NFL Playoffs: Patriots i Cardinals w finałach konferencji

Ależ to był wieczór. Najpierw Patriots w prawdziwie mistrzowskim stylu rozmontowali niepokonaną od 11 spotkań obronę Chiefs. A ci, którzy zarwali noc, zostali wynagrodzeni znacznie bardziej zaciętym niż oczekiwano meczem Packers z Cardinals. Emocjami w końcówce można by obdzielić pół sezonu zasadniczego i jeszcze by coś zostało.

 

Arizona Cardinals – Green Bay Packers

Przez większą część drugiej połowy Packers prowadzili i wydawało się, że dowiozą zwycięstwo do końca. Na 4:40 przed końcem meczu mogli ostatecznie rozstrzygnąć to spotkanie. Rozgrywający kiepskie zawody Carson Palmer próbował podać do Michaela Floyda, ale defensywa Packers, nie po raz pierwszy w tym meczu, przejrzała jego zamiary. Sam Shields miał na rękach INT, a kto wie, czy nie pick-six. I jestem się gotów założyć, że gdyby nie prawie miesięczna przerwa spowodowana wstrząśnieniem mózgu, nie wypuściłby tej piłki meczowej z rąk. Ale wówczas zapewne nie mielibyśmy wspaniałej końcówki.

Chwilę potem Palmer próbował podać na TD do Larry’ego Fitzgeralda. Świetnie ustawiony Demarius Randall zagrał podręcznikowo i odbił podanie, a piłka… wpadła prosto w ręce Michaela Floyda. Jakby dla niego to podanie było planowane. Czasami do umiejętności potrzeba dodać szczęścia.

Można mieć pretensje do sędziów, że w tej sytuacji powinni rzucić flagę na OPI Jarona Browna, który blokował przed podaniem. Pewnie, sędziowie nie popełniliby błędu, gdyby tę flagę rzucili, ale tak z ręką na sercu, ile takich akcji jest puszczanych co tydzień w NFL? Zawodnicy walczyli o pozycję i nawet jako kibic Packers nie mogę mieć za dużych pretensji do arbitrów. Raczej do praw fizyki, które skierowały odbicie w ręce Floyda, a nie na przykład Sama Shieldsa.

Cardinals prowadzili tylko 4 punktami i Packers mieli piłkę. Ale stracili ją na własnej połowie po nieudanej czwartej próbie. Tak jak przez lata miałem wiele zastrzeżeń do meczowych decyzji McCarthy’ego, tak granie w czwartej próbie w tej sytuacji było dobrym pomysłem. Punt w tej sytuacji nic nie dawał, a łatwiej zatrzymać Cardinals, gdy grają na pewnego FG, niż na zdobycie pierwszej próby.

Okazało się, że Bruce Arians i tak zagrał na pierwszą próbę, a nieudane podanie Palmera do Fitzgeralda dało Rodgersowi kilkadziesiąt bezcennych sekund. I znów będę bronił decyzji trenera, który podjął kalkulowane ryzyko. Wszyscy spodziewali się gry biegowej, a udane podanie w praktyce rozstrzygało mecz, nie dając Rodgersowi szansy na jakąś magiczną Zdrowaśkę… Ale do tego jeszcze dojdziemy.

Tak czy inaczej Packers mieli piłkę, dwie minuty i siedem punktów straty. I w trzech następnych próbach cofnęli się o 10 jardów. Można się zachwycać tym, co nastąpiło później, ale dla mnie podanie przy 4&20 na 60 jardów pokazało prawdziwe mistrzostwo Rodgersa. Aaron kupił sobie kilka sekund świetną praca nóg, a podanie pomknęło jak po sznurku, przeleciało ok. 58 jardów i wpadło prosto w ręce Jeffa Janisa. Jakim cudem Cardinals zostawili go niekrytego? Trudno powiedzieć, ale patrząc na precyzję rzutu można by pomyśleć, że to jakiś rutynowy 5-jardowy slant.

I wtedy Rodgers stracił głowę. Popędził na linię wznowienia akcji, sygnalizując, że chce rzucić piłką o ziemię, żeby zatrzymać zegar. Tyle że odpalił akcję. I to zanim jego drużyna się ustawiła. W efekcie dostał 5 jardów kary i stracił prawie 20 sekund. O ile nie jestem przeciwny graniu w takiej sytuacji zamiast spike’a, to chyba sam Rodgers nie do końca wiedział co chce zrobić i trudno się dziwić zamieszaniu jakie wprowadziło to w szeregach ofensywy Packers.

Ale w końcu dla Rodgersa Zdrowaśka to rutyna, co? 🙂 Faktem jest, że już po raz drugi w tym sezonie wykonał udane Hail Mary, ale tu więcej zasługi Janisa, który kapitalnie dostosował się do lotu piłki i wygrał powietrzny pojedynek. Jednak czapki z głów przed Rodgersem. Niewielu rozgrywających potrafiłoby dorzucić do pola punktowego w takiej sytuacji. Ale nie oszukujmy się, to nie było tak precyzyjne podanie jak chwilę wcześniej. QB Packers wiedział, że zaraz zostanie zsackowany przez Marcusa Goldena i po prostu cisnął piłkę, by dać szansę swoim reciverom. Wielu by nie dało rady, ale jednak ilość farta w tej sytuacji wyrównała to, co stało się przy TD Floyda.

Wydawało Wam się, że to koniec kuriozalnych sytuacji? Nic bardziej mylnego. Najpierw po raz pierwszy w życiu miałem okazję zobaczyć losowanie za pomocą monety, które zostało cofnięte, bo sędzia rzucił tak nieudolnie, że moneta nie obróciła się ani razu.

Chwilę później było po meczu. Wydawało się, że pierwsza ofensywna akcja Cardinals zakończy się sackiem, ale Palmer jakimś cudem wyrwał się obrońcom, podał do niekrytego (jak można go zostawić niekrytego!?) Larry’ego Fitzgeralda, a ten wykonał kapitalny, najlepszy w tym meczu bieg.

Dwie akcje później Palmer podał do Fitzgeralda na rozstrzygający TD.

Prawdę mówiąc, jeśli już przegrywać, to właśnie z takim facetem. Fitzgerald to jeden z tych gości, którym nie można odmówić klasy. Po odejściu Kurta Warnera na emeryturę męczył się kilka lat z badziewnymi rozgrywającymi. Zarabiał tak kolosalne pieniądze, że wielokrotnie pisałem na blogu, że Cardinals powinni ulżyć budżetowi płacowemu i go zwolnić. (Zresztą dalej uważam, że tylko bardzo nieliczni QB zasługują na cap hit powyżej 20 mln rocznie). Jednak Larry się nie skarżył. Ustawiał się tam, gdzie mu kazano i odwalał całą czarną robotę. To kapitalny bloker, lepszy od wielu tzw. tight endów w typie Jimmiego Grahama. Wczoraj to on był #1. Zdominował dogrywkę, a w całym meczu złapał 8 piłek na 176 jardów. Czapki z głów.

Packers kończą kiepski sezon stosunkowo pozytywnie. Stosunkowo, bo kontuzji doznał Randall Cobb. Podobno ma odbite płuco, a na boisku pluł krwią. Fatalnie to wyglądało.

Jednak ofensywa Packers spisała się przyzwoicie. Linia ofensywna wreszcie zagrała w najmocniejszym zestawieniu i od razu było widać efekty. Rodgers miał mnóstwo czasu w kieszeni, a Calais Campbell, który kompletnie zdominował pierwsze spotkanie tych drużyn, zaliczył tylko dwa tackle, a Rodgersa nawet nie dotknął.

To wciąż nie była ta ofensywa, do której Packers przyzwyczaili nas przez ostatnie lata. Bez Cobba, Nelsona i Jamesa Jonesa, którego Peterson kompletnie wyłączył z gry. W efekcie podania Rodgersa łapali rookie z 5 rundy Jared Abbrederis oraz wybór z siódmej rundy ubiegłego roku Jeff Janis. Janis, do tej pory as special teams, rozegrał mecz życia i złapał więcej piłek i jardów niż przez cała dwuletnią karierę. Innymi słowy Aaron Rodgers montował skuteczne, kilkunastoakcjowe serie ofensywne mając do dyspozycji gości, którzy zaczynali sezon poza składem (Jones) oraz jako #5 i #6 w depth chart. I to przeciwko czołowej obronie NFL. Za rok będzie lepiej.

Na ogromne słowa uznania zasługuje defensywa Packers, która mocno ograniczyła poczynania Cardinals. W grze biegowej pozwalali tylko na 2,1 jarda/próbę (w sezonie zasadniczym 4,2). Dwukrotnie przechwycili Carsona Palmera, a mieli szansę jeszcze na co najmniej dwa INT. Przeciwko ofensywie #1 w lidze stawali jak równi z równymi, a tego już dawno o obronie GB nie można było powiedzieć.

Cardinals zagrali zdecydowanie poniżej możliwości. Nie tak słabo jak przeciwko Seahawks, ale nie może to napawać optymizmem. Carson Palmer miał sezon na miarę MVP, ale wybity w 16. kolejce palec ewidentnie daje mu się we znaki. Przerzedzona kontuzjami o-line musi się wziąć w garść, bo niezależnie czy staną w finale NFC naprzeciw front seven Panthers czy Seahawks, będą mieli bardzo trudne zadanie. Za tydzień zobaczymy na ile ich postawa przeciwko Packers wynikała z własnej słabości, a na ile z klasy rywala.

 

New England Patriots – Kansas City Chiefs

Przed meczem wszyscy uważnie obserwowali Jeremy’ego Maclina. Maclin zagrał, całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że miał tylko jedną nogę do dyspozycji, ale to nie jego uraz okazał się problemem Chiefs. Kluczowe były problemy zdrowotne Justina Houstona, które nie wydawały się aż tak poważne. Niemniej zeszłoroczny król sacków zagrał tylko osiem snapów w pierwszej połowie, a w drugiej ani na chwilę nie wszedł na boisko. Pass rush Chiefs kompletnie nie istniał i właśnie to zgubiło KC.

Tom Brady przez cały mecz nie został zsackowany ani razu i otrzymał tylko 1 QB hit. Nie wiem ile razy był pod presją, ale pewnie można to policzyć na palcach jednej ręki. W efekcie z chirurgiczną precyzją rozmontowywał świetną secondary Chiefs. Wreszcie miał do dyspozycji czwórkę najlepszych reciverów (Edelman, Gronk, Amendola, LaFell) i robił z tego użytek. Klasyczna West Coast Offense. Krótkie podania na wysokiej skuteczności i konsekwentny marsz przez całe boisko. A do tego niespodziewany bohater w postaci WR Keshawna Martina.

Martin przed meczem podpisał dwuletni kontrakt na 3 mln dolarów. To reciver w typie Edelmana czy Wlekera, co stawia pod znakiem zapytania przyszłość Amendoli w klubie. W sobotę złapał dwie piłki na 57 jardów, na czele ze świetnym, 42-jardowym chwytem, którym wyprowadził Pats spod własnego pola punktowego.

NE prawie zupełnie zrezygnowali z gry biegowej. Ciekawe co na to futbolowi konserwatyści, którzy powtarzają, że „bieg jest konieczny dla ustanowienia skutecznej gry podaniowej”. Ale Belichick zawsze był skłonny spróbować wszystkiego, co daje przewagę, niezależnie od siły tradycji.

Chiefs pozornie trzymali się w miarę blisko punktowo, ale właściwie ani na moment nie przejęli kontroli nad meczem. Ich obrona nie potrafiła powstrzymać metodycznych serii Pats. Od drugiej kwarty NE zapunktowali w czterech kolejnych seriach ofensywnych i rozstrzygnęli mecz. Po ataku KC trudno się spodziewać fajerwerków, ale jeśli Alex Smith podaje 50 razy, to wiedz, że coś tu nie tak.

Dobrze kryty Travis Kelce złapał co prawda 6 piłek, ale tylko na 23 jardy. W tej sytuacji niespodziewanie na liderów wyrośli Jason Avant i Albert Wilson, którzy zaliczyli po kilka dobrych chwytów. Ale kiedy próba podaniowa przynosi tylko 4,9 jarda, trudno o sukces. Przez większość meczu biegi przynosiły Chiefs średnio więcej jardów niż podania. Jedynym realnym zagrożeniem były improwizowane biegi Smitha. Improwizowane, bo na te wynikające z zagrywek Patriots byli gotowi.

Ten mecz powinni pokazywać jako podręcznikowy przykład Patriots z ery Brady’ego-Belichicka. Pewnie, konsekwentnie, efektywnie, spokojnie do celu. Gdyby nie kilka upuszczonych piłek na początku meczu, wygrana byłaby jeszcze wyraźniejsza. W efekcie NE po raz dziesiąty w XXI wieku meldują się w finałach konferencji. Steelers i Eagles mają po pięć występów, choć Steelers wciąż jeszcze mogą w tym roku dołożyć szósty.

 

P.S. Przypominam, że dzisiejsze mecze oglądamy pod #NFLpl na Twitterze

Zobacz też

Brak komentarzy

  1. Niesamowite zawody!!! Większość ekspertów skreśliła GB jeszcze przed pierwszym gwizdkiem… niesłusznie. Walka na całego, zabrakło niewiele. Szkoda tej dogrywki, szybko się to wszystko potoczyło. Rodgers kolejny raz pokazał co potrafi…Go Pack Go

  2. Nie widziałem meczu i nie zamierzam, bo nie chcę cierpieć oglądając porażkę Packers. Takie pytanie kołacze mi się w głowie: czy to GB takie mocne czy Arizona taka słaba?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *