NFL, tydzień 11: Koniec niepokonanych

Denver-broncosMiami Dolphins z 1972 r. to jedyna drużyna w historii NFL, która zakończyła sezon zasadniczy bez porażki i wygrała Super Bowl. Co roku, gdy przegrywa ostatnia niepokonana drużyna, członkowie tamtej słynnej ekipy odkorkowują szampana i wznoszą toast za kolejny rok, w którym ich osiągnięcie pozostaje niepobite. W tym roku szampany strzeliły w niedzielę.

Kansas City Chiefs nie jechali do Denver w roli faworytów. Stawali naprzeciw najlepszej ofensywy ligi na najwyżej położonym stadionie w NFL. Stawali przeciwko Peytonowi Manningowi, którego nie przerażała ich defensywa, bo przez te lata w lidze widział już chyba wszystkie warianty. Sami z kolei mają stosunkowo słabą ofensywę, a ich trzy ostatnie mecze, choć wygrane, zasiały wątpliwości co do realnej wartości tej ekipy.

Mecz obejrzałem dzisiaj po pracy, znając już wynik, więc może miało to jakiś wpływ na moje spostrzeżenia. Jednak od początku uderzyła mnie ogromna mądrość, która pokazała, dlaczego starszy z Manningów uważany jest za jednego z najlepszych rozgrywających w dziejach futbolu. Peyton gra ze skręconą prawą kostką. Do tego miał naprzeciw siebie defensywę, która zaliczyła najwięcej sacków w sezonie i której największą siłą jest wywieranie presji na QB. Z kolei piętą achillesową jego drużyny jest linia ofensywna. Co więc wymyślili trenerzy, a Manning wyegzekwował do perfekcji? Klasyczną do bólu West Coast Offense.

Denver ułatwiło bardzo robotę swojej linii ofensywnej, bo niemal cały mecz gra podaniowa opierała się na krótkich podaniach, najczęściej krótszych niż dziesięć jardów. Banalnie proste koncepty, ale reciverzy Denver potrafili uwolnić się od obrońców, a Manning precyzyjnie dostarczał im piłki. Nie było długich podań, poszukiwań otwartego recivera i przemieszczania się w kieszeni, czyli tego wszystkiego co ułatwia robotę pass rushowi, a utrudnia linii ofensywnej. Jeśli Manning nie mógł znaleźć recivera w ciągu 2 sekund odrzucał piłkę w aut (stąd tak duża ilość niekompletnych podań w statystykach). W efekcie Manning nie został zsackowany ani razu. Broncos nie przetoczyli się po Chiefs, jak po wcześniejszych rywalach, ale metodycznie maszerowali do przodu, zdobywając mnóstwo jardów po złapaniu podania i kontrolowali mecz właściwie od początku do końca.

Denver zaatakowali także inną słabość KC – stosunkowo słabą obronę biegową. Przez cały mecz zagrali 40 akcji podaniowych i 36 biegowych. W NFL za zbilansowaną drużynę uznaje się taką, w której stosunek podań do biegu wynosi z grubsza 60/40. U Broncos było to niemal 50/50 (dokładnie 52,6% akcji podaniowych), co stoi w kontraście do tendencji z pierwszych dziewięciu meczy, kiedy proporcje te wynosiły niemal dokładnie 60/40 (385 z 641 akcji to były podania, bez akcji zakończonych karami). Co prawda biegi przynosiły słabiutkie 2,9 jarda na próbę, ale ważniejszy był efekt, jaki wywierało to na play action i uniemożliwiało zaangażowanie zbyt dużej liczby graczy do obrony podaniowej.

Chiefs byli nieco bezradni wobec planu Broncos. Dopiero drugi raz w tym sezonie nie mieli ani jednego sacku. O ile w Bufflo nadrobili to, generując trzy straty i dwa defensywne przyłożenia, o tyle z Broncos przejęli jedną piłkę po fumble, które wynikało ze złego przekazania piłki między Manningiem i running backiem (trudno więc uznać je za wymuszone przez defensywę). Ofensywa zresztą już w następnej akcji oddała piłkę z powrotem gospodarzom.

