NFL Playoffs: Green Bay Packers i Pittsburgh Steelers w finałach konferencji

Wreszcie dzień, na jaki liczyliśmy od początku tych playoffów. Dwa mecze rozstrzygnięte w sumie pięcioma punktami na rzecz gości. Wielkie powroty, dramatyczne zwroty akcji, rozstrzygnięcia w ostatnich sekundach.

 

Green Bay Packers – Dallas Cowboys 34:31

Kiedy w połowie trzeciej kwarty Micah Hyde kapitalnie przechwycił podanie Daka Prescotta, wydawało się, że już po meczu.

Packers zdecydowanie przeważali, a Aaron Rodgers grał wielki futbol. Green Bay pewnie kroczyli po kolejne punkty, które zwiększyłyby ich przewagę do trzech posiadań  i właściwie rozstrzygnęły mecz. Jednak tym razem to Aaron Rodgers popełnił błąd.

W odpowiedzi Dak Prescott poprowadził dwie znakomite serie ofensywne. W pierwszej Cowboys przemaszerowali 59 jardów w 10 akcjach, w drugiej 80 jardów w 11 akcjach, a młody QB Dallas sprawdził się w ogniu i pod gigantyczną presją. Jeśli jeszcze mieliście wątpliwości (jak ja), że Prescott faktycznie jest lepszym wyborem niż Romo, to po tych dwóch seriach przestaniecie je mieć. Jasne, INT było fatalne, ale w ostatnich 15 minutach meczu Dak grał niczym weteran i doprowadził do wyrównania. Tylko że po drugiej stronie był Aaron Rodgers.

Co oznacza ten tweet? Ano że system ofensywny Packers jest do bani, ale mają za sterami magika, który systemu nie potrzebuje. Jeśli QB trzyma piłkę w rękach ponad 3 sek., to w 90% przypadków wynika to z nieznalezienia wolnych reciverów. Wtedy Rodgers zaczyna improwizować i wykonuje rzuty, po których szczęka opada.

Od początku Rodgers był wielki. Łapał Cowboys na spalonym, z 12 zawodnikami na boisku (naprawdę są jeszcze trenerzy, którzy nie rozumieją, że przeciwko Rodgersowi można robić zmiany tylko wtedy, kiedy GB zmieniają?), dzielił i rządził. I to mimo że nie miał Jordiego Nelsona. A jednak wszystko mogło pójść na marne, bo to INT tchnęło nowe życie w Dallas. Nie chodzi nawet o mityczne „momentum”, co o nową szansę dla skazańca, którego już prowadzili na szafot.

Prescott miał swoje dwie wielkie serie, ale ostatnie słowo należało do Rodgersa. Chwilę wcześniej ponownie przekonaliśmy się, jak niewielki margines błędu dzieli w NFL zwycięstwo od porażki. Tuż po Two-Minute Warning Rodgers znów został przechwycony po kolejnym złym podaniu. Tyle że tym razem z opałów wybawili go obrońcy Cowboys, którzy popełnili DPI.

Po DPI Packers znaleźli się w zasięgu kopnięcia z pola i Mike McCarthy, do którego nie mogłem się przez większość meczu przyczepić, znów zaczął być konserwatywny. Dwa biegi na w sumie -3 jardy, rozpaczliwa bomba Rodgersa w trzeciej próbie i Mason Crosby stanął przed 56-jardowym FG na 1:33 przed końcem meczu. W przypadku pudła, Cowboys dostaliby piłkę na środku boiska przy remisie.

Kopacz Packers nie miał wybitnego sezonu. Przestrzelił trzy podwyższenia, trzy razy spudłował z 30-39 jardów. Ale w playoffach nie myli się od 2010 r. i tym razem też się nie pomylił, choć trajektoria lotu przyprawiła o zawał kibiców obu drużyn.

Tyle że Dak Prescott do spółki z secondary Packers zadbał o emocje. Przemaszerował 42 jardy w 58 sekund. Jednak po drodze QB Dallas popełnił jeden kluczowy błąd, który pokazał, że mimo całej jego klasy wciąż jest debiutantem. Po podaniu na pierwszą próbę do Jasona Wittena wykonał spike, by zatrzymać zegar. Okazało się, że Dallas nie zabrakło sekund, tylko właśnie tej jednej próby. Dan Bailey trafił z 52 jardów, a Rodgers miał jeszcze 35 sekund. O 35 za dużo.

Tę akcję można oglądać do znudzenia (chyba że jesteś kibicem Dallas). Ten rzut przeczył wszelkim prawo fizyki, a już na pewno futbolu. Praworęczny rozgrywający, poruszający się w lewo, rzuca do celu odległego o 40 jardów bez ustawienia stóp w kierunku rzutu. Samo dorzucenie piłki wymaga niewiarygodnej siły w ręce. A do tego tak precyzyjne. Moim zdaniem nie ma w NFL drugiego zawodnika, który byłby w stanie wykonać to podanie. A chwyt Jareda Cooka palce lizać. Właśnie dla takich chwil sprowadzono go latem.

Jednak chwilę wcześniej miała miejsce inna nieprawdopodobna akcja. Sack na Rodgersie. W samym sacku nie ma nic nadzwyczajnego, ale Rodgers został uderzony przez kompletnie nieblokowanego, rozpędzonego obrońcę, którego nie widział. Rozgrywający Packers nie miał prawa utrzymać piłki w rękach. A jednak utrzymał.

I wreszcie Mason Crosby z kolejnym kopnięciem, którego trajektoria przeczyła zdrowemu rozsądkowi. Kiedy ta piłka zaczęła lecieć, byłem przekonany, że przestrzeli w lewo i będziemy mieli dogrywkę.

To był dokładnie taki mecz, za jakie kochamy NFL.

Cowboys mogą czuć ogromny niedosyt, ale pamiętajmy, że to drużyna, która zeszły sezon skończyła z bilansem 4-12 i weszła w rozgrywki pod wodzą trzeciego rozgrywającego. Prawdę mówiąc historia Daka Prescotta przypomina nieco historię Kurta Warnera i Rams 1999, choć bez happy endu. W Dallas przyszłość maluje się w jasnych barwach. Mają rozgrywającego na lata, świetną o-line, bardzo dobrze obsadzone „skill position”. Tylko czy przełoży się to na sukcesy w styczniu?

Packers jadą do Atlanty. Znów nie będą faworytami, ale póki Rodgersa, póty nadziei. Finał NFC może się stać niezłą strzelaniną. Linia over/under w Vegas zaczyna się od 60 punktów. Rodgers kontra Ryan i dwie defensywy, które pozostawiają sporo do życzenia. To się będzie oglądało.

 

Pittsburgh Steelers – Kansas City Chiefs 18:16

Lista drużyn, które wygrały w playoffach we współczesnej NFL (po 1970 r.) bez zdobywania przyłożenia jest bardzo krótka. Od wczoraj Steelers są piątą ekipą na tej liście.

Nocne spotkanie obfitowało w dramaturgię, ale już nie w tak spektakularne zwroty akcji jak mecz Green Bay – Dallas. Do tego wymyka się prostym podsumowaniom.

Ta defensywa Kansas City to właściwie była dobra czy nie? Niby Steelers nie zdobyli przyłożenia, niby ich cztery wycieczki do red zone zakończyły się trzema FG i INT. Big Ben miał najniższy QBR ze wszystkich rozgrywających w Divisional Round poza Brockiem Osweilerem. Z drugiej strony Chiefs oddali niemal 380 jardów. Le’Veon Bell robił co chciał. Wybiegał 170 jardów na niemal 6 jardach/próbę. Tylko dwa posiadania Steelers nie zakończyły się punktami (nie liczę serii na koniec pierwszej połowy i „kolanek” na koniec meczu). Aż dwie serie ofensywne Stalowych przyniosły 39 lub więcej jardów. Tylko jeden punt.

Te same pytania, tylko w odwrotną stronę, można by zadać ofensywie Pittsburgha. Ofensywie, która zagrała poniżej swoich możliwości. Le’Veon Bell dominował, ale gra górą niedomagała. Poza Bellem pozytywną notę można wystawić o-line i TE Jesse Jamesowi, który z 83 jardami zagrał mecz życia.

Jednak MVP tego meczu było dwóch. Pierwszym jest kicker Steelers, Chris Boswell, któy nie pomylił się przy żadnych z sześciu kopnięć z pola. A każde pudło oznaczałoby porażkę. Sześć FG w jednym meczu to nowy rekord playoffów. Dla Boswella to drugi taki wyczyn w tym sezonie. Sześć razy z pola trafił również w week 15 w Cincinnati.

Drugi gracz zasługujący na wyróżnienie to James Harrison, nestor odmładzającej się z każdym rokiem defensywy Steelers. 38-letni kicker czy rozgrywający to widok dość normalny. Ale pass rusher? I to jeszcze tak dominujący? Harrison grał przeciwko biegowi, zanotował sack, dwukrotnie obalił Alexa Smitha i zaliczył trzy tackle na stratę jardów. A przede wszystkim uratował prowadzenie Pittsburgha, gdy kapitalnie wymusił holding przy udanym dwupunktowym podwyższeniu Chiefs. Powtórka z 12 jardów okazała się nieskuteczna i Steelers ocalili dwupunktową przewagę.

To właśnie defensywa wygrała ten mecz dla Steelers. Trudno powiedzieć czy Big Ben odczuwał skutki urazu stopy z zeszłego tygodnia. Podobno nie ma po nim śladu, ale Roethlisberger nie wyglądał na zawodnika w pełni sił. W tej sytuacji wsparcie defensywy było nieocenione.

Goście przez większość meczu zdołali utrzymać w ryzach Travisa Kelce, kompletnie wyłączyli z gry Tyreeka Hilla, tak w ataku, jak w special teams i skutecznie zdławili grę biegową. Jednak to wszystko byłoby bez znaczenia, gdyby Harrison nie wymusił holdingu na Ericu Fisherze.

Ostatnia seria Chiefs wyglądała na taką, która odwróci losy meczu. 13 akcji, 7 minut, 75 jardów. Po drodze konwertowane dwie czwarte próby, w tym 4&8. Przyłożenie i udane dwupunktowe podwyższenie na wyrównanie. No, prawie udane podwyższenie.

Steelers jadą do Nowej Anglii na starcie dwóch najlepszych ekip AFC w tym stuleciu. Dla Patriots będzie to jedenasta AFC Championship Game od sezonu 2001, dla Steelers szósta. Żadna inna ekipa w tym czasie nie ma więcej niż czterech występów w finale AFC. Jeśli sięgnąć do całej historii AFC (od 1970) to najwięcej występów mają Steelers (16) na drugim miejscu są Patriots (13). Tak więc przed nami pojedynek z nader bogatą historią.

Chiefs w finale AFC grali tylko raz w swojej historii (przed rokiem 1970 wygrywali AFL, a nawet Super Bowl w 1969 r.). Odkąd Andy Reid został trenerem drużyny mają bilans 34-21 w sezonie zasadniczym i 1-3 w playoffach.

 

P.S. Jeśli Wam się podobało, to jak zwykle proszę o wpłatę lajków na konto facebookowe.

P.S.2 O sobotnich meczach możecie poczytać tutaj: NFL playoffs: New England Patriots i Atlanta Falcons w finałach konferencji

Zobacz też

4 komentarze

    1. Bolesne zwolnienia (np. DeMarcus Ware, Miles Austin), np w 2014 ponad 20% ich salary cap to były martwe dolary. Poza tym od 2013 do 2016 salary cap wzrosła ze 123,5 mln na 155 mln dolarów, czyli wzrost o ponad 1/4. Dzięki temu udaje im się zmieścić pod czapką, ale i tak nie należą do czołówki drużyn z dużą ilością wolnego miejsca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *