NFL playoffs: Patriots i Seahawks w finałach konferencji

Zgodnie z przewidywaniami pierwszy sobotni mecz był lepszy. Ba, najlepszy w tegorocznych playoffach i jeden z najlepszych w historii. W drugim, również zgodnie z przewidywaniami, wygrali obrońcy tytułu, ale „momenty były”.

 

Baltimore Ravens 31 – 35 New England Patriots

Długo wydawało się, że Ravens sprawią niespodziankę i wyjadą z Foxborough jako zwycięzcy. Rzucili na Patriots wszystko co mieli, dwa razy wyszli na 14-punktowe prowadzenie, ale pogrążyła ich słaba końcówka i Tom Brady, który okazał się bardziej „clutch” i „cool” od Joego Flacco.

Od początku było widać, że Patriots będą mieli ogromne problemy w tym meczu. Przede wszystkim świetnie grała o-line Ravens. Flacco nie został zsackowany ani razu (jedyny sack wymazała kara za holding w secondary), a statystycy ESPN naliczyli jedynie 4 QB hity Patriots. Dla porównania Brady został zsackowany dwukrotnie (w dwóch akcjach z rzędu) i uderzony dziewięć razy. Paradoksalnie nie oznacza to, że o-line Patriots miała jakiś dramatyczny dzień. Wręcz przeciwnie, z reguły udawało im się kupić Brady’emu wystarczająco dużo czasu przeciwko jednemu z najlepszych, jeśli nie najlepszemu pass rushowi w NFL, który tydzień temu pięciokrotnie zsackował naprawdę trudnego do powalenia Bena Roethlisbergera.

Wróćmy jednak do o-line Ravens. Z konieczności wystawili wczoraj dwóch debiutantów, a Marshall Yanda, nominalny guard, musiał zagrać na RT. Rookie James Hurst zagrał po lewej stronie niczym weteran, wygrywając zdecydowaną większość pojedynków 1 na 1 z Chandlerem Jonesem, najlepszym pass rusherem Patriots.

Ponadto wprost zmiatali d-line Patriots przy akcjach biegowych, torując Justinowi Forsettowi drogę do 129 jardów po ziemi na znakomitej średniej 5,4 jarda/próbę. Center Jeremy Zuttach niejednokrotnie przesuwał Vince’a Wilforka jak licealistę w sytuacjach 1 na 1. Wilfork to 150 kg żywej wagi i jeden z najlepszych DT w NFL. To pozwoliło potem Ravens grać zabójcze bootlegi w prawo, na które Patriots nie mieli żadnej odpowiedzi.

Baltimore dostali też wsparcie z ławki. Mieli naprawdę solidny ofensywny plan gry, a John Harbaugh wierzył w swoich chłopaków. Trzykrotnie ordynował rozgrywanie czwartej próby na terytorium Patriots i trzykrotnie się to udało, w tym przy 4&6.

Patriots zaczęli dość słabo. Kompletnie nie potrafili uruchomić gry biegowej. Najbardziej imponujący bieg w meczu należał do Toma Brady’ego, który zdobył 4-jardowy TD dołem, choć do demonów prędkości nie należy. Trzej running backowie Pats zdobyli w sumie 14 jardów w 7 biegach. W sumie NE zagrali zaledwie 10 akcji biegowych (nie liczę „kolanek” Brady’ego) i aż 53 podaniowe (wliczając sacki).

Jednak i Tom Brady długo nie mógł złapać dobrego rytmu. Rzucał swoim reciverom za plecy, ostrzeliwał kostki Roba Gronkowskiego i rzucił załamujący INT na koniec pierwszej połowy, który pozwolił Ravens na dołożenie jeszcze jednego przyłożenia przed przerwą.

Defensywa też nie miała dobrego dnia. Jak już wspominałem pass rush Patriots praktycznie nie istniał. To wywarło ogromną presję na secondary i pozwoliło Flacco na rozbieranie Patriots na czynniki pierwsze, przynajmniej na początku. Katastrofą okazało się zaordynowane w pierwszej kwarcie krycie strefą w secondary. Zanim się Pats obejrzeli, Flacco podał na 2 TD. Powrót do każdy swego, choć stał się przyczyną kilku kar, per saldo zdecydowanie się opłacił.

No i teraz zadacie mi zapewne pytanie: skoro Ravens grali tak dobrze, a Patriots tak słabo, to jakim cudem to NE zagrają w finale AFC? Przyczyn, jak to zwykle bywa, jest kilka.

Po pierwsze Bill Belichick nie na darmo nazywany jest mistrzem dostosowania w przerwie. W drugiej połowie Patriots na tyle dobrze bronili bieg, że OC Gary Kubiak zrezygnował z grania dołem, moim zdaniem zbyt pochopnie. Dodatkowo Tom Brady zaczął wykonywać krótkie, szybkie podania, dzięki czemu nie stawiał swojej o-line w trudnej sytuacji, zamiast tego dość skutecznie i konsekwentnie zdobywał kolejne jardy. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie niezła postawa obu OT, Sebastiana Vollmera i Nate’a Soldera. Zaskakująco dobry mecz rozegrał również rookie OG Josh Kline, który musiał wejść za kontuzjowanego centra Briana Storka. We wrześniu Kline grał tak źle, że cała Nowa Anglia domagała się posadzenia go na ławce, ale w sobotę uniknął poważniejszych błędów.

Brady dostał spore wsparcie od partnerów. Gronkowski był jak zwykle monstrualny, a aż sześciu zawodników złapało cztery lub więcej piłek. W sytuacji, kiedy z reguły podania łapie zaledwie trzech zawodników (Edelman, Gronkowski i LaFell), było to dużym utrudnieniem dla obrony Ravens.

Obrony, która nie zagrała dobrego meczu. Pass rush miał swoje momenty, ale nie zdołał zdominować gry, a secondary, poskładana już nawet nie z części zamiennych, ale wręcz z odrzuconych przez innych, kompletnie nie radziła sobie z reciverami Patriots.

Do tego Bill Belichick i OC Josh McDaniels opróżnili playbook, sięgając po dwie akcje zmyłkowe, obie zadziałały do perfekcji.

Efektowne było zwłaszcza podanie Juliana Edelmana do Danny’ego Amendoli. Edelman otrzymał podanie do tyłu od Brady’ego i odpalił 51-jardową bombę na TD. Na uczelni był rozgrywającym, ale w NFL była to jego pierwsza próba podania i to w kluczowym momencie, przy siedmiopunktowym prowadzeniu Ravens. Po meczu Tom Brady żartobliwie mówił, że musi zrobić z Edelmanem porządek, bo nie może być tak, żeby w drużynie ktoś podawał lepiej od niego, ale fakt jest faktem: było to najlepsze podanie w meczu. Warto jednak zauważyć, że nie byłoby możliwe, gdyby secondary Ravens nie zaspała.

Drugą akcją zmyłkową było coś, co widziałem  pierwszy raz w życiu. Patriots ściągnęli jednego z guardów. Mieli czterech o-linemanów, a przepisy wymagają pięciu graczy nieuprawnionych do łapania podań. Więc Shane Vereen zgłosił się jako gracz nieuprawniony i ustawił się w slocie. Na miejscu LT stanął TE Michael Hoomanawanui. Zdezorientowani Ravens pozwolili na łatwe podanie do niekrytego TE. Po meczu John Harbaugh sugerował, że to była nielegalna akcja. Moim zdaniem absolutnie legalna. Czy sędziowie powinni dać Ravens czas na dostosowanie się do tej sytuacji? Zastosowali analogiczną procedurę jak przy wprowadzaniu szóstego liniowego, czyli powiedzieli który zawodnik może zagrać inaczej niż wynika to z jego numeru i puścili grę. Niby czemu Ravens mieliby dostać z tego tytułu dodatkowy czas na przegrupowanie? (znowu: to tylko moja opinia)

No i ostatni element, który pogrążył Ravens. Przez cały czas komentatorzy zachwycali się nad Joe Flacco, jaki to on nie jest wspaniały, kiedy przychodzą playoffy i jaki to nie „clutch” i „Joe Cool”. Powtórzę to, co pisałem przy zapowiedzi tych meczów: cała ta opinia jest zbudowana na jednym postseason 2012. Cztery mecze to za mała próba, żeby wyciągać daleko idące wnioski. Nie zrozumcie mnie źle, Flacco to naprawdę solidny QB i większość drużyn NFL wiele by za niego oddało. W sobotę długo grał bardzo dobre zawody, ale dzięki swojej o-line miał mnóstwo czasu w kieszeni. Końcówkę miał fatalną.

Jego trzy ostatnie serie ofensywne to dwa przechwyty, jeden gorszy od drugiego oraz drive, który zaciął się w red zone i wygenerował tylko field goala, co pozwoliło Patriots wyjść na prowadzenie po kapitalnym podaniu Brady’ego i jeszcze lepszym chwycie LaFella, a następnie zmusiło Ravens do bardzo agresywnego playcallingu, bo field goal ich nie urządzał, co skończyło się drugim INT. Tak na marginesie Flacco od samego początku tej akcji gapił się na recivera. Bardziej już nie mógł ułatwić życia Harmonowi.

Czy to nagle oznacza, że Flacco wymięka w najważniejszych momentach? Oczywiście że nie. Powtórzę: Flacco to bardzo solidny starter na swojej pozycji i dzięki niemu Ravens mogą być kandydatem do tytułu. W sobotę miał po prostu słabszą kwartę. Zdarzało się Montanie, zdarzało się Brady’emu, zdarzało się Manningowi. Ale skończymy już z tym gloryfikowaniem jego „cudownej styczniowej formy”.

Czy to był finał AFC, jak chce wielu komentatorów? Byłbym ostrożny z ferowaniem takich wniosków, póki nie zobaczymy co wieczorem zaprezentują nam Broncos i Colts. Nie ulega jednak wątpliwości, że obejrzeliśmy jeden z najlepszych meczów playoffów w historii, choć dla Ravens i ich fanów chyba marną pociechą jest fakt, że uważam, że gdyby poradzili sobie z Pats, dotarliby znów do Super Bowl.

 

Carolina Panthers 17 – 31 Seattle Seahawks

Seahawks znowu długo męczyli się z Panthers. Przez trzy kwarty uparte Pantery trzymały za ogon mistrzów NFL. Wymiękli dopiero w ostatniej odsłonie meczu. Jednak ani na moment zwycięstwo Seahawks nie stało pod znakiem zapytania. Według Pro Football Reference prawdopodobieństwo zwycięstwa Seattle od początku meczu tylko raz spadło poniżej 75%. Miało to miejsce w trzeciej kwarcie, gdy przy czteropunktowym prowadzeniu Seahawks Cam Newton podał do Eda Dicksona na 41 jard Seahawks. Ale zaraz Cliff Avril zsackował Newtona, potem dwa niecelne podania, punt i wszystko wróciło do normy, tzn. prawdopodobieństwo wygranej Seahawks utrzymywało się powyżej 80% już do końca meczu.

Czy Panthers zrobili wszystko co mogli? Jak na swoje ograniczone możliwości zagrali niezły mecz. Bardzo długo powstrzymywali Marshawna Lyncha, który co prawda w końcówce włączył Beast Mode i urwał się na 25 jardów, ale poza tym miał średnią poniżej 3 jardów/próbę. Z kolei gra biegowa Caroliny wyglądała całkiem solidnie. Jonathan Steward zaliczył 70 jardów w 13 biegach. Daje to średnią 5,4 na próbę, co jest jeszcze bardziej imponujące, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tym sezonie obrona Seahwks broniła bieg na poziomie 3,4 jarda/próbę.

Gościom udało się też uruchomić innych reciverów niż Kelvin Benjamin i Greg Olsen, choć to wciąż na tej dwójce opierała się ofensywa podaniowa. Warto zwrócić uwagę, że Benjamin niemal cały mecz spędził po lewej stronie, z dala od Richarda Shermana, za to naprzeciwko rezerwowego Tharolda Simona, który zastąpił mającego problemy z oddychaniem Byrona Maxwella. Pod koniec pierwszej połowy przesunęli Benjamina na prawo i omal nie skończyło się to przechwytem.

Cam Newton zagrał zbyt nierówno, by Panthers mogli to wygrać. Miał kilka fenomenalnych zagrań, ale i kilka wyjątkowo głupich. Przy pierwszym przechwycie Shermana był to rzut, którego po prostu nie wolno wykonać przeciwko temu cornerbackowi. Ten facet po prostu specjalizuje się w takich przechwytach i Newton powinien o tym wiedzieć. Nieco mniej jego winy przy drugim. Nie był to najlepszy rzut, ale więcej zasług ma tu Kam Chancellor, który zagrał fenomenalny mecz w obronie i jego pick-six przypieczętował losy meczu (i pozwolił mi pójść nieco wcześniej spać:).

Poza Chancellorem na wyróżnienie w Seattle zasługuje Russel Wilson. Zagrał świetny mecz i zaliczył kilka znakomitych rzutów, na czele z 63-jardowym podaniem na TD do Jermaine’a Kearse’a. Jego mobilność sprawiała Panthers ogromne problemy. Spotkanie skończył z passer ratingiem 149.2 (10. najlepszy wynik w historii playoffów) oraz QBR na poziomie 83.3. Tak na marginesie to Wilson jest liderem w passer rating w playoffach w całej historii NFL. Wyprzedza Barta Starra, Aarona Rodgersa, Kurta Warnera i Drew Breesa.

Warto jeszcze wspomnieć o dwóch nieprawdopodobnie atletycznych akcjach Kama Chancellora, który dwa razy z rzędu przeskoczył o-line, próbując zablokować kopnięcie z pola. Nie wiem co jest dziwniejsze: to że mu się udało przeskoczyć, czy to że jednak nie zdołał zablokować żadnego z kopnięć.

Seahawks drugi rok z rzędu wracają do finału NFC. Panthers drugi rok z rzędu odpadają w Divisional Round. Ale biorąc pod uwagę, że Carolina zaczynała grudzień z bilansem 3-8-1, to końcówkę i tak mieli imponującą.

Zobacz też

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *