W pierwszym tekście podsumowującym bogatą karierę Toma Brady’ego skupiłem się głównie na przypomnieniu najważniejszych momentów jego kariery. Tym razem chciałbym spojrzeć na jego dokonania bardziej przekrojowo i zastanowić się gdzie mieści się na skali najlepszych graczy w dziejach NFL i co sprawiło, że był wyjątkowy.
Zobacz: Wszystkie lata Toma Brady’ego
Nikt w niego nie wierzył?
Historia Toma Brady’ego jest do bólu amerykańska. Przez lata raz po raz był pomijany i musiał udowadniać swoją wartość startując z bardzo niskiej pozycji. Nawet Patriots początkowo w niego nie wierzyli, bo przecież gdyby uważali go za potencjalnego członka Hall of Fame, nie czekaliby z wybraniem go do szóstej rundy. A jednak ze skromnych początków wyrósł prawdziwy sportowy gigant.
To sprawiło, że Tom przez cała karierę miał specyficzną mentalność i czuł, że nikt go nie docenia i musi wszystkim udowodnić jaki jest fantastyczny. Amerykanie mówią o tym „chip on his shoulders”. Początkowo niewątpliwie był to prawda – długo nie miał żadnych ofert z uczelni, na Uniwersytecie Michigan usiłowano go wymienić na lokalnego dzieciaka, a każda drużyna NFL pominęła go w drafcie przynajmniej kilka razy. Jednak już w drugiej dekadzie XXI stulecia Brady był uważany nie tylko za jednego z najlepszych rozgrywających swojego pokolenia, ale i jednego z największych w historii.
Trudno powiedzieć ile z tego to prawdziwe uczucia, a ile uwarunkowywanie mentalne. W profesjonalnym sporcie psychika odgrywa niebagatelną rolę, więc zawodnicy muszą znaleźć coś co ich nakręca do dalszej rywalizacji na pełnych obrotach, zwłąszcza gdy organizm coraz częściej odczuwa skutki nadludzkich przeciążeń. Jest to tym ważniejsze im więcej zawodnik osiągnął. Były mistrzostwa, nagrody MVP, nominacje do All Pro, setki milionów dolarów, uwielbienie fanów, mediów i piękne kobiety. Nie byłoby niczym dziwnym, gdyby Brady w tej sytuacji na siłę wyszukiwał wszelkie przejawy rzeczywistego lub wyimaginowanego braku szacunku i wykorzystywał to, by nakręcać się do codziennej ciężkiej, żmudnej, a często bolesnej pracy nad sobą i swoją grą.
Faktem jest jednak, że mało kto mógł się spodziewać, że z tak skromnych początków wyjdzie tak wybitny zawodnik, o czym więcej za chwilę
Rekordy długowieczności
Tom Brady jest posiadaczem właściwie wszystkich rekordów NFL na swojej pozycji. Ale w dużej mierze to rekordy sumaryczne. Jeśli w zdanie „Który rozgrywający w historii NFL miał najwięcej X w karierze” podmienicie X na dowolny wskaźnik statystyczny, to z dużym prawdopodobieństwem odpowiedź będzie brzmiała „Tom Brady”. Najwięcej wygranych meczów, najwięcej tytułów mistrzowskich, najwięcej podań celnych, wykonanych, najwięcej jardów, najwięcej przyłożeń itd.
Rzadko zdarza się taka statystyczna dominacja w jakimkolwiek sporcie. Tutaj wynika ona głównie z niewiarygodnej długowieczności. Patrząc na najwybitniejszych rozgrywających, możemy uznać, że symboliczną granicą jest czterdziestka. Poza Brettem Favrem żaden z najwybitniejszych QB nie imponował po przekroczeniu 40 roku życia (większość z nich na tym etapie już skończyła kariery), a i Favre „spadł z klifu” mając 41 lat. Być może trend przełamie Aaron Rodgers, który 40 lat skończy w grudniu 2023 r., ale póki co czterdzieste urodziny pozostają zaklętą granicą.
Tymczasem Brady po skończeniu czterdziestego roku życia: zdobył nagrodę MVP 2017 i zajął drugie miejsce w głosowaniu w 2021, wygrał dwa Super Bowl, dostał dwie nominacje do All Pro, a mając skończone 45 lat poprawił rekordy NFL w liczbie podań celnych i podań wykonanych w sezonie. To coś absolutnie niesłuchanego i trzeba o tym pamiętać, kiedy zastanawiamy się kto mógłby poprawić te osiągnięcia.
W tym momencie najlepszym kandydatem jest Patrick Mahomes. Gdyby chciał poprawić rekordy Brady’ego w najważniejszych kategoriach (jardy i TD) to musiałby utrzymać obecną średnią z kariery1, uniknąć poważnych kontuzji i zakończyć karierę w wieku 41 lat (w przypadku jardów) lub 39 lat (w przypadku przyłożeń). Do zrobienia, zwłaszcza w tym drugim wypadku, ale to i tak sporo. Na jego korzyść może działać dodatkowy, 17. mecz w sezonie, choć z drugiej strony dodatkowe obciążenia co roku mogą skrócić jego karierę.
Przez większość kariery Brady grał w zespołach walczących o najwyższe cele. Nie licząc straconego przez kontuzję sezonu 2008, tylko raz opuścił playoffy. Przekłada się to na absurdalne i raczej nierealne do pobicia rekordy playoffowe. W sezonie zasadniczym jego przewaga w jardach w karierze nad drugim zawodnikiem w klasyfikacji wynosi ok. 11%, w przypadku playoffów jest to ok. 83%. W przyłożeniach przewaga wynosi odpowiednio 14% i 96%, a w celnych podaniach 9% i 85%. Czy tym rekordom może zagrozić Patrick Mahomes? Być może. Wraz z rozbudową playoffów będzie więcej meczów do nabijania statystyk. Jednak we współczesnej NFL trudno mi sobie wyobrazić następną drużynę, która przez dwie dekady będzie walczyła o najwyższe cele. Nawet Chiefs przydarzą się po drodze lata chude.
Warto tu zauważyć, że kiedy chodzi o efektywność, rekordy Brady’ego nie wyglądają już tak fantastycznie. Ma na koncie trzeci najlepszy sezon w historii w jardach podaniowych, drugi w liczbie przyłożeń, szósty w passer ratingu i dopiero ósmy w ANY/A. Warto jednak pamiętać, że efektywność gry podaniowej w NFL rośnie z roku na rok od kilku dekad i nic nie wskazuje, by ten trend miał ulec zmianie.
Brady i Belichick – kto kogo stworzył?
Od kilku lat w około-NFLowej przestrzeni medialnej pojawiają się dyskusje (zwłaszcza w sezonie ogórkowym) o tym kto był ważniejszy dla sukcesów mistrzowskiej dynastii New England Patriots: Tom Brady czy Bill Belichick. Stało się to dyżurnym tematem zwłaszcza po przenosinach Brady’ego do Tampy, gdy udowodnił, że może też wygrywać tytuły bez wieloletniego trenera. Tymczasem Patriots po rozstaniu z nim nie radzą sobie tak dobrze. Czyli odpowiedź jest oczywista?
Nie tak prędko. Tom Brady niewątpliwie był jednym z najistotniejszych filarów mistrzowskiej dynastii. Ale nie jedynym. Specyfika futbolu sprawia, że nie sposób osiągnąć powtarzalnych sukcesów bez ponadprzeciętnego, a najlepiej wybitnego rozgrywającego. Jednak sam rozgrywający nie wystarcza, o czym przekonali się New Orleans Saints z Drew Breesem, Indianapolis Colts z Peytonem Manningiem czy Green Bay Packers z Brettem Favrem i Aaronem Rodgersem – każdy z tych wybitnych graczy ma na koncie tylko jeden pierścień, a Dan Marino nigdy nie wygrał ligi w barwach Miami Dolphins. Patriots przez dwadzieścia lat grali w co drugim Super Bowl i wygrali niemal co trzecie.
Największą zasługą Belichicka jest samo postawienie na Brady’ego. Na początku obecnego stulecia Tom Brady nie był wybitnym zawodnikiem. Solidnym na pewno, miał też momenty prawdziwej wielkości, ale dopiero po 2007 r. na prawdę dołączył do ligowej elity na swojej pozycji. Wcześniej to Belichick podjął trudną decyzję, by odstawić drogiego gracza wybranego z #1 w drafcie i postawić na młokosa z szóstej rundy. Otoczył go odpowiednią infrastrukturą i pozwolił mu zrealizować swój potencjał.
Czy to uczciwe czy nie, zawodnicy z dalszy rund draftu nie dostają zbyt wielu drugich szans. Niektórzy nie dostają nawet tej jednej. Tymczasem ci wybrani wysoko dostają szanse raz po raz.
W historii NFL zaledwie 25 graczy wybranych w szóstej rundzie draftu zostało wprowadzonych do Pro Football Hall of Fame (Brady będzie 26.). Większe szanse mają zawodnicy niewydraftowani, mający 32 przedstawicieli w Hall of Fame. Tymczasem zawodnicy wzięci w pierwszej rundzie mają 164 przedstawicieli, a ci z drugiej 88.
Nigdy nie dowiemy się jak wyglądałaby NFL, gdyby Drew Bledsoe nie doznał krwotoku wewnętrznego. Czy Patriots zdobyliby trzy tytuły mistrzowskie na początku XXI wieku z nim na rozegraniu? Czy Tom Brady dostałby gdzieś szanse na zostanie podstawowym rozgrywającym? Podobnie jak nierozstrzygnięte pozostaje pytanie, czy usłyszelibyśmy o Bradym, gdyby trafił do gorzej ułożonej organizacji, np. do Browns, którzy wzięli rozgrywającego kilkanaście wyborów wyżej.
Brady miał ogromny wkład w dynastię Patriots na boisku, ale i niebagatelny poza nim. Był jedynym zawodnikiem z tego poziomu, który regularnie zgadzał się na niższe zarobki. O ile strukturyzowanie kontraktów, by jak najłatwiej wcisnąć je pod limit płacowy jest normalne, o tyle rzadko się zdarza, by ktoś zostawił na stole gotówkę, której mógł zażądać. Brady robił to regularnie, ułatwiając zapłacenie kolegom z zespołu. Przez lata pojawiło się wiele teorii na ten temat, poczynając od świetnie zarabiającej żony.
Jedną z najciekawszych jest pogłoska, że Robert Kraft miał udostępniać za darmo biura na Gilette Stadium firmom Brady’ego i w ten sposób płacić mu „pod stołem”. Pamiętajcie jednak, że byłoby to wysoce nielegalne omijanie salary cap i gdyby jedna z pozostałych 31 drużyn miała choć cień dowodu na taką działalność, na pewno przekazałaby je NFL, która przykładnie ukarałaby tak klub, jak zawodnika.
Jakim zawodnikiem był Tom Brady?
Brady jest ostatnim przedstawicielem pokolenia rozgrywających, którzy dominowali na boiskach NFL przez ponad trzy dekady – tzw. pocket passerów. Wysocy, mało mobilni, o dobrym przeglądzie boiska i wysokiej inteligancjii boiskowej, praktycznie nie opuszczali kieszeni. Przez lata uważani za prototypowego quarterbacka, jednak w ostatnich latach ustępują oni nowemu atletycznemu pokoleniu. Nawet gracze, dla których gra biegowa nie stanowi istotnego elementu, jak Trevor Lawrence czy Justin Herbert, są znacznie bardzie atletyczni niż Brady, Manning czy Brees i chętniej opuszczają kieszeń.
W porównaniu do atletycznych wybryków natury, którymi są zawodnicy NFL, Brady był bardzo wolny (choć i tak znacznie szybszy ode mnie i zapewne 99% czytelników). Nie miał też najsilniejszego ramienia, jednak jego siła wystarczała, by wykonywać dalekie i trudne podania. Potrafił posłać precyzyjną daleką piłkę i wcisnąć podanie w najmniejszą otwartą przestrzeń, ale nie to stanowiło jego największy atut.
Brady był mistrzem w analizowaniu sytuacji na boisku. Wiedział gdzie znajduje się najlepszy matchup, kiedy partner będzie wolny i jak najlepiej dograć mu piłkę. Pracował w nieskończoność nad komunikacją ze swoimi receiverami, dzięki czemu często podawał zanim jeszcze jego skrzydłowy wykonał ostatni zwrot. Choć potrafił wykonywać dalekie i ryzykowne podania, był mistrzem w prostych zagraniach we właściwe miejsce, które doprowadzały najlepsze drużyny do frustracji, „wykrwawiając z miliona nacięć”. Istotnym aspektem jego gry było unikanie negatywnych zagrań – rok po roku liczba jego sacków i strat była znacząco niższa niż ligowa średnia. Zawsze wiedział, gdzie znajduje się kolega, któremu może rzucić piłkę pod nogi, by uniknąć sack i intentional grounding.
Prawdziwą poezją była jego praca nóg w kieszeni. Choć w biegu był powolny, czasami wręcz komicznie wolny na tle kolegów, w kieszeni wykonywał drobne, precyzyjne, bardzo szybkie kroki, które pozwalały mu umknąć przed szarżującymi pass rusherami, a jednocześnie nieustannie być w pozycji do podania.
Kontrowersje na boisku i poza nim
W późniejszym etapie swojej kariery Brady bardzo zaangażował się w tworzenie firmy TB12 Sports. Jej głównym produktem była TB12 Method, holistyczne podejście do utrzymywania dobrej firmy fizycznej, opracowane w dużej mierze przez trenera fitness, Alexa Guerrero. Zarówno metoda, jak i sam Guerrero budzili dużo kontrowersji. Wielu naukowców zwracało uwagę, że sukcesy metody nie są poparte żadnymi dowodami naukowymi, a jedynie anegdotycznymi, choć wielu zawodników z otoczenia Brady’ego (Julian Edelman, Rob Gronkowski) wyrażało się pozytywnie o metodzie lub jej elementach, a długowieczność Brady’ego stanowi istotny, choć wciąż anegdotyczny, argument za skutecznością.
Dostęp Guerrero do Brady’ego w budynkach Patriots wywoływał też wątpliwości co do preferencyjnego traktowania, możliwego konfliktu interesów, oferowania niezarejestrowanych suplementów diety i rzekomo konflikty w szatni. Ostatecznie Bill Belichick zabronił Guerrero dostępu do klubowych budynków i samolotu, jednak współpraca zawodnika z trenerem fitness trwała „po godzinach”.
Brady był też często krytykowany za oferowane w ramach swojej metody suplementy i „superjedzenie”, którego ceny były znacząco powyżej konkurencyjnych i nie miały większego uzasadnienia w jakości oferowanej żywności i napojów.
W ostatnich latach cieniem na reputacji Brady’ego położył się entuzjastyczny udział w kampanii promującej kryptowaluty, a szczególnie giełdę FTX, której założyciel, Sam Bankman-Fried, został po upadku giełdy aresztowany o oskarżony o liczne przestępstwa. Klienci stracili miliardy dolarów na upadku giełdy, ochoczo promowanej przez sportowców i innych celebrytów. W efekcie „ambasadorzy” marki, w tym Brady, stali się celem pozwu zbiorowego. Rozgrywający był znaczącym akcjonariuszem firmy i w wyniku jej upadku miał stracić (wraz z ex-żoną) ok. 45 mln dolarów.
Jak w wypadku wielu celebrytów także jego życie rodzinne stało się obiektem zainteresowania tabloidów. Nie należał może do najbardziej kontrowersyjnych na tym polu zawodników, ale i tam miał sporo zakrętów. Kiedy wygrał Super Bowl, miał okazję poznać wiele celebrytek. Ostatecznie związał się z kilka lat starszą aktorką Bridget Moynahan. Związek się rozpadł, a sportoweic zaczął spotykać się z brazylijską supermodelką Gisele Bündchen. Jednak wkrótce okazało się, że Moynahan spodziewa się dziecka Brady’ego. Na pewno nie była to łatwa sytuacja dla wszystkich stron. Ostatecznie Brady uznał syna i bierze aktywny udział w jego wychowaniu.
Z Bündchen doczekał się jeszcze dwójki dzieci i przez lata stanowili jedną z najważniejszych par showbiznesu – piękni, bogaci, na szczycie swojego rzemiosła. Jednak w 2022 nastąpił rozwód. Oficjalnie nie podali przyczyny, jednak nietrudno się domyślić, że chodziło o decyzję Toma, by jednak wrócić gry na sezon 2022, zwłaszcza po tym jak jego żona wielokrotnie mówiła o swoim niepokoju o jego zdrowie i pragnieniu, by spędzał więcej czasu z rodziną.
Na boisku Brady budził kontrowersje, gdy bardzo agresywnie, momentami histerycznie, domagał się u sędziów odpowiadających mu werdyktów. Zdarzały mu się też ataki złości za linią boczną. Jak wielu wybitnych sportowców był trudny we współpracy – poświęcał wszystko na rzecz wygranej, pracował ekstremalnie ciężko i po wszystkich w swoim otoczeniu oczekiwał tego samego. Potrafił wywierać ogromną presję, zwłaszcza na młodszych kolegach, w czym bardzo przypominał innego wielkiego sportowca: koszykarza Michaela Jordana.
Po aferze „Daflategate” wielu fanów uznało go za oszusta, choć jego udział w tej sprawie i potencjalne korzyści nigdy nie zostały do końca wyjaśnione.
Najlepszy w historii?
Tom Brady bez wątpienia jest jednym z najlepszych zawodników w historii. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że zostanie wybrany do Hall of Fame w pierwszym możliwym terminie, czyli w roczniku 2028. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że gdyby rozbić karierę Brady’ego na dwie części, obaj ci zawodnicy zasługiwaliby na miejsce w Canton:
2001-2010: 3x mistrz NFL, 2x Super Bowl MVP, 2x MVP, 2x Offensive Player of the Year, 3x All Pro, 6x Pro Bowl
2011-2022: 4x mistrz NFL, 3x Super Bowl MVP, 1x MVP, 2x All Pro, 9x Pro Bowl
Jednak czy jest numerem 1? Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli napiszę, że ja tak uważam. Był wybitny, odnosił sukcesy indywidualne i zespołowe, jednak to co go wyróżnia to fakt jak długo rok po roku grał na najwyższym poziomie. Choć znajdziemy pojedyncze sezony i mecze, gdzie rywale byli lepsi niż Brady kiedykolwiek, to jednak nikt nie potrafił utrzymać się absolutnym topie tyle czasu. I, jakkolwiek w sporcie zespołowym ocenianie gracza po osiągnięciach zespołu zawsze będzie kontrowersyjne, Brady pozostaje najbardziej utytułowanym zawodnikiem NFL w historii.
Trudno porównywać zawodników między epokami czy pozycjami. Mamy wiele definicji co znaczy „najlepszy zawodnik” w sporcie zespołowym. Nigdy nie będziemy w stanie w 100% wyizolować wpływu pojedynczego gracza na wyniki drużyny.
Ale dla mnie Tom Brady jest zawodnikiem #1 w historii NFL. Być może Patrick Mahomes kiedyś mu dorówna albo nawet go przewyższy. Ale przynajmniej przez najbliższą dekadę pozycja Brady’ego jest niezagrożona.
Graphic author: Jack Kurzenknabe, public domain
Zostań mecenasem bloga:
9 komentarzy
Niektorzy uważają, że na naszych oczach pisze sie historia nowego TB12.
Brock Purdy mr irrelevant 2022, bo o nim mowa mialbyć zapasowym qb zapasowego qb. Po kontuzjach Lanca i Garoppolo bardzo pozytywnie zaskoczyl i niektorzy co odwazniejsi uwazaja nawet, ze to on bedzie pierwszym rozgrywajacym 49ers. Ja jednak uwazam ze na Lance poszlo za duzo srodkow w postaci pierwszorundowych wyborow w drafcie, aby tak szybko go porzucic i skupic sie na purdym.
Ta historia już się wydarzyła. TB12 przejął piłkę po Bledsoe i nawet jak Bledsoe wrócił, to już jej nie oddał. BB miał filozofię, że gra zawodnik lepszy, a nie z wyższym kontraktem albo numerem w drafcie. Przez lata, to się sprawdzało.
W drużynie SF49 ja bym postawił na Purdy’ego. Pokazał dużo więcej niż JG i był przewidywalny.
Możliwe, że obóz będzie swego rodzaju sprawdzianem dla obu, ale biorąc pod uwagę kontuzjogenność Lance’a oraz tak grających QB, to finalnie pewnie Purdy zagra więcej meczów.
Nie przesadzajcie z Purdym. Gość jeszcze nic nie osiągnął. Miał olbrzymie szczęście, że trafił pod skrzydła Shanahana. Taki ofensywny magik to więcej niż połowa sukcesu każdego QB. Do tego w SF jest wspaniała obrona, która zdejmowała sporo presji z QB, który nie musiał iść na całość za każdym razem. Bardziej cieplarnianych warunków nie można sobie wymarzyć. Już wielu było takich, co wyskakiwali jak Filip z konopii, a po sezonie, dwóch gaśli w oczach.
Moim zdaniem w SF grać będzie ten, który będzie zdrowy 🙂 I nie zapominałbym o Darnoldzie. Co prawda już jest niemal skreślony ale też poszedł wysoko w drafcie i w pierwszych meczach grał naprawdę dobrze. I nie chodzi mi o to, że nagle ktoś sie na nim pozna. Po prostu będzie jedynym, który będzie zdrowy na przedsezonowych treningach.
Brady też miał ogromne szczęście, że trafił pod skrzydła Belichick i że podstawowy QB nabawił się kontuzji… No po prostu uwielbiam to chrzanienie, że u Shanahana to nawet cheerleader może rzucać.
Purdy jak na tak daleki wybór i swoje dotychczasowe miejsce w zespole, oraz jak się zaprezentował jako rookie, przypomina początki historii Bradiego. Oglądam sobie na primie All or Nothing i tam pokazano, że kiedy podczas treningu uwaga skupiana jest na rezerwowym rozgrywającym, to ten podstawowy ma ból tyłka, trenerzy też tego nie lubią, bo „marnują czas”. Oni poważnie ich ćwiczą w przerwach.
Za wcześnie mówić, że to drugi Brady, ale pewne podobieństwo, na tym etapie kariery występuje.
Ale na tym to polega, żeby rookie QB trafił we właściwe miejsce i do właściwego systemu. Inaczej będzie kolejnym zmarnowanym talentem. A Purdy już jest lepszy niż JG. Jeśli kontuzje go ominą, to dostanie jeszcze solidny kontrakt.
Herbert. To jak konwertował 4 próby dwa lata temu w ostatnim meczu sezonu. Prawie nie ma go w reklamach. Skupiony, konsekwentny, niedoceniany przed draftem. Nie ma problemów z odżywianiem, sylwetką (Mahomes). Oby tylko trafił w dobry czas dobrej organizacji…
Mahomes jest na najlepszej drodze do pobicia rekordów TB12, ale musi się wziąć za sylwetkę i odpowiednie dbanie o siebie. Teraz to nie ma takiego znaczenia, ale po 10 latach w lidze zacznie. Wtedy będzie też wolniejszy i bardziej kontuzjogenny.
Inna sprawa, że zaczął coś mówić o legacy over money. Ciekawe, co z tego wyniknie.
Czy Brady jest najlepszy? Nie – w sensie, że jest tylko on na szczycie, a za nim dopiero cała reszta. Tak, jeśli przyjąć, że nie ma lepszego, ale jest kilku mu równych. Uważam, że jest w bardzo wąskim gronie najlepszych.
Na pewno jest najlepszy w swoich czasach. Ale ciężko porównać go do innych epokowych zawodników. Czy był lepszy niż np. Montana czy Starr? Starr ma pięć tytułów. A ile by miał gdyby Lombardii nie odszedł i żył troche dłużej? Bez kozery powiem osiem! Ile miałby Montana gdyby dalej rządził Bill Walsh (choć Geroge Seifert ładnie pociągnął jego wózek przez dekadę), albo gdyby nie było Steve’a Younga?
Dyskusja podobna do tej, kto był/jest najlepszym kierowcą F1 w historii: Fangio, Senna, Schumacher czy może Hamilton? Zadziwiająco wielu wskaże Ayrtona Sennę pomomo tego, że inni mają sporo więcej tytułów.
Podobnie w NFL. Tom miał sporo szczęścia, które nie zależało od niego. A największym było to, że trafił do najlepiej zarządzanej organizacji w lidze. Inne szczęsliwe zrządzenia losu, do których się wraca, to:
– Tuck Rule: ale bez takich przychylnych zdarzeń nie da się wejść na szczyt, chociażby „the catch” w przypadku Montany;
– słaba dywizja: owszem, pomaga – jest tydzień odpoczynku i gra się play-offs u siebie ale potem dwa mecze przed Superbowl i tak trzeba wygrać, i to z poważnymi druzynami.
Nie chodzi mi o deprecjonowanie Brady’ego, a o zwrócenie uwagi, że takie łuty szczęścia jednym pomagają, innym przeszkadzają. Na przeciwległym biegunie jest Dan Marino, który wykręcał liczby, które dekadę czy nawet dwie później były fenomenalne. Ale nie miał szczęścia do obrony, którą miał. Jedna rzecz, a jaka ważna!
Bez tych drobnych cudów Brady byłby bezdyskusyjnie jednym z wielu, a nie szczytem szczytów. Ale z drugiej strony to właśnie TB tworzył tę genialną grupę wokół siebie i zwiększał prawdopodobieństwo sukcesu. Zdziwsław Ambroziak mówił, że szczęście siedzi okrakiem na siatce i sprzyja temu, kto mocniej po nie sięgnie.
Na koniec się powtórzę: gracz pokolenia – owszem, GOAT – nie. Ale nie dlatego, że inni lepsi. Ciężko porównać graczy z innych epok i to w tak drużynowym sporcie. A w dyskusji kto lepszy: Brady czy Belichick wrzucę jedno, tak dla hecy: TB ma siedem pierścieni, BB osiem :p
Moim zdaniem najlepszy bez większej dyskusji. Utrzymywać się tyle lat na topie, wygrać tyle co on to jest niepodważalne. Przyczepianie się do jakichś tam tack rule czy innych sorry ale pierdół jednorazowych bez większego znaczenia jest nawet nie na miejscu biorąc pod uwagę ilość lat i to nawet nie jednego a dwóch pokoleń zawodników. Ale oczywiście każdy może jakiś kamyczek do ogórka mistrza wrzucić na tym też polega dyskusja. Druga sprawa, Mahomes, który na siłę jest robiony jako przyszły nie wiadomo kto tzn nr 1 a zobaczymy co będzie jak pogra w tej lidze 10 lat