W tegorocznym Super Bowl zmierzą się drużyny prowadzone przez braci Harbaugh: San Francisco 49ers i Baltimore Ravens. Będzie to pierwszy taki przypadek w historii NFL. W zeszłym John i Jim Harbaugh byli pierwszymi braćmi na stanowisku trenerów, którzy stanęli naprzeciwko siebie w meczu sezonu zasadniczego. Tym razem stawka będzie dużo wyższa. Jak do tego doszło?
New England Patriots – Baltimore Ravens 13:28
Z bólem serca muszę przyznać, że mecz ten wygrała drużyna lepsza w niemal każdym elemencie gry. Patriots po prostu nie zasłużyli na drugi z rzędu awans do Super Bowl.
Od kilku lat defensywa Patriots ma proste zadanie: wytrzymać na tyle, by dać Tomowi Brady’emu i jego ofensywie czas na rozstrzygnięcie meczu. I przez cała pierwszą połowę trzymała się świetnie. Skutecznie zatrzymali Raya Rice’a i uniemożliwili Joemu Flacco granie jego ulubionych długich podań (choć mieli tu nieuczciwą przewagę ze względu na bardzo silny wiatr wiejący w niedzielę w Massachusetts). Jednak Brady i spółka nie wykorzystali szansy na odskoczenie, wypracowując jedynie 6-punktową przewagę.
Kluczową akcją tego meczu było dość niepozorne podanie w 10 minucie pierwszej kwarty do Anquana Boldina, którego do tej pory skutecznie wyłączał z gry Aqib Talib. Cornerback Patriots znów wyprzedził rywala, przerwał podanie i Ravens zostali zmuszeni do puntu, jednak Talib zszedł z boiska trzymając się za podudzie. Nie wrócił już do gry.
Jego brak szczególnie było widać w drugiej połowie, gdy miałem wrażenie, że zespoły zamieniły się koszulkami, zwłaszcza w ofensywie. Po prostu Ravens zaczęli grać jak Patriots. Ograniczyli nieskuteczną w tym meczu grę biegową (choć kilka biegów Bernarda Pierca zasiało spustoszenie w szeregach defensywy Pats) i zaczęli posyłać mnóstwo krótkich i średniej długości podań. Trudno mi powiedzieć co się dokładnie stało w obronie Patriots, jako że na telewizyjnym obrazie nie widać ustawienia wszystkich graczy, ale mam wrażenie, że Patriots cofając się głęboko w obronie przed głębokimi podaniami odsłonili nieco ten krótszy dystans. Reciverzy Ravens nader często zostawali tam jeden na jeden z obrońcami, a taką rywalizację z Boldinem byłby w stanie w ekipie Patriots wytrzymać tylko Talib. W efekcie Boldin zaliczył dwa przyłożenia i Ravens wyszli na prowadzenie, którego nie oddali do końca.
Trochę jednak dziwi, że Patriots nie dostosowali obrony do zmian w ofensywie gości. Zwłaszcza, że przecież widują podobną ofensywę na co dzień na treningach, a Brady (nie licząc wczorajszego meczu) to jednak rozgrywający o klasę lepszy od Flacco.
Brady znów zanotował bardzo słaby mecz przeciwko Ravens, podobnie jak w zeszłorocznym finale AFC. Wówczas niespodziewanie uratowała go obrona, tym razem obrona i special teams dały mu szansę. Niemal każdą akcję Patriots zaczynali w okolicach własnego 30-40 jarda, co jest świetną pozycją startową. Jednak z czterech wycieczek do red zone i piątej na 25 jard przeciwnika wynieśli tylko jedno przyłożenie i dwa field goale, czyli 13 punktów na 35 możliwych. Ravens w czterech wycieczkach do red zone zdobyli 28/28.
Mam (i miałem już w trakcie meczu) sporo zastrzeżeń do Billa trenera Belichicka i jego sztabu. Po pierwsze fatalne zarządzanie zegarem (tu akurat częściowo winny był też Brady) pozbawiło Patriots w końcówce pierwszej połowy przynajmniej jednej dodatkowej akcji, która mogła skończyć się przyłożeniem zamiast field goala.
Po drugie kilkukrotnie serie ofensywne Pats kończyły się w okolicy 35 jarda. Wówczas Belichick ordynował punty. Z Bradym jako rozgrywającym. Ja rozumiem, że przy nieźle spisującej się defensywie lepiej mieć rywala na ich 10 jardzie, a nie na 35. Rozumiem, że przy silnym wietrze field goal z ponad 50 jardów to czysty hazard. Ale nie rozumiem aż tak konserwatywnego podejścia. Na miejscu Belichicka dałbym piłkę Brady’emu jeszcze raz do rąk i kazał mu zdobyć tą pieprzoną pierwszą próbę! Tak grać mogą zespoły z silną defensywą i słabym rozgrywającym, a Patriots nie spełniali żadnego z tych warunków.
O braku dostosowania obrony do zmiany taktyki Ravens już pisałem.
Ravens są drużyną potencjalnie słabszą i wciąż uważam, że Patriots powinni ten mecz wygrać. Tak naprawdę przegrali przede wszystkim z Johnem Harbaugh, który znakomicie ustawił swój zespół, wykorzystując do maksimum jego atuty i niwelując wszystkie potencjalne przewagi Patrios. Belichick nie potrafił zrobić tego samego (za wyjątkiem special teams) i w nagrodę może dziś jechać na ryby, by przemyśleć co należy naprawić, by Brady wreszcie sięgnął po upragniony czwarty tytuł mistrzowski.
Atlanta Falcons – San Francisco 49ers 24:28
Oglądając to spotkanie miałem poczucie niesamowitego déjà vu. Matt Ryan zaczyna fenomenalnie, przeciwnicy patrzą po sobie bezradnie, Falcons obejmują wysokie prowadzenie. A potem zaczyna się masakra. Masakra gospodarzy.
49ers okazali się jednak skuteczniejsi od Seahawks i swój 17-punktowy comeback dociągnęli do końca. Jeszcze żaden zespół w historii NFL nie wygrał meczu play-off na wyjeździe przegrywając w którymś momencie 14 lub więcej punktami.
Muszę przyznać, że nie potrafię rozgryźć Matta Ryana. W sezonie zasadniczym jest naprawdę świetny. Co prawda nie klasy Brady’ego, Paytona Manninga, Rodgersa czy Breesa, ale niewiele im ustępuje. A potem przychodzą play-offy i jest cieniem samego siebie. W meczu z Seahawks uratował się niesamowitymi ostatnimi 30 sekundami. Przeciwko 49ers grał dobrze przez 17 minut – pierwszą kwartę i dwie ostatnie minuty drugiej kwarty. W drugiej połowie popełnił dwie fatalne straty, które obciążają jedynie jego konto. Co prawda straty te nie doprowadziły bezpośrednio do jakiejś katastrofy (głównie dzięki obronie Falcons), ale kompletnie wybiły z rytmu ofensywę Atlanty, która nie zdobyła nawet jednego field goala w drugiej połowie.
Trzeba przyznać, że Falcons wyciągnęli wnioski z porażki Packers w poprzedniej rundzie i ustawili obronę w taki sposób, by uniemożliwić QB San Francisco, Colinowi Kaepernickowi, akcje biegowe. Udało im się to o tyle, że Kaepernick miał tylko jedną udaną akcję biegową w całym meczu. Jednak skupienie na Kaepernicku przepłacili dużymi kawałami jardów wyrywanymi przez RB Franka Gore’a w akcjach typu Zone Read. Ogólna zasada ich działania wyjaśniona jest na filmiku poniżej (choć w wykonaniu 49ers ta akcja wygląda nieco inaczej, to zasada współpracy QB z RB jest taka sama).
Ogromnym sukcesem 49ers było całkowite niemal wyeliminowanie gry biegowej Falcons. Nie pozwolili im na bieg dłuższy niż 12 jardów, średnio 3.5 jarda na próbę. Co prawda Mat Ryan zgromadził niemal 400 jardów podaniowych, ale poza pierwszą kwartą nie przełożyło się to na punkty. Podobnie jak w meczu Patriots i Ravens kluczowa okazała się egzekucja. 49ers w czterech wycieczkach do Red Zone zdobyli 21 na 28 możliwych punktów (raz stracili fumble niemal na linii pola punktowego). W przypadku Falcons było to 10 na 21. Szczególnie bolesna była nieudana czwarta próba z 4 jardami do przejścia 10 jardów od pola punktowego 49ers na minutę przed końcem meczu. Gdyby Falcons zdobyli wówczas przyłożenie, goście już zapewne by się nie podnieśli.
Falcons nie zasłużyli na awans do Super Bowl. Dopóki ta drużyna nie nauczy się grać równo całego spotkania, dopóty marzenia Ryana i spółki o tytule mistrzowskim nie zostaną zrealizowane. Może klub powinien Ryanowi zatrudnić psychologa, bo widać, że problem nie tkwi w jego umiejętnościach, a w psychice.