Trzy tygodnie sezonu zasadniczego za nami. Pięć drużyn wciąż jest niepokonanych, a cztery nie zaznały smaku zwycięstwa. Jak podaje facebookowy profil NFL od 1990 r. żadna drużyna, która zaczęła sezon 0-3 nie wygrała Super Bowl, a jej szanse na awans do playoffów to 2,3%. Z drugiej strony aż 3/4 drużyn, które zaczęły sezon od 3-0 zameldowały się w playoffach.
Dziś przyglądam się bliżej tym niepokonanym i tym bez zwycięstwa. Spróbuję ocenić, czy któraś z tych potęg pęknie jak nadmuchiwany balonik. A może ktoś z outsiderów się przebudzi? Pamiętajcie, że jeszcze sporo grania przed nami. Po sześciu meczach sezonu zasadniczego 2015 Falcons mieli bilans 6-0, a Chiefs 1-5. W playoffach zagrali tylko ci drudzy.
Na początek niepokonani, od najsilniejszego do najsłabszego (według mojej subiektywnej oceny).
New England Patriots
2-2 bez Brady’ego miało być niezłym wyjściem. 3-1 świetnym rezultatem. Tymczasem Pats mają już bilans 3-0 i ani myślą zwalniać.
W czwartkowym meczu z Texans nie mógł zagrać filar obrony Dont’a Hightower, wciąż zawieszeni są Tom Brady i Rob Ninkovich, a powoli wracający po kontuzji Rob Gronkowski robił raczej za zmyłkę. A przede wszystkim na rozegraniu kontuzjowanego Jimmiego Garoppolo musiał zastąpić Jacoby Brissett, debiutant, dla którego miał to być rok treningów i oglądania wyczynów Toma Brady’ego „po cywilnemu”.
Patriots po prostu roznieśli Texans. Jasne, mieli trochę szczęścia, zwłaszcza w odzyskiwaniu kluczowych fumble w special teams, ale sztab Billa Belichicka po prostu zdeklasował sztab Billa O’Briena jeśli chodzi o układanie planu meczowego. Josh McDaniels w cztery dni ułożył zupełnie nowy, uproszczony playbook pod Brissetta, a jego gracze perfekcyjnie go wyegzekwowali. Z kolei defensywa Patriots przypomniała, czemu John Elway nie był skłonny zapłacić tak wielkich pieniędzy za Brocka Osweilera
Patriots od półtorej dekady są klasą AFC. Jednak w tym roku wygrywają bez dwóch najlepszych graczy ofensywy (Brady i Gronk). Do tego ich obrona wygląda na szybszą i skuteczniejszą niż kiedykolwiek w ostatniej dekadzie. W NFL wystarczy jeden słabszy dzień, by pogrzebać cały sezon, a nikt o tym nie wie równie dobrze jak Pats. Jednak na dziś ekipa z Nowej Anglii, wzmocniona Bradym i Gronkiem, wyrasta na głównych kandydatów do mistrzostwa.
Minnesota Vikings
Że sparafrazuję klasyka: „Jak ty mię zaimponowałeś w tej chwili, Zimmer”. Kiedy Vikings stracili najlepszego RB w lidze (Adriana Petersona) i swojego podstawowego QB (Teddy’ego Bridgewatera) wydawało się, że piękny sen o Kopciuszku z Minnesoty skończy się, nim się na dobre zaczął. A jednak Vikings wciąż pozostają w grze i są głównym czarnym koniem tegorocznego sezonu.
A wszystko za sprawą defensywy, która w dwóch ostatnich tygodniach zdominowała dwóch ostatnich MVP: dwa tygodnie temu Aarona Rodgersa, a w ten weekend Cama Newtona. Zwłaszcza ten drugi występ był imponujący. Od grudnia 2014 r. Panthers w każdym meczu sezonu zasadniczego zdobywali 20 punktów lub więcej. Teraz ta seria została przerwana. Newton został zsackowany siedmiokrotnie i posłał trzy piłki w ręce rywala. A sygnał do ataku dały special teams, zdobywając przyłożenie po akcji powrotnej po puncie.
W tej sytuacji atak ma jedno zadanie: nie zepsuć. Sam Bradford jeszcze nie był w tak komfortowej sytuacji w swojej karierze i to widać. Gra znacznie pewniej i spokojniej niż w Rams czy Eagles. Gra mało agresywnie, ale skutecznie, niczym Alex Smith. Ten model przypomina nieco zeszłorocznych Broncos. Na razie Vikings nie są aż tak mocni jak mistrzowska defensywa z zeszłego sezonu, ale idą w górę.
W październiku czekają ich dwa trudne mecze: z Giants i wyjazd do równie rozpędzonych Eagles. Jeśli za miesiąc wciąż będą niepokonani, znajdą się wśród głównych faworytów NFC. A jest to scenariusz znacznie bardziej prawdopodobny niż kilka tygodni temu, gdy Mike Zimmer bezradnie patrzył na wijącego się z bólu Bridgewatera.
Philadelphia Eagles
Żarty się skończyły. Na początku można było kpić, że z Browns i Bears nietrudno wygrywać. Ale kiedy Orły po prostu zmiotły Steelers, trzeba zacząć traktować ich poważnie.
Media przede wszystkim zachwycają się QB Carsonem Wentzem. I słusznie. Wentz jest zdecydowanie zbyt wczesnym kandydatem do nagrody ofensywnego debiutanta roku, a jeśli grałby tak przez cały sezon można by nawet dyskutować o nim w kontekście MVP. Oczywiście Wentzowi na pewno przytrafią się gorsze mecze, na pewno nie utrzyma też czystego konta w kategorii przechwytów i raczej nie ma szans na MVP. Ale na OROY jak najbardziej.
Sztab trenerski Eagles ułatwia swojemu młodemu rozgrywającemu pracę. Carson gra dużo krótkich piłek o wysokim procencie skuteczności. Jak na debiutanta jest w tym bardzo równy. Rzuca bardzo precyzyjnie i nie panikuje jeśli obrońcy przedrą się przez jego o-line. Jak na razie wygląda bardzo obiecująco, ale z dalszymi wnioskami jeszcze się chwilę wstrzymajmy.
Dla mnie dużo bardziej imponujące jest to, co Jim Schwartz zrobił z defensywą Eagles. Steelers zdołali zdobyć zaledwie trzy punkty. Trzy! Jedna z najlepszych ofensyw ligi i jedni z głównych faworytów AFC. Stalowych nie możemy jeszcze skreślać, w końcu dwa lata temu Patriots przegrali we wrześniu z Chiefs 41:14, po czym zdobyli Super Bowl. Nie umniejsza to jednak wyczynu Eagles. Orłom pomogły nieco dropy Marcusa Wheatona, ale Ben Roethlisberger cały wieczór był pod nieustanną presją i nie miał szans na nawiązanie równorzędnej walki z Wentzem.
Jak na razie Eagles mają najlepszy bilans małych punktów w NFL, a przed nimi mecze z Lions i Redskins. Wiele wskazuje, że do hitowego starcia z Vikings pod koniec października przystąpią niepokonani.
Denver Broncos
Jakoś nie przekonuje mnie Aqib Talib, mówiąc, że tegoroczna defensywa Broncos jest „dziesięć razy lepsza niż zeszłoroczna”. Zeszłoroczna defensywa była historycznie dominująca i ciężko będzie się zbliżyć do niej poziomem.
Niemniej jednak tegoroczna obrona Broncos jest naprawdę dobra. Shane Ray godnie zastąpił kontuzjowanego DeMarcusa Ware i zaliczył trzy sacki. Bengals nie pograli za wiele, ale nie była to aż taka dominacja jak przed rokiem. Jednak defensywa nie musi aż tak dominować, bo w Denver mają coś, czego brakowało im przed rokiem: quarterbacka.
Jak na razie Trevor Siemian daje więcej niż tylko „po pierwsze nie zepsuć”. Potrafi posłać długą piłkę, uciec z kieszeni i sporo innych rzeczy. Oczywiście jego statystyki z meczu z Bengals nie mówią całej historii. W drugiej kwarcie Cincy upuścili dwa przechwyty, a pierwsze TD do Sandersa było tak niedorzucone, że reciver musiał obrócić się o 180 stopni i wykonać ekwilibrystyczny chwyt biegnąc tyłem. Gdyby Adam Jones nie został tak bardzo z tyłu, spokojnie przeciąłby to podanie. Niezależnie od tego Siemian daje drużynie więcej niż obaj zeszłoroczni rozgrywający za ułamek zarabianych przez nich pieniędzy.
Broncos wygrali trzy mecze z trzema drużynami, które wystartowały słabiej, niż się spodziewano. Tegoroczny kalendarz mają stosunkowo łatwy, bo ich dywizja gra z NFC South i AFC South. Nigdy nie lekceważ serca mistrza i tak dalej, ale mimo wszystko nie widzę ich ponownie w Super Bowl.
Baltimore Ravens
Zdecydowanie najsłabsza z niepokonanych drużyn. Tylko sześciu podstawowych QB rzuciło w tym roku więcej INT niż TD, a jednym z nich jest Joe Flacco. Jacksonville Jaguars nie należą do tytanów (o nich za chwilę), a jednak Ravens robili wszystko, żeby z nimi nie wygrać. W czwartej kwarcie oba te zespoły miały w sumie pięć strat.
Jak na razie drużyna z Baltimore wygrała trzy spotkania różnicą jednego posiadania piłki. Poza Jags pokonali Browns i Bills. W przyszłym tygodniu jadą do Oakland i to zapewne będzie koniec serii. Ravens nie są prawdziwym contenderem, choć ich defensywa robi wrażenie i playoffy są jak najbardziej w ich zasięgu.
A teraz ci, którzy wystartowali najgorzej jak się dało, zaczynając od drużyny, która może coś jeszcze zwojuje.
Jacksonville Jaguars
Zaczęli obiecująco, od minimalnej porażki z Packers. Potem przyszedł łomot od Chargers i wreszcie fatalna porażka przeciwko Ravens. To miał być wreszcie sezon, kiedy ekipa z Florydy przełamie się i zacznie rywalizować o pierwsze miejsce w dywizji, a nie o pierwsze miejsce w drafcie.
Póki co Gus Bradley w swoim czwartym sezonie jako trener Jacksonbville ma bilans 12-38. W dwóch ostatnich sezonach trener drużyny, która po meczu w Londynie miała bilans 0-4 wylatywał z roboty jeszcze przed powrotem do Stanów. Za tydzień Jaguars grają na Wembley z Colts…
Jaguary zainwestowały potężne pieniądze w defensywę, a w ofensywie mają cały arsenał młodych, obiecujących broni. Tylko jakoś nie mogą tego poskładać do kupy. W tej ekipie dalej jest potencjał, tyle że Blake Bortles, zamiast się rozwijać, notuje regres. Zamiast prowadzić drużynę do zwycięstwa, pogrąża ją w kluczowych momentach. Być może zmiana trenera przyniosłaby ożywczy powiew na dusznej i wilgotnej Florydzie.
Jeśli Jaguars nie wygrają za tydzień z Colts, marzenia o playoffach trzeba będzie odłożyć na kolejny sezon. Znowu.
New Orleans Saints
Jak na razie defensywa Saints kontynuuje rekordowe tradycje z zeszłego roku, gdy stali się najsłabszą obroną odkąd Football Outsiders sporządzają indeks DVOA (czyli od 2001 r.). Ta obrona po prostu nie potrafi niczego powstrzymać, a i special teams nie zachwycają. Idealnym podsumowaniem problemów ekipy z Luizjany była komiczna sekwencja zdarzeń przy jednym z puntów Atlanty.
Saints wciąż mają niezły atak. Kiedy Drew Brees skończy karierę, może poprawić część należących do Peytona Manninga rekordów. Brandin Cooks, Brandon Coleman, Michael Thomas i Coby Fleenr to solidny, młody korpus reciverów. Z kolei Mark Ingram był niezły w sezonie 2015, a przeciwko Falcons pokazał przebłyski dawnej formy (nie żeby bieganie przeciwko Falcons wymagało specjalnych umiejętności).
Ta ofensywa sama z siebie wygra przynajmniej kilka meczów i nie zdziwię się, jeśli Saints skończą sezon w okolicy 50%. Ale fatalne decyzje personalne z kilku ostatnich lat wciąż się kumulują i jedyne o co może walczyć Drew Bres to kolejne rekordy, bo na kolejne pierścienie nie ma co liczyć.
Cleveland Browns
Browns ten sezon spisali na straty jeszcze przed jego rozpoczęciem. „Tankowanie” czyli celowe przegrywanie w celu kumulacji wysokich wyborów w drafcie jest w NFL trudniejsze niż w innych amerykańskich ligach zawodowych, ale w Cleveland uczciwie próbują. Wśród 62 graczy w składzie (53 w aktywnym, plus lista kontuzjowanych i zawieszonych) jest osiemnastu debiutantów i sześciu graczy pierwszorocznych (czyli takich, którzy byli już „w lidze”, ale nie grali, np. spędzili rok w practice squadzie). Zaledwie trzynastu zawodników ma więcej doświadczenia niż 4 sezony, czyli długość debiutanckiego kontraktu.
Nic dziwnego, że Browns mają 48 mln dolarów pod czapką i przegrywają jak leci.
Na domiar złego ich rozgrywający padają jak muchy. Robert Griffin III uszkodził sobie bark, co znaczy, że Browns nie będą w stanie ocenić czy nadaje się na pierwszego QB. Podobnej kontuzji doznał weteran Josh McCown. W efekcie rozgrywa Cody Kessler, debiutant z trzeciej rundy, który paradoksalnie wypadł najlepiej z całej trójki. Tyle że przeciwko Dolphins, więc chyba się nie liczy.
Browns, będąc Browns, znajdują coraz to nowe, upokarzające sposoby na przegrywanie. Tym razem na koniec czwartej kwarty odzyskali fumble na połowie Dolphins, tylko po to, żeby przestrzelić 46-jardowy FG. W dogrywce wygrali losowanie, oddali piłkę Dolphins, a ci zdobyli zwycięskie przyłożenie.
Browns kroczą po #1 w drafcie 2017, ale mają konkurencję.
Chicago Bears
O Browns można choć powiedzieć, że mają jakiś plan. Kumulują wybory w drafcie i ogrywają młodzież co (być może) zaprocentuje w kolejnych sezonach. Jaki plan mają Bears? Trudno powiedzieć. Jak na razie są kompletnie bezbarwni, a wszystkie swoje spotkania przegrali zdecydowanie.
Na domiar złego znów kontuzji nabawił się Jay Cutler, co oznacza, że starterem na rozegraniu jest Brian Hoyer, solidny zmiennik, ale jeśli musi zagrać więcej niż dwa mecze, zaczynają się problemy.
W najbliższych tygodniach Bears mają w planach drużyny z własnymi problemami: Lions, Colts i Jaguars.
Tydzień w skrócie:
1. Zaczniemy od wieści, która przebiła się nawet do niefutbolowych mediów w Polsce: Sebastian Janikowski został samodzielnym rekordzistą NFL w liczbie kopnięć z pola z odległości dalszej niż 50 jardów (ma w sumie 53 takie kopnięcia). Rekordowe okazało się 52-jardowe kopnięcie przeciwko Titans. Wyprzedził tym samym Jasona Hansona, kickera Lions z lat 1992-2012. Przy okazji można dodać, że Janikowski nie ma najlepszej skuteczności w takich FG (56,4%). Jeśli liczyć kickerów, którzy oddali przynajmniej 20 takich kopnięć, to najlepszą skutecznością (77,3%) może pochwalić się aktualny kopacz Patriots, Stephen Gostkowski. Tyle że on trafił ich zaledwie 17/22, więc rekord Janikowskiego jest bezpieczny. Z wciąż grających kickerów najbliżej jest Phil Dawson z 49ers, który trafił 37 FG z ponad 50 jardów.
2. Jeśli już przy rekordach jesteśmy, to Cam Newton nie będzie dobrze wspominał meczu z Vikings, ale za to został samodzielnym liderem wszech czasów w kategorii najwięcej przyłożeń biegowych w wykonaniu QB. Ma na koncie 45 takich TD. 44 ma Otto Graham, prehistoryczny rozgrywający Browns (lata 1946-1955). To były czasy, kiedy podstawowy QB mistrzowskiej drużyny grał również jako DB 🙂 43 ma Steve Young (Buccaneers 1985-86, 49ers 1987-1999), a pierwszym po Newtonie wciąż grającym rozgrywającym na tej liście jest Aaron Rodgers (23 przyłożenia biegowe w karierze).
3. Nowy koordynator ofensywny najwyraźniej pomógł Bills, którzy niespodziewanie rozbili Cardinals. Carson Palmer przypomniał sobie formę z Oakland i rzucił 4 INT (co mogło mieć nawet większe znaczenie niż nowy OC w Buffalo). Za tydzień kończą się fory dla Rexa Ryana, bo grają z Patriots, których QB jeszcze nie stracili piłki. Rex Ryan żartował, że nawet gdyby sam Belichick pojawił się na rozegraniu, to jego blitz go dopadnie, ale obawiam się, że Belichick poradziłby sobie i z blitzem.
4. Ofensywa Packers w pierwszej połowie przeciwko Lions przypomniała sobie, że ma za centrem MVP 2014 r. i wyprowadziła swoją drużynę na prowadzenie 31:3. Niestety potem Mike McCarthy przypomniał sobie, że lubi konserwatywny playcalling, a Marvin Jones przypomniał sobie, że Demarius Randall potyka się w tym sezonie o własne nogi i złapał podania na 205 jardów. Packers wygrali i ich kibice przypomnieli sobie, że przez ostatnie 20 lat Lions wygrali na Lambeau Field tylko raz. Za to w zeszłym roku. Ogólnie widać, że wszyscy wzięli swój Bilobil.
5. W pojedynku Odell Beckham – Josh Norman górą był Beckham. W pojedynku Odell Beckham – siatka dla kickerów, WR Giants musiał uznać wyższość rywala.
W pojedynku Redskins – Giants niespodziewanie górą ekipa ze stolicy USA. Dalej nie mogę w to uwierzyć.
6. Do skręconej kostki w prawej nodze Russella Wilsona dołączyły naderwane więzadła w lewym kolanie. Jeśli Seahawks nie znajdą sposobu na ochronę swojego rozgrywającego, to sezon skończy się dla niego przedwcześnie.
7. Los Angeles Rams wygrali pierwszy mecz od 1994 r. Przemilczę styl, w jakim to osiągnęli.
8. Co tydzień wkurzam się, jak Colts marnują talent Andrew Lucka. Jak co roku jest najczęściej uderzanym QB w lidze. Spodziewajcie się dłuższego tekstu na ten temat.
9. Ryan „Sixpickspatrick” pokazał czemu Jets nie chcieli zamrozić ciężkich milionów w długoletnim kontrakcie dla swojego rozgrywającego. 6 INT nie jest rekordem NFL, ale pierwszym takim wyczynem od 2007 r. Pewnym pocieszeniem dla Fitzpatricka może być fakt, że jako ostatni dokonał tego Peyton Manning przeciwko Chargers, a podobny „wyczyn” ma na koncie Joe Namath (i to nawet trzy razy), czyli jedyny QB, który poprowadził Jets do wygranej w Super Bowl. Jeśli jesteście ciekawi, to rekordem NFL jest 7 INT w jednym meczu, a jako ostatni dokonał tego Ty Demeter w barwach Detroit Lions przeciwko Cleveland Browns w sezonie 2001.
10. W niedzielę pierwszy w tym sezonie mecz w Londynie, więc oglądamy NFL już od 15:30 polskiego czasu. Co prawda Colts z Jaguars to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej (jeszcze miesiąc temu zapowiadało się tak pięknie, echhh….), ale zawsze to NFL. Jeśli ktoś z P.T. Czytelników wybiera się do Londynu i chciałby napisać kilka słów o organizacji, otoczce i swoich wrażeniach, wzbogaconych kilkoma zdjęciami, to proszę dać znać na kontakt@nflblog.pl, chętnie coś takiego opublikuję.
P.S. Jeśli dobrnąłeś do końca gratuluję (rozbujałem się na prawie 2,5 tys. słów). Jeśli nie zmęczyłem Cię za bardzo, będę wdzięczny za lajka albo retweeta.
Brak komentarzy
Nawiązując do rywali Eagles z pierwszych dwóch meczów, to nie powiedziałbym, że to jakieś zupełne cieniasy. W szczególności Cleveland. Owszem, obie drużyny mają bilans 0-3, ale jak przyjrzymy się ich meczom, to nie wypadają tragicznie.
1) Cleveland w meczu z Philą grało całkiem całkiem, do momentu aż szczęśliwie center źle wznowił w 2. połowie do RGIII, było safety i Eaglesom jakoś później poszło. Ravens prawie rozjechali, a z Miami przegrali dopiero po dogrywce. Mało tego, dwa ostatnie mecze grali z 2. i 3. QB. IMO Cleveland jest mocne w tym sezonie, ale do QB cały czas nie mają szczęścia.
2) Chicago też nie przegrywało zupełnie tragicznie. Walczą, ale pod koniec ewidentnie brakuje im nieco talentu i szczęścia.
cyt: „[patriots] wyrasta na głównych kandydatów do mistrzostwa”; zgadzam się; oglądając ich kalendarz – praktycznie nie mają z kim przegrać;
Muszę napisać, że sekcja „Tydzień w skrócie” stała się moją ulubioną częścią całego bloga (poza analitycznymi notkami). Wszystko precyzyjnie opisane, a przy tym z humorem, dzięki czemu świetnie się to czyta.
Pozdrawiam 🙂