NFL, tydzień 1: Formacje specjalne specjalnej troski

„You had one job…” W weekend otwarcia kopacze NFL pokazali, czemu tym najlepszym płaci się miliony za wyście na boisko kilka razy w ciągu meczu. W podsumowaniu pierwszego tygodnia o narracjach z pierwszego weekendu poważnego grania, które mogą, ale wcale nie muszą być przesadą. Zobaczymy jak wypadły mecze zawodników przeciwko dawnym drużynom. I wreszcie przyjrzymy się czy Lamar Jackson miał rację odrzucając umowę z Ravens i czy między topowymi rozgrywającymi i ich agentami istnieje potencjalny konflikt interesów. Zaczynamy jednak od formacji specjalnych, z których spora część była jedynie specjalnej troski.

 

Większość drużyn NFL ma w składzie trzech graczy zbiorczo nazywanych „specjalistami”: kickera, puntera i long snappera. O ile nazwiska tych dwóch pierwszych z reguły znane są wszystkim fanom drużyny, o tyle ten trzeci jest najczęściej kompletnie anonimowy. O specjalistach od dalekich snapów słyszymy tylko tedy, gdy coś popsują.

Long snapperzy to najgorzej opłacani zawodnicy w NFL ze średnią rocznych zarobków minimalnie przekraczającą 1 mln dolarów. Niemal wszyscy zarabiają ligowe minimum lub coś w tej okolicy. Najwyższy cap hit ma Joe Cardona z Patriots (1,33 mln), a najwięcej gotówki w tym roku otrzyma Josh Harris z Chargers (800 tys. signing bonusu i 1,12 mln pensji przy cap hicie 1,32 mln). Wśród kickerów i punterów zdarzają się przynajmniej pojedynczy gracze opłacani znacznie lepiej od kolegów, jak Justin Tucker czy Michael Dickson.

A jednak o wadze long snappera dla drużyny dobitnie przypomnieli sobie Cincinnati Bengals, którzy swojego stracili w czwartej kwarcie meczu przeciwko Pittsburgh Steelers. I konia z rzędem temu, kto pamięta, jak nazywa się ów dżentelmen, którego uraz kosztował Bengals przegraną w pierwszym tygodniu. Ja musiałem sprawdzić w internecie – Clark Harris.

Na dwie sekundy przed końcem czwartej kwarty Bengals zdobyli przyłożenie, wyrównując stan meczu. Wystarczyło udane podwyższenie. Jednak zostało ono zablokowane przez Minkah Fitzpatricka. W zgodnej opinii fachowców od special teams winę za to ponosi Mitchell Wilcox, nominalny tight end, który zastąpił Harrisa jako long snapper. Wilcox pełnił tę rolę w liceum, ale na NFL okazało się to za mało. Jego podanie było nieco za wysokie i zbyt wolne, co dało Fitzpatrickowi bezcenne ułamki sekund i pozwoliło doprowadzić do dogrywki.

W dogrywce formacje specjalne również się nie popisały. Najpierw kicker Bengals, Evan McPherson przestrzelił z 29 jardów. Znów głównym winowajcą był zły snap Wilcoxa, nawet gorszy niż przy zablokowanym podwyższeniu. Co ciekawe Benglas kopali w trzeciej próbie. Najwyraźniej Zac Taylor uznał, że kopnięcie z 29 jardów, w normalnych warunkach mające ponad 95% skuteczności, to pewniejsza opcja niż ryzykowanie straty w normalnej akcji. W kolejnej serii to Chris Boswell ze Steelers trafił w słupek z 55 jardów. Nie jest to odległość gwarantująca skuteczny FG, ale Boswell to drugi najlepiej zarabiający (po Tuckerze) kopacz NFL i właśnie w takich momentach powinien udowodnić że na te pieniądze zasługuje.

W samej końcówce dogrywki Joe Burow dał się zsackować i wypchnąć poza zasięg skutecznego kopnięcia z gry. Bengals puntowali, ale zrobili to mając na zegarze odliczającym czas na akcję ok. 15 sekund. Zostawiło to dodatkowy czas rywalom, którzy dali szansę Boswellowi na rehabilitację, a ten trafił z 53 jardów.

Formacje specjalne miały kluczowe znaczenie w AFC North, ale nie był to jedyny taki mecz pierwszej kolejki. Colts niespodziewanie zremisowali na wyjeździe z Texans, a ich kopacz Rodrigo Blankenship spudłował z 42 jardów na 2 minuty przed końcem dogrywki.

Titans przegrali u siebie z Giants jednym punktem po tym, jak Randy Bullock spudłował w ostatniej akcji meczu z 47 jardów.

W meczu Saints z Falcons Will Lutz trafił z 51 jardów na 19 sekund przed końcem meczu dając Świętym prowadzenie. Jego vis-a-vis Youngho Koo miał okazję wygrać mecz z 63 jardów, ale został zablokowany.

Dla odmiany Cade York pewnie trafił z 58 jardów, zapewniając swoim Browns wygraną w Charlotte.

I wreszcie w poniedziałkowy wieczór Brandon McManus miał możliwość uratować powrót Russella Wilsona do Seattle, ale spudłował z 64 jardów.

Andrew Brandt zwykł powtarzać, że kickerzy są jak prawnicy – niedoceniani, póki nie potrzebujesz jakiegoś naprawdę dobrego. Z kolei o long snapperach można powiedzieć, parafrazując Kochanowskiego, że nikt się nie dowie, jak są potrzebni, aż się zepsują.

Pierwszy tydzień może nie stał na najwyższym poziomie, ale emocji nie brakowało. A formacje specjalne dolewały jeszcze oliwy do ognia.

 

Powroty bardziej i (głównie) mniej udane

Pierwszy tydzień przyniósł kilka głośnych występów zawodników przeciwko ich byłym drużynom. Bez wątpienia NFL-owi magicy od układania kalendarza zrobili to specjalnie. Dodało to niewątpliwie smaczku pierwszej kolejce. Jak wypadli gracze w nowych uniformach przeciwko starym drużynom?

Baker Mayfield w barwach Panthers przeciwko Browns. Bez wątpienia najgłośniejszy z tych powrotów. Browns wybrali Mayfielda z #1 draftu 2018, a ten zaczął w ich wyjściowym składzie 59 meczów. Kiedy drużyna pozyskała Deshauna Watosna, Baker został dość bezceremonialnie odsunięty, nie krył się zresztą z żalem. Obie strony miały sporo racji – Browns nigdy nie zapewnili Mayfieldowi odpowiednich warunków. Z kolei rozgrywający nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei i mimo przebłysków wielkiego talentu nie został nawet solidnym starterem. W meczu przeciwko starej drużynie Mayfield zafundował kibicom pełne „Baker Mayfield Experience”. Fatalny początek, katastrofalny przechwyt i szaleńczy powrót, który niemal dał zwycięstwo. Jednak ostatecznie 16/27, 235 yds, 1 TD, 1 INT to nie są statystyki, z których może być dumny.

Russell Wilson w barwach Broncos przeciwko Seahawks. W Seattle Wilosn został bezlitośnie wybuczany, a jego następca Geno Smith witany był owacyjnie. I faktycznie, przez większość meczu to Smith był skuteczniejszy – w pierwszej połowie posłał do celu 17 z 18 podań i dołożył do tego dwa przyłożenia. Statystycznie Wilson miał całkiem udany mecz – 340 jardów i passer rating 101,3, ale prowadzona przez niego ofensywa dwa razy zgubiła piłkę w akcjach zaczynających się jeden jardów od pola punktowego rywala. Ani razu nie była to wina Wilsona, jednak ostatecznie musiał uznać wyższość rywala. Pytanie czy Broncos nie powinni złożyć losów meczu w jego ręce, gdy mieli 4&5 z 20 sekundami na zegarze i trzema przerwami na żądanie. Wybrali jednak kopnięcie z 64 jardów, które McManus przestrzelił.

DeVante Parker w barwach Patriots przeciwko Dolphins. Parker, wybrany z #14 w drafcie 2015 nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei, choć przez moment, w sezonie 2019, wydawało się, że może zaliczy przełom. W offseason on chciał odejść, Dolphins chcieli się go pozbyć, Patriots potrzebowali receivera. Wymiana była korzystna dla wszystkich zainteresowanych. Jednak powrót do Miami wypadł kiepsko. Ofensywa NE wyglądała źle, a Parker był celem dwóch podań – jedno przechwycili rywale, po drugim zdobył 9 jardów.

Von Miller w barwach Bills przeciwko Rams. To ostatnie spotkanie było nieco mniej „zapalne”, bo Miller spędził w Rams jedynie pół roku ku satysfakcji wszystkich zainteresowanych stron. Miller zdobył mistrzowski pierścień, a Rams mają w gablocie drugie Lombardi Trophy, w którym Miller miał istotny udział i nie musieli płacić mu zbyt wiele. Od początku było wiadomo, ze po sezonie pass rusher poszuka wielkich pieniędzy gdzie indziej, bo Rams mu ich nie są w stanie zaoferować. Jednak to właśnie powrót Millera był najbardziej udany, bo na SoFi Stadium zaliczył dwa sacki i trzy powalenia na stratę jardów w grze biegowej, a linia Bills kompletnie zdominowała rywali w pewnie wygranym meczu.

 

Historie do dalszej obserwacji

„Nie reagujmy przesadnie na pierwszy tydzień. „Nie wyciągajmy wniosków po pierwszym meczu”. „Sezon ma 18 kolejek”. Sam to co roku powtarzam, bo faktycznie wiele z tego co dzieje się w pierwszej kolejce nie znajduje potwierdzenia w dalszej części sezonu. Wystarczy popatrzeć na zeszły sezon – Saints wprost zmietli Packers, wygrywając 38:3, a jednak to Aaron Rodgers zgarnął MVP, a jego drużyna skończyła z najlepszym bilansem w NFC, podczas gdy NO opuścili playoffy. Z drugiej strony to nie tak, że obserwacje z pierwszego tygodnia się nie liczą. Cooper Kupp i Ja’Marr Chase od startu sugerowali, że to będzie ich sezon, a degrengolada w Jacksonville pod wodzą Urbana Meyera nie stanowiła pilnie strzeżonej tajemnicy.

Poniżej kilka wniosków, które moim zdaniem mają szansę na przetrwanie dłużej niż do końca września.

To będzie monstrualny sezon Justina Jeffersona. Jasne, Packers zastosowali przeciwko niemu kilka razy Cover 0, czyli zero kryjących w okolicy. Na pewno kolejni rywale będą lepiej przygotowani. Ale Jefferson ma w nowej ofensywie Vikings odgrywać „rolę Kuppa”, a jest od receivera Rams jeszcze sprawniejszy fizycznie. To recepta na sezon na miarę All Pro. Na razie ma 184 jardy na koncie.

Bills są głównymi faworytami AFC. Josha Allen wyglądał jak w przełomowym roku 2020, a nie jak w nierównym 2021. Ale najważniejsza była kompletna dominacja obu linii Buffalo przeciwko rywalowi, który wcale nie dysponuje takim słabym frontem. Ekipa ze stanu Nowy Jork pojechała na stadion aktualnych mistrzów NFL, spuściła im łomot, zabrała drugie śniadanie, włożyła głowę do muszli klozetowej i spuściła wodę. Allen może być postrachem AFC, ale mnie jako fana Patriots równie mocno martwią te linie.

Patriots nie mają ofensywy. Póki wchodziła outside zone, atak Pats wyglądał jako-tako. Kiedy przestała wchodzić, nie było tam za grosz pomysłu i polotu. To drugi sezon Maca Jonesa, który powinien powoli zacząć rozgryzać NFL. Tyle że póki co to jego trenerzy próbują rozgryźć o co chodzi w ataku. Powierzenie przez Billa Belichicka sterów ofensywy dwóm facetom bez choćby sezonu doświadczenia po tej stronie piłki było pomysłem wątpliwym od samego początku. Teraz widać, że Flip i Flap (jak trafnie na łamach NFL Po Godzinach nazywał ich Kuba Kazula) nie za bardzo wiedzą co robią, a mają przypilnować rozwoju drugorocznego rozgrywającego i całej formacji, która po latach spędzonych w jednym systemie usiłuje się nauczyć czegoś zupełnie nowego.

Nie ma Hilla, nie ma problemu. Chiefs mają Patricka Mahomesa i Andy’ego Reida. To nie znaczy, że pozycja receivera nie ma znaczenia, ale na pewno mogą sobie tam pozwolić na więcej niż wiele innych drużyn.

To będzie frustrujący sezon dla Aarona Rodgersa.„Frustrujący” niekoniecznie oznacza zły. Internet obiegły filmy z debiutantem Christianem Watsonem, który upuszcza dalekie, precyzyjne podanie od Aarona Rodgersa i późniejszy upust emocji za linią boczną w wykonaniu aktualnego MVP. Korpus receiverów Packers jest fatalny i nie ma co do tego wątpliwości. Ale ci debiutanci dadzą jeszcze fanom Green Bay sporo emocji. Tak pozytywnych jak negatywnych. Davante Adams w swoich dwóch pierwszych sezonach na zmianę frustrował upuszczonymi piłkami i zachwycał nieprawdopodobnymi chwytami. Problem polega na tym, że to nie jest materiał na wygrywanie tu i teraz, a Rodgers nie może czekać dwa lata – stąd frustracja. Warto jednak pamiętać, że będzie lepiej, gdy linia ofensywna zagra wreszcie w optymalnym zestawieniu.

 

Czy Lamar Jackson potrzebuje agenta?

W offseason wiele emocji wzbudziła sprawa nowej umowy Lamara Jacksona z Baltimore Ravens. A właściwie jej braku, zwłaszcza w kontekście kolegi z tego samego rocznika, Josha Allena, który już przed rokiem podpisał kontrakt na 258 mln dolarów z Bills. Emocji dodał fakt, że Jackson nie ma tradycyjnego agenta i sam rozmawia z klubem o nowej umowie.

„Sam” nie oznacza oczywiście, że Jackson z nikim się nie konsultuje. Nie ma jednak formalnego agenta, który załatwiłby wszystko za niego i przyniósł do podpisu gotowy papier z kwotą między 40 a 50 mln dolarów na rok.

Umowa miała być podpisana do piątku. Nie została, więc Jackson zdecydował o zawieszeniu rozmów, by skupić się na sezonie. Tymczasem w weekend „źródła” podały, jakoby Jackson odrzucił propozycję 274 mln dolarów na kolejne sześć sezonów ze 133 milionami gwarantowanymi w momencie podpisania. Te „źródła” to nic innego jak ktoś z front office Ravens, kto zadzwonił do Adama Sheftera. Narracja klubu jest jasna: daliśmy gościowi więcej gotówki i lepsze gwarancje niż Bills Allenowi, a ten nie chce ich przyjąć. Może jednak załatwiłby sobie agenta?

Tylko czy aby w interesie Jacksona byłoby podpisanie tego kontraktu? Policzmy. W tym roku gra na opcji piątego roku – w pełni gwarantowane 23 mln. Franchise tag na 2023 rok – w pełni gwarantowane 31,5 mln (szacunki, oficjalna kwota nie jest jeszcze znana). Franchise tag na 2024 r. – w pełni gwarantowane 37,8 mln. W sumie daje to w pełni gwarantowane 92,3 mln na najbliższe trzy lata. Ravens dokładają 40 mln za trzy dodatkowe lata umowy. Nieźle, ale bez szału.

W przypadku 99% zawodników NFL w grę wchodziłoby jeszcze ryzyko kontuzji, zwłąszcza że styl gry Jacksona sprawia, że otrzymuje nieco więcej uderzeń niż przeciętny zawodnik z jego pozycji. Ale Jackson ma precedens. Dak Prescott po poważnej kontuzji otrzymał od Cowboys niezwykle korzystną umowę. Rozgrywający Ravens wie, że nawet jeśli dozna urazu, to ustawi się po niego kolejka chętnych za grube miliony. Dodatkowo w warunkach ostro rosnącego salary cap wiązanie się na długie lata z klubem jest dla gracza niekorzystne – to na byciu prawdziwym wolnym agentem można zarobić najwięcej. Pierwszy w pełni gwarantowany kontrakt w historii NFL dostał Kirk Cousins, któremu do możliwości Jacksona dość daleko.

Jak na razie właścicielom klubów NFL udało się wmówić zawodnikom, ze pięcioletni w pełni gwarantowany kontrakt Deshauna Watsona na 230 mln to rynkowa aberracja, a nie nowy standard. A właściwie nie graczom, tylko ich agentom. Russell Wilson, Kyler Muray, Aaron Rodgers. Żaden z nich nie wywalczył w pełni gwarantowanej umowy. Tylko czy interesy ich agentów i zawodników były w tej sytuacji w pełni zbieżne? Agentom zależy na jak najszybszym podpisaniu kontraktu – dostaną wówczas prowizję, a nowym potencjalnym klientom mogą demonstrować jakich to transakcji już dokonali. To tak jak z pośrednikiem nieruchomości – dla nich ważniejsze, by doprowadzić do transakcji, niż żeby uzyskać najlepszą cenę. I w przypadku zdecydowanej większości graczy NFL to dobre podejście. Oni też powinni brać gotówkę jak najszybciej, bo nawet ci najlepsi mają krótkie kariery, które mogą zakończyć się zupełnie niespodziewanie.

Ale rozgrywający z absolutnego szczytu to co innego. Na nich zawsze będzie popyt, jeśli nie w macierzystym klubie, to chętny znajdzie się w innym. Lamar Jackson nie ma agenta, który popędzałby go ku nowemu kontraktowi. Stawia na siebie i wierzy, że może ugrać więcej. I prawdopodobnie ma rację.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika medyka:

Niestety już w pierwszym tygodniu doszło do dwóch kontuzji, które mogą mocno wpłynąć na sezon dwóch drużyn. EDGE T.J. Watt (Steelers) zerwał mięsień piersiowy. Być może wróci jeszcze w tym roku, ale nawet jeśli to na samą końcówkę sezonu, a bez aktualnego DPoY obrona Steelers traci sporo na wartości. Z kolei QB Dak Prescott przeszedł już operację złamanego kciuka w prawej (rzucającej) ręce i ma opuścić sześć do ośmiu tygodniu.

Pozostałe kontuzje:

– QB Mac Jones (Patriots) – uraz pleców. Prześwietlenia nie wykazały złamania, ale nie wiadomo czy zagra za tydzień.
– WR Keenan Allen (Chargers) – uraz podudzia. Podobno „nie jest źle”, ale w większości wypadków oznacza to kilka tygodni przerwy.
– WR Chris Godwin (Buccaneers) – uraz podudzia. To dobra wiadomość, bo początkowo klub obawia się, że to ponowny uraz kolana uszkodzonego pod koniec zeszłego sezonu.

2. Z notatnika statystyka:

– Po raz pierwszy za kadencji Seana McVaya LA Rams mają w jakimkolwiek momencie sezonu więcej porażek niż wygranych. Z kolei New York Giants po raz pierwszy w tym samym okresie mają dodatni bilans zwycięstw
– Cleveland Browns wygrali mecz otwarcia po raz pierwszy od sezonu 2004
– Matt Ryan (Colts) został ósmym rozgrywającym w historii NFL z minimum 60 tys. jardów podaniowych w karierze.

3. #1 draftu Travon Walker zaliczył bardzo udany debiut. W meczu przeciwko Comanders zanotował sack, wymuszone fumble i przechwyt.

4. O ile Steelers mogą być bardzo zadowoleni ze swojej obrony, która wymusiła pięć strat Cincinnati Bengals i zsackowała Joe Burrowa siedem razy, o tyle ich ofensywa pozostawia wiele do życzenia. Jeśli do wygrania meczu, w którym wymuszasz pięć strat potrzebujesz zablokowanego podwyższenia i pudła kickera rywali z 29 jardów, to coś jest mocno nie tak. Pogłoski o odrodzeniu Mitcha Trubiskiego okazały się mocno przesadzone.

5. W meczu w piłkę wodną w Chicago miejscowi Bears prowadzeni przez Justina Fieldsa okazali się lepsi od 49ers prowadzonych przez Treya Lance’a. Bears dostali karę za niesportowe zachowanie, próbując osuszyć boisko ręcznikiem przed kopnięciem z pola, więc później już nikt więcej nie próbował. Opinię na temat tegorocznej dyspozycji obu rozgrywających będzie można wydać po tym, jak wreszcie zagrają w futbol.

6. Liderem AFC South po pierwszym tygodniu jest drużyna, która nie wygrała meczu. Colts i Texans zremisowali, co wystarcza by być przed Titans i Jaguars, którzy przegrali w pierwszym tygodniu.

7. Atlanta Falcons to drużyna inna niż wszystkie.

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

2 komentarze

  1. 1. Tydzień bez szału. Było kilka niespodzianek w wynikach, ale to dopiero pierwsza kolejka i kto wie jak będzie.

    2. Co do Lamara, to mam mieszane uczucia. Miał sezon na MVP, ale ten sezon wynikał moim zdaniem z OL. Jego styl pozwala wygrywać ze słabszymi / średnimi drużynami i awansować do PO, ale tam już zaczyna się trochę więcej komplikacji i nic wielkiego nie osiągnął, bo bieganie nie szło i musiał rzucać. A to też niespecjalnie szło. I teraz pytanie czy płacenie zawodnikowi 40M za brak umiejętności rzucania leży w interesie klubu? Moim zdaniem niekoniecznie. Ale ja nie jestem we front office, więc … 🙂

    3. Green Bay przepłacili Aarona i teraz nie ma kto łapać. Niby 50M przez dwa sezony gwarantowane, ale mógłby brać i 35M a za 15 byłby solidny WR. Więc Aaron ma za swoje. Jak się chce wygrywać a nie zarabiać, to trzeba brać przykład z innego zawodnika. Tak wiem, że salary cap idzie w górę, ale mowa o zawodniku, który już chyba zarobił ponad 300M. Chciwość? Ma za swoje. Nie żal mi go.

    4. Podobała mi się gra MIN. Naprawdę fajny mecz. Może jednak powalczą o coś w NFC. Czas pokaże. Kirk ma prawdziwego WR i może wreszcie, to ten sezon.

    5. Ofensywa Pats bolała. Nie była tragiczna, ale bolała. Choć w przypadku INT, to powinno być ewidentne DPI. Sędziowie się nie popisali. Tak naprawdę ten mecz pokazał, że zdecydowały 2 złe zagrania: sack i fumble na TD oraz ten nieszczęsny TD. Mam nadzieję, że wyciągną wnioski.

  2. To co się wydarzyło w Cincinnati to czysta parodia gry. Trudno opisać ilość błędów jakie zaserwowały w ataku oba zespoły. Ile razy można mieć piłkę w decydującym momencie, tyle prób, powtórek i tego nie załatwić. Po czym jak już to się jakoś udało mamy to co opisał autor tekstu. Ogólnie wielka nagana dla formacji ofensywnej Bengals. Chociaż trzeba oddać ,że defensywa Steelers to nie ogórki. Naprawdę jestem ciekawy czy to była presja czy brak przygotowania i jak oni pokażą się w Dallas. Z drugiej strony czy chwalić defensywę za dobry poziom na tle ofensywnej parodii Pitsburgha? Tomlina to po prostu bolały zęby przy każdym drive swojego zespołu. Czekamy na week 2 i jak te zespoły zaprezentują się na tle innych rywali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *