była kroplą, która przepełniła czarę goryczy w Houston. Teraz Texans czeka bye week, a po nim funkcję pierwszego QB przejmie Ryan Malett, ściągnięty przed sezonem z Patriots, gdzie przez trzy lata był backupem Toma Brady’ego.
  8. W Waszyngtonie do gry wrócił Robert Griffin III. Do wysokiej formy sporo mu jeszcze brakuje, ale z nogą chyba wszystko w porządku. Po sezonie Redkins muszą zdecydować, czy wykorzystają opcję piątego roku w debiutanckim kontrakcie RG3, więc mają pół sezonu, by stwierdzić, czy jest on przyszłością klubu. Na początek przegrał z Vikings.

Zobacz też

Brak komentarzy

  1. Ehm… Nie powiem, że miałbym coś przeciwko temu by Giants zaczęli się ścigać po wysoki pick w drafcie, choć mam świadomość, że dopóki Tom Coughlin jest head coachem żadnego tankowania nie będzie.

    Nie chodzi mi o bilans (Eagles rok temu też byli 3-5, Redskins w 2012 mieli nawet 3-6). Chodzi o te kontuzje – tydzień po tygodniu istotni GMen padają jak muchy.

    Przy okazji dzięki za linka z Football Outsiders kilka postów temu. Pobawiłem się trochę liczbami. Średnia wartość „Adjusted Games Lost” dla całej nfl wyniosła nieco ponad 70. Odchylenie standardowe niecałe 25. Oznacza to, że 144.6 przegranych meczów Giants przekracza trzy standardowe odchylenia. Pisząc po polsku, ilość kontuzji Giants w sezonie 2013 z lekka wykroczyła poza granicę realności…

    Tutaj jest ogólne zestawienie z ostatnich 5 lat:
    http://www.chatsports.com/indianapolis-colts/a/Injuries-Anomalies-Adjusted-Games-Lost-from-20092013-2-10171975#

    Tylko Colts w tym czasie byli częściej kontuzjowani niż GMen….

  2. Witam, fajne podsumowanie, szczególnie w połączeniu z oglądniętym dziś „Draft Day” 🙂

    Co do Sancheza – sam się niepokoję, ale Foles gra tak, że za każdym razem się obawiam… Niby cyfry są, ale gra nie przekonuje. Mam nadzieję, że Chip Kelly wydobędzie z Sancheza jego głęboko ukryty talent 😉

  3. cześć, zamierzam oglądać pierwszy raz NFL. Czy możecie polecić jakieś mecz 10 kolejki który się dobrze zapowiada. Szczerze mówiąc kompletnie nie znam się na tych drużynach i ich nazwy nic mi praktycznie nie mówią.

    1. Akurat ta kolejka jest dość kiepska. O 19.00 niezły może być mecz Saints – 49ers, a o 22:25 Seahawks – Giants. Zapraszam jutro na zapowiedź kolejki, napiszę trochę więcej 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *