NFL playoffs 2021: Ravens, Saints i Browns w drugiej rundzie

Ravens zrewanżowali się za ubiegły sezon. Saints nie zachwycili, ale planowo wygrali. A Browns sprawili nie lada niespodziankę i odnieśli pierwsze zwycięstwo w playoffach od 1995 r. w imponującym stylu.

Cztery z sześciu wyżej rozstawionych drużyn przegrało swoje mecze w pierwszej rundzie. Ale to nic dziwnego. Od 2002 r. drużyny wyżej rozstawione w Wild Card Round mają bilans zaledwie 40-38 i tylko trzy razy (2006, 2011 i 2016) wygrały komplet meczów.

Zobacz też podsumowanie sobotnich meczów Wild Card Round NFL Playoffs 2021

Baltimore Ravens 20 – 13 Tennessee Titans

Szaleństwem jest robienie tego samego raz po raz i oczekiwanie odmiennych rezultatów. Te słowa, przypisywane (najprawdopodobniej niesłusznie) Abertowi Einsteinowi, znakomicie podsumowują postawę Titans przeciwko Ravens.

Ekipa z Nashville raz po raz próbowała tego, co niejednokrotnie dawało efekty przez ostatnie dwa sezony: konsekwentnej gry biegowej przez Derricka Henry’ego. Zawodnika, który wybiegał im niespodziewane zwycięstwo nad Ravens w ubiegłorocznych playoffach. Tylko że w niedzielę to kompletnie nie działało. Henry wybiegał zaledwie 40 jardów w 18 próbach, ani razu nie przekroczył 8 jardów i nie zaliczył ani jednej biegowej pierwszej próby przez cały mecz.

Według Dana Pizzuty w pierwszej i drugiej próbie Titans biegali 18 razy i 19 razy podawali, mimo że podania były znacznie skuteczniejsze pod względem EPA na akcję (-0,26 biegi +0,14 podania). Henry niemal w 3/4 prób miał przeciwko sobie ośmiu lub więcej obrońców w tackle box. Po prostu Ravens ustawili defensywę, by zatrzymać biegi Henry’ego w pierwszych próbach. A Titans, nawet gdy zorientowali się w tym co robią rywale, kontynuowali raz przyjętą taktykę. I to mimo że ewidentnie nie zdała ona egzaminu.

Z drugiej strony Ravens pokazali, że są bardziej elastyczni. Ich ofensywa również zaczęła niezbyt szczęśliwie. Titans byli gotowi na wszelkie zmyłki, opcje i inne warianty gry biegowej Baltimore. Do tego Lamar Jackson rzucił fatalną piłkę prosto w ręce obrony. Jednak od drugiej kwarty zaczęli grać nieco inaczej. Jackson nie próbował wciskać piłki w ciasne krycie, a więcej podań zaczęło iść do flatu, czy nawet za linię wznowienia akcji. To uruchomiło zwłaszcza Marquise’a Browna. Trzeba jednak przyznać, że fenomenalny bieg Jacksona na 48-jardowe przyłożenie nie wynikał z żadnego świetnego schematu, a po prostu z błysku atletycznego geniuszu.

Co gorsza Mike Vrabel korzystał z Henry’ego uparcie gdy nie szło, ale gdy ten faktycznie był potrzebny, to szkoleniowiec nie dał mu szansy. Na 10 minut przed końcem meczu Titans mieli sytuację 4&2 na 40. jardzie rywala przy czteropunktowym prowadzeniu przeciwników. Właśnie po to płacisz relatywnie duże pieniądze swojemu masywnemu RB, żeby zdobył dla ciebie te dwa jardy. Albo przynajmniej udawał, że próbuje i dał kolegom szansę na play action. Albo zagrzewał do boju kolegów, próbujących zdobyć pierwszą próbę. Cokolwiek, ale nie punt!

Liczby są bezwzględne. Wg modelu EdjSports punt zamiast rozgrywania czwartej próby obniżył szanse Titans na wygraną o 14 pkt. proc. Wg Briana Burke’a było to tylko 7,9 pkt proc., ale nawet ta niższa wartość sytuuje tę decyzję w gronie najgorszych w ostatnich latach.

Swoją drogą reakcje na decyzję Vrabela na Twitterze pokazują, jak zmieniła się wiedza i podejście do podejmowania decyzji w futbolu. Jeszcze kilkanaście lat temu nikt nie kwestionowałby słuszności „ograniczania ryzyka” przez szkoleniowca Titans. Kilka lat temu mielibyśmy dyskusję. A w niedzielę punt był krytykowany solidarnie przez matematyków, dziennikarzy, kibiców i zawodników.

W następnej rundzie Ravens grają z Bills i mecz zapowiada się wyśmienicie. Tymczasem Titans kończą sezon na pierwszej rundzie playoffów. Muszą poważnie przemyśleć filozofię ofensywy. W osobie Henry’ego mają najlepszy czołg w NFL. Ale nie w każdej sytuacji wjazd czołgiem jest zasadny. Czasem skuteczniejszy będzie nalot.

Chicago Bears 9 – 21 New Orleans Saints

Wynik nie oddaje tego co działo się na boisku. Bo nie działo się praktycznie nic. Saints byli zespołem o niebo lepszym, kompletnie dominującym na linii wznowienia akcji i z bogatszym zasobem broni w ofensywie. A jednak przez większość meczu nie potrafili tego przerobić na punkty. Nic dziwnego, że najchętniej dyskutowanym tematem były wizualne efekty pojawiające się w relacji dla dzieci nadawanej równolegle w kanale Nickelodeon.

Saints wreszcie mieli do dyspozycji trio najważniejszych graczy ofensywy: Drew Breesa, Alvina Kamarę i Michaela Thomasa. Każdy z nich odegrał istotną rolę w zwycięstwie, a swoje cegiełki dołożyli też Deonte Harris i Jared Cook. Tylko brakowi skuteczności Saints zawdzięczamy fakt, że mecz nie rozstrzygnął się znacznie wcześniej.

Z drugiej strony brak skuteczności nie był tylko domeną Saints, a gdyby nie ta piłka fatalnie upuszczona przez Javona Wimsa

O dziwo jednym z lepszych graczy Bears w tym meczu był Mitch Trubisky. Statystyki tego nie wykażą, ale jego skuteczność podań była 8 pkt. proc. wyższa od oczekiwanej. Po prostu jego trenerzy dali mu do ręki fatalne karty, a on rozgrywał je najlepiej jak potrafił.

W drugiej rundzie Saints zagrają przeciwko Buccaneers i po raz pierwszy w playoffach spotka się dwóch rozgrywających powyżej 40 roku życia. Jednak mimo zaawansowanego wieku głównych aktorów w tym widowisku powinno być więcej życia niż w meczu Saints – Bears.

Cleveland Browns 48 – 37 Pittsburgh Steelers

Kiedy pierwszy ofensywny snap meczu przefrunął nad głową Bena Roethlisbergera i został odzyskany przez defensywę Browns na TD, moim pierwszym skojarzeniem było Super Bowl XLVIII i nieudany snap frunący obok zaskoczonego Peytona Manninga. Jeden i drugi zapowiadał prawdziwą ofensywną katastrofę.

Ze względu na ognisko COVID-u w klubie, Browns praktycznie nie trenowali przed meczem, przystąpili do niego bez kilku kluczowych graczy, a połowa sztabu trenerskiego, w tym Kevin Stefański, oglądała mecz w telewizji na kwarantannie. Jednak od samego początku to Steelers wyglądali, jakby przystąpili do gry po miesiącu leżenia na kanapie.

W pierwszej kwarcie popełnili cztery straty i zanim się obejrzeli, Browns prowadzili 28:0. Stalowi byli katastrofalni niemal w każdym elemencie gry. Ben Roethlisberger szurał stopami po murawie jak ciężko zmęczony emeryt wracający z potańcówki w klubie seniora. Jego anemiczne podania wyglądały jak ceremonialna pierwsza piłka rzucona przez celebrytę przed meczem baseballowym. Defensywa potykała się o własne nogi i najwyraźniej zapomniała jak się powala rywali. Minkah Fitzpatrick, od kilku lat czołowy safety w NFL, był tak niezgrabny, że wyglądał jak slapstikowy aktor na gościnnym występie.

Naturalnie w tym wszystkim nie można odmówić klasy ekipie z Cleveland. Błędy rywala to jedno, ale trzeba je jeszcze wykorzystać. Karl Joseph musiał wyprzedzić rywali, by odzyskać fumble w polu punktowym. Porter Gustin, rezerwowy DE, wykazał się sporym atletyzmem i przytomnością umysłu, łapiąc zbite przez kolegę podanie Roethlisbergera. Baker Mayfield zagrał mecz bez fajerwerków, ale i bez błędów. Jarvis Landry złapał kilka ważnych piłek. Kareem Hunt i Nick Chubb wyrywali kolejne jardy i pierwsze próby.

Jednak przede wszystkim zbiorowym bohaterem była linia ofensywna Browns. Linia, która kompletnie wyłączyła z gry najlepszy w sezonie zasadniczym pass rush NFL. Która fantastycznie otwierała ścieżki biegowe. I która grała na wysokim poziomie nawet gdy trzech starterów wypadło z powodu większych i mniejszych urazów. W klubie od kilku lat inwestują duże zasoby, tak w gotówce jak w wyborach draftowych, właśnie w tę formację. I właśnie dla takich meczów w takim momencie sezonu to robią.

Możemy się zastanawiać co by było, gdyby Steelers nie przespali pierwszej kwarty. Przecież Ben Roethlisberger podał na ponad 500 jardów, jego receiverzy złapali 47 piłek, co jest rekordem NFL licząc zarówno sezon zasadniczy jak playoffy, a JuJu Smith-Schstuer przypomniał sobie, że kończy mu się umowa i zanotował 157 jardów. Ale to wszystko było możliwe, bo Steelers musieli wyłączyć wszystkie bezpieczniki. Gdyby nie ta fatalna pierwsza kwarta mecz miałby diametralnie inny przebieg. Ale czy faktycznie inny wynik?

W nagrodę Browns jadą do Kansas City. Mało kto będzie wierzył w ich zwycięstwo, ale oni podejdą do meczu na luzie. Zrealizowali plan na ten sezon, wygrali pierwszy mecz w playoffach od ćwierć wieku i będą grali bez żadnej presji. A jeśli ich linia ofensywna będzie tak dominowała, to mogą sprawić sensację.

Steelers czeka ciężki offseason. Muszą zdecydować co z Big Benem, na emeryturę wybiera się podobno C Maurkice Pouncey. Kontrakty kończą się Smith-Schusterowi i obu startowym OT z tego meczu. A klub jest póki co ok. 20 mln dolarów powyżej limitu płac.

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

13 komentarzy

  1. „Kiedy pierwszy ofensywny snap (…) został odzyskany przez defensywę Browns na safety” – zacząłem oglądać NFL w zeszłym roku i może się nie znam, ale to chyba było TD dla Browns 😉

  2. Z tymi wygranymi drużyn z niższym rozstawieniem, to jednak często dzieli je 1-2 wygrane mecze, co jest niewielką różnicą. Do tego trzeba pamiętać, że to tylko jeden mecz, w zmiennych warunkach pogodowych oraz dynamiczna sytuacja z kontuzjami.
    No i dopiero od tego roku nr 2 gra w WC. Wcześniej miał bye week. Nr 1 i 2 z reguły są zasłużone. I w tym roku te zwycięstwa obu zespołów z nr 2 pokazały to.
    Co do historii to nie jestem pewien czy zespoły poniżej 10 zwycięstw z reguły nie odpadały szybko.

  3. Niestety ale ogólnie można powiedzieć, że ta runda Wild Card to rozczarowanie. Jak się okazuje ilość meczów nie idzie w parze z jakością o emocjach już nie wspomnę. Miejmy nadzieję, że Divisional Round nam to jakoś wynagrodzi bo moim zdaniem jest spory niedosyt.

    1. Oglądam NFL od ok. 5 lat i PO nie są jakąś magiczną gwarancją, że mecze będą emocjonujące. Pamiętaj, że te zespoły w większości zaliczyły co najmniej jedną wtopę (a niektóre i więcej). Do tego dla wielu graczy to pierwszy mecz w karierze. Świadomość, że jest to tylko jeden mecz i koniec też nie pomaga. W lidze wiesz, że jak przegrasz, to za tydzień nowy mecz i szansa na wygraną. Tu się liczy mentalność. Jak się poskłada te wszystkie czynniki, to potem okazuje się, że nie ma tak wielu meczów trzymających w napięciu do samego końca. W lidze jest ich więcej, ale moim zdaniem wynika, to z tego, że jest ok. 16 (bye weeks zmniejszają tę liczbę) meczów i łatwiej trafić taki mecz.
      Najbardziej mnie wkurza, że jak jest jeden mecz i jest nudny / wysoka przewaga, to nie ma na co przełączyć.

