Dzisiejszy tekst nie będzie o sporcie, a o tym całym nieprzyjemnym szumie, który zdominował sportową stronę NFL. Jeśli nawet polskie media, które generalnie nie wiedzą czym jest futbol amerykański, a co dopiero NFL, piszą o wydarzeniach wokół ligi, to smród jest naprawdę silny. Nie będę tu szczegółowo podsumowywał sytuacji związanych z przemocą domową, narkotykami i Rogerem Goodellem. Mądrzejsi ode mnie opisywali to dość szczegółowo i można to łatwo znaleźć u wujka Google, a Billowi Simmonsowi nawet zakazali za to przychodzić przez trzy tygodnie do pracy.
Zamiast tego chciałbym skupić się na tym jak NFL fatalnie zarządzała kryzysem z punktu widzenia jasności i integralności zasad, których mają przestrzegać osoby skupione wokół ligi. W aktywnym rosterze i składach treningowych NFL znajduje się ponad 2 tys. zawodników. Do tego dochodzą sztaby trenerskie, GM-owie, właściciele, skauci, gracze kontuzjowani i inni pracownicy klubów i ligi. Przy tej ilości osób czysta statystyka mówi nam, że znajdzie się ileś czarnych owiec mających problemy z używkami, przemocą, chorych psychicznie itd. Dlatego liga musi mieć jasne i spójne zasady rządzące załatwianiem takich spraw w przejrzysty i w miarę oczywisty dla wszystkich sposób.
Dziś mało już kto pamięta, że jednym z największych wyzwań Rogera Goodella było zaprowadzenie porządku wśród rozwydrzonych milionerów spod znaku NFL, którzy swoimi pozaboiskowymi wybrykami narażali na szwank reputację, a przede wszystkim pieniądze ligi. Także gracze zgodzili się, żeby Goodell był twardym strażnikiem dyscypliny, a jego pierwszą ofiarą stał się Odell Thurman, LB Bengals mający problemy z używkami. Jego zawieszenie w 2006 r. było pierwszym od dwóch dekad w NFL, które nie miało związku z dopingiem. I zawodnicy i właściciele zgodzili się, że to było potrzebne.
Wróćmy do 2014 r., gdy NFL stanęła w obliczu jednego z największych kryzysów wizerunkowych w historii. Nie będę się tu zastanawiał ile meczów jest odpowiednią karą za bicie kobiet i dzieci, ani czy Ray Rice powinien dostać jeszcze szansę w NFL. Pominę też zasadność polityki antydopingowej i antynarkotykowej ligi, bo o tym pisałem w offseason.
Zamiast tego skupię się na niebezpiecznych precedensach, które mogą się odbić czkawką we wszystkich kwestiach dotyczących ligowych procedur. W zachodniej cywilizacji mamy kilka zasad prawnych, które są tak bardzo wrośnięte w kulturę, że ich naruszenie wydaje nam się rażącym łamaniem sprawiedliwości. Choć zasady te nie towarzyszą nam od początku ludzkości, to jednak w całym judeochrześcijańskim kręgu kulturowym są tak „oczywistą oczywistością”, że nikt nie śmie ich podważać. Tymczasem w ostatnich tygodniach NFL złamała trzy z nich i poważnie naruszyła czwartą.
Zacznijmy od zapalnika całego konfliktu, czyli Raya Rice’a, RB Baltimore Ravens. Dla niezorientowanych: Rice został nagrany w jednym z hoteli jak ciągnie za sobą nieprzytomną kobietę, swoją narzeczoną. Wszystko wskazywało na to, że ma z jej stanem coś wspólnego i nie chodziło tu o wspólne korzystanie z substancji wyskokowych, a raczej o przemoc. Rice został zawieszony na dwa mecze, a tak niska kara wywołała oburzenie opinii publicznej, choć nie była to pierwsza sprawa przemocy domowej w NFL, a kara nałożona na Rice’a była najwyższą w historii podobnych wypadków.
Cała sprawa miała miejsce jeszcze w preseason, a już po rozpoczęciu sezonu na jaw wyszła taśma CCTV z hotelowej windy, na której widać cios, który Rice wymierza kobiecie. Oburzenie opinii publicznej było tak duże, że Goodell zawiesił Rice’a bezterminowo, łamiąc pierwszą ze wspomnianych zasad: nikt nie może być sądzony dwa razy za to samo przestępstwo. Przy tym zastanawia mnie na jakiej podstawie Goodell to zrobił, skoro polityka związana z przemocą domową została uchwalona dopiero po tej sprawie i równie surowe kary przewiduje dopiero dla recydywistów.
Acha, a pani której Rice spuścił łomot wyszła za niego za mąż i wiernie broniła go w czasie całego zamieszania.
Niemniej jednak mleko się rozlało i pod pręgierzem opinii publicznej stanęli dwaj kolejni zawodnicy. Ich sprawy są jednak nieco odmienne. Greg Hardy z Carolina Panthers to jeden z najlepszych DE w lidze. W czerwcu został skazany przez sąd za przemoc i groźby wobec byłej dziewczyny na więzienie w zawieszeniu i prace społeczne. Jakby nigdy nic zagrał w pierwszej kolejce i wówczas media przypomniały sobie o wyroku. Panthers podjęli decyzję o niewystawianiu go w drugim meczu sezonu, a Goodell wpisał go na listę wyjątków. To mało znany kruczek prawny. Hardy jest de facto zawieszony, ale w przeciwieństwie do normalnie zawieszonych zawodników dostaje swoją pensję, co oznacza, że Panthers co tydzień wypłacają mu niemal 820 tys. dolarów brutto.
Tylko czemu jest zawieszony? W czasie gdy popełniał swój czyn nie było jeszcze polityki przeciw przemocy w rodzinie. Zapewne Goodell mógłby go zawiesić na podstawie polityki „personal conduct”, czyli zbioru zasad zachowania poza boiskiem. Na co w takim razie czeka? Czyżby jednak chciał skorzystać z polityki przeciw przemocy domowej? Ale to by naruszyło kolejną z zasad, czyli nullum crimen sine lege, co oznacza „nie ma przestępstwa bez prawa. Innymi słowy nie można skazać kogoś na podstawie zasad uchwalonych już po popełnieniu tego czynu. Co ma głęboki sens, bo jeśli napijecie się dzisiaj piwa, a jutro ogłoszą prohibicję to chyba niewłaściwe jest, żebyście poszli siedzieć, prawda?
Jeszcze inaczej wygląda sprawa Adriana Petersona. To kwestia najbardziej bolesna dla ligi, bo niecałe dwa lata temu running back Minnesoty Vikings był bohaterem całej Ameryki. Wrócił w ekspresowym tempie po zerwaniu więzadeł, zdobył w cuglach MVP i znalazł się o krok od pobicia rekordu jardów biegowych w sezonie NFL. Kilka tygodni temu został oskarżony w Teksasie, że pobił swojego 4-letniego syna gałęzią drzewa. Stawił się na policji i został wypuszczony za kaucją. On również wylądował na liście wyjątków, tak jak Hardy.
Sytuacja jest o tyle ciekawa, że został de facto zlinczowany. Jak na razie nie został jeszcze skazany, a niektórzy uważają, że oskarżenia to zemsta ex-dziewczyny Petersona, matki rzekomo pobitego dziecka (choć uczciwie trzeba przyznać, że to wersja mało prawdopodobna). Jakby nie było, Goodell powinien poczekać z karą na wyniki procesu, zwłaszcza że w USA nie będzie on raczej trwał pięć lat. Chyba że w NFL nie obowiązuje domniemanie niewinności. Ale w takim razie po co tyle czekał, nim ukarał Jima Irsaya , właściciela Colts przyłapanego na jeździe po alkoholu?
Ostatnia sprawa, w cieniu zamieszania związanego z przemocą domową, to kwestia Wesa Welkera z Denver Broncos i Orlando Scandricka z Dallas Cowboys. Obaj zostali zawieszeni na cztery pierwsze spotkania sezonu 2014 za wykrycie w ich organizmach pochodnych amfetaminy. Już po tym NFL i NFLPA (związek zawodowy) doszły do porozumienia w kwestii zmian w polityce antydopingowej. Zawodnicy zgodzili się na testy na obecność HGH (hormonu wzrostu), a w zamian liga nieco odpuściła na polu polityki antynarkotykowej. Jedną ze zmian było przesunięcie amfetaminy i jej pochodnych z listy substancji dopingowych na listę narkotyków rekreacyjnych, które obejmują łagodniejsze restrykcje.
W myśl nowych przepisów Welker i Scandrick dostaliby jedynie dwa mecze zawieszenia. I tak też im je skrócono. Nie było to nawet prawo łaski, instytucja znana ludzkości dłużej niż spisane kodeksy prawne. Obaj musieli poczekać jeszcze jeden mecz, by dobić do dwóch spotkań. Tym samym złamano zasadę, że prawo nie działa wstecz. Obaj zawodnicy popełnili swoje czyny znając ich konsekwencje i powinni je odcierpieć. Tymczasem NFL zmieniło zasady w czasie gry. Czy wykorzystają ten precedens przy sprawie Hardy’ego? A jeśli tak to jak wpłynie to na przejrzystość ligowych procedur?
Nie ulega wątpliwości, że NFL przechodzi kryzys pozaboiskowy i to w czasie, gdy wyniki finansowe, oglądalność i poziom sportowy sięgają nowych wyżyn. Liga musi zadziałać sprawnie, ale przede wszystkim przejrzyście i sprawiedliwie. A dziwne i nie mające podstaw manewry wokół ligowych regulaminów tylko to utrudniają.
Brak komentarzy
Dobrze, że już ucichło i mało się mówi o tych skandal. Wreszcie można się skupić na meczach. A zawieszenie Simmonsa to masakra. Sami ESPN sobie strzelają w stopę. Wystarczy wejść stronę facebookową Grantlandu. Ludzie piszą, że dopóki Simmons będzie zawieszony, nie będą wchodzić ani na ESPN i Grantland.
Masakra. Co my teraz zrobimy bez podcastów i artykułów Billa? 3 tygodnie?
#FreeBillSimmons