NFL, tydzień 5: Padają niepokonani w AFC

Wiadomo było, że przynajmniej jedna niepokonana drużyna w AFC przegra w tym tygodniu. Ale mało kto spodziewał się, że pierwszych porażek doznają właśnie te ekipy.

W podsumowaniu tygodnia przyjrzymy się starciu niepokonanych Bills i Titans oraz dla kontrastu odwiedzimy NFC (L)East. Zaczynamy jednak od niespodziewanej przegranej Chiefs z Raiders.

 

Przez ostatnie tygodnie Patriots i Chargers pokazali, jak należy grać przeciwko ofensywie Kansas City Chiefs. Najważniejsze to nie blitzować. Patrick Mahomes ma do dyspozycji takie bogactwo celów i jest już tak wyrobionym rozgrywającym, że jeśli wyjmuje się z krycia jednego zawodnika, bez problemu znajduje niekrytego partnera. Defensywa po prostu musi wywrzeć presję trójką lub czwórką pass rusherów. Jest to w tym roku nieco łatwiejsze, bo o klasę słabiej gra linia ofensywna KC. Jeśli krycie wytrzyma kilka sekund, istnieje szansa wywarcia presji na Mahomesa i powstrzymanie tej zabójczej ofensywy.

A może nie tyle powstrzymanie, co spowolnienie. Bo nawet z linią ofensywną pozostawiającą sporo do życzenia, Mahomes i tak nakręca jeden z najlepszych ataków ligi i prędzej czy później zdobędzie punkty. Dlatego do pokonania Chiefs nie wystarczy defensywa podążająca za tym ogólnym planem ograniczenia ataku Kansas City. Potrzeba jeszcze ofensywy, która będzie potrafiła dotrzymać kroku rywalowi.

W tym tygodniu udało się to Las Vegas Raiders. To zaskakujące, bo Raiders, choć bardzo groźni w tym sezonie, są też wyjątkowo chimeryczni i nie wiadomo kogo się zobaczy z tygodnia na tydzień. Tym razem zagrali znakomite trzy kwarty w ofensywie i dwie w defensywie. To wystarczyło.

Pierwsza połowa to remis, o dziwo ze wskazaniem na Raiders. Obie drużyny poszły na wymianę ciosów, a defensywa była opcjonalna. Raiders zdołali wymusić dwa punty, a Chiefs przechwycili jedno z podań Dereka Carra, ale ogólnie ofensywy dominowały. O ile Chiefs montowali stosunkowo długie serie ofensywne, to Carr pokonywał rywala jego własną bronią – zabójczymi dalekimi podaniami, które łapali Henry Ruggs i Nelson Agholor. Ta dwójka potrzebowała jedynie czterech chwytów, by uzbierać 185 jardów i dwa przyłożenia. Na zakończenie pierwszej połowy Carr miał na koncie prawie 19 jardów na podanie. Nie na celne podanie, a na wykonane podanie.

Było to o tyle dziwne, że po czterech tygodniach Chiefs byli jedną z nielicznych drużyn, przeciwko którym lepiej było biegać niż podawać (pod względem EPA). To bardzo rzadkie, bo generalnie w NFL akcje biegowe dają ok. dwukrotnie gorszy efekt liczony w EPA. Tymczasem Raiders, choć biegali sporo, to większość krzywdy robili rywalom agresywną grą podaniową.

Mahomes był wyraźnie sfrustrowany słabą postawą swojej linii ofensywnej i popełniał więcej niewymuszonych błędów niż zwykle. W czwartej kwarcie posłał fatalne INT, które dało Raiders piłkę na dwa jardy od pola punktowego i w praktyce zakończyło mecz. I to mimo że goście popełnili kilka błędów, które mogły pozwolić Chiefs na powrót do rywalizacji.

Kiedy zdobyli przyłożenie, wyprowadzające ich na 15 punktów przewagi, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn wybrali podwyższenie za 1. Oczywiście lepiej prowadzić 16 niż 15 punktami, ale różnica jest nieznaczna – obie straty można odrobić w dwóch posiadaniach piłki. Tymczasem różnica między 17 i 16 jest kolosalna. Udane dwupunktowe podwyższenie Raiders zwiększałoby ich przewagę do trzech posiadań piłki na 5,5 minuty przed końcem meczu. Nieudane i tak zmuszałoby Chiefs do zdobycia dwóch przyłożeń.

