NFL, tydzień 9: Piękno niespodzianek

„Any given Sunday”. Dosłownie „w każdą niedzielę”, ale w domyśle „w niedzielę wszystko może się zdarzyć”. To powiedzonko najlepiej oddaje rzeczywistość NFL. Jasne, są faworyci i słabeusze, ale tu różnice są na tyle małe, że jeden dobry plan na mecz, słabszy dzień czy głupi błąd potrafią przeważyć losy spotkania. A skoro meczów mało, to taka porażka może mieć daleko idące konsekwencje. Dużo dalej niż w innych ligach. I to jest właśnie piękno NFL.

W podsumowaniu tygodnia przyjrzymy się bliżej trzem niespodziankom: porażkom Patriots, Packers i Jets. Każda z nich była niespodziewana z innego powodu. A jednocześnie żadna nie była tak zupełnie nieoczekiwana.

 

Lamar Jackson Show

New England Patriots byli faworytami meczu w Baltimore. Jechali tam jako drużyna niepokonana, dysponująca jedną z najlepszych statystycznie defensyw XXI wieku. A jednak wyjeżdżają z 17-punktową porażką.

Jak to zwykle bywa, w komentarzach natychmiast pojawiły się dwie przeciwstawne narracje. Jedna, forsowana głównie przez fanów Pats, zakłada że nic się nie stało, wrócą kontuzjowani zawodnicy, a w ogóle to Bill Belichcik nie przegra dwa razy w roku z tym samym rywalem. Druga, dominująca w przekazach osób Patriotom niechętnym, mówi, że obrońcy tytułu wreszcie zagrali z dobrą drużyną, która ich „wyjaśniła”, że tak naprawdę są ciency i wszystkie osiągnięcia z pierwszej połowy sezonu to już nieważne.

Ja stoję gdzieś pomiędzy, choć, jak się pewnie domyślacie, bliżej mi do tej pierwszej opcji. Oczywiście że żadna katastrofa się nie stała. Patriots wciąż prowadzą w AFC, choć strata tiebreakera do Ravens może mieć potencjalnie daleko idące konsekwencje. Każdej drużynie w NFL przydarza się słabszy mecz. Także wielkim defensywom. Obrona Ravens z 2000 r. oddała 38 punktów Jaguars w drugim tygodniu rozgrywek, a Seattle Seahawks 2013 prawie 500 jardów Mattowi Schaubowi i Texans.

Mecz wyglądał korzystniej dla Patriots niż końcowy wynik. Po fatalnej pierwszej kwarcie obrona grała dużo lepiej, choć wciąż poniżej poziomu, do jakiego przyzwyczaiła nas w tym roku. Tom Brady nawiązał porozumienie z Mohamedem Sanu, wciąż panuje nad grą i świetnie nawiguje w kieszeni. Kiedy wróci Isiah Wynn i załata ziejąca po lewej stronie linii ofensywnej czarną dziurę, zwaną dla niepoznaki Mashallem Newhousem, powinien grać spokojniej i nie rzucać tak często pod presją.

Dodatkowo dużo problemów Pats to własne błędy. Najważniejszym było oczywiście fumble Edelmana, które kompletnie odwróciło losy meczu.

To fumble można jednak uznać za błąd pod presją przeciwnika. Trudno jednak mówić o jakimkolwiek wpływie przeciwnika, gdy daje mu się nowe pierwsze próby po głupich karach lub kopie z gry, mając piłkę wewnątrz 5. jarda. Ravens nie wahali się konwertować 4&4 i zostali za to nagrodzeni. Bill Belichcik kopał z 1. i z 3. jarda. Trudno kwestionować tak wybitnego trenera, ale brak agresji w sytuacji, gdy przegrywa się na wyjeździe jest trudny do obrony.

Bez wątpienia Patriots dokonają podczas bye weeku dogłębnej analizy swojej gry i wyeliminują wiele błędów. Jednak to nie wszystko.

Pewnych aspektów sytuacji nie można zbagatelizować. Zacznijmy od tego, że Belichick często przegrywał już w playoffach z drużynami, które pokonywały Pats w sezonie zasadniczym. W 2015 r. Patriots zaczęli sezon od ośmiu wygranych z rzędu, przegrali z Denver Broncos, ten tiebreaker zepchnął ich z pierwszego miejsca w AFC i w finale AFC przegrali po raz drugi na Mile High Stadium. Kluczem były niedostatki linii ofensywnej, przez które Brady nie miał życia w kieszeni. Niepokojące paralele z tym sezonem.

Nie jest też tak, że Ravens wygrali jakimś cudem, bo Patriots raz za razem strzelali sobie w stopę. Baltimore wyszli na ten mecz świetnie przygotowani pod każdym względem i byli drużyną po prostu lepszą. Sami też popełnili błędy, które ułatwiły Pats powrót do meczu, by wspomnieć tylko punt zgubiony przez Cyrusa Jonesa, więc to nie tak, że uśmiechnęło się do nich szczęście.

Ravens są bardzo mocną drużyną z unikatowym systemem ofensywnym zbudowanym wokół unikatowych talentów Lamara Jacksona. Mobilny, dużo biegający rozgrywający, który przy tym potrafi świetnie podać. Trzech tight endów stwarzających ogromne zagrożenie w bieganiu i podawaniu. Niekonwencjonalne formacje – kiedy ostatni raz widzieliście diamond formation w NFL?

Baltimore nie próbowali iść na otwartą wymianę ciosów z defensywą Patriots. Konsekwentnie atakowali słabsze punkty – obronę biegową, izolowali running backa na linebackerach w grze podaniowej, a gdy podawali to raczej krótko, bez zbędnego ryzyka. Mimo to Patriots trzy razy podbili piłkę i Jackson może mówić o sporym szczęściu, że żadna z tych akcji nie skończyła się przechwytem.

Patriots mieli spory problem, bo gdy wystawiali więcej linebackerów przeciwko biegowi i tight endom, karciła ich mobilność Jacksona i podania do Ingrama. Gdy wychodzili „mniejszym” składem, to Ingram biegał 7 jardów na próbę.

Atak Ravens jest problemem dla Patriots. Ale ten atak jest problemem właściwie dla każdej obrony w NFL. Nie oznacza to, że Patriots mogą odetchnąć z ulgą. Wielce prawdopodobne, że te drużyny zmierzą się ponownie w playoffach. Wówczas Belichick musi mieć odpowiedzi, których nie miał w niedzielę.

W Nowej Anglii daleko do paniki. Ravens nie są drużyną bez wad, co pokazała choćby ich porażka z Browns. Patriots na pewno wyciągną wnioski z przegranej. Mam nadzieję, że w playoffach zobaczymy rewanż, bo to będzie pasjonujący pojedynek.

 

Powrót do przeszłości

Czy można było oczekiwać porażki Packers w Los Angeles? Wydawało się, że drużyna z Green Bay poukładała sobie wszystko po zmianie trenera, a dodatkowo odzyskali po kontuzji Davante Adamsa, najlepszego receivera w drużynie. Tymczasem Chargers się sypali, zwolnili koordynatora ofensywy, a z kontuzjowanych defensorów można by im złożyć całkiem solidną wyjściową jedenastkę. Niemniej to wciąż drużyna która rok temu wygrała 13 spotkań. I echo tej drużyny zobaczyliśmy w niedzielę.

Chargers przez cały mecz puntowali tylko raz. Wszystkie pozostałe serie skończyły się punktami lub niecelnym kopnięciem z pola. Melvin Gordon i Austin Ekeler zaliczyli w sumie 150 jardów po ziemi, a Philip Rivers rozrzucał bezradną momentami defensywę Packers. Jednak największym zaskoczeniem było kompletne zdławienie ataku Packers.

Można było odczuć nieprzyjemne deja vu. Tak Packers wyglądali rok i dwa lata temu. Gra podaniowa bez pomysłu, forsowane na siłę piłki do Adamsa, nieskuteczne zagrywki biegowe. Co gorsza zawiodła ta formacja, która przez ostatnie lata była opoką drużyny – linia ofensywna. Melvin Ingram i Joey Bosa to jeden z najlepszych duetów pass rusherów w NFL i nic dziwnego, że linia miała z nimi kłopoty. Ale co innego stoczyć zawziętą walkę, a co innego zostać po prostu zdominowanym. Bossa niemal w każdej akcji wywierał presję na Rodgersa. Tym razem to przyszły członek Galerii Sław był blisko, by zacząć widzieć duchy w kieszeni.

Najgorsze, że pass rush Chargers robił co chciał w czteroosobowym składzie. Kalifornijczycy blitzowali tylko raz na 39 akcji podaniowych. A mimo to z łatwością przedzierali się do Rodgersa.

Trudno powiedzieć, czemu Packers wypadli tak fatalnie. Podobno dotarli do Los Angeles z opóźnieniem i grali zmęczeni. Między wierszami wypowiedzi graczy Packers można wyczytać, że po prostu byli zbyt pewni siebie. Być może wydawało im się, że z Adamsem w składzie nie muszą być tak precyzyjni i kreatywni w ofensywie.

Odkąd oglądam NFL nie widziałem meczu, w którym Aaron Rodgers grał od początku do końca, a Packers wyglądali tak słabo we wszystkich trzech fazach gry (special teams pozwoliły zablokować punt). Jasne, Packers zdarzały się fatalne mecze defensywy czy ofensywy, ale zawsze był jakiś jasny punkt (najczęściej linia ofensywna). W niedzielę nie sposób było znaleźć pozytywów.

Za tydzień na Lambeau Field przyjeżdżają Carolina Panthers. Biorąc pod uwagę, jak przeciwko tej obronie szalał Melvin Gordon, który rozgrywa słaby sezon, strach pomyśleć, co będzie wyczyniał Christian McCaffrey. To będzie ważny test dla nowego sztabu szkoleniowego Packers.

 

Bez Gase’u

Osoby, które w miarę regularnie oglądają NFL wiedzą, że po Jets można spodziewać się wszystkiego. W tym kontekście ich przegrana w niedzielę nie jest niczym zaskakującym. To co zdumiewa, to ich przeciwnik. Miami Dolphins, drużyna która spędziła cały offseason aktywnie demontując skład, by zebrać jak najwięcej wysokich wyborów w draftach 2020 i 2021, wygrała swój pierwszy mecz. Pikanterii dodaje fakt, że to właśnie z Dolphins został po ubiegłym sezonie zwolniony obecny szkoleniowiec Jets, Adam Gase.

Dolphins to pierwsza w historii NFL drużyna, która nawet nie udawała, że o cokolwiek walczy w tym sezonie. Wielu fachowców powtarza, że „tankuje” (czyli celowo przegrywa) się w NFL wiosną, nie jesienią. Chodzi o to, że zawodnicy, których przyszłość zależy od tego, jak pokażą się w tej ograniczonej liczbie akcji w sezonie, nie będą się podkładali dla dobra klubu, w którym za rok już ich pewnie nie będzie. Oni grają na maksa i chcą wygrać. Inna sprawa, że kierownictwo klubu postawiło ich w sytuacji, gdy wygrywanie jest prawie niemożliwe. Ale „prawie” robi wielką różnicę.

Porażka z Dolphins to kolejny akt katastrofy w zielonej części Nowego Jorku. Cała sekwencja offseasonowa była kuriozalna. Najpierw zwolnili defensywnego trenera Todda Bowlesa, zatrzymując GM-a Mike’a Maccagnana. W miejsce Bolesa zatrudnili Gase’a. Zarówno trener jak GM odpowiadali bezpośrednio przed kierownictwem klub, podczas gdy w większości drużyn GM jest bezpośrednim przełożonym trenera.

To było zaproszenie do walki o władzę, która oczywiście natychmiast wybuchła. Mimo to Jets pozwolili Maccaganowi poprowadzić zakupy na wolnym rynku i draft. Zwolnili go dopiero w maju. Pełnię futbolowej władzy w klubie dostał Gase. Jak na razie wygrał jeden z ośmiu meczów.

Pikanterii dodaje fakt, że Jets byli najaktywniejsi na rynku wolnych agentów. Jak by nie patrzeć: po wydatkach w pierwszym roku, po gwarantowanych pieniądzach, czy po całkowitej wartości kontraktów, to Jets rzucili na rynek największe pieniądze. Perłami w koronie mieli być OL Kelechi Osemele (ten akurat pozyskany w wymianie), RB Le’Veon Bell oraz ILB C.J. Mosley.

Osemele został z klubu zwolniony. Odmówił gry po tym, jak lekarze doradzili mu operację barku. Jets nie widzieli wtym problemu i kazali mu grać. Bell biega 3,3 jarda na próbę i jest w trzeciej dziesiątce RB pod względem współczynnika udanych akcji (success rate). Do tego narzeka, że zbyt rzadko dostaje piłkę. Mosley zagrał w dwóch meczach, głównie leczy kolejne urazy.

No dobrze, ale przecież Gase to znany guru quarterbacków, który z Sama Darnolda miał uczynić nowojorską odpowiedź na Toma Brady’ego. Trudno powiedzieć skąd taka opinia o Gasie. Miał dobre recenzje od Peytona Manninga, z którym pracował jako koordynator ofensywy Denver Broncos, ale Manning raczej nie potrzebował trenera. Zdołał wycisnąć w miarę sensowny sezon z Jaya Cutlera w 2015 r. jako OC Bears i to chyba jego największa zasługa.

Przez trzy lata w Miami nie zdołał wprowadzić na ludzi Ryana Tannehilla, a teraz Darnold zalicza bolesny regres i widzi duchy. W swojej trenerskiej karierze Gase ma więcej dwucyfrowych porażek niż wygranych. W jedynym względnie udanym sezonie, kiedy awansował z Miami do playoffów, stał za rzadkim przypadkiem drużyny, która wygrała 10 meczów mimo ujemnego bilansu punktów w sezonie. Głównie dzięki bilansowi 8-2 w meczach zakończonych różnicą jednego posiadania.

Czas już jasno powiedzieć: Adam Gase nie sprawdza się jako trener drużyny. Nie sprawdzał się też jako koordynator, gdy musiał robić coś więcej niż klepać po plecach Peytona Manninga. Tylko czy właściciele Jets zechcą zresetować drużynę drugi sezon z rzędu?

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

  • WR JuJu Smith-Schuster (Steelers) został pierwszym w historii zawodnikiem, który złapał 200 piłek przed 23 urodzinami

2. Z notatnika medyka:

  • WR DeSean Jackson (Eagles) będzie musiał przejść operację zerwanego mięśnia posturalnego. Nie wiadomo czy zdoła jeszcze wrócić w tym sezonie
  • WR Preston Williams (Dolphins) zerwał więzadła ACL w kolanie, co oznacza koniec sezonu
  • LB Kwon Alexander (49ers) zerwał mięsień piersiowy i już nie wróci w tym sezonie do gry
  • CB Malcolm Butler (Titans) złamał nadgarstek i nie wiadomo czy zagra jeszcze w tym sezonie
  • QB Jacoby Brisett (Colts) doznał urazu więzadła MCL w kolanie. Na szczęście nie doszło do zerwania, ale i tak może to oznaczać kilkutygodniową absencję.
  • WR Adam Thielen (Vikings) pogłębił uraz mięśnia dwugłowego uda. Najprawdopodobniej opuści kilka meczów.
  • QB Cam Newton (Panthers) trafił na listę kontuzjowanych. Uraz stopy okazał się poważniejszy i uniemożliwi mu powrót do gry w tym sezonie.
  • DE Arden Key (Raiders) złamał stopę i najprawdopodobniej nie wróci już w tym sezonie

3. W poniedziałkowym meczu Cowboys – Giants największą gwiazdą okazał się czarny kot. Na MetLife Stadium podobno mieszka sporo bezdomnych kotów, ale z reguły nie wychodzą na boisko w trakcie meczów. Złośliwi już mówią, że kot spędził w tym sezonie w endzone więcej czasu niż New York Jets, którzy również grają na tym stadionie.

4. Jedyną niepokonaną drużyną w NFL pozostają San Francisco 49ers. W wyjazdowym meczu z Cardinals mieli sporo problemów. Ostatecznie uratował ich najlepszy w tym sezonie mecz Jimmiego Garoppolo, który podał na 317 jardów, 4 TD i nie miał żadnych strat. W swoim drugim meczu w barwach SF Emmanuel Sanders złapał 7 piłek na 122 jardów i przyłożenie. Sprawnie funkcjonująca ofensywa Niners to dość przerażająca perspektywa dla reszty NFL.

5. Pod nieobecność Patricka Mahomesa Matt Moore zrobił wystarczająco dużo, by utrzymać Chiefs w grze. Po zaciętym meczu pokonali Vikings i przed powrotem Mahomesa mają bilans 5-3 i prowadzą w AFC West.

6. Pod koniec trzeciej kwarty meczu przeciwko Eagles Chicago Bears mieli 1 jard netto zdobyty w ofensywie. Widać wyraźnie, że Mitch Trubisky nie jest właściwym wyborem na rozegraniu, a Matt Nagy nie ma pomysłu jak nad wszystkim zapanować. Co gorsza bardzo agresywna polityka transferowa sprawiła, że Miśki znów dysponują jednym z najskromniejszych kapitałów draftowych w lidze. W pierwszych czterech rundach mają dwa wybory, oba w drugiej rundzie.

7. W pojedynku rozgrywających, którzy rozgrywają jeden z najlepszych sezonów w karierze, Derek Carr i Oakland Raiders pokonali Matta Stafforda i jego Lions. Raiders są tylko jedną wygraną od miejsca dającego dziką kartę w playoffach.

8. Nowym liderem w wyścigu po #1 w drafcie 2020 są Cincinnati Bengals, ostatnia w NFL drużyna bez zwycięstwa. W celu umocnienia prowadzenia ogłosili, że Andy’ego Daltona na rozegraniu zastąpi debiutant Ryan Finley, wybrany w czwartej rundzie draftu. Żarty żartami, ale decyzja Bengals jest jak najbardziej racjonalna – sezon już można spisać na straty, więc warto sprawdzić w „warunkach bojowych” na co stać młodego rozgrywającego. Może zagra na podobnym poziomie jak Dalton, a skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?

 

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

8 komentarzy

  1. Kilka słów o liderze tabeli Bengals – kolejny sezon, w którym od początku mają kłopoty z kontuzjami a absencja Greena jest kluczowa, bo z nim mogli ze trzy mecze wygrać i jechać do Londynu z bilansem 3-4. Ale to też tylko gdybanie a prawda taka, że z wysokości trybun Wembley widziałem jak „markują” grę. Już samo ustawienie w defensywie było zgubne plus część akcji ofensywnych zagranych po to żeby je odbębnić, nic nie zyskać i odkopać piłkę. Tankowanie na całego. Zamiana QB zrozumiała ale trochę zostawili Daltona na lodzie, ogłoszona na 3 godz przez trade deadline, nawet miał o to pretensje w mediach. Finlay dostanie swój czas żeby pokazać czy jest coś wart, będzie grał bez zbędnej presji ale i z AJ Greenem więc kto wie, może coś z tego będzie? Mimo wszystko celem większości kibiców z Cinci w drafcie jest QB z Alabamy Tua Tagovailoa, pytanie kto faktycznie będzie miał ten pierwszy numer draftu, wczoraj widziałem trochę Dolphins-Jets i trzeba przyznać, że chłopaki też mają duży potencjał na „jedynkę”. Moim zdaniem liga powinna coś zrobić z tym tankowaniem, to jest wypaczanie rywalizacji, chora sytuacja, może wzorem NBA zrobić losowanie looserów na koniec? Z drugiej strony nikt nie ma gwarancji, że z jedynką wyciagnie asa a pomylić się jest łatwo.

  2. Zarwałem nockę dla Pats i moje wnioski poniżej:
    1. Pierwszy TD dla Baltimore miał się skończyć na FG, ale enchrochement albo falstart defensywy i pierwsza próba w okolicach 1-2 jarda. Powinny być 3 zamiast 7 punktów.
    2. Pierwszy FG z end zone jezcze usprawiedliwiony. Wynik po nim był 17-10 dka Ravens.
    3. Drugi FG z 1 jarda mocno dyskusyjny. Można było próbować, ale to Pats mieli posiadanie po przerwie. Stąd pewnie ta decyzja.

    Reasumując pierwsza połowa skończyła się 17-13 nie najgorzej choć równie dobrze mogło być w drugą stronę.

    4. Nieszczęsny fumble Edelmana spowodował powrót na TD. Na szczęście NE zaliczyli piękny drive i było 24-20. Do tego momentu mecz był otwarty, choć gdyby nie ten fumble, to moglo być i 20-17 dla Pats. Zostawmy to.

    5. Po TD dla Pats obrona mogła zatrzymać Ravens przy 3&long (ponad 12 jardów), ale się nie udało. Na złość Ravens podawali piłkę zamiast biegać. W tym samym drivie było 4&4 udane dla Ravens, choć równie dobrze mogło być OPI. Receiverzy Ravens skrzyżowali i zderzyli się z secondary Pats. Trudno powiedzieć czy sędziowie się nie popisali. Po tym drivie było 30-20 dla Ravens i chyba cała 4 kwarta.

    Tu niestety nie udało się NE przejść boiska na TD jak wcześniej i w zasadzie było po meczu.

    Zakładając -4 punkty za pierwszy TD, do tego brak fumble na czyli -7 i jedną TD zamiast FG dla NE czyli +4, oraz decyzję sędziowską przy 4&4 (komentatorzy podkreślili, że dobrze, że sędziowie tego nie widzieli) czyli -7, to zwycięzcą byłby ktoś inny. Ale to tylko gdybanie (24 – 19 dla NE).

    Mi sie przypomina mecz z Titans w zeszłym roku i przegrana (jeszcze brzydsza). Widocznie NE tak ma. Na plus Sanu i ponad 80 jardów złapane plus TD.

    Ravens gają unikalny power run. Pytanie czy Lamar wytrzyma to. Niejeden QB się o tym brutalnie przekonał zderzając się z obroną. Zobaczymy. Sposób na nich się znajdzie. Do końca sezonu koordynatorzy dostaną więcej materiału do analizy. Są unikalni z tą grą. Pytanie, co się stanie jak ktoś zablokuje ich bieg (jak LAC w wild card game w zeszłym roku).

    Co do NE, to z kimś mieli przegrać. Dobrze, bo nie będzie presji na perfect season. Po drugie, to taki wake up call. Przynajmniej wiedzą, że muszą dawać z siebie wszystko. Najważniejsze, aby załatać dziurę na LT i to powinno pomóc ofensywie. Czy się uda… nie wiem.

  3. @M – Nie rozumiem tego całego gdybania o fumble Edelmana, że gdyby nie to to NE spokojnie by mecz wygrało. Widzę że fani Pats liczą pomyłki i błędy zawodników w jedną stronę. Gdyby nie katastrofalny błąd Jonesa przy puncie, Ravens mieliby 17-0 i piłkę po swojej stronie. Przy potencjalnej zdobyczy punktowej, obstawiam że NE nie byłoby w stanie nawet podnieść rękawicy i powalczyć z Baltimore.

    1. Ravens mieli chyba 2 razy straconą piłkę przez fumble, jeśli dobrze pamiętam, z tym, że nie wywołało to takich skutków jak fumble Patriots. Jednak zgadzam się, że można też gdybać co by było gdyby Ravens nie popełnili żadnych błędów i wtedy wynik byłby jeszcze gorszy dla Patriots.

    2. Masz rację.
      Raz piłkę odzyskali Pats po fumble raz Ravens. Więc powiedzmy, że fumble Ravens na TD i Pats na TD się wyrównują.

      Generalnie, gdyby nie kara przed 1 TD dla Ravens i 3 pkt. zamiast 7 oraz nieodgwizdane OPI na korzyść Ravens przy 4&4, to wynik byłby 26-20. Co wyglądałoby już inaczej.

      Wynik gorszy niż gra. W zeszłym roku z Titans też było nawet gorzej.

  4. O ile, gdzieś myśl o porażce Pats z Ravens przewijała się, o tyle porażka Packersów z LAC jest chyba największym zaskoczeniem.

    W tym tygodniu najwięcej frajdy sprawiło mi spotkanie Raiders vs Lions. Raiders w ogóle wyglądają zaskakująco dobrze, nie są kelnerami, postraszyli Texans, oraz wygrali z Colts

  5. Znalazłem w necie ciekawe zestawienie najpopularniejszych pod względem ilości fanów oficjalnych kont facebookowych poszczególnych klubów NFL.

    Według stanu na dzień 07.11.2019 r. prowadzą Dallas Cowboys (8,575,727 polubień), dalej Patriots (7,065,320 polubień) i następnie Steelers (6,382,005 polubień).

    Co ciekawe, Chargers, którzy mają najmarniejszą frekwencję w lidze, a na ostatnim meczu z Packers co najmniej połowę stadionu wypełnili kibice gości, wcale nie są ostatni. Chargers mają 24 miejsce (1,544,769 polubień) i wyprzedzają lokalnego rywala Rams (31 miejsce -861,650 polubień).

    Sam nie mam konta na facebooku, a internet nie musi dokładnie oddawać rzeczywistości, ale jest to jednak jakiś miernik popularności klubów. Zatem chyba Chargers nie przyjęli się w samej aglomeracji Los Angeles, ale w skali kraju nie jest źle 🙂

    Link:

    https://www.trackalytics.com/the-most-liked-nfl-teams-on-facebook/page/1/

  6. ACL to więzadło krzyżowe przednie, MCL to więzadło poboczne piszczelowe. Tak gwoli ścisłości kontuzji Williamsa i Brissetta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *