Po trzecim tygodniu osiem drużyn w NFL, czyli co czwarta, było niepokonanych. W tym tygodniu zostały już tylko trzy, z czego jedna nie grała.
Nieprzewidywalni
Jednym z największych uroków NFL jest jej nieprzewidywalność. Wynika to z jednej strony ze świadomych działań ligi, która wie, że wyrównany poziom sportowy podnosi emocje i zwiększa zyski. Takie działania to odwrotny draft, salary cap, czy dzielenie się przez kluby zdecydowaną większością przychodów.
Te działania są dość typowe dla zawodowych lig amerykańskich. Jednak dwa dodatkowe czynniki sprawiają, że nieprzewidywalność w NFL jest jeszcze większa.
NFL gra w sezonie zasadniczym 16 spotkań. To oznacza, że gorsza dyspozycja dnia, przypadkowa porażka, niezbyt poważny uraz kluczowego gracza czy po prostu łut szczęścia mają ogromne znaczenie. Każdy mecz w NFL odpowiada za 6,25% końcowego bilansu. W koszykarskiej NBA czy hokejowej NHL to zaledwie 1,13%, a w baseballowej MLB 0,62%. W efekcie końcowa tabela sezonu NFL często nie oddaje rzeczywistej siły drużyn. Do playoffów wchodzą drużyny, których jedyną przewagą nad konkurencją jest lepszy bilans w meczach zakończonych różnicą jednego posiadania, który jest wartością niemal losową.
Nie oznacza to oczywiście, że wynik w NFL to właściwie kwestia rzutu monetą, a jedynie że w małej próbie, jaką jest 16 meczów, znajdziemy dużo więcej wyników odbiegających od „tego co być powinno” niż w dużej. Porównajmy to do rzutu monetą. Wiemy, że w odpowiednio dużej próbie powinniśmy otrzymać wynik orłów i reszek zbliżony do 50/50. Jednak przy małej próbie szansa na ekstremalne rezultaty wzrasta. Dla przykładu przy dwóch rzutach monetą mamy aż 50% szans na wynik „ekstremalny”, czyli same orły lub same reszki. Przy trzech rzutach będzie to już tylko 22,2%. przy czterech 12,5%. I tak dalej.
Ten efekt jest jeszcze lepiej widoczny w playoffach, gdzie nie ma serii. Czy w sezonie 2007 New York Giants wygraliby serię „best of seven” z Patriots? Czy Patriots 2001 wygraliby cztery mecze w serii z St. Louis Rams? Łatwiej zaskoczyć przeciwnika w jednym meczu, niż w całej serii.
Ale to tylko pierwszy czynnik. Drugi to fakt, że drużyny NFL są znacznie bardziej zbliżone poziomem, niż nam się wydaje.
„Power ranking NFL: 32. Alabama, 33. Miami Dolphins. Hahaha”.
To oczywiście bzdura. Absolutnie każdy zawodnik NFL to wybitny atleta. Możemy śmiać się z graczy typu Blaine’a Gabberta czy Erecka Flowersa i sam to często robię na łamach bloga. Ale każdy z nich przeszedł przez wyjątkowo ciasne sito. Ci gracze, którzy są za słabi, by załapać się do 53-osobowego składu na start sezonu to często najwybitniejsi atleci w historii swoich szkół czy nawet miasteczek.
Co roku ponad milion dzieciaków w całych Stanach gra w futbol. Tylko 4,6% z nich może realistycznie myśleć o grze w I lub II Dywizji NCAA, która daje jakiekolwiek szanse na załapanie się do NFL1. Zaledwie 1 na 603 zawodników licealnych trafi do NFL2, przy czym większość z nich skończy bujając się gdzieś po practice squadach i jest poza ligą po trzech latach. Każdy, kto dostał szansę wyjścia na boisko w meczu sezonu zasadniczego NFL, należy do 0,2% najwybitniejszych atletów jakie wydał kraj o jednym z najlepszych systemów szkolenia sportowego na świecie.
W tej sytuacji naprawdę każdy może wygrać z każdym. I nie, Alabama czy Clemson nie miałyby najmniejszych szans z tegorocznymi Dolphins.
Pierwsze porażki
Zacznijmy od Green Bay Packers, którzy swój mecz przegrali już w czwartek. Ich pogromcami okazali się Philadelphia Eagles, drużyna, której niezależnie od bilansu zwycięstw i porażek nie można lekceważyć. Orły zagrały mecz bardzo czysty i uważny. Linia ofensywna wykonała świetną pracę, a cała ofensywa uniknęła strat i sacków. Jest to o tyle imponujące, że Packers zaczynali tydzień jako drużyna wymuszająca najwięcej strat (8) i trzecia najlepsza w sackowaniu rywali (12).
Obrona Packers zagrała nieco słabiej, ale to nie tylko problem obrony. Trener Matt LeFleur wciąż nie naprawił ataku Green Bay. Ta ofensywa wygląda lepiej niż w ostatnich latach Mike’a McCarthy’ego, ale daleko jej do potęgi z początku dekady. Nie funkcjonuje gra biegowa, która miała stanowić podstawę systemu, a RB Aaron Jones jest jednym z nielicznych graczy, który gra gorzej niż przed rokiem. Aaronowi Rodgersowi wciąż wiele brakuje do najlepszych lat. Jego słabsze sezony są wciąż dobre, wciąż w każdym meczu potrafi wykonać akcję, po której ręce same składają się do oklasków, ale brakuje mu tej regularności w grze, która charakteryzuje np. Drew Breesa czy Toma Brady’ego.
Rodgers wygląda zdecydowanie najlepiej, kiedy pozbywa się piłki szybko i gra w rytmie. Niestety, jak podaje Next Gen Stats, QB Packers jest trzecim najdłużej trzymającym piłkę w rękach rozgrywającym w NFL. To że Rodgers gra lepiej, gdy nie trzyma piłki zbyt długo, wiadomo od kilku lat. Jednak w czwartek doszedł nowy czynnik: kontuzja RT Briana Bulagi, która sprawiła, że z prawej strony o-line zieje wielka dziura i Rodgers był pod presją, jeśli szybko nie pozbył się piłki. Poważnym problemem drużyny jest też uraz WR Davante Adamsa, którego „turf toe”3 może się nieprzyjemnie ciągnąć nawet kilka tygodni.
Co mogą zrobić Packers tak na szybko? Po pierwsze poprawić special teams. Jeden kickoff wykopany w aut, po jednym daleki powrót Eagles. Dobra postawa special teams pomogła Philly wygrać, mimo że mieli mniej jadów i pierwszych prób w tym meczu. Po drugie LeFleur musi być bardziej agresywny. O ile kopanie z 12. jarda przy 4&7 można jeszcze od biedy zrozumieć, o tyle kopanie przy 4&2 niemal z tego samego miejsca to poważny błąd. Warto też przeanalizować playcalling. W czwartej kwarcie Packers mieli cztery próby z 1. jarda Eagles. Posłali cztery nieudane podania (choć jedno było chyba odrzuceniem po zepsutym zone read). W podawaniu z pierwszego jarda nie ma nic złego. Ale Packers są trochę zbyt przewidywalni.
Los Angeles Rams mają poważny problem. Na razie wciąż są liczącą się siłą w NFC, ale mecz przeciwko zawsze nieprzewidywalnym Buccaneers pokazał, że zbyt pochopnie podpisali wysokie kontrakty z RB Toddem Gurleyem i QB Jaredem Goffem. Przez problemy z kolanem Gurley jest cieniem samego siebie. Kiedy brak go jako siły napędowej, defensywy rywali posyłają mniej graczy do obrony biegowej, co utrudnia życie Goffowi.
Sean McVay sprawił, że Goff z jednego z najgorszych debiutantów w historii stał się solidnym podstawowym QB. Jego Rams skutecznie wykorzystywali atuty Goffa, maskując jego wady. McVay czytał defensywy za swojego rozgrywającego, dając mu łatwe decyzje. Młody rozgrywający, potrafiący świetnie rzucać, egzekwował znakomicie te zagrywki. Jednak Patriots w Super Bowl pokazali, jak sobie z tym poradzić. Dużo zmyłek i deklarowanie defensywy, gdy do snapu zostanie niej niż 15 sekund (wtedy radio w kasku QB jest automatycznie odłączane). Trzeba zmusić Goffa do przetwarzania obrony. To go spowalnia i zmusza do błędów, co widzieliśmy przeciwko Tampie.
Goff został 19. zawodnikiem w historii NFL, który podał na 500+ jardów w meczu, a jego 517 jardów z niedzieli to 8. najlepszy wynik w historii. Jednak potrzebował do tego aż 68 podań, co jest 3. najwyższą wartością w historii i dało w sumie niezbyt imponującą wartość 7,6 jardów na próbę. Dołożył do tego cztery straty (3 INT i 1 fumble). Z drugiej strony Jameis Winston podał „tylko” na 385 jardów, ale przy ponad 9 jardach na próbę i dołożył do tego 4 TD i 1 INT.
Wieloletnie, przedwczesne umowy dla Goffa i Gurleya wiążą Rams z tymi zawodnikami na najbliższe sezony. Nie znaczy to oczywiście, że Rams są zgubieni. Ale McVay będzie musiał znaleźć nowe sposoby na ukrycie swoich słabości.
Dallas Cowboys byli jedną z największych pozytywnych niespodzianek na starcie, a Dak Prescott statystycznie szedł łeb w łeb z Patrickiem Mahomesem. Po meczu z Saints zasadne staje się pytanie czy wczesne sukcesy tej ofensywy wynikały ze słabych defensyw rywali. Atak Kowbojów wymęczył zaledwie 4,8 jarda na próbę. Co prawda ich rywale zdołali osiągnąć jedynie 4,3 jarda na próbę, ale różnicę robili Alvin Kamara i Michael Thomas, którzy skutecznie przesuwali Saints po boisku. Przynajmniej wystarczająco skutecznie by dowieźć zwycięstwo w tym bolesnym dla widza widowisku.
Niepokojące jest zwłaszcza to, że Dallas mają problemy z formacją, która przez ostatnie lata była ich największą siłą – linią ofensywną. Dak Prescott był pod sporą presją cały mecz. Ezekiell Elliott nie zdołał wybiegać nawet dwóch jardów na próbę.
O ile w przypadku Packers i Rams nie mam wątpliwości, że się pozbierają i mimo wszystkich słabości powalczą o najwyższe laury w NFC, o tyle nie mam pojęcia co myśleć o Cowboys. Czy to tylko słabszy dzień, czy jednak powrót do ofensywnych problemów, które widzieliśmy w pierwszej połowie zeszłego sezonu? Mecz przeciwko Greeen Bay za tydzień powinien przynieść część odpowiedzi.
Wymęczone wygrane
W niedzielę mieliśmy dwa mecze, w których spotkały się ekipy dotąd niepokonane. Oba mecze miały wyraźnego faworyta, w obu faworyci grali na wyjazdach i w obu wygrali, choć z potężnymi problemami.
New England Patriots i Buffalo Bills zagrali kolejny ciężki w odbiorze mecz. Bardzo dobry w wykonaniu defensyw, bardzo słaby w ataku. Tom Brady potrzebował 38 podań, by przejść 150 jardów, dołożył do tego katastrofalne INT w polu punktowym rywali i passer rating 45,9. To wszystko złożyło się na jego najsłabszy statystycznie mecz w karierze. Tak słabo grających w ataku Patriots jeszcze nie widziałem. Duża w tym zasługa obrony Bills, która nie tylko zdusiła jakąkolwiek grę biegową, ale i skutecznie broniła krótkich ścieżek na środku pola, odbierając Brady’emu ulubioną zabawkę.
Na pewno swoje zrobiła kontuzja żeber Juliana Edelmana, który co prawda zagrał, ale znacznie słabiej niż zwykle. Dodatkowo Brady i Philip Dorsett, którzy całkiem nieźle rozumieli się przez trzy tygodnie, nagle zaczęli wyglądać, jakby korzystali z innego playbooka. Jednak największym problemem jest poszatkowana kontuzjami linia ofensywna, która nie była w stanie wygenerować gry biegowej, ani zatrzymać pass rushu Bills.
Ten mecz był niepokojący, ale kibice Pats nie mają się co przejmować. Brady z Belichickiem i McDanielsem wymyślą, jak ożywić ofensywę. Special teams po kilku słabszych meczach zaliczyły decydujący punt block na przyłożenie. A obrona? Co prawda seria bez oddanego przyłożenia w defensywie skończyła się na 18 kwartach, ale ta defensywa i tak jest absurdalnie dobra. W niedzielę przechwycili cztery piłki i mają na koncie już 10 przechwytów, dwa razy więcej, niż druga najlepsza drużyna (nota bene Bills). Zaledwie 5,9% serii ofensywnych rywala kończy się punktami. Jest to wynik zupełnie niewiarygodny – w tej dekadzie żadna drużyna nie zeszła w całym sezonie poniżej 20%, a najlepsza drużyna w tym stuleciu, Buccanneers 2002 osiągnęła 17,8%.
Z drugiej strony Bills mają poważny problem. Dysponują fantastyczną obroną, bez dwóch zdań. Może nie tak dobrą jak Patriots, ale i tak ze ścisłej czołówki. Tyle że ataku nie mają. Josh Allen podobno zrobił wielkie postępy, jednak w niedzielę wyglądał jak zagubione dziecko we mgle. W pierwszej kwarcie posłał więcej piłek w ręce obrońców NE niż do swoich kolegów drużyny. Grał tak słabo, że Matt Barkley, który go zmienił po kontuzji, wyglądał nieco lepiej, a to przecież zawodnik, któremu daleko do miana startera w NFL. Czy Bills będą gotowi przyznać, że znów się pomylili?
Detrot Lions wykorzystali słabości Kansas City Chiefs i byli blisko niespodziewanej wygranej. Biorąc przykład z zeszłorocznych Patriots starali się kontrolować tempo gry i jak najrzadziej wpuszczać na boisko Patricka Mahomesa. Było to możliwe, bo Chiefs wciąż nie poprawili obrony, a konkretnie frontu. Rywale wciąż biegają przeciwko nim jak chcą, a co gorsza pass rush generuje presję na QB rywali rzadziej niż w ubiegłym roku.
W większości meczów nie będzie to miało znaczenia, bo Mahomes wyprowadzi ich na prowadzenie, więc rywal będzie musiał uruchomić przewidywalną, agresywną ofensywę podaniową, co ułatwi robotę obronie. A poza tym Chiefs są zbudowani tak, by wytrzymać strzelaniny,w których z obu stron pada wiele punktów.
Jednak tym razem Mahomes przez cały mecz nie podał nawet na jedno przyłożenie, po raz pierwszy odkąd został starterem w Chiefs. Na domiar złego trzy pierwsze serie ofensywne w drugiej połowie skończyły się straconymi fumble. Jeśli ofensywa traci piłki z taką częstotliwością, Chiefs mają małe szanse na wygranie meczu.
Na ich szczęście w tym dziwnym meczu Lions również wielokrotnie gubili piłkę. Jedno fumble na linii pola punktowego było kuriozalne, bo piłka wypadła z wielkiego młyna, została podniesiona przez obrońców Chiefs, którzy przy biernej postawie Lions wrócili z nią 100 jardów, co daje 14-punktową różnicę (TD dla Chiefs zamiast dla Lions). 9/10 sędziów gwizdnęłoby zatrzymany forward progress. Jednak ta załoga tydzień temu przedwcześnie zagwizdała, powstrzymując fumble return Saints. Tym razem połknęli gwizdki, co więcej, jak pokazały powtórki, mieli rację.
Defensywna słabość Chiefs jest powszechnie znana. Kibice Lions mogą tylko żałować, że nie wykorzystali szansy. Patricka Mahomesa nie da się powstrzymywać cały mecz. Lwy nie rozstrzygnęły meczu wcześniej, więc ofensywa Chiefs rozegrała 13 akcji w nieco ponad 2 minuty i zdobyła decydujące przyłożenie.
Z kronikarskiego obowiązku trzeba wspomnieć o ostatnich niepokonanych: San Francisco 49ers, którzy w tym tygodniu mieli wolne i w nagrodę są jedyną niepokonaną drużyną w NFC.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka:
– RB Frank Gore (Bills) został czwartym RB w historii z 15 tys. przebiegniętych jardów w karierze.
– WR Larry Fitzgerald (Cardinals) wskoczył na drugie miejsce w klasyfikacji zawodników z największą liczbą złapanych podań w karierze. Ma ich na koncie 1 326
– WR Julio Jones (Falcons) przekroczył 11 tys. jardów po złapanych podaniach w karierze. Potrzebował do tego 115 meczów i jest to najlepszy wynik w historii NFL.
– W pierwszych czterech tygodniach aż w 52 meczach przynajmniej jeden startowy rozgrywający miał 26 lat lub mniej. To rekord NFL.
2. Z notatnika medyka:
– QB Mitch Trubisky (Bears) zwichnął sobie bark w lewej (nierzucającej) ręce. Czeka go kilka tygodni odpoczynku, ale powinien wrócić za niecały miesiąc. Za to po sezonie czeka go operacja. Gdyby to była ręka rzucająca, byłoby po sezonie. Taki uraz zakończył karierę Drew Breesa w Chargers.
– TE Sean Culkin (Chargers) zerwał ścięgno Achillesa i zakończył sezon. To już trzeci kontuzjowany TE Chargers w tym sezonie.
– LT Tyron Smith (Cowboys) skręcił kostkę, co wykluczy go z gry przynajmniej na kilka tygodni, choć podobno uraz jest mniej poważny, niż początkowo sądził sztab medyczny w Dallas
– LB Ryan Connelly (Giants) zerwał więzadła ACL w kolanie i jest to dla niego koniec sezonu
– QB Josh Allen (Bills) zszedł z boiska ze wstrząśnieniem mózgu. Dość ciężkich urazów głowy doznali również TE T.J. Hockenson (Lions) i CB Marcus Peters (Rams)
3. Po kontuzji Trubiskiego stery ofensywy Bears przejął Chase Daniel, który poprowadził drużynę do ważnego zwycięstwa nad Vikings. W tym meczu zapewne wystarczyłaby sama defensywa Bears. Vikings wydali ciężkie pieniądze na rozgrywającego (Cousins) i dwóch skrzydłowych (Thielen i Diggs), a jednak Mike Zimmer uparcie usiłuje oprzeć atak na biegach. Z kolei w Chicago ofensywa pod wodzą Daniela wyglądała znacznie lepiej niż gdy za sterami był Trubisky, co powinno mocno zaniepokoić włodarzy klubu.
4. Wszystkich, którzy zdążyli już pogrzebać ofensywę Browns czekało niemiłe zaskoczenie. Na trudnym terenie w Baltimore Baker Mayfield i spółka wyprodukowali 530 jardów i 40 punktów. Nick Chubb wybiegał 165 jardów i 3 TD, a Browns kończą wrzesień na pierwszym miejscu w dywizji.
5. Trzy lata temu Falcons byli o jedną akcję od wygranej w Super Bowl. Jednak to zamierzchła historia. Ten sezon zaczęli od trzech porażek w czterech meczach, a w niedzielę udało im się sprawić, że QB Marcus Mariota wyglądał na solidnego startera.
6. Kto jest trzecią siłą w AFC? Jeszcze w zeszłym tygodniu wydawało się, że Houston Texans, ale teksańczycy przegrali u siebie z Panthers i ich rezerwowym QB. RB Christian McCaffrey wybiegał 93 jardy i TD oraz złapał podania na 86 jardów. Z drugiej strony QB Deshaun Watson nie zdołał dobić nawet do 5 jardów na podanie. Czy w tej sytuacji za trzecią siłę AFC należy uznać… Bills?
7. Dwayne Haskins (Redskins), #15 tegorocznego draftu, został ostatnim rozgrywającym wybranym w pierwszej rundzie, który dostał szansę gry. Zapewne nie tak wyobrażał sobie swój debiut. Już pierwsze jego podanie padło łupem obrońców Giants. W sumie z 17 podań Haskinsa 3 wylądowały w rękach obrońców. Po drugiej stronie #6 draftu, Daniel Jones, zagrał słabiej niż przed tygodniem, ale to Giants pewnie wygrali. Na marginesie – czasy trzymania na ławce pierwszorundowych quarterbacków już się skończyły. Mahomes trzymany w rezerwie przez rok był wyjątkiem, nie mówiąc już o trzyletnim „wyroku” dla Aarona Rodgersa.
8. Miami Dolphins czy Washington Redskins? 13 października te drużyny zmierzą się w meczu, którego stawką będzie zapewne #1 przyszłorocznego draftu.
9. Vontaze Burfict jak bandziorem był, tak bandziorem pozostaje
KICK VONTAZE BURFICT OUT FOREVER!!! pic.twitter.com/91IQghasuf
— Warren Sharp (@SharpFootball) September 29, 2019
Za to uderzenie został zawieszony do końca sezonu.
Zostań mecenasem bloga:
6 komentarzy
1. Dokładnie ponieważ zespoły są tak wyrównane, to każdy może wygrać z każdym, ale…
– gier jest mało, więc trzeba grać do końca i czasem jedno zagranie z początku sezonu powoduje, że grasz albo nie w playofach
– decydują detale… nie tylko zawodnicy i egzekucja, ale i trenerzy… np. Andy Reid ma problem z zarządzaniem zegarem…
– część zespołów zaczyna tankować… bo dostaną wyższy numer w drafcie… i dlatego ileś meczów w drugiej części sezonu jest przegranych… właściwie nie ma rywalicacji… co jako kibica denerwuje mnie bardzo…
Tu wychodzi najbardziej minus odwróconego draftu…coś trzeba by z tym zrobić, bo to zabija rywalizację…
– niektóre zespoły zostawiają wszystko w ręku jednego gracza płacąc mu kosmiczne pieniądze… i potem kontuzja albo gorsza gra… może lepiej budować bardziej wyrównane składy bez gwiazd, którym ta liga nie sprzyja, bo to sport zespołowy…
2. Wygląda, że KC i NE są w innej lidze… NE defensywnie bije wszystkich a KC ofensywnie… szkoda, że nie zagrają w SB tylko finale AFC.
Nawet te zespoły miały słabszy dzień, a jednak wygrały swoje mecze. Czyżby, któryś z nich miał bilans 16-0 a drugi 15-1 ???
Todd Gurley jest skończony jako gwiazda ligi IMO. Jak skończą się gwarantowane pieniądze to Rams wywalą go na zbity pysk. Niestety z tym kolanem już zawsze będzie miał problem. A bez jego akcji cały geniusz McVeya jest obnażony. Aaron Donald właściwie niewidoczny w czterech meczach, jak nie ma kto straszyć na edge to w pojedynkę nie może nic zrobić.
Z wyjątkiem Detroit obie ekipy grały z ogórkami. Nie wyciągałbym za daleko idących wniosków.
Szalony mecz w Detroit, niestety zakończony w sumie niesprawiedliwą porażką Lwów. Decyzje sędziów w jedną stronę, dlaczego nie zaliczyli TD Golladeya w 2 połowie to nie wiem. Mimo wszystko Lions mają niezły start sezonu, mogą liczyć się w walce o PO. Po drugiej stronie Bengals. Albo przegrywają minimalnie w końcówkach albo są to pogromy ale jednak jest 0-4 a teraz przyjeżdżają Cardinals więc zapowiada się mecz „na szczycie” 🙂 Oby tym razem szczęście dopisało, jeszcze za wcześnie na ustawianie numerów draftu, zwłaszcza że za 2 tyg ma wrócić AJ Green.
Russell Wilson, na którym miejscu wśród rozgrywających dalibyście tego QB? Ciągle wydaje się, że jest niedoceniany. TOP3 ligi wg mnie od lat. Bardzo mobilny, chętnie ucieka z kiszeni na boki i daje czas swoim WR na szukanie pozycji, nadrabiając jednocześnie błędy linii ofensywnej. Wygrana z Rams chociaż gdyby Zuerlein sie nie pomylił przegraliby ten mecz. Goff dość dobry mecz, Gurley może yardów nie tak dużo, ale 2 TD zdobył.
Mam wrażenie, że Wilson jest coraz lepszy w tym jak porusza się w pocket pod presją i poza nim również. Do Seahawks znowu się trochę uśmiechnęło szczęście, nie pierwszy raz tej jesieni. Z drugiej strony powinni zamknąć ten mecz po INT w końcówce. Gurley najlepszy mecz w sezonie chociaż fumble się nie ustrzegł.