W sporcie zespołowym trudno oddzielić dokonania zawodnika od drużyny. Trudnym do obliczenia, ale istotnym składnikiem jest też praca sztabu trenerskiego. A jednak raz za razem kibice, dziennikarze i front office klubów próbują określać wartość pojedynczych graczy. Z różnym skutkiem.
Wartość jest pojęciem bardzo pojemnym i niejednoznacznym. Polska Wikipedia pod hasłem wartość kieruje do 18 różnych haseł z zakresu fizyki, filozofii, matematyki, ekonomii i dietetyki.
W przypadku NFL możemy mówić o wartości w sensie finansowym. Teoretycznie taką wartość, jak to na rynku, powinna wyznaczać gra popytu i podaży. Jednak większość z nas wie, że idealny wolny rynek jest czysto teoretycznym konstruktem i na cenę (w tym wypadku rozumianą wymiennie z wartością, ale nie zawsze tak jest) wpływa dużo więcej czynników. Tak samo jest w NFL. Tak samo, albo nawet bardziej. Nawet my, patrząc z zewnątrz, widzimy ile w podpisywanych kontraktach jest kolesiostwa, uprzedzeń, „jechania na opinii” czy zwyczajnej mody.
Jednak wartość to też wartość zawodnika dla drużyny. Inaczej mówiąc jego użyteczność, wkład w ostateczny sukces kolektywu. Przy czym znacznie łatwiej zaobserwować ten wkład boiskowy, niż to co dzieje się poza meczami – treningi, sesje wideo, budowanie atmosfery w zespole. To wszystko czynniki, które walnie przyczyniają się do końcowego rezultatu, ale rzadko możemy je obserwować na bieżąco.
Wartość przybliżona Pro Football Reference
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie dyskusja z „M” pod wpisem o wymianach w tegorocznym drafcie. Kiedy Patriots pozyskali #38 od Bengals, by wybrać Christiana Barmore’a, napisałem, że Bill Belichick „poświęcił kapitał odpowiadający #15 w drafcie”.
Było to proste działanie matematyczne. By pozyskać Barmore’a Patriots oddali #46, #122 i #139. Według skali Chase’a Stuarta, oceniającej wartość poszczególnych wyborów, jest to 10,2 + 4 + 3,2 = 17,4 pkt., co dokładnie odpowiada #15 w drafcie. Nie oznacza to jednak, że inny klub byłby skłonny sprzedać #15 za #46, #122 i #139. Wręcz przeciwnie, jeśli ktoś chce kupić od ciebie wyższy wybór, to zależy mu bardziej, więc należy go skłonić, żeby zapłacił jak najwięcej. Tak jak zrobili to Bengals, którzy w tej wymianie zyskali netto wartość odpowiadającą #89 w drafcie. Ale czym właściwie jest ta wartość?
Opracowując swoją skalę draftową Chase Stuart sięgnął do danych historycznych. Opierając się na wieloletnich rezultatach policzył, jaką wartość w ciągu kariery dla swojej drużyny generował przeciętny gracz wybrany z #1 w drafcie, jaką z #2 itd. A potem każdemu wyborowi przyporządkował odpowiednią wartość liczbową. Także pisząc, że Belichick „poświęcił kapitał odpowiadający #15 w drafcie” miałem na myśli, że zawodnicy wybierani z #46, #122 i #139 w przeciętnym drafcie wygenerują w swojej karierze w sumie taką samą wartość jak przeciętny zawodnik wybrany z #15.
Tworząc swoją skalę Stuart oparł się na publikowanym przez Pro Football Reference wskaźniku znanym jako przybliżona wartość (Approximate Value, AV). W ten sposób PFR próbuje przedstawić karierę każdego zawodnika w formie jednej, syntetycznej wartości.
Założyciel PFR sam podkreśla, że jest to wartość przybliżona i nie należy jej brać za jedyną i nieomylną. Jak pisze: „Jeśli jednemu zawodnikowi przypiszemy 16, a innemu 14, nie możemy być pewni, że zawodnik 16AV na pewno miał lepszy sezon niż zawodnik 14AV. Jednak jestem niemal pewny, że grupa zawodników z 16AV grała, jako całość, lepiej niż grupa 14AV”.
Nie będę tutaj wchodził w szczegółową metodologię, a zainteresowanych odsyłam do serii wpisów na PFR. Mówiąc bardzo ogólnie, AV najpierw określa skuteczność każdej ofensywy lub defensywy w stosunku do ligowej średniej. Jeśli drużyna grała na średnim poziomie, jej zawodnicy dostają „do podziału” 100 pkt., jeśli grała 20% lepiej to dostają 120, jeśli 10% gorzej to 90 itd. Następnie każdy z graczy dostaje swój „udział” (po szczegóły odsyłam na PFR). Wynik to AV danego gracza za sezon.
PFR publikuje jeszcze dwa wskaźniki. Career AV to suma AV ze wszystkich sezonów w karierze. By nieco zmniejszyć przewagę zawodników o bardzo długich karierach mamy również ważone AV (weighted AV), który sumuje 100% AV z najlepszego sezonu, 95% AV z drugiego najlepszego, 90% z trzeciego itd.
W sezonie 2020 najlepsze AV (20) odnotowali Josh Allen (Bills) i Aaron Donald (Rams). Najlepsze sezony pod względem AV zanotowali Marshall Faulk (sezon 1999, Rams) i LaDainian Tomlinson (2006, Chargers) – po 26 punktów. Liderem AV w karierze jest Tom Brady (301 pkt.) przed Drew Breesem (278) i Peytonem Manningiem (271). Jak łatwo zauważyć premiowani są tu rozgrywający, ze względu na bardzo długie kariery. Jeśli weźmiemy pod uwagę ważone AV to liderem wciąż jest Brady (181) przed Manningiem (176) i Breesem (168), ale tuż za nimi pojawiają się gracze z innych pozycji: Ray Lewis, Jerry Rice i Reggie White.
AV to statystyka mało precyzyjna, ale nikt nie wymyślił lepszego syntetycznego wskaźnika, który pozwala na łatwe porównanie wkładu w sukces drużyny graczy na różnych pozycjach i w różnych epokach. Nic dziwnego, że przy wszystkich jego wadach to on jest brany pod uwagę przy wszelkiego rodzaju tabelach draftowych, nie tylko tej Chase’a Stuarta, z której ja korzystam, ale i innych modelach.
Wartość kontraktowa
Swoje znaczenie ma tu oczywiście popyt i podaż. Wiadomo, że dobrych rozgrywających jest mało, a solidnego RB można wziąć niemal z ulicy. I ma to swoje odzwierciedlenie w pensjach na poszczególnych pozycjach. Niebagatelne znaczenie ma klasa danego zawodnika. Ale kluczowa dla wartości, rozumianej jako pieniężna wartość umowy zawodnika z klubem, jest pozycja negocjacyjna.
W teorii negocjacji funkcjonuje BATNA (Best Alternative To Negotiated Agreement, najlepsza alternatywa dla negocjowanej umowy). To właśnie mądra nazwa pozycji negocjacyjnej – co się stanie, jak się nie dogadamy.
Posłużmy się przykładem znanym wielu z nas. Idę do szefa po podwyżkę. W większości wypadków nie mam BATNA. Jak się nie dogadamy, to dalej będę pracował na tym samym stanowisku, może z trochę mniejszą motywacją. Ale może być też tak, że poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną do konkurencji, która zaproponowała mi przejście do nich z 20% podwyżką. To jest piekielnie mocna BATNA i mając taki argument znacznie łatwiej wywalczyć podwyżkę w obecnej firmie („Szefie, dobrze mi tu i nie chcę odchodzić, ale niech pan zobaczy co mi proponują.”)
Jedną z najważniejszych zmian w pozycji negocjacyjnej jest sytuacja, w której zawodnik jest prawdziwym wolnym agentem. To tak może zarobić największe pieniądze, o czym przekonali się np. Kirk Cousins czy Dak Prescott. Prescott wiedział, że jeśli się nie dogadają, to zainkasuje 37,7 mln dolarów na franchise tagu, a za rok będzie mógł przebierać w ofertach. Jak pokazał sezon 2020 nawet poważna kontuzja nie zmniejsza jego wartości. Tymczasem Cowboys nie mają skąd wziąć realnej alternatywy dla Prescotta.
Z drugiej strony całe CBA to jedna wielka znakomita BATNA dla właścicieli klubów. Mam świetnego debiutanta z pierwszej rundy. Pograł u mnie za półdarmo przez trzy lata, możemy negocjować nową umowę. Jeśli się nie dogadamy? Spoko, CBA daje mi jeszcze trzy lata pełnej kontroli bez nadmiernych kosztów (czwarty rok umowy, opcja piątego roku i franchise tag).
Jak to wygląda od strony zawodnika? Czasem lepiej wziąć niższą od rynkowej ofertę klubu. To pozwoli zarobić dobre pieniądze wcześniej, a w tym zawodnie nie znasz dnia ani godziny, gdy poważny uraz zakończy twoją karierę. Alternatywa? Czekanie trzech lat bez żadnych gwarancji, bez bezpieczeństwa pracy i z ryzykiem wypadnięcia z rynku po poważnym urazie i słabszym roku.
Czy wartość dla drużyny zawsze pokrywa się z wartością kontraktową? Oczywiście że nie. Każdy rynek jest w mniejszym lub większym stopniu nieefektywny, a na rynku tak małym i ściśle regulowanym jak NFL widać to jeszcze bardziej. Tacy gracze jak Sam Bradford czy wspomniany Kirk Cousins zarobili wielkie pieniądze, choć ich wkład boiskowy nie uzasadniał takich umów.
Zostań mecenasem bloga:
6 komentarzy
Dziękuję jeszcze raz za pełne wyjaśnienie.
Teraz pierwsze pytanie czy lepiej jest mieć w składzie 3 zawodników czy też 1 i jakie jest ryzyko takiego wyboru?
Czy nie lepiej było zamienić tych wyborów w 4 rundzie na wybór z nr 89? DollaBill po free agency miał roster praktycznie pełen. Zastanawiałem się jakie mógł mieć opcje:
– mógł wybrać kogoś do OL (ale wybrał opcję 5-roku Wynna, do tego Onweyu z 6 rundy to wielkie odkrycie i dla mnie OROY 2020)
– mógł wybrać CB, ale w drugiej rundzie ostatnio nie trafiał, więc może lepiej szukać CB poza rundą 7 (a może przedłuży Gilmore’a lub Jacksona)
– mógł wybrać WR (ale dopiero, co podpisał Nelsona i Kendricka, a może Harry zasługuje na jeszcze jedną szansę), ale ten nowy WR nie byłby WR1 a i w ostatnich 20 latach niewielu było prawdziwych WR1 w NE, no i ofensywa pójdzie na dwóch TE
– Barmore był zawodnikiem na poziomie #15 i jak się patrzy na to, co robił w linii, to trudno było guru defensywy przejść obojętnie obok tego jaką presję ze środka potrafi wygenerować, sam jestem pod wrażeniem jak radził sobie z podwojeniami (choć to tylko składanki z yt)
Czy słusznie zobaczymy za kilka lat… a WR1 może zostanie J. Jones i będą podania od Jonesa do Jonesa 🙂
Osobiście jestem zwolennikiem dywersyfikacji i wolałbym trzech zawodników niż jednego, zwłaszcza że w NFL kontuzje to „kiedy”, a nie „czy”. Z drugiej strony trzeba pamiętać o ograniczonej liczbie zawodników w składzie.
Nie wiem jakim graczem będzie Barmore, bo nie śledzę NCAA na tyle by mieć wyrobione zdanie o większości zawodników, ale jako kibic Pats wolałbym żeby nie wyszedł drużynie tak drogo.
Tylko, że w tym roku po free agency mało miejsc zostało do obsadzenia, więc poszli na jakość. Ostatnimi czasy handel w dół i w ilość niekoniecznie wychodziło na dobre.
No i drugi post, bo chcę trochę oddzielić tematy:
1. Dallas mogło wybrać QB w pierwszej rundzie. Draft pokazał, że zostali Fields i Jones (ale kto o tym mógł wiedzieć, że z wyścigu wypadną Falcons, Panthers, Lions).
2. Mam wrażenie, że QB są mocno przepłaceni, ale wielu nazywa NFL jako QB-league i bez przyzwoitego QB nie da się daleko zajść. No ale z przepłaconym też. I tu zamyka się błędne koło. Ale tak działa popyt i podaż.
3. Ocena QB w drafcie też jest ciekawa i niewielu robi ją dobrze. Uwielbiam te dyskusję nad tym jakimi to atletami są ci wszyscy QB, ale jak to ktoś gdzieś napisał pod jakimś filmikiem na yt: zapominają, że od20 lat w tej lidze rządzi QB, który nie ma najlepszego ramienia, nie jest atletą, nie potrafi biegać, a za to jest dokładny i czyta defensywy. Ciekawe, kto za 5-10 lat będzie miał rację.
4. Szanse QB na:
– Urban Meyer powinien umieć wydobyć z Lawrence’a wiele, ale to praca na kilka lat i budowanie od zera
– Wilson trafia do fatalnego zespołu, ale z nadzieją na to, że nowy HC wie co robi (mimo wszystko współczuję)
– Lance raczej poczeka do kontuzji Jimmiego. Jimmy G jak zdrowy, to potrafił zabrać SF do SB, ale czy będzie zdrowy. Do tego Lance mało meczów zagrał.
– Fields – tu nadzieja, że Nagy wydobędzie z niego wiele dobrego, ale czy będzie wystarczająco silna OL
– Jones – chciał do Pats i się tam dostał. Świetnie czyta defensywę i jest dokładny. Wykręcił lepsze liczby niż Tua rok temu. W NE jeśli wygra z Camem dostanie świetną OL, RB, TE, ale bez WR1.
Moim zdaniem kariera Brady’ego (a także Wilsona, Mahomesa i paru innych) to dowód na to, że talent to tylko jeden element równania. Młody QB musi też trafić do odpowiedniej drużyny i na właściwego trenera. To teza nie do udowodnienia, ale myślę, że wielu „nieudanych” QB z pierwszej- drugiej rundy mogłoby zostać gwiazdami w lepszym otoczeniu.
Hej fani NFL, pytanie do redakcji i czytelników. Czy ktoś planuje może lecieć na jakiś mecz w Londynie? Z tego co widzę są zapowiedziane 2 mecze na październik (10 i 17). Sam z chęcią bym poleciał, jednak zawsze raźniej z kimś. Orientuje się ktoś czy jest w ogóle szansa zakupić jeszcz bilet na któryś z tych meczy?