Aaron Rodgers ma dość Green Bay Packers. Problem polega na tym, że Packers nie mają dość jego, a kontrakt wiąże go z klubem jeszcze na trzy lata. Sprawa stała się na tyle publiczna, że od dwóch tygodni media sportowe w Stanach żyją głównie dwoma tematami: draftem NFL i kryzysem na linii Rodgers – Green Bay. Na razie sytuacja jest patowa, a obie strony przypominają rewolwerowców stojących twarzą w twarz na środku uliczki miasteczka na Dzikim Zachodzie. Jeszcze nikt nie wyciągnął broni, ale niedługo możemy minąć punkt bez odwrotu. Co wtedy?
Podłoże konfliktu
Przed sezonem 2020 Green Bay Packers mieli niełatwy orzech do zgryzienia. Co prawda Aaron Rodgers wciąż był solidnym starterem, ale w latach 2015 i 2017-19 nie grał na poziomie, którego oczekuje się od dwukrotnego MVP i przyszłego członka Pro Football Hall of Fame. Zdarzały mu się błyski geniuszu, ale wyglądało, że nadchodzi schyłek jego kariery. W maju 2020 r. skończył 36 lat i choć zmiany w przepisach umożliwiły rozgrywającym dłuższe granie na wysokim poziomie, to wszyscy mieli świadomość, że granie po czterdziestce (jeśli nie jesteś Tomem Bradym) jest bardzo mało prawdopodobne.
Co gorsza wszystko wskazywało na to, że AR12 nie odnalazł się za dobrze w systemie ofensywnym nowego trenera Matta Le Fleura. Choć wciąż był świetny w unikaniu strat, to pod wieloma innymi względami zaliczył najsłabszy statystycznie sezon w karierze.
W tej sytuacji Packers podjęli decyzję o wydraftowaniu następcy, który docelowo zajmie miejsce Rodgersa. Czas nie był przypadkowy. Packers mogli się relatywnie bezboleśnie1 pozbyć Rodgersa po sezonie 2021, a całkowicie bezboleśnie2 po sezonie 2022. Następca Rodgersa miałby dwa lub trzy lata na wdrożenie się do NFL, nim musiałby przejąć stery.
Precedens już istniał. W sezonie 2005 Packers wzięli w pierwszej rundzie draftu rozgrywającego. Ten wybór był powszechnie krytykowany. W końcu w składzie mieli żywą klubową legendę, trzykrotnego MVP, 36-letniego Bretta Favre’a. Młokos spędził na ławce rezerwowych trzy lata, nim w atmosferze konfliktu przejął stery ofensywy. Tym młokosem był Aaron Rodgers. Przez trzy lata obaj rozgrywający prowadzili cichą wojnę, a „ludzie Rodgersa” i „ludzie Favre’a” regularnie skarżyli się front office Packers na tą sytuację. Tym razem legendą, która miała zostać zastąpiona, był Rodgers, a młokosem Jordan Love.
Co gorsza GM Brian Guttekunst i jego ludzie nie wpadli na to, by wcześniej zadzwonić do Rodgersa. Nie po to, żeby uzyskać jego zgodę, ale żeby go uprzedzić i wyjaśnić sytuację. Rodgers pewnie nie byłby zachwycony, ale nie dowiedziałby się z telewizji, jak przeciętny Smith. Jak pisze Andrew Brandt, były członek front office Packers, jego byli koledzy to grupa świetnych skautów, którym jednak brak zdolności obchodzenia się z ludźmi (ang. people skills).
Skoro cała sytuacja miała miejsce przed rokiem, czemu eskalowała w tym offseason? Do tego stopnia, że tuż przed draftem obóz Rodgersa pozwolił wyciec do mediów informacji, że zawodnik nie zamierza wracać do Green Bay? Po pierwsze Packers dalej nie zamierzali znacząco wzmocnić ofensywy, zwłaszcza korpusu receiverów, czego domagał się Rodgers. Po drugie, i zapewne ważniejsze, zmieniła się pozycja negocjacyjna.
Aaron Rodgers nie jest już wybitnym rozgrywającym u schyłku kariery, notującym coraz słabsze statystyki. Jest aktualnym MVP i najwyraźniej ponownie złapał wiatr w żagle. O ile tego pierwszego można z żalem, ale jednak pożegnać, o tyle pozbycie się tego drugiego spotkałoby się ze zrozumiałą negatywną reakcją fanów i mediów. A pamiętajmy, że Packers to jedyny w NFL klub, w którym nie ma dominującego właściciela, a prezesa wybiera rozproszony akcjonariat składający się z kibiców. Ich wściekłość miałaby dla zarządu całkiem realne i nieprzyjemne konsekwencje.
Możliwe scenariusze
W tej chwili sytuacja jest patowa. Obóz Rodgersa co chwilę puszcze przecieki o niechęci zawodnika do klubu, a konkretnie do Guttekunsta. W tym tygodniu miał porównać swojego GM-a do Jerry’ego Krause’a, GM-a Chicago Bulls z lat 90-tych, powszechnie nienawidzonego przez zawodników, co pokazuje słynny dokument „The Last Dance”. Rozgrywający początkowo chciał nowego kontraktu z gwarantowanymi pieniędzmi, ale teraz prawdopodobnie będzie domagał się wymiany.
Jednak ma ważny kontrakt do końca sezonu 2023 i bez zgody Packers nie zagra nigdzie indziej. A klub tej zgody nie chce dać. W tej sytuacji mamy tak naprawdę trzy możliwe wyjścia:
1. Rodgers się ugnie i wróci do Green Bay
W tym scenariuszu zawodnik uzna, że dalsze przeciąganie sprawy nie będzie dla niego korzystne. Być może wywalczy sobie jakieś koncesje ze strony klubu – podniesienie pensji, jakieś gwarancje na sezon 2022 albo obietnicę, że Packers go nie wymienią tylko zwolnią, by mógł sam wybrać nowego pracodawcę.
Taki scenariusz byłby najkorzystniejszy dla klubu, jednak na pewno nie zlikwidowałby napięć między obozem Rodgersa i front office. Pytanie czy w tej sytuacji ofensywa funkcjonowałaby tak sprawnie, jak przed rokiem. Trudno mi się wypowiadać na temat motywacji i charakteru zawodnika Packers, być może wręcz zmobilizowałoby go to na zasadzie „ja wam pokażę”. Jednak nawet taki profesjonalista jak Tom Brady grał wyraźnie słabiej w swoim ostatnim roku w Patriots, gdy wiedział już, że to jego ostatnie tango (jeszcze przed sezonem sprzedał swój podbostoński dom).
2. Packers się ugną i oddadzą Rodgersa w wymianie.
Do niedawna taki scenariusz byłby mało prawdopodobny, ale w ostatnich latach gwiazdy coraz śmielej domagają się pewnych rozwiązań i otrzymują je. Oczywiście trudno porównywać sytuację Matta Stafforda, gdzie rozwód przebiegł właściwie za porozumieniem stron, z sytuacją Rodgersa. Dodatkowo Stafford to jednak półka albo dwie niżej niż Rodgers. Niemniej takiego rozwiązania nie można wykluczyć.
W tej sytuacji Packers mieliby 38,4 mln martwych dolarów na sezon 2021 w salary cap przy obecnym cap hicie AR12 na poziomie 37,2 mln, czyli finansowo wyszliby z grubsza na zero. Gdyby transfer został sfinalizowany po 1 czerwca, mieliby 21,2 mln martwych dolarów w sezonie 2021 i 17,2 mln w sezonie 2022.
Gdzie mógłby trafić trzykrotny MVP? Prawie na pewno Packers nie oddadzą go rywalowi z NFC, z kolei zawodnik raczej nie będzie chciał brać udziału w przebudowie klubu lub trafić na sytuację taką jak w Green Bay, czyli z QB dopiero co wziętym wysoko w drafcie. To ogranicza mocno pole manewru.
Pierwszą opcją są Miami Dolphins. Drużyna z ciekawym, młodym składem i sporym kapitałem w drafcie. W drugą stronę mógłby powędrować Tua Tagovailoa, którego sezon debiutancki nie był może katastrofalny, ale i nie zachwycił. Problem polega na tym, że w Miami musieliby zrobić trochę miejsca w limicie płac. Nie tylko na kontrakt Rodgersa, ale i na solidną porcję martwych dolarów z umowy Tuy (24,8 mln lub 15 mln przy transferze po 1 czerwca przy obecnym cap hicie 6,9 mln).
Druga to Cleveland Browns, będący w dość podobnej sytuacji jak Dolphins i z pierwszorundowym, nie do końca udanym rozgrywającym, którego mogliby dorzucić do wymiany. Mają też odrobinę więcej miejsca pod salary cap, a oddanie Mayfielda nie byłoby aż tak druzgocące pod względem martwych dolarów (10,6 mln przy podobnym cap hicie obecnie).
Trzecią są Indianapolis Colts. Co prawda mają balast w postaci Carsona Wentza, ale jeśli pojawiłaby się okazja, by sięgnąć po Rodgersa, pewnie by nie odmówili. To połączenie byłoby zapewne najbardziej atrakcyjne pod względem sportowym, ale potencjalne spięcia na linii Wentz – Rodgers to spory minus dla wszystkich zainteresowanych.
Jaka byłaby cena? Lions za Stafforda dostali Jareda Goffa oraz dwa wybory w pierwszej rundzie i jeden w trzeciej, tyle samo oddali do Miami San Francisco 49ers za prawo przejścia z #12 na #3 w tegorocznym drafcie. W przypadku Rodgersa cena byłaby pewnie podobna. Aktualny MVP nigdy nie został wymieniony, więc nie mamy precedensu, ale wiek Rodgersa sprawia, że mówimy o maksymalnie trzech-czterech latach gry na wysokim poziomie. Gdyby miał 30 lat, można by oczekiwać znacznie więcej, ale w obecnej sytuacji pewnie byłyby to „dwie pierwsze rundy plus”. Czy tym plusem byłyby druga i trzecia runda, druga i zawodnik czy jakaś inna kombinacja to zależałoby od przebiegu negocjacji i woli ubicia interesu z obu stron.
3. Sytuacja patowa trwa cały sezon 2021.
Jeśli żadna ze stron się nie ugnie, Rodgers spędziłby sezon 2021 poza NFL. Mamy tu dwa możliwe rozwiązania.
Po pierwsze gracz może po prostu nie stawić się w pracy. Tak zapewne będzie na obowiązkowym majowym minicampie. Packers nałożą na niego karę w wysokości niecałych 100 tys. dolarów i straci 0,5 mln bonusu za udział w offseasonowym programie, ale dla gracza, który w marcu otrzymał 6,8 mln dolarów bonusu, a w zeszłym roku zarobił 21,58 mln dolarów będzie to nieco mniej bolesne niż byłoby dla mnie czy dla Was.
Prawdziwa gra w tchórza zacznie się na właściwym, sierpniowym obozie przygotowawczym. Jeśli Rodgers (lub jakikolwiek inny gracz NFL) się na niego nie stawi, klub ma obowiązek nałożyć na niego karę w wysokości 50 tys. dolarów za każdy opuszczony dzień i tygodniowej pensji (w przypadku Rodgersa to ok. 860 tys. dolarów) za każdy opuszczony mecz przedsezonowy.3 W sumie byłoby to ok. czterech milionów dolarów, co nawet dla tak zamożnego człowieka stanowi poważny wydatek. Bieg kontraktu zostałby zawieszony, co znaczy, że wciąż do jego zakończenia pozostawałyby trzy sezony.
Drugą opcją dla Rodgersa jest przejście na emeryturę. Wówczas klub nie mógłby go ukarać za niestawienie się na obozie, ale miałby prawo domagać się zwrotu nierozliczonego signing bonusu, czyli 23 mln dolarów. Nie przybliżyłoby to też Rodgersa do gry w innym klubie NFL. Co prawda mógłby wrócić z emerytury w dowolnie wybranym momencie, ale wówczas zaczęłaby ponownie obowiązywać obecna umowa z Packers, która zostałaby jedynie zawieszona na czas emerytury.
Jest to sytuacja niekomfortowa dla wszystkich zainteresowanych, a jeśli AR12 chce zagrać w innym klubie, nie przybliża go znacząco do osiągnięcia celu. Niemniej może do niej dojść, jeśli obie strony okopią się na swoich pozycjach.
Jakkolwiek zakończy się obecny kryzys, dla klubów NFL to kolejny sygnał ostrzegawczy. Największe gwiazdy ligi mają coraz większe wymagania i coraz mniej zahamowań by wywierać publiczną presję dla realizacji własnych interesów. Warto, by we front office obok skautów i księgowych znalazło się miejsce dla osób zarządzających relacjami z takimi graczami. NFL to głównie biznes, ale konflikt z klubową ikoną na pewno nie jest dobrym interesem. Dla nikogo.
Zdjęcie Aarona Rodgers w artykule:
Zostań mecenasem bloga:
6 komentarzy
Jestem przekonany, że głównym powodem obecnych problemów z Rodgersem jest jego narzeczona Shailene Woodley. Gwiazda Hollywood pewnie szepcze mu do ucha, że wieś Green bay, to nie miejsce na jej poziomie.
Głupoty piszesz z tym przekonaniem 😉 ludzie pracujący w Green Bay są oczarowani tą aktorka. W sieci znajdziesz wpisy, jaka ta Shailey (chyba tak ma na imię?) jest mało hollywoodzka, och jaka wspaniała, ahh i ohh,to zagada w sklepie, sama robi zakupy, uśmiechnięta od ucha do ucha. No poprostu dziewczyna z sąsiedztwa, a nie plastik z hollywood. W dzisiejszych czasach to nie problem mieszkać w Green Bay, a okazjonalnie kręcić filmy w LA 🙂 R
Rodgers poprostu chce spróbować czegoś nowego, a ostatnie działania Packersow, przybliżyły go do tej decyzji. Ot tyle i aż tyle, osobiście nie wyobrażam sobie Aarona gdziekolwiek indziej poza Green Bay 🙁
Akurat AR12 ma dość bogate życie uczuciowe i z reguły z paniami dość znanymi. Do tej pory jakoś to godził z grą, więc nie sądzę by jego nowy związek miał tu istotne znaczenie ze sportowego punktu widzenia 🙂
Dzięki za artykuł. Brakuje tylko informacji, że “Baron Rodgers” nie wypowiedział się oficjalnie, sa tylko przecieki z jego obozu.
Wejdźcie na yt i niejaki Micerophone pokazał film jak senior insider Schefter chyba trochę nagiął fakty.
Aaron powrócił na być może „Ostatni taniec”. Mam nadzieje, że zakończy go tak jak MJ 🙂