NFL tydzień 5: Szóstka niepokonanych

Sześć drużyn NFL wciąż nie zaznało goryczy porażki w tym sezonie, a cztery z nich zaczęły sezon od pięciu zwycięstw z rzędu. Są to Green Bay Packers, Denver Broncos, Cincinnati Bengals i Atlanta Falcons z pięcioma zwycięstwami oraz New England Patriots i Carolina Panthers, którzy po drodze mieli bye week. W zeszłym sezonie ostatnie niepokonane drużyny poległy właśnie w piątym tygodniu rozgrywek, a i tak miały wcześniej bye week, więc żaden z klubów nie wygrał więcej niż trzy mecze z rzędu na otwarcie sezonu.

Czy to oznacza, że NFL zrobiła się mniej wyrównana? Na pewno tak, jeśli patrzymy na tabelę, warto jednak pamiętać, że przed rokiem początek sezonu był wyjątkowo równy (w kwestii bilansu zwycięstw i porażek), choć np. AFC North równała w górę, podczas gdy NFC South równała w dół. W tym sezonie podział na czołówkę i „czerwone latarnie” nastąpił szybciej, ale niewykluczone, że któreś z drużyn z ujemnym bilansem jeszcze coś zwojują. Kandydatów na odbicie upatrywałbym zwłaszcza w Seattle Seahawks i Dallas Cowboys.

 

Efektowny comeback Bengals

Na 31 sekund przed końcem trzeciej kwarty Andy Dalton podał niecelnie do Taylera Eiferta, co wymusiło punt Bengals przy prowadzeniu gości z Seattle 24:7. Według Pro-Football-Reference.com prawdopodobieństwo wygranej Cincinnati spadło wówczas do 0,5%. To oznacza, że podobna pogoń wydarza się statystycznie raz na dwieście takich przypadków.

Do tego momentu Seattle grali bardzo dobre spotkanie i wydawało się, że mecz w Cincinnati może stać się dla nich podobnym przełomem, co równo rok temu dla Patriots. Bardzo dobrze wypadała zwłaszcza słaba do tej pory linia ofensywna, która kreowała dobre ścieżki biegowe, a te bezlitośnie wykorzystywał rookie Thomas Rawls, którego w majowym drafcie nikt nie chciał.

Rawls przebiegł 169 jardów na nieprawdopodobnej średniej 7,3 jarda/bieg. Oczywiście nieco zaburza to postrzeganie kapitalny 69-jardowy TD, ale nawet po odjęciu tego biegu zostajemy z więcej niż przyzwoitą średnią 4,55 jarda/próbę. Pytanie czy Rawls będzie potrafił to powtórzyć, bo dla następnych rywali nie będzie już nieznanym debiutantem. Jeśli mu się to uda, to o swoją posadę poważnie może zacząć się martwić Marshawn Lynch, bo za rok będzie miał trzydziestkę na karku, a potrzebujący miejsca w salary cap Seahawks będą mogli zaoszczędzić na jego zwolnieniu nawet 9 mln dolarów pod czapką.

Co wydarzyło się w tej czwartej kwarcie? Jak to zwykle w futbolu bywa, mieliśmy kombinację kilku czynników. Przede wszystkim Carlos Dunlap, który miał kapitalną końcówkę meczu. Choć w statystykach znajdzie się tylko pół sacka (w dogrywce) i dwa tackles assisted, to jednak presja Dunlapa z lewej strony linii defensywnej była kluczowa w szybkim powstrzymywaniu ofensywnych serii Seattle.

Po drugie bardzo dobry mecz rozegrał Andy Dalton i to mimo presji wywieranej przez Seahawks. Każdy rozgrywający w NFL gra gorzej pod presją pass rushu, ale u Daltona jest to bardzo widoczne. Kiedy patrzymy na statystyki Daltona bez presji, należy do czołówki ligowej. Jednak pod presją sypie się zupełnie. Bill Barnwell policzył przed sezonem 2014, że tylko u kilku rozgrywających w lidze mamy podobnie spektakularną różnicę. Tym razem Dalton stał niewzruszony w obliczu pass rushu i podawał bardzo dobrze, choć i tak obrona Seattle zdołała utrzymać go po raz pierwszy w tym sezonie z passer ratingiem poniżej 100 pkt., a jego drugie INT w sezonie było wyraźnie niedorzucone.

Bengals uruchomili też Daltona jako biegacza. Rozgrywający Cincinnati rzadko jest uważany za atletycznego gracza, ale w TCU miał średnio ok. 100 biegów na sezon. Tutaj chciałbym zwrócić waszą uwagę na dwie akcje. Pierwszą na pewno kojarzycie, jeśli oglądaliście ten mecz. Na niespełna cztery minuty przed końcem meczu Dalton zobaczył, że Seahawks nie mają żadnego linebackera w środku (Bengals nie mieli w tej akcji RB) i po szybkim snapie ruszył do przodu i zdobył 5-jardowe przyłożenie dzięki kapitalnemu blokowi swojego centra. Na pewno nie dostał tej zagrywki zza linii bocznej. Świetna decyzja i jeszcze lepsza egzekucja.

Drugiej pewnie nie pamiętacie. Była to dosłownie druga zagrywka w meczu. Bengals zastosowali legalną formację z trzema liniowymi przed Daltonem, a dwoma na skrzydłach. Skołowani obrońcy pozwolili na szybką akcję zone read, a Dalton zdobył brakujące do pierwszej próby jardy.

Andy Dalton, Cincinnati Bengals

Seahawks mają nad czym myśleć po tym meczu. Oczywiście nie mówię tu o mitycznym zaprzepaszczaniu wielkich przewag (bo to robią równie często lub równie rzadko jak inne kluby), ale raczej o kłopocie z Legion of Boom. To że Tom Brady eksploatował słabości Kama Chancellora w kryciu można znieść. To w końcu Brady. Ale dokładnie to samo robił Andy Dalton. Zobaczcie jak safty Seahawks zaspał przy pierwszym przyłożeniu Eifferta.

Dalton całkiem nieźle radził sobie również z Carym Williamsem, który miał być CB2 za Richardem Shermanem. Niestety nie jest godnym spadkobiercą Byrona Maxwella. Zaliczył dwa DPI na 57 jardów, a A.J. Green tak się nad nim znęcał, że Sherman musiał opuścić swoje typowe miejsce prawego cornerbacka i zacząć kryć Greena indywidualnie. Inne drużyny na pewno również spróbują to wykorzystać, choć warto zwrócić uwagę, że Bengals w dużej mierze skorzystali z planu gry Patriots z ostatniego Super Bowl.

W ostatnich sezonach mocne drużyny Bengals padały przez problemy z psychiką i nierówną grę Daltona. Tym spotkaniem udowodnili, że mogą być mocni. Nie mocni na miarę wygrania AFC North. Mimo wczesnego etapu sezonu trudno mi sobie wyobrazić, żeby inna drużyna wygrała tę dywizję. Jednak dla Bengals miarą sukcesu będą playoffy. I tylko zwycięstwa w playoffach mogą uwiarygodnić Daltona jako franchise QB, zwłaszcza po kompromitacji rok temu.

 

Problemy rozgrywających klasy średniej

Przywykliśmy, że w NFL jest „klasa średnia” rozgrywających. Nie mówię tutaj o tej grupie wieloletnich, ustabilizowanych starterów, jak Eli Manning, Philip Rivers, Tony Romo, Joe Flacco czy Matt Ryan.  Ta kategoria to raczej „dobrzy starterzy”, nie dorównująca Tomowi Brady’emu, Aaronowi Rodgersowi czy Benowi Reoethlisbergerowi, ale mogąca stanowić fundament mistrzowskiej drużyny. Nie chodzi mi tu też o młode wilczki, jak Andrew Luck, Cam Newton czy Russell Wilson, których właściwie zaliczałbym już powoli do „dobrych starterów”.

Mam na myśli raczej graczy, którzy od lat są niekwestionowanymi pierwszymi rozgrywającymi w swoich drużynach, nie grają na debiutanckim kontrakcie, mają na koncie Pro Bowl, czasami wygrane mecze w playoffach, czasem naprawdę fantastyczne sezony. Rozgrywający wystarczająco dobrzy, by wejść z dobrą drużyną do playoffów, ale niewystarczająco mocni, by udźwignąć słabą. Na pewno każdy z Was wymieni przynajmniej kilku swoich kandydatów do tej grupy.

W tym roku to grono ma zaskakujące problemy. Niektórzy z nich wręcz wylądowali na ławce. Jak na razie tylko Andy Dalton może powiedzieć, że ma udany sezon. Co z resztą rozgrywających, których do tej „klasy średniej” bym zaliczył?

Matt Stafford – ktoś jeszcze pamięta sezon 2011? Rozgrywający Lions wrócił po kontuzji na swój trzeci rok, podał na 5038 jardów i 41 TD. Wydawało się, że będzie gwiazdą, o jakiej marzyli Lions, biorąc go w 2009 r. z #1 w drafcie. Jeszcze rok później Calvin Johnson złapał podania na rekordowe 1964 jardy, ale Stafford nie był już tak spektakularny. W tym roku za dziurawą o-line gra najsłabszy futbol od swojego debiutanckiego sezonu. Ma więcej INT niż podań na TD, trzeci od końca passer rating w lidze, a jego 6,18 jarda na podanie wyprzedza jedynie Ryana Malletta. W niedzielę przeciwko Cardinals zagrał tak fatalnie, że trener Jim Caldwell posadził go na ławce. Na boisko wszedł Dan Orłowski, znany głównie z bycia rozgrywającym w słynnym „imperfect season” i zafundowania rywalom safety, gdy nieprzymuszony wyszedł za endzone. Jeśli twój trener woli takiego gościa niż ciebie, to coś tu jest mocno nie tak.

Colin Kaepernick – kiedy spektakularnie odbierał miejsce pierwszego rozgrywającego 49ers Alexowi Smithowi i doprowadził 49ers o krok od wygrania Super Bowl, wydawało się, ze to on, a nie Cam Newton, będzie najlepszym QB z draftu 2011. A jednak. Już poprzedni sezon miał słabszy, w tym wygląda na kompletnie zagubionego. Być może niezły mecz przeciwko Giants coś zmieni. Na razie Colin ma problemy ze słabą o-line, brakiem precyzji podań i czytaniem defensyw rywala. Jego atletyzm pozostaje niesamowity, ale są granice tego, co w NFL rozgrywający może osiągnąć po ziemi, o czym najlepiej wie Michael Vick.

Sam Bradford – czy byłby lepszym graczem, gdyby nie kontuzje, które tyle razy przerywały jego karierę? W St. Louis miewał momenty obiecujące, zwłaszcza w sezonie 2013, nim dwa kolejne urazy uniemożliwiły mu grę w 25 kolejnych meczach. W Eagles pod okiem Chipa Kelly’ego miał odżyć. Jak na razie, podobnie jak cała drużyna, gra piekielnie nierówno. Trudno mówić, że zawodzi, choć Eagles raczej nie graliby słabiej z Nickiem Folesem, który zarabia ułamek tego co #1 draftu 2010. Na marginesie, w tym zestawieniu nie ma Folesa, bo uznałem, że rozgrywający z draftu 2012 (on i Tannehill) są w lidze jeszcze za krótko, by zaliczać ich do „klasy średniej”.

Alex Smith – właściwie uosobienie klasy średniej. Gracz wystarczająco dobry, by pozycja QB przestała być problemem, ale nie na tyle dobry, by stała się atutem. Po kontuzji Jamaala Charlesa, która wykluczyła RB Chiefs z gry do końca sezonu, będzie musiał nieść ofensywę na swoich barkach. Statystycznie wypada jak zwykle przeciętnie, ale wiele mówią liczby z meczu przeciwko Bengals: 45 podań, 386 jardów, 0 TD, 0 INT. To gracz, który rzadko podejmuje ryzyko, ale nie wystarczy unikać złych zagrań, trzeba zacząć kreować dobre.

Jay Cutler – zawodnik, na którym skupia się ostra krytyka. Żeby było jasne – w większości zasłużona. Problem polega na tym, że gdy tylko odnosi kontuzję, to fani przypominają sobie, że może być gorzej (może poza magiczną 7-meczową serią Josha McCowna w 2013 r.). A poza tym zdarzają mu się takie mecze jak w niedzielę przeciwko Chiefs, gdy poprowadził comeback i wyglądał nie gorzej niż na przykład Joe Flacco.

Ta grupa to przykład dramatycznego niedoboru quarterbacków w NFL. Na ile to wina braku talentów, na ile kompletnego nieprzystosowania do NFL zawodników po NCAA, a na ile samych drużyn ligi zawodowej? Czy gdyby Tom Brady trafił w drafcie 2000 do Cleveland Browns, ktokolwiek by o nim pamiętał?

 

Jaja ze stali

Nigdy nie kryłem, że jestem fanem kalkulowanego ryzyka. Ale to co zrobił Mike Tomlin przeciwko San Diego Chargers to było czyste szaleństwo. Na pięć sekund przed końcem meczu, przegrywając trzema punktami na pół jarda od pola punktowego rywali, zaordynował snap z Wildcata do Le’Veona Bella, który ledwo-ledwo zdobył zwycięskie przyłożenie.

Mogę się zgodzić z decyzją o próbie zdobycia przyłożenia, choć czasu było bardzo mało. Ale czemu nie szybkie podanie? Albo jest wolny zawodnik, albo walimy w aut i jest jeszcze czas na kopnięcie.

Modele matematyczne sugerują, że Mike Tomlin powinien próbować zdobyć przyłożenie, jeśli uważałby, że jego drużyna ma szanse na punkty większe niż 48%. Od 2010 r. Steelers rozgrywali 76 akcji 1 jard od pola punktowego rywali i zdobyli z nich 40 TD. Skuteczność wynosi więc 52,6%, czyli decyzja mogła być słuszna. Czemu tylko mogła? Jakoś do Big Bena mam większe zaufanie niż do Michaela Vicka albo Wildcata. Ale bieg? Wszystko albo nic?

Warto wspomnieć, że nie byłoby tej dramaturgii, gdyby nie błąd sędziów, który „ukradł” z zegara 18 sekund w ostatniej serii ofensywnej. Jeśli Chargers powstrzymaliby Bella w ostatniej akcji, to wokół sędziów i Tomlina mielibyśmy naprawdę gigantyczną gównoburzę.

 

W skrócie:

  1. Nie mogę patrzeć jak Jeff Fisher marnuje jedno z najlepszych zbiorowisk talentu defensywnego w ostatnich latach. St. Louis Rams personalnie nie są słabsi w defensywie od 49ers Jima Harbaugh czy Seahawks Pete’a Carolla, a w d-line są nawet lepsi. W niedzielę zmusili Aarona Rodgersa do posłania w ich ręce dwóch piłek, oraz odzyskali piłkę po sack-fumble. Fakt, że pierwsze INT nastąpiło po odbiciu piłki, a drugie było dość wątpliwe (ta piłka chyba się poruszała przy uderzeniu o ziemię). Niemniej jednak upuścili jeszcze jedno INT, a trzy straty nie przydarzyły się Rodgersowi od 2009 r. Tylko co z tego, skoro atak grał tak fatalnie, że Packers spokojnie mogli pozwolić sobie jeszcze na kilka błędów, a i tak by wygrali?
  2. Tymczasem przechwyty na Rodgersie zakończyły jego nieprawdopodobną serię 586 podań i 49 TD na Lambeau Field bez posłania piłki w ręce rywali. Rodgers znany jest z ogromnej dbałości o piłkę i jest najrzadziej przechwytywanym QB w historii NFL, ale nawet on takiej serii nie powtórzy. To nie tylko umiejętności, ale i sporo szczęścia.
  3. Skoro Rodgers został przechwycony, to jedynym starterem bez popełnienia straty w tym sezonie jest Tom Brady. Patriots wygrali czwarty mecz, a on ma już 11 TD, przy 72,5% skuteczności podań. I po co było go wkurzać w offseason? Niestety od tego tygodnia będzie mu trochę ciężej, bo z gry na cały sezon został wyeliminowany jego LT Nate Solder po kontuzji bicepsu. Solder miał dość słaby sezon (jak na niego), ale i tak był zdecydowanie najlepszą opcją Pats na tej pozycji.
  4. NFL Oldboys: w zwycięstwie Indianapolis Colts nad Houston Texans główne role odegrali: 40-letni Matt Hasselbeck, 32-letni Frank Gore i 34-letni Andre Johnson. Tymczasem w Oakland 39-letni Charles Woodson przechwycił podanie 39-letniego Peytona Manninga. Obaj byli finalistami głosowania na Nagrodę Heismana w 1997 r., trafili do NFL w drafcie 1998 i wielokrotnie grali przeciwko sobie, ale do tej pory Woodson nie przechwycił ani jednego podania Peytona. W niedzielę zrobił to dwa razy i przeskoczył na szóste miejsce na liście najlepszych przechwytujących wszechczasów.
  5. W derbach Florydy Bucs pokonali Jaguars, ale z dwojga młodych rozgrywających lepiej wypadł Blake Bortles. Przy okazji: trzy drużyny z Florydy wygrały w tym roku w sumie 4 z 14 meczów.
  6. Z cyklu „defensywa Saints jest żenująca”: obrońcy tacklują się nawzajem, a Josh Huff zdobywa przyłożenie.
  7. Tyrod Taylor pozwolił uniknąć Bills katastrofy na pozycji rozgrywającego na miarę Texans, ale jest na tyle poobijany, że raczej nie zagra przeciwko Begals.

Zobacz też

Brak komentarzy

  1. Gdyby to Browns wybrali Bradiego, Tomek pewnie dziś sprzedawałby ubezpieczenia.
    Raz, trafiłby do dużo cięższej dywizji, dwa, Bill Belichick wciąż byłby HC Patriots.

    1. Trzy, Brady w pierwszych sezonach grał dobrze, ale nie rewelacyjnie, więc pytanie czy w klubie typu Browns mieliby na tyle cierpliwości i na tyle dobrą o-line, żeby mógł się wykazać.

  2. Ciekawe bo by było gdyby Colts przytrzymali Manninga i zaczęli wpuszczać Lucka na boisko, po dwóch, trzech latach – coś w stylu przekazania pałeczki w Packars: Favre -> Rodgers.

    1. Ciekawe na pewno, ale myślę, że jeśli Colts byliby pewni Manninga, to raczej przehandlowaliby #1 na podobnych zasadach jak Rams. To zbyt cenny towar, żeby trzy lata trzymać go na ławce. Rodgers mógł siedzieć, bo poszedł z #25, a i tak wiele osób miało po tym drafcie pretensje do teda Thompsona, że zmarnował wybór z pierwszej rundy.

      1. Nie pamiętam tego draftu za dobrze ale telepie mi się w głowie, że Rodgers był nawet przymierzany do nr 1. I było pewną niespodzianką, że 49ers wzięli Smitha.

        Zreszą sam Rodgers wyrażał coraz większe niezadowolenie z powodu bycia nr 2 w GB.

        Podobny „numer” wykręcili 49ers z Youngiem terminującym pod bokiem Montany. I oba projekry wypaliły wyśmienicie.

        Natomiast Luck wali te przechwyty i wali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *