Denver Broncos przegrali kolejny mecz i coraz realniejsze staje się, że obrońców tytułu zabraknie w postseason. Dallas Cowboys odbili się po porażce z New York Giants, a tymczasem nowojorczycy nie zwalniają. Ich wygrana nad Detroit Lions daje szansę Green Bay Packers, którzy po kolejnym błysku geniuszu Aarona Rodgersa i czwartej wygranej z rzędu mają szansę na playoffy, które jeszcze miesiąc temu wydawały się równie realnym celem jak wygrana ekipy z PLFA z drużyną NFL. Tymczasem w AFC South niespodziewanie zaczęły się emocje.
Mistrzowska formuła się wyczerpała
Przed rokiem Denver Broncos zdobyli mistrzostwo NFL dzięki fenomenalnej obronie. Ofensywa przez większość sezonu nie była nawet przeciętna. Dopiero w playoffach dzięki unikaniu strat i sensownej grze biegowej zdołali coś niecoś wygenerować, ale cel brzmiał raczej „nie zepsuć”.
W tym roku obrona podaniowa wciąż wygląda rewelacyjnie, ale w ogólnym rozrachunku defensywa Denver nie jest już tak dobra jak przed rokiem. Słabością stał się obrona przeciwko biegowi. 4,2 jarda na próbę, które oddaje defensywa Broncos nie wygląda tak dramatycznie, właściwie jest to wynik w okolicy ligowej średniej. Problem polega jednak na tym, że konsekwentnymi biegami rywalom udaje się podtrzymywać serie ofensywne, co niweczy wysiłki najlepszej secondary w NFL i przerażającego pass rushu. Rywale to zrozumieli i częściowo stąd wynikają cztery porażki w sześciu ostatnich meczach. Nawet dwa wygrane spotkania wymagały akcji powrotnej po zablokowanym podwyższeniu (Saints) i wybitnie słabego rywala (Jaguars).
Po niedzielnej porażce z New England Patriots sytuacja Broncos jest na prawdę zła. Do miejsca gwarantującego udział w playoffach mają jedno zwycięstwo straty, a co gorsza z powodu kiepskiego bilansu w dywizji (1-3) i w konferencji (5-5) przegrywają tiebreakery z niemal wszystkimi najważniejszymi rywalami do ostatniego miejsca w playoffach. Musieliby wygrać dwa ostatnie mecze z Chiefs i Raiders (co samo w sobie jest trudnym zadaniem) i liczyć na bardzo korzystny układ innych spotkań.
Nic dziwnego, że w drużynie puszczają nerwy. Jak donoszą media, po ostatnim meczu w szatni doszło do awantury między CB Aqibem Talibem i LT Russellem Okungiem. Podobno to nie pierwsze starcie na linii ofensywa – defensywa. Obrona rzekomo zarzuca swoim kolegom, że ci nie wywiązują się ze swoich zadań.
Prawdę mówiąc mają sporo racji. W niedzielnej powtórce zeszłorocznego finału AFC Broncos zafundowali Tomowi Brady’emu zdecydowanie najsłabszy mecz sezonu. QB Pats zaczął od sześciu nieudanych podań, a pierwsze celne wykonał dopiero na początku drugiej kwarty. W całym meczu był nerwowy, miał problemy ze skutecznością, a ofensywa NE zdobyła tylko 16 punktów.
Tylko co z tego, skoro atak Broncos zdołał wygenerować zaledwie trzy „oczka”? Trudno tu zwalać całą winę na Trevora Siemiana, choć jego INT w drugiej kwarcie stanowiło jeden z punktów zwrotnych w meczu. Powiedzmy sobie jednak uczciwie: Siemian i tak stanowi ulepszenie w stosunku do Brocka Osweielera za znacznie mniejsze pieniądze. Póki co nie jest to jednak facet, który pociągnie za sobą kulejącą drużynę, a maksimum jego możliwości jest game manager w typie Alexa Smitha.
Tyle że drużyna wokół Siemiana zawodzi raz za razem. Kulejący pass rush Patriots nagle zaliczył 4 sacki i 5 QB hitów, bo o-line kompletnie nie potrafiła się ogarnąć. Podobnie zresztą jak w grze biegowej, gdzie Justin Forsett wybiegał 37 jardów w 10 próbach. Jednak co gorsza Siemian nie może liczyć na swoich reciverów. Emmanuel Sanders przez większość meczu był szczelnie kryty przez Malcolma Butlera. Demaryius Thomas co prawda złapał piłki na 91 jardów, ale zaliczył kilka bolesnych upuszczeń, podobnie jak jego koledzy. Tak jak reciverzy Brady’ego wyciągnęli kilka jego słabszych rzutów, tak odbierający Broncos zaprzepaścili kilka dobrych podań Siemiana.
Nie oznacza to, że obaj rozgrywający grali na porównywalnym poziomie. QB Patriots był zawodnikiem lepszym. Jednak o ile Brady zagrał sporo poniżej swoich możliwości, to Siemian zagrał taki mecz, jaki można było oczekiwać: trochę złego, trochę dobrego, tego drugiego minimalnie więcej. To za mało.
Tom Brady zagrał dopiero piąty mecz w ciągu ostatnich dziesięciu lat, w którym zaliczył mniej niż 200 jardów i 0 TD. Wygrał tylko dwa. Pierwszy dwa lata temu w finale AFC przeciwko Colts, kiedy to Patriots po prostu przebiegli się po słabiutkiej obronie biegowej Indianapolis (46 akcji biegowych i 25 podaniowych w całym meczu). Drugi w niedzielę. Co ciekawe Pats znowu więcej biegali niż podawali, a Dion Lewis, z reguły wykorzystywany jako reciver z głębi pola, zanotował najlepszy w swoim życiu występ na ziemi (95 jardów).
NE mają już zapewnione pierwsze miejsce w AFC East. Są pierwszą drużyną w historii NFL, która wygrała dywizję osiem lat z rzędu. Zapewnili sobie też wolne w pierwszej rundzie playoffów. Wygląda na to, że droga do Super Bowl w AFC znów prowadzić będzie przez Foxborough.
Czy Giants to faworyci NFC?
New York Giants stali się popularnym wyborem na czarnego konia tych playoffów. Ich defensywa pokazuje dlaczego wydano na nich latem wielkie pieniądze i zaczyna przypominać mistrzowskie formacje z sezonów 2007 i 2011. W głowach wielu kibiców powstała nadzieja na powtórkę z tamtych sezonów, gdy mecze finałowe między Giants i Patriots przeszły do historii jako jedne z najbardziej emocjonujących.
Po słabym początku wygrali osiem z dziewięciu ostatnich meczów. Jako jedyni pokonali w tym roku Dallas Cowboys i to dwa razy. Są na fali?
Po bliższym przyjrzeniu się sytuacja przestaje być taka oczywista. Ta imponująca seria wygranych zawiera wymęczone zwycięstwa nad słabymi Bears i jeszcze słabszymi Browns. Po drodze przydarzyła się porażka w Pittsburghu, gdzie Steelers obnażyli słabości Gigantów.
O ile defensywa faktycznie jest w trendzie wznoszącym, o tyle atak gra w kratkę. Eli Manning, który zaliczył statystyczne odrodzenie w dwóch ostatnich latach, znów ma problemy, bo jego o-line, delikatnie mówiąc, niedomaga. Powrót Justina Pugha po kontuzji zdecydowanie pomógł, ale sytuacja wciąż jest daleka od optymalnej.
Co myśli przeciętny QB po snapie?
"Covered. Covered. Open. Throw"
Co myśli E. Manning?
"Oh my God. Ereck Flowers is my LT. I'm going to die"— elimgrey (@elimgrey) December 18, 2016
W tej sytuacji ofensywa Giants w dużej mierze zależy od błysków geniuszu Odella Beckhama Jr. Na Lions w niedzielnej dyspozycji zapewne wystarczyłaby sama obrona, ale w styczniu to może być za mało.
NYG zagrają w playoffach, bo musiałyby się dziać cuda, żeby nie awansowali. Jednak do wygrania dywizji potrzebują nie tylko kompletu zwycięstw, ale i kompletu porażek Dallas. Muszą się więc liczyć, że w styczniu będą grali wszystko na wyjeździe. Cowboys już dwa razy pokonali, ale to żadna gwarancja. Jak policzył Bill Barnwell z ESPN od 1990 r. drużyny, które wygrały oba mecze w sezonie zasadniczym i spotkały tego samego rywala po raz trzeci w playoffach mają bilans 11-5. Nieźle, ale przy meczu w Dallas stawiam na Cowboys. Kto jeszcze? Zawsze niewygodni Seahawks w mega głośnym Seattle, ofensywna machina Atlanty wspomagana przez kąśliwa pass rush, a w NFC North awansować mogą rozpędzeni Packers.
Tak, Packers i to w dużej mierze dzięki Giants. Porażka Lwów w niedzielę sprawia, że jeśli GB wygrają u siebie za tydzień z Vikings, którzy już skapitulowali, jadą w ostatniej kolejce do Detroit na mecz o mistrzostwo NFC North. Dodatkowo wpadka Redskins przeciwko Panthers spowodowała, że GB przesunęli się na szóste miejsce w NFC. A Pakcers to jedna z tych drużyn, które w tym roku znalazły sposób na nowojorczyków.
Tak czy owak Giants są mega niebezpieczni, bardzo niewygodni ze względu na kąśliwą defensywę i absolutnie zdolni do wygrania każdego meczu, także w playoffach. Ale faworyci? Tak daleko bym się nie posuwał.
Ożywczy podmuch w AFC South
Przez cały sezon AFC South cieszy się zasłużoną opinią najsłabszej dywizji w NFL. Jednak 15 tydzień rozgrywek okazał się tam ciekawszy niż 14 wcześniejszych razem wziętych.
Indianapolis Colts rozbili Minnesota Vikings. Tych samych Vikings, którzy w październiku byli faworytami NFC, a teraz ewidentnie poddali już sezon. Wydarzeniem mógł być powrót Adriana Petersona po kontuzji, tyle że Peterson przebiegł 22 w 6 próbach, a w najdłuższej, 13-jardowej, zgubił piłkę. Sam powrót jest mocno bez sensu, bo nie chce mi się wierzyć, by AP był już w pełni zdrowy, a sezon Vikings jest nie do uratowania po pladze kontuzji. Chyba że Vikings zamierzają pozbyć się ex-MVP po sezonie (co z różnych powodów ma sens) i jego słabą grą chcą przygotować na to fanów?
Ale wróćmy do AFC South. Colts po wygranej liczyli na potknięcia Texans i Titans, które pozwoliłyby im wrócić do walki o playoffy, ale nic z tego.
Texans podejmowali Jaguars. Prosty mecz? Nic bardziej mylnego. Po dwóch INT Osweilera i powrocie po kcikoffie na TD Jags prowadzili już 20:8 w drugiej kwarcie. Bill O’Brien ściągnął rozgrywającego, któremu w Houston zagwarantowano latem 72 mln dolarów i wprowadził Toma Savage’a (czwarta runda draftu 2014, w sobotę miał na koncie 19 podań w NFL przez dwa sezony). Ten zaliczył 260 jardów (23/36) i poprowadził comeback ku wielkiej radości fanów Texans, którzy owacyjnie powitali posadzenie Osweielera na ławce.
Po meczu z pracy wyleciał trener Gus Bradley. Zaraz po tym ogłoszeniu wsiadł do samolotu, by z drużyną wracać do Jacksonville. To niezła definicja terminu „niezręczna sytuacja”.
Bradley przez cztery lata pracy na Florydzie zanotował bilans 14-48, co jest najniższym procentem zwycięstw u trenera z minimum 50 meczami na koncie w historii NFL po 1967 r. (tzw. „era Super Bowl”) i drugim najniższym w ogóle. Co ciekawe poszukiwaniami nowego trenera będzie kierował dotychczasowy GM David Caldwell. To oznacza, że nowy trener będzie się najprawdopodobniej musiał zobowiązać do pozostawienia na pozycji pierwszego QB Blake’a Bortlesa, którego na „rozgrywającego przyszłości” namaścili wspólnie Bradley z Caldwellem. Chyba że właściciel Jaguars wybaczy Caldwellowi pomyłkę i pozwoli mu szukać nowego rozgrywającego, ale z reguły nieudany wybór QB w pierwszej rundzie oznacza koniec dla GM-a, który przeforsował jego wybór.
Ciekawie? Jeszcze ciekawiej było w Kansas City, gdzie grali Tennessee Titans. Na początku czwartej kwarty Chiefs prowadzili jeszcze 17:7. Jednak Andy Reid, jak to on, uznał że czas na konserwatywny playcalling (w czym mogło mu pomóc INT Alexa Smitha w polu punktowym w trzeciej kwarcie). W efekcie Titans zdobyli przyłożenie na 17:16 na 3:12 do końca meczu i… zagrali za dwa. Brawa dla trenera Mike’a Mularky’ego za odważną decyzję. Zbyt wielu trenerów w NFL gra żeby nie przegrać, zamiast grać, żeby wygrać. Tylko skąd ten play call?
Titans ustawili max protect (siedmiu blokerów chroniło kieszeń), co samo w sobie na dwa jardy przed polem punktowym jest dość wątpliwe, bo QB potrzebuje raczej więcej opcji niż więcej czasu (żaden reciver nie będzie uciekał na 30-jardową ścieżkę, bo nie ma tyle boiska). Tymczasem Mariota zagrał… bootleg, czyli planową ucieczkę z kieszeni. Powtórzę: Titans ustawili bunkier do ochrony Marioty, po czym, wyrzucili go z tego bunkra.
Czy muszę jeszcze pisać, że podwyższenie było nieudane?
Ale spokojnie, po drugiej stronie był Andy Reid, który nawet nie pomyślał, że skoro Tennessee nie ma timeoutów to jedna pierwsza próba wygrywa mu mecz i Chiefs w swoim stylu wykonali 3&out. Titans dotarli na 35 jard, ale 53-jardowy FG w siarczystym mrozie to nic pewnego. I faktycznie, Ryan Succop przestrzelił. Tyle że Andy Reid podarował mu kolejną próbę, bo tuż prze kopnięciem wziął timeout, żeby „zamrozić kopacza”. I to nic, że „zamrażanie” nie działa. Succop podszedł do kopnięcia po raz drugi i tym razem dał Titans zwycięstwo.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka. Wracając na moment do Giants, Eli Manning został siódmym rozgrywającym w historii ligi, który wykonał ponad 7 tys. celnych podań w karierze.
2. Dallas Cowboys odbili się po zeszłotygodniowej porażce z Giants. Ezekiel Elliott wybiegał 159 jardów, a Dak Prescott wykonał tylko cztery niecelne podania przez cały mecz. Jameis Winston był w czwartej kwarcie pod nieustanną presją, co zniweczyło imponujący powrót Bucs w trzeciej części gry. W korespondencyjnym pojedynku o pierwsze miejsce w NFC South Atlanta wysunęła się na prowadzenie.
3. Ravens i Steelers wygrali swoje mecze, choć z problemami. To oznacza, że w Boże Narodzenie spotkają się w Pittsburghu w meczu, który rozstrzygnie o pierwszym miejscu w AFC North. I jak tu nie kochać grudnia w NFL?
4. Wątpliwe decyzje Andy Reida kosztowały jego drużynę zwycięstwo. Packers wygrali z Bears, ale nie pomogły im w tym decyzje Mike’a McCarthy’ego (jak zwykle zresztą). Tym razem McCarthy zaordynował rozgrywanie czwartej próby przy 4&3 z 22 jarda Chicago. I dobrze, jeśli ma się Aarona Rodgersa przeciwko defensywie Bears. Tyle że niepowodzenie tak go przestraszyło, że chwilę później kazał kopać FG w czwartej próbie, gdy do pola punktowego pozostał niespełna jard. To może być dobrą decyzją tylko jeśli przegrywa się dwoma punktami, a do końca meczu zostały dwie sekundy.
5. Oakland Raiders w playoffach! Po raz pierwszy od dwunastu lat i porażki z Tampa Bay Buccaners w Super Bowl XXXVII Najeźdźcy będą grali w styczniu. Gratulacje dla licznych krajowych fanów Raiders.
6. Z kolei w NFC udział w playoffach i wygraną w NFC West zapewnili sobie Seattle Seahawks, który otrząsnęli się po pogromie w Green Bay obijając bezlitośnie LA Rams. A Michael Bennett jest bestią:
💀💀💀 pic.twitter.com/l56qGdGjFk
— Mike Renner (@mikerenner_) December 16, 2016
6. Takimi zagraniami RG3 nie przekona do siebie decydentów w NFL:
https://twitter.com/TheSportsJunky1/status/810578290788409344
7. Cleveland Browns są na dobrej drodze, by jako druga drużyna w historii zakończyć sezon z bilansem 0-16. Fani są już gotowi, oficjalnie złożyli zawiadomienie o organizacji parady po „perfect season” i nawet zebrali na nią pieniądze. Miejmy nadzieję, że zawodnicy nie zniweczą ich wysiłków.
P.S. Nie zapomnijcie polajkować i/lub dać retweeta
Brak komentarzy
Powrót Bradley’a do Jacksonville razem z drużyną to mimo wszystko jednak kulturalne rozwiązanie.
Całkiem niedawno pracę tuż po meczu stracił head coach Florida Panthers z NHL. Gość musiał sam z hotelu (albo z hali) załatwiać sobie taksówkę i rezerwowac bilet do domu.
Kulturalne, jasne, ale jednak niezręczne. Mogli się wstrzymać z podaniem informacji, aż drużyna wróci do Jacksonville.
A to co zrobili w NHL to już nie jest nieręczne, tylko chamskie. Chyba że dali coachowi wybór i ten sam nie chciał lecieć.
Packers mogą jeszcze przed świętami być pewni gry w play-off. Wystarczy, że wygrają swój mecz, a do tego polegną Redskins i Buccaneers. Tylko tyle i aż tyle. Prawdopodobieństwo niezbyt duże, bo Czerwonoskórzy jadą do niedocenianego Chicago a Korsarze do Nowego Orleanu, ale nie jest to zdarzenie z pogranicza fikcji.
Kto by o tym pomyślał w listopadzie? Podobnie z Miami. Też jest scenariusz mało prawdopodobny ale nie iluzoryczny, który da im awans jeszcze w niedzielę.
Trzeci kolejny komentarz, ale każdy na zupełnie inny temat. Wybaczcie, ale to jakby osobne wątki.
Mam pytanie dotyczące przepisów. Co się dzieje jeśli drużyna kopie field goal i się nie uda, a jest jeszcze czas do gry oraz drużyna kopiąca ma jeszcze przynajmniej jedna próbę w zapasie?
Strata. Czas i numer próby nie ma znaczenia.