W poniedziałkowy wieczór cała Ameryka zasiadła przed telewizorami, by obejrzeć szeroko reklamowane starcie dwóch najlepszych ekip w AFC. Na Gilette Stadium miejscowi New England Patriots z bilansem 9-3 spotkali się z Houston Texans, legitymujących się bilansem 11-1. Jednak na boisku tylko jedna ekipa pokazała, że zasługuje na miano elity, a byli nią Patriots, którzy wygrali 42:14.
Mecz rozstrzygnął się już na początku trzeciej kwarty, gdy gospodarze objęli prowadzenie 28:0. Dopiero wówczas Texans byli w stanie cokolwiek zdziałać w ofensywie przeciwko rozluźnionym Pats. W końcówce spotkania na boisku pojawiły się głębokie rezerwy, łącznie z rezerwowymi quarterbackami.
W ekipie Patriots świetnie funkcjonował właściwie każdy element gry. Tom Brady podał na cztery przyłożenia, 130 jardów zdobyli RB gospodarzy, a defensywa wyłączyła rywali z gry. Po raz kolejny świetnie spisała się defensywa biegowa, która pozwoliła Arianowi Fosterowi na zdobycie jedynie 46 jardów dołem przy jego średniej wynoszącej niemal 92 jardy na mecz. Do tego jednak już się w tym sezonie przyzwyczailiśmy.
Ważniejsza była świetna postawa obrony podaniowej. Co prawda Matt Schaub nie jest rozgrywającym klasy Brady’ego, ale sroce spod ogona nie wypadł, a Andre Johnson należy do najlepszych reciverów w lidze. Jednak obrona Patriots nie pozwoliła im rozwinąć skrzydeł. Devin McCourty odżył po przeniesieniu na pozycję safety, a nowy nabytek Aquib Talib i wybrany w siódmej rundzie tegorocznego draftu Alfonzo Dennard tworzą całkiem przyzwoity duet cornerbacków.
Po tym spotkaniu kibice Texans mają sporo wątpliwości co do ich ekipy, która wciąż ma najlepszy bilans w AFC, ale do rozegrania jeszcze trzy mecze, w tym dwa przeciwko niebezpiecznym Indianapolis Colts na czele z Andrew Luckiem.
Patriots stali się głównym faworytem do wygrania Super Bowl, ale niestety nie opuszczają mnie wspomnienia tych świetnych sezonów zasadniczych, po których przychodziło rozczarowanie w play-off (na czele z 2007 i 2010).
W skrócie:
1. Packers męczą się, popełniają błędy, ale wygrywają. W tym tygodniu pokonali u siebie Detroit Lions 27:20. Na szczęście dla Green Bay zbliża się powrót do składu kontuzjowanych Claya Matthewsa, Grega Jenningsa i Charlesa Woodsona. Mimo to obawiam się, że to wciąż za słaba ekipa na Super Bowl, zwłaszcza w silnej NFC.
2. RG3 wciąż walczy o play-offy. Pierwszoroczny rozgrywający Washington Redskins doznał paskudnie wyglądającej kontuzji kolana w końcówce meczu z Baltimore Ravens (na szczęście nic poważnego nie uszkodził). Na ostatnie minuty wszedł jego zmiennik, również debiutant, Kirk Cousins, który najpierw podał na TD, a potem biegiem zdobył 2-punktowe podwyższenie, doprowadzając do dogrywki, w której Redskins wygrali.
3. Pittsburgh Steelers odzyskali Big Bena Roethlisbergera, który wrócił po kontuzji, ale przegrali. U siebie. Z San Diego Chargers. Auć! Na szczęście dla nich wysokie prowadzenie w czwartej kwarcie roztrwonili także Cincinnati Bengals. Obie te ekipy walczą o ostatnie miejsce w play-offach. Jednak chwały nie przysparza im fakt, że ich najgroźniejszym rywalem są New York Jets z Markiem Sanchezem. Tak, tym samym Sanchezem, który stracił piłkę po wbiciu się głową w tyłek własnego kolegi.
4. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że Arizona Cardinals niżej upaść nie mogą, okazuje się, że jednak się myliłem. Tym razem przegrali z Seattle Seahawks 58:0. Pięćdziesiąt osiem do zera! Rekord NFL wynosi 59:0 i gdyby trener Seattle nie zlitował się w końcówce tylko kazał kopać field goala, moglibyśmy być świadkami największego pogromu w historii ligi. Pytanie brzmi jakim cudem ten zespół zdołał wygrać pierwsze cztery mecze w sezonie?
5. To się w końcu musiało zdarzyć. Od początku sezonu piszę, że Atlanta Falcons to ekipa znacznie słabsza, niż wskazuje na to jej bilans zwycięstw i porażek. Tym razem polegli sromotnie w Nashville, gdzie zmłóciła ich ekipa Carolina Panthers. Genialny mecz rozegrał Cam Newton, który do 287 jardów i 2 TD podaniami dołożył 116 jardów i 1 TD biegowy. Najważniejsze pytanie brzmi, dlaczego Panthers nie grali tak od początku sezonu. Przecież w tej drużynie tkwi naprawdę ogromny potencjał.
6. Adrian Peterson nie przestaje zadziwiać. W zwycięskim meczu przeciwko Chicago Bears to znów on właściwie jednoosobowo ciągnął ofensywę Minnesoty Vikings. Zdobył 154 jardy biegiem i już tylko trzystu brakuje mu do przekroczenia magicznej granicy 2 tys. jardów biegiem w sezonie, co udało się przed nim tylko sześciu RB w historii. Zagrożony jest nawet rekord NFL wynoszący 2106 jardów, choć do tego Peterson musiałby zdobywać biegiem przeszło 160 jardów na mecz. I to wszystko zaledwie rok po chirurgicznej rekonstrukcji więzadeł w kolanie!