Potwierdziło się też, że w dzisiejszej NFL, zdominowanej przez ofensywę, trudno wgrywać z najlepszymi wyłącznie siłą defensywy. Alex Smith to znakomity game manager, ale nie potrafił poprowadzić zespołu, kiedy na jego barkach spoczęła cała odpowiedzialność. Kiedy defensywa potrzebuje wsparcia, nie popełnianie błędów to trochę za mało. Inna sprawa, że nie pomogli mu reciverzy, którzy upuścili kilka piłek. Jamal Charles po swojemu zaliczał prawie 5 jardów na bieg, ale dostał tylko 16 piłek. Faktem jest jednak, że jeśli odjąć jego najdłuższy 35-jardowy sprint, to mamy średnio niecałe 3 jardy na bieg przy 15 próbach. Kiepsko. Ale jak mogło być inaczej, skoro Broncos, mający jedną z najsłabszych defensyw podaniowych w NFL, kompletnie nie bali się podań Smitha i rutynowo przesuwali ósmego defensora pod linię wznowienia akcji?

Broncos od poniedziałku mogą cieszyć się nieoficjalnym tytułem najlepszej drużyny w zawodowym futbolu. Tyle tylko, że mają przed sobą dwa ciężkie tygodnie. W najbliższą niedzielę jadą do Nowej Anglii na kolejną odsłonę klasycznej rywalizacji Manning-Brady, a za dwa tygodnie rewanż w Kansas City, gdzie będzie znacznie trudniej. Do końca sezonu jeszcze sporo czasu.

Chiefs wiele już w swojej grze nie zmienią. Muszą poprawić grę w secondary, żeby uniemożliwić te szybkie krótkie podania i dać swojemu pass rushowi czas na dotarcie do rozgrywającego. Dobrą informacją jest to, że przeciwko Peytonowi Manningowi zagrają już tylko raz, a mało kto potrafi tak szybko przetwarzać informacje i wyszukiwać wolnych reciverów.

 

California Nightmare?

Chyba nie tak ten sezon wyobrażali sobie kibice 49ers. Może trochę przesadzam z tym koszmarem, ale ekipa z San Francisco jak na razie nie realizuje „Kalifonijskiego Snu”. Gra podaniowa ciągnie się w ogonie NFL, a 49ers pętają się na granicy playoffów.

W niedzielę 49ers pojechali z wizytą do Drew Breesa i jego Saints.  Końcowy wynik tego nie oddaje, ale byli ekipą słabszą i przegrali zasłużenie. Drużyna z Nowego Orleanu nie grała wielkich zawodów, zacinała się w ofensywie, ale ostatecznie przemogła.

Nie znaczy to, że 49ers nie mieli swoich szans. Długo prowadzili, w dużej mierze dzięki błędom Saints. najpierw Lance Moore zgubił fair catch przed własnym polem punktowym (+7 dla 49ers). Potem Corey White przechwycił podanie Colina Kaepernicka, ale na jard przed polem punktowym gości piłka wypadła mu z rąk i przeleciała przez enzone. Touchback, piłka dla SF (-7 punktów dla Saints). Doliczmy fatalne podanie Drew Breesa, którego można spodziewać się po debiutancie, po którym 49ers zaczęli 22 jardy od pola punktowego i dołożyli kolejne 7 punktów.

Warto też wspomnieć o kontrowersyjnej sytuacji z końcówki. Kiedy Saints maszerowali po wyrównujący field goal, Ahmad Brooks został ukarany w sytuacji 3&2 za nielegalny atak na rozgrywającego, co dało Saints nową pierwszą próbę, mimo że Brees zgubił piłkę, którą odzyskał Patrick Willis, co niemal zapewniłoby 49ers zwycięstwo. Moim zdaniem faul był, ale sytuacja była na granicy i faktycznie dość dyskusyjna (możecie ocenić sami pod akapitem). Potem jeszcze 49ers sami strzelili sobie w stopę, gdy Kassim Osgood został ukarany za zakłócanie fair catch, co dało Saints bonusowe 15 jardów i ułatwiło skuteczny field goal na koniec meczu.

49ers wciąż mają dobrą obronę, która ogólnie rzecz biorąc dość skutecznie utrudniała życie  ofensywie Saints, jedynej chyba, która byłaby w stanie dotrzymać kroku Peytonowi i jego Broncos. Jednak atak to zupełnie inna sprawa. W dzisiejszej NFL nie da się wygrywać jedynie grą biegową, niezależnie jak świetni byliby w tym Frank Gore i Colin Kaepernick. Read option, zaskakująca nowość w zeszłym roku, nie jest już konceptem, na którym można budować ofensywę (choć wciąż świetnie funkcjonuje używane od czasu do czasu). Kaepernick tylko w dwóch meczach sezonu uzbierał więcej niż 200 jardów podaniowych. Jest na 23. miejscu wśród QB w NFL (i ostatnim wśród tych, którzy grali w każdym meczu) pod względem ilości jardów podaniowych oraz 31. pod względem procentu celnych podań (wśród graczy z minimum 14 podaniami na mecz gorsi są tylko Brandon Weeden i Josh Freeman).

To jednak tylko jedna strona medalu. Kaepernick po prostu nie bardzo ma do kogo podawać. Może poza Vernonem Davisem. Anquan Boldin był świetny jako opcja numer dwa, ale w roli „jedynki” jest koszmarnie nierówny. Mario Manningham po kontuzji wciąż jeszcze nie wrócił do formy. Michael Crabtree nie zagrał jeszcze meczu w tym sezonie. Trzecim reciverem drużyny jest fullback, a czwartym running back.

49ers są w tej chwili na granicy playoffów, ale do końca sezonu mają stosunkowo łatwy kalendarz. Z trudnych meczy mają tylko Seahawks u siebie i Cardinals na wyjeździe. Powinni uzbierać 11 zwycięstw i załapać się do playoffów. O wygraniu NFC West mogą już chyba zapomnieć, bo Saehawks mają 3,5 zwycięstwa przewagi. Na pięty następują im Cardinals z tym samym bilansem (6-4). Takim bilansem mogą się też pochwalić Lions i Bears, a Panthers jak na razie 6-3 (w MNF grają z Patriots). Robi się ciasno, choć, jak już pisałem, wciąż uważam, że jedną z dzikich kart wywalczą SF.

Saints uciekają będącym w gazie Panterom. W tej chwili mają drugi bilans w NFC, ale za dwa tygodnie czeka ich wyjazd do Seattle, a potem dwa mecze z Panthers w odstępie dwóch tygodni. Tu też robi się coraz ciekawiej.

 

Tydzień w skrócie:

1. W Seattle doczekali się wreszcie upragnionego debiutu Percy’ego Harvina. Zaliczył ponad 50-jardowy powrót po kickoffie i cyrkowy odbiór podania na 17 jardów. Jeśli wróci do formy, Seahawks będą straszni. Jak na razie z bilansem 10-1 są najlepsi w lidze.

2. New York Giants wygrali czwarty mecz z rzędu. Zaczynam mieć daja vu. Jeśli ostatnim heroicznym wysiłkiem awansują do playoffów, a potem w Super Bowl pokonają Patriots, uznam to za czystą złośliwość bóstw futbolu.

3. Bengals pokonali Browns, zdobywając w drugiej kwarcie 31 punktów. Ich nierówną ofensywę wybawiła defensywa i special teams (pick-six i dwa zablokowane punty). Czy oni na pewno są najlepszym co ma do zaoferowania AFC North, która jeszcze dwa lata temu wystawiła w playoffach trzy zespoły? Andy Dalton w październiku grał jak elita, teraz gra jak dno. Nie potrafię rozgryźć faceta.

4. Ravens mają pecha. Zeszłoroczne Super Bowl opóźnione z powodu awarii prądu. Ich debiut w tym sezonie opóźniły błyskawice. A teraz półtorej godziny przeczekiwali ulewę w szatni. I jeszcze przegrali po dogrywce w Chicago. Joe Flacco może sobie być jednym z najlepiej opłacanych QB w lidze, ale jego gra nie wskazuje, by był elitą.

5. W meczu Oakland z Houston stanęło naprzeciwko siebie dwóch niewybranych w drafcie quarterbacków. Lepszy był ten z Kalifornii. Matt McGloin podał na 3 TD, a Case Keenum został posadzony na ławkę. Fani w Houston nie przyjęli dobrze ponownego wprowadzenia na boisko Matta Schauba.

6. Nick Foles w ośmiu meczach (pięć startów) zebrał 16 TD i 0 (!) INT. Ciekawe jaki byłby bilans Eagles, gdyby od początku był niekwestionowanym starterem?

7. Detroit Lions tylko w drugiej kwarcie zdobyli 27 punktów. Przez pozostałe trzy… zero. Calvin Johnson w pierwszej połowie złapał piłki na 179 jardów. W drugiej na… zero. W czwartej kwarcie trener Schwartz zaordynował zmyłkowy field goal, który przyniósł punktów… zero. Nic dziwnego, że Steelers zdołali wygrać, choć i tak męczyli się niemal do samego końca.

8. Tampa Bay wygrali drugi mecz z rzędu, dzięki czemu w walce o numer 1 w tegorocznym drafcie Jaguars są na samodzielnym prowadzeniu. Bucs wygrali z Falcons i zrównali się z nimi liczbą zwycięstw, co sporo mówi o sezonie Matta Ryana i spółki.

 

Jutro szerzej o meczu GB@NYG, oraz o dzisiejszej MNF, czyli hitowej wizycie Patriots w Charlotte.

Zobacz też

Brak komentarzy

  1. Jeden z najlepszych blogów o NFL, na które natrafiłem, żeby nie powiedzieć, że najlepszy:) Dużo mi pomaga i tu moje pytanie, czy jest możliwość zamieszczania przez prowadzącego typów na najbliższy weekend? Nie ukrywam, że dla zabawy gram w bukchmachera, a co dwie głowy, to nie jedna;)

    1. Dzięki 🙂 Co do typów w sezonie zasadniczym to może w przyszłym sezonie, jeśli czas pozwoli. Na pewno będą moje typy na playoffy, ale nie przywiązywałbym się do nich specjalnie. W zeszłym roku miałem skuteczność koło 50%, głównie dlatego, że cały czas typowałem porażkę Ravens 🙂

  2. Największym – by nie napisać jedynym – problemem Seahawks jest w tej chwili ich linia ofensywna i jeśli ją Pete Carroll poprawi, ciężko nie widzieć w ekipie z Seattle uczestnika Super Bowl (tym bardziej, że zapewne przez cały styczeń będą grali na CenturyLink Field).

    Od jakiegoś czasu zaglądam tutaj i pozostaje przyłączyć mi się do gromkich braw dla autora. Jedyne co razi kibica Giants to tendencyjne traktowanie nowojorczyków. Czegóż jednak oczekiwać od fana Pats i Packers, czyli ekip, które w ostatnich latach regularnie zbierają od nich bęcki? 😀 Dlatego też niecierpliwie oczekuję jutrzejszego wpisu. Pozdrawiam.

    1. Zdaje się, że Okung i Giacomoni mają wrócić na następną kolejkę, więc to powinno pomóc, aczkolwiek jak dobrze by nie grali w sezonie zasadniczym uważam, że odpadną w play-offach. Pisałem dwa tygodnie temu, że nie zdziwiłbym się gdyby Giants wygrali NFC Least i wciąż to popieram, muszą tylko zacząć wygrywać z rywalami w dywizji a Tom Coughlin i Eli to chyba specjaliści od misji niemożliwych.

      1. Jeśli Seahawks zajmą pierwsze miejsce w NFC to nie widzę zespołu, który potrafiłby z nimi wygrać w Seattle. jeśli spadną na drugie, to na wyjeździe mogą przegrać. Jak słusznie zauważył Loki, wracają obaj OT, Harvin zacznie odgrywać coraz większą rolę i wydaje mi się, że najlepszy futbol Seahawks jeszcze przed nami.
        Co do Giants, to owszem, nie lubię ich, ale doceniam świetną robotę Coughlina. Nic mnie nie zdziwi w wykonaniu Giants, aczkolwiek cztery ostatnie zwycięstwa odnieśli przeciwko Vikings z Freemanem na rozegraniu, Eagles z Barkleyem, Oakland z kontuzjowanym Pryorem i Packers z Tolzienem. Tak więc myślę, ze dopiero niedzielny mecz z Cowboys będzie prawdziwym testem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *