Zastanawiałem się ostatnio nad parami playoffów i zatrzymałem się dłużej przy duecie Eagles – Saints. Pozornie Saints są faworytem. Jest jednak jeden haczyk. Grają w Filadelfii.
Oczywiście każda futbolowa gadająca głowa rzuca truizmem jacy to Saints nie są słabi na wyjazdach, a na potwierdzenie rzuca statystykę zwycięstw w Nowym Orleanie (8-0) i na wyjeździe (3-5). Jednak branie bilansu zwycięstw i porażek, zwłaszcza w zaledwie ośmiu meczach, może być nieco mylące. W NFL zwycięstwo od porażki dzieli często cienka linia, jeden pick-six, fumble czy podobne zagranie. Dlatego postanowiłem pogrzebać głębiej i sprawdzić jak to jest z tą niemocą wyjazdową Saints, a wyniki możecie zobaczyć w tabeli.
Pierwsze co rzuca się w oczy to bilans zwycięstw i porażek. Jednak jeszcze wyraźniej widać różnicę w zdobywanych punktach. Saints zdobywają na wyjeździe średnio ponad 16 punktów mniej, a tracą ok. 7 więcej. To różnica trzech-czterech posiadań piłki.
Pierwsze o czym pomyślałem widząc tak dramatyczną różnicę: może po prostu mieli pecha i trafili na wyjeździe na bardzo silne zespoły. Faktycznie, jak widzicie w tabeli, drużyny z którymi grali na wyjeździe miały bilans minimalnie lepszy, ale to jak różnica między zespołem 10-6 i 9-7. Minimalna. (Uwaga, dla jaśniejszego obrazu w tej pozycji nie uwzględniłem rywali z dywizji, z którymi Saints grali zarówno u siebie jak na wyjeździe, jednak dokonania z tych meczów są wliczone do pozostałych statystyk)
Ogromna różnica tkwi przede wszystkim w grze podaniowej. Drew Brees w cieplarnianych warunkach zamkniętego stadionu Superdome ma statystyki lepsze od tegorocznych dokonań Peytona Manninga. Te wskaźniki sytuują go na czele ligi pod względem passer rating oraz jedynie za Nickiem Folesem we wskaźniku TD/INT i jardach podaniowych na próbę. Kiedy spojrzymy na te wartości na wyjazdach, Brees staje się nagle rozgrywającym solidnym, ale dość przeciętnym. Jego passer rating ląduje gdzieś w okolicy Matta Stafforda i Carsona Palmera, a ilość jardów na próbę w rejonie Geno Smitha i Christiana Pondera (choć, co ciekawe, także Andrew Lucka). Jego wyjazdowy wskaźnik TD/INT sytuuje go w okolicy Jaya Cutlera i Roberta Griffina, a niżej niż Mike’a Glennona. W efekcie Saints zdobywają w ofensywie niemal 90 jardów na mecz mniej na wyjeździe (spadek ok. 20%), a ilość zdobywanych punktów, jak wspominałem, maleje niemal dwukrotnie.
Co z defensywą? Też gra słabiej, ale tak naprawdę jest to spadek, którym w większości można obarczyć ofensywę. Jeśli atak gra słabiej, to przeciwnicy mają więcej posiadań i zaczynają w lepszej pozycji na boisku, co przekłada się na więcej punktów. Także mniejszą ilość sacków i przejęć piłki łatwo wyjaśnić – drużyny wygrywające rzadziej grają podaniami, co dostarcza okazji do dopadnięcia rozgrywającego i przechwytów.
Jakie z tego wnioski? Kluczem jest Drew Brees. Święci znad ciepłej nawet o tej porze roku Zatoki Meksykańskiej jadą na północ, na otwarty stadion w zimnej Filadelfii. Brees i jego chłopcy będą musieli zagrać jak na własnym stadionie, żeby dać swojej defensywie szansę z wysokooktanową ofensywą Chipa Kelly’ego. A jeśli im się uda, czeka ich wyjazd na jeszcze trudniejszy teren – do Seattle. Ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo 🙂
5 komentarzy
a wystarczy spojrzeć na jakiegokolwiek bukmachera żeby dowiedzieć się, że Saints nie są faworytami 😉 Fajna analiza, lubię takie spojrzenie na NFL 🙂
Również uważam, że to Eagles wygrają mecz u siebie, tym bardziej, że w Philadelphi zapowiadają mróz i śnieg. A biorąc pod uwagę, że w meczu SF-GB prawdopodobnie wygrają Niners (nawet mimo powrotu Rodgers’a i świetnego sezonu Lacy’ego z obecną defensywą nie widzę dla nich szans), którzy trafią na Seahawks to Eagles pojadą do Caroliny gdzie również mają szanse w „shoot-out” przeciwko Panthers, których defensywa jest w top 5 ligi ale ofensywa już nie tak bardzo.
Saints rzeczywiście chyba nie mają większych szans i piszę to z pewnym żalem bo uwielbiam Breesa i spółkę. Z drugiej strony to są play offy i wszystko jest możliwe.
Nie rozumiem jednak dlaczego wszyscy widzą dalej Niners? Oni nie są tak mocni jak przed rokiem w mojej opinii a poza tym mecz jak wiemy jest w Wisconsin. Co jak co, ale gospodarzom pomagają ściany. Drużyna z Kalifornii zwyczajnie przemarźnie 😉 to, że grają dołem im może pomóc, ale dochodzi tu jeszcze czynnik psychologiczny- Green Bay awansowało rzutem na taśmę do dalszej fazy gier. Startują z pozycji underdoga i nie muszą niczego udowadniać. Rodgers na pewno podbudował się po ostanim meczu i jutro zagra świetnie. A statystyki tak naprawdę nie mają znaczenia- przecież bilans z Rodgersem mieliby o wiele lepszy. I gdyby nie fakt, że zabraknie Mathewsa to byłbym spokojny o wynik. Ludzie to jest Green Bay! Najbardziej utytułowana drużyna, z jednym z najlepszych rozgrywających w tej lidze.
Ja bym do tych statystyk dorzucił jeszcze jedną: Brees do spółki z Paytonem nigdy nie wygrali meczu play-off na wyjeździe. Kwintesencją ich formy jest porażka trzy lata temu w Seattle, które wtedy po sezonie miało bilans 7-9. I to święci najgłośniej krzyczą o konieczności zmiany systemu rozstawiania w play-off. Sami pokazują, jak słabo czują się w niskich temperaturach.
Też uważam, że SF wygra w Green Bay, bo gra często po ziemi. Mimo tego, że zapowiada się najzimniejszy mecz w historii, zimniejszy nawet od Ice Bowl. A wtedy temperatura wynosiła -15F czyli jakieś -26C. Teraz ogólnie mówi się o temperaturach poniżej zera. Oczywiście w fahrenheitach. Ale wspomina się, że może być nawet -20. Słuchając jednym uchem wydawało mi się, że to w celsiuszach, ale nie – Amerykanie nie znają tej jednostki. Czyli będzie -30 po naszemu.
Jedyna nadzieja, że Kaepernick nie będzie w stanie nawet porządnie piłki złapać i będzie zmuszony grać wyłącznie po ziemi. Colin to także były bejzbolista miotacz także nie ma chyba wielkich rąk, które ponoć bardzo pomagają w dobrej grze na mrozie.
Jednak Brees i spółka. Jak dla mnie niespodzianka, kibicuje im, ale naprawdę tego się nie spodziewałem. Jeżeli chodzi o KC, to kontuzje zrobiły swoje, mimo, że faworytem byli Colts, to stawiałem na KC.