Chwilę później w kluczowej czwartej próbie goście niespodziewanie odeszli od tego co dawało im sukces w defensywie i próbowali blitzować Mahomesa, który skorzystał z tego i zdobył łatwą pierwszą próbę. Chiefs zdobyli przyłożenie, podwyższyli za dwa i na 4 min przed końcem meczu mieli dwa timeouty i tylko 8 punktów straty. I gdyby nie świetna postawa ataku Vegas, który zdołał utrzymać się przy piłce cała resztę meczu, te dwa trenerskie błędy z końcówki mogłyby zaprzepaścić naprawdę znakomite zawody całej drużyny.

Andy Reid ma o czym myśleć. Wyraźnie widać, że przeciwnicy mają już sposób na ograniczenie jego ofensywy. Nie jest to plan łatwy ani wykonalny dla każdego rywala, ale obrońcom mistrzowskiego tytułu z tygodnia na tydzień będzie trudniej. Chyba że ich linia ofensywna nagle zacznie radzić sobie z czteroosobowym pass rushem, ale na to się nie zanosi.

 

Tytaniczny wysiłek

Mało kto spodziewał się, że ze starcia dwóch niepokonanych ekip w AFC zwycięsko wyjdą akurat Titans. Drużyna z Nashville, osłabiona epidemią COVID-u, praktycznie nie trenowała przez ostatnie dwa tygodnie. A i wcześniej ich zwycięstwa nie były specjalnie przekonujące – wygrali trzy mecze różnicą w sumie sześciu punktów. Tymczasem Buffalo Bills byli w niesamowitym gazie i odnosili jedną imponującą wygraną za drugą. Jednak drużyna Mike’a Vrabela zdominowała rywala w każdym elemencie gry.

Przede wszystkim, mimo braku czasu na przygotowania, zdołali ograniczyć poczynania ataku Bills. OC Brian Daboll nie był w stanie wykreować tylu otwartych receiverów co w pierwszym miesiącu rozgrywek. Josh Allen zagrał solidny mecz i widać, że poprawa w jego grze to coś trwałego. Jednak Titans zdołali zmusić go do kilku błędów, począwszy od głębokich sacków po dwa INT. Do tego jedno INT upuszczone, które mogło dać Titans kolejną serię ofensywną w red zone rywala. Oba przechwyty były winą Allena, choć przy pierwszym miał też trochę pecha. Jednak drugi, gdy Allen posłał fatalną piłkę prosto w ręce Malcolma Butlera, przywołał najgorsze wspomnienia z poprzednich dwóch lat.

Przez większość meczu Allen grał na dobrym poziomie, ale rywal spisywał się tak znakomicie, że te słabsze chwile uniemożliwiły Bills nawiązanie walki w drugiej połowie. Najwięcej krzywdy robili sami sobie. Już dawno nie widziałem takiej ilości offside’ów i falstartów, jak u Bills w tym meczu.

Słabo zgrała też defensywa Buffalo. Wydawało się, że CB Josh Norman będzie drugim, po Allenie, wielkim sukcesem sztabu Bills w tym roku. Jednak przeciwko Titans wyglądał jak w swoich najgorszych meczach w barwach Redskins. Zaliczył dwa DPI, a wyróżnił się głównie w akcji, w której Derrick Henry „wyrzucił go z klubu„.

Trzeba jednak przyznać, że gra przeciwko Henry’emu to jedna z nielicznych rzeczy, które Bills w tym meczu wyszły. Running back Titans co prawda zdobył dwa przyłożenia, ale 57 jardów i 3 jardy/próbę to jego zdecydowanie najsłabsze osiągnięcia w tym sezonie. Znacznie gorzej wyglądała obrona przeciwko Ryanowi Tannehillowi. Rozgrywający Titans co prawda nie przekroczył co prawda nawet 200 jardów podaniowych, ale zaczynał często na krótkim boisku. Był bardzo skuteczny i podał na trzy przyłożenia. Jedno dołożył po biegu, a właściwie po kuriozalnym spacerku, gdy rywale zostawili mu połowę boiska zupełnie pustą i truchcikiem mógł wbiec do pola punktowego.

Jak na razie rywale w tym sezonie skupiają się na Henrym. To faktycznie jego biegi były najbardziej widoczną częścią zeszłorocznej ofensywy Titans. Jednak najwięcej krzywdy robiła cicha efektywność Tannehilla. Nie inaczej jest w tym roku, ale póki rywale tego nie pojmą, Titans mogą dalej wygrywać.

 

NFC (L)East

Wschodnia dywizja NFC to od lat najsłabsza grupa w NFL. Mimo pojedynczych przebłysków kompetencji ze strony Cowboys, i kilku niezłych, zwieńczonych mistrzostwem sezonów Eagles, większość rozgrywek w tej dywizji przypomina wyścigi ślimaków. Ostatnie lata to kuriozalne, wręcz komicznie złe decyzje managementu w Giants i Washington, stopniowa erozja Eagles i Cowboys, którzy nie potrafią grać na miarę nagromadzonego talentu.

W niedzielę Cowboys stali się pierwszą drużyną w dywizji, która może się pochwalić dwoma wygranymi w tym sezonie, ale zapewne oddaliby tą wygraną za swojego rozgrywającego. Dak Prescott doznał katastrofalnie wyglądającego złamania stawu skokowego. Jeszcze tego samego wieczoru przeszedł operację, ale na pewno nie wróci w tym roku na boisko. Powinien być gotowy na kolejny sezon, o ile nie będzie żadnych komplikacji. Uraz Prescotta to kolejny z serii. Cowboys posypali się w linii ofensywnej, a bez linii Ezekiell Elliott nagle nie wydaje się nadczłowiekiem. Defensywa spisuje się nadzwyczaj słabo, a zmiana trenera najwyraźniej nie przyniosła zmiany kultury organizacji. Prescott wykręcał niesamowite statystyki i ciągnął tę drużynę. Czy Andy Dalton zdoła robić to samo?

Eagles zdołali tydzień temu pokonać rezerwy 49ers, ale biorąc pod uwagę jak te same rezerwy zlali w tym tygodniu Miami Dolphins, nie było to jakieś nadzwyczajne osiągnięcie. Poza masą kontuzji Orły mają problemy z wynajdowaniem młodych talentów, choć w osobie WR Travisa Fulghama, który złapał 10 piłek na 152 jardy przeciwko Steelers mogli trafić na diament.

Jednak, co najgorsze, kompletnie załamuje się kariera Carsona Wentza. Na grę młodego QB na pewno ma wpływ masa urazów, których doznał w dotychczasowej karierze. Jednak nie można wszystkich jego problemów i złych nawyków tłumaczyć jedynie kontuzjami. Zawodnik, który w 2017 r. był o krok od MVP, dziś gra fatalnie, ma najgorszy passer rating i ANY/A w NFL i trudno znaleźć dla niego jakieś wyjście z sytuacji.

W Waszyngtonie nie mają nazwy, nie mają sensownej drużyny i nie mają rozgrywającego. Rok temu wzięli w pierwszej rundzie draftu Dwayne’a Haskinsa. Jednak w niedzielę Haskins nie wyszedł w wyjściowym składzie, a nawet w składzie meczowym. Spotkanie zaczął Kyle Allen, a gdy doznał urazu do gry wszedł Alex Smith. Smith wszedł na boisko po raz pierwszy od niemal dwóch lat. Po tragicznym złamaniu nogi przeszedł 17 operacji, zagrażającą życiu infekcję i piekielnie trudną rehabilitację. Jego powrót na boisko jest świadectwem imponującej siły charakteru. Jednak za dziurawą linią ofensywną nie był w stanie zdziałać absolutnie nic i prędzej można się spodziewać kolejnego poważnego urazu tego gracza niż jakichś boiskowych sukcesów.

W Nowym Jorku GM Dave Gettleman w epoce rekordów podaniowych uparcie usiłował budować biegową drużynę z lat 80-tych, ale nie potrafił stworzyć linii ofensywnej, a po kontuzji RB Saquona Barkleya przed tygodniem został bez swojej największej gwiazdy. QB Daniel Jones wciąż ma przebłyski talentu, ale nie równoważą one katastrofalnych strat, które popełnia ze zdumiewającą regularnością i częstotliwością.

Po pięciu tygodniach NFC East ma zbiorowy bilans 4-15-1, przy czym tylko dwie wygrane zostały odniesione „na zewnątrz” – wspomniane zwycięstwo Eagles nad rezerwami Niners i cudowny powrót Cowboys w meczu przeciwko przeżywającym głęboki kryzys Falcons. W żadnej innej dywizji żadna z tych czterech drużyn nie mogłaby nawet pomarzyć o playoffach. Jednak jedna z nich się w tegorocznym postseason zamelduje.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

  • Washington zdobyli zaledwie 108 jardów w ofensywie. To trzeci najgorszy wynik od 1970 r.
  • 73-letni Romeo Crennel, tymczasowy trener Texans, został najstarszym HC, który wygrał mecz w historii NFL
  • WR Chase Claypool (Steelers) został trzecim debiutantem w historii NFL i pierwszym od 1979 r., który złapał cztery podania na TD w jednym meczu

2. Z notatnika medyka:

  • pass rusher Candler Jones (Cardinals) – zerwany biceps, koniec sezonu
  • DT Vita Vea (Buccaneers) – złamana kostka, koniec sezonu
  • OL Kelechi Osemele (Chiefs) – zerwane więzadła w obu kolanach, koniec sezonu
  • DT DJ Reader (Bengas) – zerwany mięsień czworogłowy, koniec sezonu.
  • LB Lorenzo Carter (Giants) – ścięgno Achillesa, koniec sezonu

3. W Atlancie wreszcie stracili cierpliwość. Trener Dan Quinn i GM Thomas Dimitroff stracili pracę. Jeszcze sezonie 2016 byli o krok od mistrzostwa NFL, ale potem było już tylko gorzej. I gorzej. I najgorzej.

4. Pracę stracił też RB Le’Veon Bell. W marcu 2019 r. podpisał czteroletni kontrakt z Jets na 52,5 miliona dolarów, z czego przez półtora roku otrzymał 27 mln. Bell staje się kolejnym przykładem na to, dlaczego nie warto płacić RB dużych pieniędzy. I dlaczego zawodnicy powinni za wszelką cenę unikać drużyn prowadzonych przez Adama Gase’a.

5. W NFC niepokonani pozostają Seattle Seahawks, ale by tego dokonać musieli wrócić z dalekiej podróży. Po 35 minutach meczu przegrywali z Vikings 13:0, jednak ostatecznie Russell Wilson przypomniał sobie, że to jest ten rok, w którym zdobywa MVP i zdołał poprowadzić drużynę do wygranej.

6. Justin Herbert podał na 4 przyłożenia przeciwko Saints, tymczasem Joe Burrow nie przekroczył 200 jardów przeciwko Ravens. W wyścigu o miano najlepszego debiutanta na rozegraniu na prowadzenie wysuwa się gracz Chargers.

7. Zmiany w rozkładzie meczów wyglądają jak zmiany w rozkładzie PKP w najlepszych latach. Czyli trudno się w nich połapać. Jasne jest jedno: zaraz zacznie brakować wolnych terminów i nieuchronna wydaje się konieczność wydłużenia sezonu zasadniczego o tydzień lub dwa.

 

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

8 komentarzy

  1. 1. Moim zdaniem sezon powinien z definicji mieć 3 bye weeks, bo infekcje to coś co się zdarzy prędzej albo później. A tak wszyscy udają, że jest pięknie. Mecz NE-KC nie powinien się odbyć.

    2. RB nie warto płacić, bo to od OL zależy sukces przede wszystkim. Choć Elliot ma problem, bo dostawał ok 18 piłek. Shanon Sharpe twierdzi, że nie po to płacisz QB pieniądze, aby przekazywał piłkę do RB. No i Cowboys w dotychczasowych meczach gonili wynik, więc mniej biegali.

    3. Mecz LVR – KC oglądałem i całkiem ciekawy był. KC powinni przegrać tydzień wcześniej, ale w NE nie było QB. No i obrona NE ograniczyła Mahomesa do 19 punktów (nie liczę pick six).

    4. Seattle wygrało, bo trochę zawalił Cousins. Początek drugiej połowy to świetna gra obrony, krótkie pole i 21 punktów w 3 posiadaniach.

    5. Brady mógł wygrać, ale popełnił debiutancki błąd z numerem próby w ostatnim posiadaniu.

    1. Ad. 1. Liga jest świadoma jak prawdopodobnie będzie wyglądał sezon więc wciska mecze gdzie może żeby nie okazało się, że SB będzie grany w maju.* Po raz drugi w ostatnich 70 latach mecz był grany we wtorek (TEN – BUF). Ze składu NE wypadł jeden albo dwóch zawodników ze względu na covid – żaden powód żeby nie grać. Myślisz, że podróż w dniu zawodów miała aż taki wpływ na wynik?

      Ad. 2. Generalnie zgoda z jednym uzupełnieniem. Nie warto mieć w skłądzie elitarnego QB i RB właśnie z powodów, o których wspomniałeś. Po prostu marnują się pieniądze.

      Ad. 3. Chiefs powinni przegrać już dwa tygodnie temu ale Herbert się trochę zagotował.

      Ad. 4. Seattle wygrywa, bo ma genialnego QB, który z najgorszą obroną w lidze(!) ma bilans 5-0. Drew Brees w takich warunkach miał coś w okolicach 50%. Ale zgadzam się z Tobą – gdyby Cousins nie zawalił, to i #3 by nie pomógł.

      * – szczyt sezonu grypowego przypada na luty więc jeśli do tego czasu nie rozstrzygnie się sezonu, przerwa może trwać grubo ponad miesiąc zanim sytuacja się nie uspokoi.

      Pozdrawiam!

      1. 1. Chodzi o to, że Newton wypadł w piątek, a Gilmore we wtorek po meczu. Do tego ściskał się z Mahomesem. Potem doszło jeszcze 2 zawodników i mecz przełożony, Podróż w dniu meczu… cóż przegrali przez brak QB przede wszystkim.

        2. Prędzej wydałbym pieniądze na elitarnego QB niż RB. Ale to też trzeba z głową. Bez QB trudniej sobie poradzić niż bez RB (elitarnego). Zamiast w RB lepiej inwestować w OL.

        3. Zgoda.

        4. Sea było o jedną przegraną akcję z NE. Ale to już historia. SB nie zdobędą. Przegrają z GB.

  2. Oglądałem mecz Cowboys, paskudnie wyglądał ten uraz Prescotta. Szkoda, że nie zgodził się podpisać nowej umowy, bo miałby sporo gwarantowanej kasy na przyszłe sezony, a teraz nie wiadomo czy dostanie nowy kontrakt.

  3. Warto wspomnieć o powrocie z dalekiej podróży Świętych. Drew Brees gra prawdopodobnie ostatni sezon, a wypadł mu Mike Thomas. Sean Payton to powszechnie chwalony trener, który jakoś w decydujących momentach play offs wybiera niewłaściwe rozwiązania. Może za bardzo lubi pokera? Dla obu to w zasadzie ostatnia szansa, żeby potwierdzić że należą do gwiazd tego sportu. Jeden Super Bowl to trochę mało, zresztą dawno temu i nieprawda.

    1. Moim zdaniem Saints są za słabi na SB w tym roku. Powinni się zakwalifikować do play offs i raczej one and done, czy jak to się mówi 🙂

      No a w przyszłym roku paru weteranów znajdzie nowe kluby.

  4. Herbert toczył równe boje z Mahomesem, Bradym i Breesem. Przegrał ale to bez znaczenia, ma potencjał i co ważniejsze, dobrze ułożoną głowę na boisku. Lubię go! Oby tylko nie spotkał go syndrom Stafforda czyli gra w permanentnie słabej drużynie.

    A jeśli już jesteśmy w Detroit, tam powtórzono to, co kilka lat wcześniej w Chicago. Nie spodobało się 10-6 czy 9-7, to teraz się ma 4-12.

    Na najbliższą niedzielę ostrzę sobie zęby na mecz Carolina – Chicago. Obie ekipy na krzywej wznoszącej, choć linia Chicago została wypłaszczona trochę przez Inidianapolis.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *