Stało się to, co przewidywano od początku sezonu: Peyton Manning wskoczył na pierwsze miejsce na liście rozgrywających z największą ilością jardów podaniowych w karierze. Odebrał ten rekord Brettowi Favre’owi, jak wcześniej wiele innych. Pozostał tylko jeden istotny: liczba celnych podań w karierze. Favre miał ich równo 6300, Peyton po niedzielnym spotkaniu może się pochwalić 6120. Żeby przejąć i ten rekord, Manning musiałby do końca sezonu wykonywać średnio 25,7 celnego podania na mecz. Lepszą średnią Peyton miał tylko dwa razy w karierze: w swoim ostatnim sezonie w Indianapolis i drugim sezonie w Denver. W tym roku wykonuje 21,4 celnego podania na mecz.
Mało prawdopodobne, by Manning zaliczył ten rekord. Znacznie bardziej prawdopodobne, że widzieliśmy go na boisku po raz ostatni. Przeciwko Kansas City Chiefs podał celnie pięć razy, a kolejne cztery razy w ręce rywali. Zagrał katastrofalny, najsłabszy w karierze mecz, po raz pierwszy od sezonu 2001 został posadzony na ławce ze względu na słabą grę. Czy tak właśnie zapamiętamy odejście jednego z najlepszych w historii na tej pozycji?
Zobacz: Co dalej z Peytonem Manningiem? (artykuł ze stycznia 2015)
Po meczu trener Gary Kubiak przyznał, że jego QB zmaga się z kontuzją stopy i w ogóle nie powinien zagrać. Co gorsza jeszcze ten uraz pogłębił. Czy to stopa jest przyczyną jego słabej gry w sezonie 2015? Jego passer rating 67,6 jest najsłabszy w karierze, ma na koncie 17 INT przy zaledwie 9 TD. Traci piłkę częściej niż w debiutanckim sezonie, po raz pierwszy od debiutanckiego sezonu ma poniżej 60% celnych podań.
Manning to nie pierwszy i nie ostatni ze sportowców, którzy nie wiedzieli kiedy ze sceny zejść, jak śpiewał Perfect. Jednym z moich najboleśniejszych sportowych wspomnień jest Michael Jordan w tym dziwnym biało-niebieskim stroju, zdobywający tylko 2 punkty przeciwko Lakers. Trudno sobie wyobrazić bardziej hollywoodzkie zakończenie kariery niż jego rzut przeciwko Utah Jazz w szóstym meczu finałów NBA. A jednak wrócił i rozmienił swoją legendę na drobne, choć wciąż jest uznawany za najlepszego koszykarza wszechczasów.
Także w NFL zawodnicy często nie wiedzą kiedy kończyć przygodę ze sportem. Futbol amerykański to gra tak kolizyjna i kontaktowa, że organizmy często zaczynają odmawiać posłuszeństwa już po trzydziestce. Rozgrywający mają nieco dłuższą „przydatność do użycia”, ale Peyton ma już 39 lat. (Na marginesie jego kolega z draftu 1998, Charles Woodson, jest również liderem NFL w przechwytach, tyle że na jego pozycji to coś pozytywnego. Chyba odkrył fontannę młodości)
W ostatnich latach mieliśmy dwóch wielkich QB, którzy grali za długo. Jeden z nich już jest w Pro Football Hall of Fame, drugi zapewne trafi tam po tym sezonie. Tym pierwszym jest Troy Aikman, którego ostatni rok w Dallas Cowboys to ciągła walka z bólem i fatalna dyspozycja na boisku. Nie inaczej było w przypadku tego drugiego, Bretta Favre’a, który w ostatnim roku, poza śrubowaniem poprawionych później przez Manninga rekordów, spędzał dużo czasu u klubowego lekarza, a w końcu wstrząśnienie mózgu zakończyło jego karierę jako zawodnika.
Moim zdaniem Peytona nie zobaczymy w tym sezonie na boisku, chyba że Brock Osweiller będzie totalnie do bani. Wówczas, jeśli Manning będzie zdrowy, Kubiak zapewne puści go na boisko, żeby uratować co się da z ostatniego sezonu, gdy Denver może sobie pozwolić na tyle gwiazd w składzie na raz.
Jedna z najlepszych rywalizacji w NFL
W epoce Billa Belichicka mecze New England Patriots z New York Giants powinny nosić specjalny znak jakości. W jakiejkolwiek sytuacji nie byłyby obie te drużyny, ich starcia zawsze dostarczają mnóstwa emocji i rozstrzygają się w ostatnich sekundach. Aż szkoda, że są tak rzadko, bo w sezonie zasadniczym jedynie raz na cztery lata.
Tym razem Patriots jechali do Nowego Jorku w roli zdecydowanych faworytów. Byli niepokonani, a rywale mieli spore problemy. Choć warto zauważyć, że Giants prowadzili w czwartej kwarcie niemal w każdym swoim tegorocznym meczu. To drużyna o krok od bycia naprawdę niebezpieczną dla wszystkich. Tymczasem Pats przyjechali bez trzech swoich najlepszych ofensywnych tackli. Po prawej stronie grał center Brian Stork, świeżo po powrocie z listy kontuzjowanych. Z lewej Cameron Fleming, który zaczynał sezon w practice squadzie. Na liście kontuzjowanych do końca sezonu będzie też Dion Lewis, sensacyjny passing back, który stał się kluczowym elementem ofensywy Toma Brady’ego.
Przez cały mecz rywale ścierali się, jakby stawką znów było mistrzostwo NFL. Żeby opisać ten mecz w całości musiałbym poświęcić mu cały artykuł. Dlatego tu skupię się tylko na kilku aspektach.
Po pierwsze pojedynek Odella Beckhama Jr. z Malcolmem Butlerem. Jeden to pick z pierwszej rundy, drugi przyszedł na tryout do Patriots niemal z ulicy. Jednak to ich akcje były najczęściej powtarzanymi w zeszłym roku. Jeden wykonał chwyt roku, drugi przechwyt na zwycięstwo w Super Bowl. W niedzielę niemal cały mecz ścierali się w pojedynkach jeden na jeden. I niespodziewanie to Butler był górą. Co prawda Beckham zaczął od 87-jardowego przyłożenia, ale to fatalne zagranie Devina McCourty’ego zmieniło 20-30 jardowy chwyt w przyłożenie na 87 jardów. Jednak poza tym złapał tylko 3 piłki na 17 jardów. Butler jeszcze nie jest w pełni ukształtowanym zawodnikiem, wciąż popełnia sporo błędów, ale w niedzielę grał naprawdę imponująco przeciwko jednemu z najlepszych reciverów młodego pokolenia. Jeśli będzie robił postępy w tym tempie może niedługo dołączyć do grona Pro Bowlerów.
Po drugie emocjonująca końcówka. Można tu oskarżać Giants o złe zarządzanie zegarem. Ale trzeba pamiętać, że NYG są najgorsi w tym roku w NFL jeśli chodzi o „power runy”. To, że podawali na pięć jardów przed polem punktowym NE było naprawdę rozsądne, bo grali o zwycięstwo.
Przy 1&goal na 2:06 przed końcem meczu Eli dostał zza linii akcję „run”. Postanowił jednak zmienić zagrywkę. I słusznie. Zobaczcie co Eli zobaczył przed snapem:
W tackle boksie ma sześciu blokerów przeciwko siedmiu obrońcom (na linii endzone stoi potężny LB Dont’a Hightower, który jeszcze przed snapem ruszył jako ósmy do run support). Na lewym skrzydle wyizolowany Beckham jeden na jeden przeciwko Butlerowi z niemal połową boiska do dyspozycji i brakiem szans na jakąkolwiek pomoc. Ja też w tej sytuacji wolałbym złożyć mecz w rękach mojego najlepszego playmakera. I akcja była udana. Gdyby Beckham nie rozluźnił się przedwcześnie i nie dał sobie wybić piłki, to Giants zdobyliby z tej akcji sześć punktów.
Znów też powraca pytanie co właściwie jest chwytem w NFL. Wszyscy sędziowie przepytywani przez media byli zgodni, że decyzja sędziów w tej sytuacji była prawidłowa. Jednak duża uznaniowość sprawia, że co jakiś czas będziemy mieli podobne kontrowersje.
Warto też zwrócić uwagę, że Giants mogli zatrzymać ostatnią serię ofensywną Brady’ego i spółki. Dosłownie w pierwszej akcji Brady podał niemal prosto w ręce Landona Collinsa, ale safety Giants nie utrzymał piłki meczowej w rękach.
Pats zapłacili wysoką cenę za wygraną. Stopę złamał Julian Edelman. To nieoceniony zawodnik, do którego Tom Brady często zwraca się w najtrudniejszych momentach meczu. Bez Lewisa i Edelmana NE tracą mnóstwo z siły ognia, zwłaszcza że Rob Gronkowski też nie ma najlepszej historii medycznej. Gra biegowa z tak przetrzebioną linią do łatwych nie należy. W tej sytuacji dużo zależy od Brandona LaFella i Danny’ego Amendoli, którzy muszą podzielić między siebie to, co robił Edelman. Za tydzień Patriots podejmują Bills i może to być dla nich, a zwłaszcza dla Toma Brady’ego, bardzo trudne spotkanie.
Giants nie wykorzystali szansy na odskoczenie rywalom w NFC East. Teraz mają bye week, a potem jadą do Waszyngtonu, na mecz o niespodziewanie dużym ciężarze gatunkowym.
W skrócie:
1. To już chyba czas na panikę. Green Bay Packers przegrali u siebie z Detroit Lions po raz pierwszy od 1991 r. i to mimo że Lions zrobili wiele, by tego meczu nie wygrać (dwa przestrzelone PAT i upuszczony onside kick). Aaron Rodgers zagrał fatalnie, ofensywa się krztusi, Eddie Lacy kontuzjowany, a defensywa nie potrafi nikogo zsackować od miesiąca.
2. Trudno o lepsze podsumowanie fatalnego sezonu Ravens niż porażka u siebie z Jaguars, a raczej sposób w jaki do niej doszło. Przy jednopunktowym prowadzeniu gospodarzy Blake Bortles został zsackowany przez Elvisa Dumerville’a, podczas gdy meczowy zegar pokazał same zera. Tyle że defensor Ravens złapał rozgrywającego Jaguars za kratkę kasku. Mecz nie może się skończyć karą dla defensywy, więc Jags dostali ostatnią akcję. A że po 15 jardach za facemask znaleźli się w zasięgu skutecznego kopnięcia z pola, zdobyli zwycięskie trzy punkty.
3. Z grona niepokonanych wypadli Cincinnati Bengals. Na oczach całych Stanów przegrali z Houston Texans. To obudziło narrację o Andym Daltonie, który nie daje rady w ważnych meczach. Bengals czeka trudny wyjazd do Arizony, a potem podejmują zawsze groźnych Rams.
4. Jeśli przy Cardinals jesteśmy, to zwycięstwem w Seattle właściwie przesądzili na swoją korzyć rywalizację o zwycięstwo w NFC West. Coraz realniejsza staje się perspektywa, że mistrzów NFC z dwóch ostatnich sezonów może zabraknąć w playoffach.
5. Wracając do niepokonanych, to oprócz Patriots tylko Carolina Panthers nie przegrali jeszcze w tym sezonie. Licząc z końcówką zeszłego roku wygrali już trzynasty mecz z rzędu, a w dwudziestym meczu z rzędu mają ponad 100 jardów biegowych. Ta druga seria jest najdłuższą w XXI w., ex-equo z serią Seahawks, która także wciąż trwa.
6. Kirk Cousins już do przerwy zgromadził przeciwko Saints 297 jardów i 3 TD. Po przerwie dołożył 27 jardów i TD i skończył ten dzień z idealnym passer ratingiem 158,3. Nic dziwnego, że z pracy wyleciał koordynator defensywy Saints Rob Ryan. Wygląda na to, że zbliżamy się do końca ery trenera Seana Paytona i GM Mickeya Loomisa w Nowym Orleanie.
7. Jeśli przy osiągnięciach statystycznych jesteśmy, to Minnesota Vikings wciąż wygrywają, są na pierwszym miejscu w NFC North, a Adrian Peterson przeciwko Raiders wybiegał 203 jardy. Od 2000 r. mieliśmy 72 przypadki przekroczenia 200 jardów biegowych w meczu przez jednego zawodnika. Peterson zrobił to po raz szósty, dzięki czemu wyprzedził Tiki Barbera z Giants, który zaliczył pięć takich spotkań w latach 2002-2006. W tym roku ta sztuka nie udała się nikomu innemu.
Jeden komentarz
Jako kibicowi Giants moim obowiązkiem jest dodać że nowojorczycy w tym meczu też nie dysponowali pełną siłą. Nie chcę zanudzać nazwiskami, więc napiszę tylko, że GMen w tym meczu grali bez dwóch starterów z OL (trzeciego, centra, stracili zaraz po przerwie), najlepszego DT i zarazem run-stoppera oraz jednego z dwóch najlepszych CB. Cruza nawet nie przypominam.
Co mi się podobało:
– ofensywa, szczególnie w pierwszej połowie była nie do zatrzymania – zgadzam się z Twoją oceną pojedynku Butler – Odell, McCourty zwykle jednak był w okolicach tej pary. Bill Belichick znany jest z tego że stara się zneutralizować najlepszego gracza rywali – ale to zostawiło miejsce dla innych i Randle, Harris i nawet Myles White kilka piłek złapali;
– Gronk poza td sobie nie pograł – to była dla mnie wielka niespodzianka;
– pass-rush – przyszłość pokaże na ile to powrót JPP a na ile problemy w OL Pats (zapewne obaj chcielibyśmy aby to była ta pierwsza opcja) – Brady był w niedzielę nieustannie pod presją;
– po FG Gostkowskiego Pats celebrowali jakby wygrali SB 😀
W myśl przepisów nfl to nie był chwyt. Z drugiej strony gdybyśmy pokazali to 100 ludziom którzy nigdy nie widzieli meczu futbolowego i zapytali czy Odell złapał piłkę, zgaduję że odpowiedź byłaby jednogłośna – tak.
FootballOutsiders popełnili duży artykuł (z gifami) o Davante Adamsie (i szerzej: ofensywie Packers). Przyznam, że nie czytałem, ale może Ciebie, sympatyka Serowych to zainteresuje:
http://www.footballoutsiders.com/film-room/2015/film-room-davante-adams