      1. Dla mnie to już ze 20 lat z małymi przerwami, wcześniej oglądało się tylko Superbowl i finały konferencji. Większość rund to były znakomite, pełne emocji mecze z dogrywkami czy różnymi niespodziewanymi zwrotami akcji. Owszem, w obecnych czasach jest tego może trochę mniej ale mimo wszystko play off to jest serce tych rozgrywek. Tymczasem w tym roku mieliśmy takie rodzynki jak Bears i „Redskins”, zespoły które w ogóle nie powinny awansować czy będące kompletnie bez formy ekipy Steelers i Seahawks. Druga sprawa to covid, te puste trybuny w Seattle były okropne i to też miało wpływ na postawę zespołu. Plus to mecz Bills-Colts, goście postawili się, grali swoje i w sumie mogli ten mecz wygrać. Przed nami Divisional Round i mam wrażenie, że to będzie zupełnie inny poziom emocji. Packers-Rams, Bills-Ravens, Saints-Buccaneers…będzie się działo.

        1. PIT miał bilans 11-0 albo 10-0 i do PO się doczłapał. Po prostu inni nauczyli się, że grają krótkie piłki plus brak gry biegowej.

          SEA, to słaba OL i jeszcze gorsza defensywa podaniowa. Bieg bronili dobrze, ale to za mało. Nie miał kto chronić Wilsona.

          WFT, to niestety konsekwencja podziału na dywizję, co moim zdaniem nie jest dobre. Miałbym lepszy pomysł.

          CHI, to z kolei ostatni zespół z NFC, a i tak byli lepsi niż WFT. ARI zawiodła wcześniej i dlatego było jak było.

          A co do zapowiedzi, to zeszłoroczny finał NFC sobie odpuściłem, bo wiedziałem, że SF przebiegną się po GB. W AFC było podobnie, choć nie bieg, a rzuty KC i w drugiej połowie jak TEN musiało przestać biegać. W Divisional jest szansa na 2 ciekawe mecze choć ja faworyta na widowisko i czarnego konia upatruję w … CLE (od zera do bohatera).

          Co do TB – NO, to już był jeden blowout w sezonie. Trudno powiedzieć, co nas spotka.

          LAR – GB będzie ciekawe dopóki defensywa powstrzyma Rodgersa. W ofensywie nie ma atutów. Najpóźniej rozstrzygnie się w trzeciej kwarcie.

          BAL – BUF to mecz z potencjałem chyba największym.

          No i CLE – KC to goście mogą grając radosny football pokusić się o sensację. Ofensywa ma 5 meczów z 40 +. pkt. a KC tylko jeden. Pytanie czy defensywa da radę. No i covid niestety.

          Na szczęście jest Game Pass i przy światłowodzie / lte da się oglądać wszędzie. Od 3 lat płacę i nie żałuję. A do tego zwrot 50 USD za kłopoty w SB. Warto było 😉

          1. Co do GB, cały czas trzymam cię za słowo. Jeszcze się nie rozczarowałem 🤪

            Niestety nowy nabytek do linii ofensywnej przytargał dżumę do szatni. Narazie cisza ale za dwa dni mogą zacząć wyskakiwać pozytywne wyniki.

          2. Dzięki za przypomnienie, pozwolisz że poproszę Cię o pomoc gdzie (na jaki adres) przesłałeś reklamacje do NFL i co tam napisałeś, że dostałeś aż taki bonus ?
            pozdrawiam
            dawidduczkowski@wp.pl

          3. Reklamacja:
            Po tej mini kompromitacji byłem bodajże na stronie game passa i tam było zgłoszenie issue z jedną z opcji dotyczącą SB dość szybko. Dokładnie nie wiem kiedy , ale w ciągu kilku dni to zgłosiłem.
            Nie wiem co sprawdzali, ale byłem zalogowany większość meczu i nie wiem jak to monitorują. Do tego miałem cały sezon. Dostałem 1/4 rekompensaty.

  4. W lidze gdzie mamy tylko 16 spotkań, grasz jedynie z 13 drużynami z 30 jednak sensowne jest aby mistrz dywizji grał dalej. Nie zawsze 11:5, a 9:7 wskazuje jednoznacznie, że ta drużyna z lepszym bilansem jest na pewno silniejsza. WTF nie byli tak daleko od próby powalczenia o awans 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *