Wszyscy wiemy jak skończyło się podanie Russela Wilsona do Ricardo Lockette’a z 1 jarda w samej końcówce Super Bowl. Pete Carroll nienawidzi Marshawna Lyncha, Darrell Bevell zaprzepaścił szansę na posadę głównego trenera, a Tom Brady jest najwybitniejszym QB w historii. Emocje szybko przeminą, więc jeszcze przed końcem lutego spojrzymy na te historie bardziej sceptycznie. Ale co jeśli podanie dotarłoby do celu? Jak bardzo zmieniłoby to naszą percepcję?
Sztab trenerski Patriots nie zdecydował się na dostosowanie do trzech WR po stronie Seahawks i Akeem Ayers pozostał w grze, a Malcolm Butler za linią boczną. A może Butler uznał przed meczem, że ma tak małą szansę gry, że po prostu nie przyłożył się tak mocno do studiowania zagrywek rywala. Jaki by nie był powód, Lockette łapie podanie, Seattle wygrywają swój drugi Super Bowl.
1. Nowa mistrzowska dynastia w Seattle
Pewnie, że za wcześnie ich koronować na dynastię. Pewnie, że trzy lata w czołówce, w tym dwa na szczycie to absolutnie za krótko. Ale gdyby Seahawks obronili tytuł, słowo „dynastia” amerykańskie media odmieniałyby przez wszystkie przypadki (może raczej czasy, w końcu w angielskim nie ma przypadków:)
2. Geniusz Pete’a Carrolla i Darrella Bevella
Duet trenerski byłby wychwalany pod niebiosa za to, że nie bali się ryzyka i w kluczowym momencie zaskoczyli wszystkich, bo przecież absolutnie nikt nie spodziewał się rezygnacji z biegu Lyncha. Mamy tendencję do oceniania decyzji na podstawie ich efektów. Lockette złapał – decyzja genialna. Butler złapał – decyzja fatalna. A tak po prawdzie była to po prostu decyzja kiepska, ale nie taka zła jak się wydaje. Oczywiście liczy się efekt, a ten jaki był wszyscy wiemy. Niemniej jednak gdyby Lockette zameldował się z piłką w polu punktowym, Bevell byłby wychwalany pod niebiosa za perfekcyjny playcalling. Konsekwentna gra Lynchem, rzadkie, ale przynoszące ogromne zyski jardowe podania i odważna, skuteczna decyzja w najważniejszej akcji sezonu. Jak mało oddziela geniusza od durnia w NFL.
3. Dlaczego Bill Belichick zaspał?
Trener Pats dość mgliście tłumaczy się czemu nie wziął czasu przed ostatnią, felerną akcją Seattle. Prawda jest taka, że było to z jego strony cholerne ryzyko. Postawił wszystko na jedną kartę, swoją defensywę. I o ile mogę zrozumieć, gdyby było to 10 jardów od endzone, ale szanse wybronienia trzech prób z 1 jarda są minimalne. A nawet taki cudotwórca jak Tom Brady potrzebuje kilkudziesięciu sekund na magiczny comeback.
Nigdy nie kryłem, że jestem fanem kalkulowanego ryzyka. Ale to nie było kalkulowane ryzyko. To była niebezpieczna brawura. I znów wszystko rozbija się o efekt – niespodziewane zatrzymanie akcji mózgu Belichicka odczytujemy jako geniusz. Ale gdyby Lockette zdobył przyłożenie, Belichick spotkałby się z nie mniejszą falą krytyki niż Pete Carroll w rzeczywistości. Za to bardziej zasłużoną.
4. Russell Wilson MVP
13/21, 248 jardów, 3 TD, 0 strat i passer rating 142.5. Do tego 39 jardów w 3 biegach. To byłyby statystyki Wilsona, gdyby Lockette złapał to podanie. To zapewne on, nie Lynch czy Matthews zostałby MVP, a jego opanowanie w kluczowym momencie byłoby wychwalane pod niebiosa. Drugi tytuł w trzy lata w lidze. Za kilka lat, gdy będziemy dyskutować „Wilson czy Luck” z równym zapałem jak dziś „Brady czy Manning”, dwa tytuły na wczesnym etapie kariery stanowiłyby dla Wilsona równie poważny atut jak dziś dla Brady’ego mistrzowska dynastia Pats z lat 2001-2004.
5. Tom Brady nie potrafi wygrywać
Dziś media spierają się czy Tom Brady czy Joe Montana jest najwybitniejszymi QB wszechczasów. Dyskusje te są nieuchronne, ale pozbawione większego sensu, zwłaszcza że wiele czynników w futbolu pozostaje poza kontrolą rozgrywającego. Ot, choćby ostatnia ofensywna akcja Seahawks. Brady nie mógł zrobić absolutnie nic. Butler łapie piłkę – Brady jest najlepszym QB wszechczasów. Łapie Lockette – Brady nie umie wygrywać. Inni wskazywaliby na pecha – Brady mógłby mieć sześć mistrzowskich tytułów, gdyby nie nieprawdopodobne podania Eli Manninga do Davida Tyree (2007) i Mario Manninghama (2011) oraz Wilsona do Jermaine’a Kearse’a. Muszę przyznać, że po tym chwycie Kearse’a pomyślałem, że to jakieś fatum ciąży nad Bradym, bo musi przegrywać w finałach po absolutnie nieprawdopodobnych chwytach rywali w kluczowych momentach czwartej kwarty.
6. Karma czy klątwa Giselle?
Wielu fanów Patriots nie przepada za Giselle Bundchen, żoną Toma Brady’ego. Dla tych, którzy nie kojarzą tej pani, informuję, że to najlepiej zarabiająca modelka świata, która wg „Forbesa” zgarnęła w zeszłym roku 48 mln $, podczas gdy Tom nie zmieścił się na liście 100 najlepiej zarabiających sportowców, głównie ze względu na zniżkę, jaką dał Patriotom. Aha, dominacja Giselle w swojej branży jest znacznie większa niż jej męża na boisku. Następna najlepiej zarabiająca prezenterka ubrań zgarnęła wg „Forbesa” jedynie 8 mln dolarów.
Niemniej jednak pani Brady nie przekonała do siebie fanów Patriots. Zarzucano jej, że odkąd związała się z Bradym ten nie zdobył żadnego mistrzostwa i określano ją jako Yoko Ono Pats. Naraziła się także swoją słynną wypowiedzią po przegranym przez NE Super Bowl XLVI, kiedy powiedziała „Mój mąż nie może, kurwa, jednocześnie rzucać i łapać piłki”. Powiedziała to prywatnie, nieświadoma, że jest nagrywana, ale niesmak pozostał. Czy teraz będzie lepiej? Jak na razie media zachwycają się jej „koszulą drwala” z Super Bowl.
Fani nieprzepadający za Patriotami uznaliby to za karmę. Po „spygate” był „Helmet Catch”, który odebrał „oszustom” ich niepokonany sezon. Po „deflategate” byłby „Jakiś Fikuśnie Nazwany Catch”, który odebrałby Tomowi czwarty pierścień.
7. Legion of Boom kryptonitem na SuperQB
Rok temu zatrzymali Manninga, teraz zatrzymali Rodgersa i Brady’ego. I nieważne, że Rodgers grał na jednej nodze. Nieważne, że Brady rozłożył ich na czynniki pierwsze w czwartej kwarcie, fundując im 328 jardów i 4 TD na 74% skuteczności podań, że nie mieli nic wspólnego z chwytem Kearse’a, że jedynym co wytrącało Brady’ego z rytmu był pass rush. Wyobrażacie sobie, co gadałby Richard Sherman?
Daleki jestem do umniejszania zasług Shermana, Thomasa, Chancellora i spółki. To twarde skurczybyki i zapewne najlepsza secondary w historii NFL. Ale Super Bowl XLIX na zawsze pozostanie plamą na ich wizerunku, słusznie czy nie. Kolejny dominujący sezon zostanie umniejszony przez porażkę w ostatecznej rozgrywce.
Czy to słuszne czy nie, rozpatrujemy karierę wybitnych quarterbacków w perspektywie osiągnięć ich drużyn. Dan Marino nie liczy się w rankingach na najlepszego rozgrywającego wszechczasów, bo nigdy nie sięgnął po mistrzostwo, choć kilka razy był blisko. Jednym z najważniejszych argumentów przeciwko Peytonowi Manningowi jest zaledwie jeden pierścień w jego posiadaniu, choć i on miał trochę pecha (to nie on wpuścił Jacoby’ego Jonesa na 70-jardowe podanie w końcówce meczu Ravens – Broncos w 2012 r).
Legendy Toma Brady’ego również nie byłoby bez odrobiny szczęścia. Po pierwsze mógł w drafcie trafić do Browns czy innej drużyny, która zmarnowałaby jego talent. Tymczasem trafił na najlepszego trenera XXI wieku. Potem Drew Bledsoe został poważnie kontuzjowany, w samą porę, by Brady przejął stery. W „Tuck Rule Game” sędziowie podjęli dobrą, choć kontrowersyjną decyzję, która pozwoliła Brady’emu poprowadzić zwycięską serię ofensywną. Zakończył ją Adam Vinatieri kopnięciem z 45 jardów pośród szalejącej burzy śnieżnej. Dwa lata później, w Super Bowl przeciwko Panthers, Brady poprowadził zwycięski drive, ale kicker Panthers wywalił kickoff w aut, dając Tomowi 20 jardów za darmo na rozpoczęcie serii.
Jako kibice kierujemy się emocjami, nie logiką i o to chodzi. W końcu oglądamy sport właśnie dla nich. Ale czasami warto się cofnąć dwa kroki i pomyśleć, jak wiele ci najlepsi zawdzięczają czynnikom od nich niezależnym. Talent i ciężka praca doprowadzają ich niemal na szczyt, ale żeby zdobyć ostatni szczebel na drodze do nieśmiertelności, potrzebny jest także łut szczęścia.
6 komentarzy
Karma’s a bitch.
Seahawks powinni byli oglądać SB w telewizji a na ich miejscu znaleźć mieli się Packers. Ci z kolei powinni byli z przegrać z Cowboys, którym to w meczu z Lions tyłki uratowali sędziowie…
Pats powinni byli przegrać w niedzielę, ale oni znowu byli po niewłaściwej stronie „Helmet catch” (tak jak mogą mieć swoje argumenty Ci dla których chwyt DT to „fluke play” – tak będę się upierał że „Manning to Manningham” to była futbolowa poezja). Wśród GiantsNations wcale nierzadka jest dziś opinia, że fatalne i pechowe zarazem drafty (Chad Jones, David Wilson) czy plaga kontuzji w ostatnich dwóch latach to cena – oby wystarczająca, jaką przyszło zapłacić za TAMTEN chwyt.
Ludzie nauki nazwą to rozkładem losowym, ludzie ducha stwierdzą, że Karma to niewdzięczna… yyyyhm… kochanka.
Osobiście nie wierzę w karmę ani nic takiego i uważam, że za niewłaściwe wybory w drafcie odpowiada wyłącznie GM i jego ludzie 😉
Dlatego wlaśnie to był tak piekielnie istotny Super Bowl dla Patriots. Make or Break. Albo 4 tytuły w 6 występach w SB, albo 3 porażki z rzędu.
Belichick nie wzial time outu bo jak sam powiedzial, po prostu lubił ten matchup, lubił defnsywę ktora byla wtedy na boisku. I gdyby Bill wzial TO, Seahawks na pewno graliby dolem bo przemysliliby ta zagrywke.
No i ta niby elitarna secondary zostala rozszarpana na kawalki w 4 kwarcie przez Brady’ego. To bedzie duza plama na ich legacy.
Cały świat wiedział, że Lynch będzie biegł z piłką. Wiedział też pewnie sztab szkoleniowy Patriots. I odpowiednio ustawił obronę. Dlatego próba rzutu nie była tak szalonym pomysłem jak się powszechnie mówi. Zwałaszcza w kontekście statystyk przez Ciebie wrzuconych kilka dni temu. Eddie Lacy to też świetny running back. Można powiedzieć, że niewiele ustępujący Lynchowi. Packers nie mają porządnego tight enda więc wiadomo, że jednego jarda będą biegać. I rzadko się im to udawało.
Tak poza tematem takie ogólne pytanie. Jak wygląda podział kompetencji pomiędzy head coachem i koordynatorami ofensywy i defensywy? Można też to odczytać jako pytanioe – od czego jest head coach skoro za poszczególne formacje odpowiedzialni są koordynatorzy?
Jeśli chodzi o podział to wygląda to bardzo różnie w różnych drużynach. Są trenerzy, którzy lubią się wtrącać do codziennej pracy (Mike McCarthy czy do niedawna Jason Garrett są playcallerami, Bill Belichick bardzo mocno angażuje się w trenowanie defensywy), są tacy, którzy pełnią rolę „prezesa zarządu” – dobierają kadrę, wyznaczają kierunki zatwierdzają strategiczne decyzje, ale za bieżące funkcjonowanie odpowiadają „dyrektorzy” czyli koordynatorzy. Tak naprawdę nie ma jednego modelu tych relacji.
Margines dzielący te wszystkie skrajności, był prawdopodobnie mniejszy niż ten nieszczęsny jeden yard. Taki jednak jest sport i często również życie. Kiedy mamy już dość lat i doświadczeń, by logika i rozsądek przejęły kontrolę, pozostaje za mało emocji i fantazji, by wszystko było równie magiczne jak kiedyś 🙂