International Series to jedna z fajniejszych inicjatyw NFL. Rozgrywanie meczów w Londynie pozwala kibicom w Europie poczuć prawdziwą atmosferę tej ligi, bo w przeciwieństwie do innych amerykańskich lig zawodowych mamy do czynienia z normalnymi meczami sezonu zasadniczego, a nie przedsezonowymi sparingami. Co więcej w NFL, która gra zaledwie 16 meczów, każde zwycięstwo warte jest tyle co 5,125 zwycięstwa w NBA czy NHL albo 10,125 w MLB.
Tylko czy to aby na pewno pełnowartościowy produkt? Próżno szukać w historii sięgającej 2007 r. prawdziwie topowego pojedynku. Jasne, na początek zagrali tam późniejsi mistrzowie, New York Giants, ale ich przeciwnikiem byli Miami Dolphins, którzy skończyli sezon zasadniczy z zaledwie jednym zwycięstwem. Silne zespoły o cenionych markach (Cowboys, 49ers, Patriots) dostawały rywali, których z łatwością rozbijały, a mecze między przeciętniakami i outsiderami, jak zeszłoroczny pojedynek Dolphins – Raiders trudno nazwać pełnowartościowym produktem.
Sześc tegorocznych drużyn: Jets, Dolphins (po raz czwarty!), Bills, Jaguars, Lions i Chiefs uzbierali w sumie bilans 8-16, a gdyby odjąć Jets i ich dość niespodziewany start 3-1 to otrzymujemy naprawdę żenujący wynik. Trudno nawet mówić o nagłym spadku formy tych ekip, bo podczas planowania tych spotkań żaden z tych klubów nie należał do czołówki.
W niedzielę rozegrano pierwsze tegoroczne spotkanie w ramach International Series. Widowisko poza boiskiem jak zwykle nosiło znamiona wielkiego sportowego święta, ale na boisku było znacznie gorzej. Ofiarą świetnego startu Jets stali się Miami Dolphins.
Delfiny wykonały sporo efektownych, ale ryzykownych ruchów w tym offseason. Niestety większość nie wypaliła, na czele z monstrualnym kontraktem dla Ndamukonga Suha, który nie pozwolił na zatkanie innych dziur w składzie. Suh był kompletnie niewidoczny i można by to było zrozumieć, gdyby korzystając ze słabości jego kolegów Jets w każdej akcji go potrajali. Podwojenia owszem się zdarzały, ale w wielu akcjach widziałem, jak center Jets Nick Mangold radzi sobie z Suhem jeden na jednego bez większych problemów. D-line Dolphins nie ma jeszcze na koncie sacka w tym sezonie.
W efekcie w poniedziałek rano amerykańskiego czasu zwolniony został trener Joe Philbin. Ruch niby zrozumiały, ale chyba trochę paniczny i obliczony na poprawienie atmosfery, zwłaszcza że zaraz zaczęły pojawiać się przecieki o rzekomych niepedagogicznych zachowania Philbina na treningach. Zastąpił go Dan Campbell, zaledwie 39-letni trener tight endów. Sezon ewidentnie został na Florydzie spisany na straty, ale czy za rok będzie lepiej? Uderzenie Suha w salary cap skacze wówczas z 6,1 mln dolarów do niebotycznej kwoty 28,6 mln dolarów.
Na drugim biegunie są Jets. Gdyby przyznawać nagrody po ćwierci sezonu, to Todd Bowles zapewne dostałby tytuł Trenera Roku. Jets nie mieli dotąd najmocniejszych rywali, nie grają pięknie, a porażka z Eagles chwały ostatnio nie przynosi. Ale grają swoje, konsekwentnie stawiając na oldschooolwą mieszankę defensywy i gry biegowej. W Londynie Chris Ivory wybiegał 166 jardów, a defensywa zaliczył trzy sacki i dziewięć QB hitów. Już za dwa tygodni przekonamy się co rzeczywiście warta jest ekipa Todda Bowlesa, gdy pojawią się na Foxborough w gościnie u Patriots.
Monday Night Football w cieniu sędziowskiej pomyłki
Po trzech latach Seattle Seahawks znów stali się beneficjentami błędu sędziowskiego w poniedziałkowy wieczór na oczach całych Stanów. Wówczas tymczasowi sędziowie dopuścili do „Fail Mary„, teraz K.J. Wright nielegalnie wybił piłkę z własnego endzonu bez reakcji arbitrów. O co chodziło? Zobaczcie akcję na 1:51 do końca meczu przy trzypunktowym prowadzeniu Seattle.
Calvin Johnson był o krok od wyprowadzenia swojej drużyny na prowadzenie, ale wówczas Kam Chancellor kapitalnie wybił mu piłkę. Do tej pory wszystko było ok. Kontrowersje zaczęły się później. K.J. Wright wybił piłkę poza endzone, co jest przewinieniem. Powinna polecieć flaga i Lions dostaliby piłkę pół jarda od pola punktowego. Przewinienie ma miejsce tylko w przypadku umyślnego zagrania, ale trudno mieć tu wątpliwości, zwłaszcza że sam Wright przyznał, że było to celowe wybicie, a on po prostu nie znał tego przepisu. Wątpliwości miał jednak back judge, który stał kilka metrów od akcji. Dan Blandino, szef sędziów NFL, przyznał po meczu, że to błąd i flaga powinna była polecieć.
Ten mecz zostanie zapamiętany głównie dzięki powyższej akcji, a szkoda, bo powinien przejść do historii jako pojedynek dwóch fatalnych linii ofensywnych. Zwłaszcza celowała w tym linia Seattle. Schemat ofensywny i styl gry Russela Wilsona od początku jego kariery powodowały, że przyjmował nieproporcjonalnie dużo sacków, ale ostatnio ogromna w tym zasługa jego o-line, osłabionej w offseason odejściem Maxa Ungera i Jamesa Carpentera. Wilson został zsackowany sześć razy, zarobił dziesięć dodatkowych QB hitów, a każda udana akcja wymagała od niego wyczyniania cudów.
Sytuacji nie poprawia Jimmy Garaham, który reciverem jest nienajgorszym, ale kiedy trzeba blokować to… cóż, zobaczcie sami.
O-line Seattle nie radzi sobie również w blokowaniu w grze biegowej, co akurat w poprzednich latach szło im nieźle. Bez kontuzjowanego Marshawna Lyncha Seahawks wyciągnęli z running backów 69 jardów w 20 próbach, co samo w sobie nie jest najgorsze, ale główny RB Thomas Rawls zaliczył 48 jardów w 17 próbach.
Trwa fatalny sezon Lions. Choć nieźle zagrał obrona, to ofensywa wciąż nie może nic wygenerować. Matt Stafford ma słabszy passer rating od Kirka Cousinsa. Calvin Johnson jest wyraźnie sfrustrowany brakiem podań, a 9,4 jarda na złapane podanie to katastrofa dla gracza, który dotąd nie schodził poniżej 14,5, a w czterech ostatnich sezonach poniżej 15,2. Goldena Tate’a nie ma wśród 50 najbardziej produktywnych reciverów w lidze, a obiecujący rookie RB Ameer Abdullah kompletnie nie ma miejsca do biegania i w czterech meczach zanotował tylko 115 jardów w 34 biegach.
Dr Fisher i Mr Ram
Kiedy przed sezonem typowałem Rams do playoffów widziałem właśnie taką drużynę jak w niedzielnym meczu przeciwko Cardinals: skuteczną w ataku, z dominującą d-line i bardzo dobrą defensywą. Jednak Rams w tym roku (podobnie jak w zeszłym) mają dwa oblicza. We własnej dywizji sieją spustoszenie, gdy grają z rywalami z innych dywizji, uchodzi z nich całe powietrze.
Trener Rams Jeff Fisher to fachowiec od przeciętności. Od 2009 r. jego drużyny kończą sezon z bilansem 8-8, 7-9 albo 6-10. Naprawdę już czas, żeby w St. Louis pożegnać się z tym szkoleniowcem, zwłaszcza że ten mecz pokazał potencjał składu Baranów.
Co najbardziej zaskakujące, wreszcie błysnął Tavon Austin, na którym wielu, w tym ja, postawiło krzyżyk. Austin to szybki, dynamiczny zawodnik i jak pokazał mecz z Cardinals, odpowiednio wykorzystany może stać się wielką siła. Jednak największym bohaterem ofensywy Rams był #10 tegorocznego draftu, Todd Gurley, który wybiegał 146 jardów i potrzebował do tego zaledwie 19 prób.
Rams zagrali świetny mecz, ale w minimalnym, dwupunktowym zwycięstwie spory udział mają też ich rywale. Cardinals popełnili za dużo błędów, żeby wygrać, zaczynając od pierwszej akcji spotkania, gdy zgubili piłkę po kickoff returnie. Chwilę potem mieli pierwszą próbę na jard od pola punktowego Rams i zdołali zdobyć jedynie field goal. Zresztą przez cały mecz razili nieskutecznością w red zone, wynosząc tylko jedno przyłożenie z pięciu wycieczek w obręb 20 jardów od pola punktowego Rams.
Wygląda na to, że Rams będą podobnie niebezpieczną i chimeryczną drużyną jak przed rokiem. Cardinals pozostają silni i jeden mecz tego nie zmieni.
Kryzys kopaczy?
Steelers przegrali po dogrywce z Ravens, a ich kopacz przestrzelił FG z 41 i 49 jardów. Kyle Brindza z Buccaneers spudłował dwa field goale (w tym z 29 jardów) i extra point. Pudło Zacha Hockera z 30 jardów zmusiło Saints do grania dogrywki przeciwko Cowboys. Jason Myers dwa razy mógł dać Jaguars zwycięstwo przeciwko Colts (z 48 i 53 jardów), ale to drużyna z Indianapolis wygrała. Nawet niezawodny Blair Walsh spudłował z 38 jardów, a jego Vikings ulegli Broncos trzema punktami.
W sumie w tej kolejce mieliśmy 18 przestrzelonych field goali i extra pointów. A przecież to właśnie rosnąca skuteczność kopaczy skłoniła decydentów w NFL do odsunięcia jednopunktowego podwyższenia 13 jardów w tył.
Jednak jeśli przyjrzymy się liczbom, nie znajdziemy w nich potwierdzenia dla tego „kryzysu kopaczy”. Owszem, mamy w tym roku więcej spudłowanych extra pointów niż przez cały ubiegły sezon, ale skuteczność 94,1% (285/303) to mniej więcej tyle, ile oczekiwano. Skuteczność field goali to 83,75% (201/240) i nie odbiega znacząco od zeszłorocznej 84% (84,7% w pierwszych czterech kolejkach).
Mamy jednak sporo nieudanych kopnięć w dogrywkach lub ostatnich sekundach, co zmienia naszą percepcję. Ponadto pojawiła się wyraźna „klasa wyższa” kopaczy, która nadrabia celnością za pozostałych.
Kansas City Chiefs nie mogą być zachwyceni meczem przeciwko Cincinnati Bengals, ale ich kicker Cairo Santos trafił wszystkie siedem field goali. Ostatni raz takiej sztuki dokonał Shayne Graham w barwach Bengals w 2007 r. Rekord NFL to 8/8 w wykonaniu Roba Bironasa z Titans z tego samego sezonu 2007. Co ciekawe Santos to jedyny kicker w historii NFL, który trafił siedem field goali dla pokonanej drużyny.
W tej chwili aż dwunastu kopaczy w NFL wciąż może pochwalić się stuprocentową skutecznością field goali (min. sześć prób), dwóch kolejnych ma skuteczność 10/11. Dziewięciu trafiło zarówno wszystkie kopnięcia z pola jak jednopunktowe podwyższenia.
Czy ta sytuacja doprowadzi do większego rozwarstwienia w płacach kopaczy? A może to chwilowy kryzys, na który tylko czekali liczni wolni agenci, którzy kopaniem na bramkę zajmowali się na studiach?
W skrócie:
1. Rok temu NFC South była pośmiewiskiem, w tym jest jedyną drużyną, w której grają dwie niepokonane drużyny. Panthers i Falcons jak do tej pory mieli stosunkowo łatwe terminarze, ale mimo to start 4-0 budzi szacunek. Mecz z tymi ekipami nie oznacza już automatycznego „W” w tabeli. Cam Newton może nie ma efektownych statystyk, ale ofensywa Panthers na nim się zaczyna i kończy. A to, że potrafi ją ciągnąć, gdy chroni go Michael Oher, świadczy o nim tym lepiej.
2. Za wcześnie jeszcze, by mówić, że Chip Kelly siedzi na „gorącym krześle”, ale porażka z Redskins na pewno rozsierdziła fanów w Filadelfii, którzy do najcierpliwszych nie należą. W tym roku Kelly dostał pełną władzę nad drużyną, wywrócił ją do góry nogami i, jak na razie, efektów brak.
3. Tydzień temu Tom Brady świętował przyłożenie nr 400 w karierze, w tym roku ten kamień milowy osiągnął Drew Brees jako piąty w historii NFL. Trzeba przyznać, że Brees zrobił to efektowniej, kończąc swoim podaniem do C.J. Spillera dogrywkę w meczu z Cowboys po 13 sekundach.
4. Tutaj mógłbym wstawić jakiś żart o pladze kontuzji w Cowboys (sezon skończył RB Lance Dunbar), ale jednak mi ich szkoda.
5. Z cyklu „kuriozalne przyłożenia”:
6. A to na pewno znajdzie się w piątkowym „Not Top Ten”:
7. Odell Beckham Jr. niemal skopiował swój kapitalny chwyt z zeszłego sezonu. Niemal, bo tym razem wylądował na aucie.