Drew Brees – najbardziej produktywny rozgrywający swojego pokolenia

Przez niemal dwie dekady był uznawany za jednego z czołowych rozgrywających NFL. Bił kolejne rekordy, produkował statystyki, stanowił wzór skuteczności i efektywności na swojej pozycji. A jednak nigdy nie uznano go za niekwestionowany #1. Dwudziestoletnia kariera Drew Breesa na pewno zostanie doceniona wyborem do Pro Football Hall of Fame, ale na zawsze pozostanie stopień niżej niż Peytona Manninga i Toma Brady’ego.

 

Drew Brees niechciany

Stan Texas od lat słynie jako inkubator znakomitych rozgrywających. Jednym z nich jest Drew Christopher Brees, który urodził się w Dallas 15 stycznia 1979 r. jako syn pary wziętych prawników. Oboje rodzice byli zdolnymi sportowcami, ale ostatecznie związali swoje kariery z prawem. Rozwiedli się, kiedy Drew miał siedem lat. Przyszły gwiazdor NFL nie miał najlepszych kontaktów z matką, zwłaszcza odkąd odmówił zatrudnienia jej w charakterze swojego agenta, a następnie zabronił używać swojego zdjęcia w kampanii wyborczej, gdy ubiegała się o stanowisko w sądzie apelacyjnym.1

W futbol zaczął grać dopiero w szkole średniej i długo zamierzał związać swoją zawodową karierę z baseballem. Jednak w 11 klasie (przedostatniej klasie liceum) doznał poważnej kontuzji i zerwał więzadła ACL w kolanie. To odstraszyło baseballowych rekruterów. Futbolowi również nie walili drzwiami i oknami, mimo że w klasie maturalnej Brees poprowadził swoją szkołę do stanowego mistrzostwa bez porażki, zgarniając po drodze MVP. Wymarzone uczelnie Breesa w Texasie nie były zainteresowane i rozgrywający wybierał między Purdue w stanie Indiana i Uniwersytetem Kentucky. Zdecydował się na tą pierwszą ze względu na lepsze statystyki akademickie.

Na uczelni przez trzy lata pełnił rolę pierwszego rozgrywającego i gdy zgłosił się do draftu miał na koncie większość podaniowych rekordów konferencji Big10. Był finalistą głosowania na Nagrodę Heismana (uczelniane MVP) i nagrodę Daveya O’Briena (dla najlepszego uczelnianego QB), jednak żadnej nie wygrał. To był przedsmak tego, co czekało go w NFL.

Przed draftem wielu ekspertów obawiało się, że jego relatywnie niski wzrost (180 cm) utrudni mu grę. Według nich ofensywni liniowi mieli mu zasłaniać całe boisko. Innym zarzutem był system, w którym grał. Do dziś wielu ekspertów utrzymuje, że rozgrywający z systemu spread nie radzą sobie w NFL, mimo wielu dowodów obalających tę tezę. Na początku XXI wieku był to niemal dogmat. W efekcie Brees wypadł z pierwszej rundy draftu 2001.

Jednym z zespołów, który potrzebował rozgrywającego, byli San Diego Chargers, posiadający #1 w drafcie. Dla wszystkich jasne było, że z #1 pójdzie Michael Vick, elektryzujący quarterback z Virginia Tech. To jednak były czasy, gdy debiutanci negocjowali sobie umowy z klubami niczym wolni agenci, bez ograniczeń narzuconych przez CBA od sezonu 2011. Przez klika tygodni przed draftem Chargers negocjowali z reprezentantami Vicka, jednak nie zdołali dojść do porozumienia. W efekcie w przeddzień draftu sprzedali #1 do Atlanty. Z pozyskanym w ten sposób #5 wzięli RB LaDainiana Tomlinsona dziś członka Pro Football Hall of Fame. Quarterbacka pozyskali dopiero pierwszym wyborem drugiej rundy, a był nim bohater tego tekstu.

W pierwszym sezonie Brees był jedynie zmiennikiem weterana, Douga Flutiego. W drugim wywalczył posadę startera, ale nie imponował. Sezon 2002 miał słaby, sezon 2003 wręcz tragiczny. W tym drugim większość jego wskaźników statystycznych sytuowało się gdzie w okolicy 80% ligowej średniej. Przekładając to na sezon 2020 – coś w okolicy Daniela Jonesa i Nicka Folesa. Stracił nawet na moment miejsce w wyjściowym składzie na rzecz Flutiego. Nie usprawiedliwiał go żaden uraz ani inne czynniki zewnętrzne.

W efekcie w drafcie 2004 Chargers znów mieli #1 i znów szukali rozgrywającego. Tym razem miał to być Eli Manning, jednak jego rodzina jasno dała do zrozumienia, że dla Chargers nie zagra. Po wielu tygodniach patowej sytuacji ekipa z Kalifornii jednak wybrała młodszego z braci Manningów, co doprowadziło do jednej z najbardziej niezręcznych prezentacji #1 w historii draftu NFL. Jednak tego samego dnia został oddany do New York Giants, a do San Diego powędrował inny debiutant, wybrany z #4 Philip Rivers. To on miał zastąpić nieudany wybór z 2001 r., Drew Breesa.

Jednak wówczas stało się coś nieoczekiwanego. Brees wszedł na kompletnie inny poziom. Trudno powiedzieć czy to kwestia motywacji, czy wreszcie „rozgryzł” o co chodzi w NFL. Prawdopodobnie jakaś kombinacja obu tych czynników. Sezon 2004 należał do Peytona Manninga, który rozegrał wówczas jeden z najlepszych sezonów wszechczasów, ale Brees statystycznie był 3-4. najlepszym rozgrywającym tamtego sezonu i zasłużył na pierwsze powołanie do Pro Bowl w karierze.

Mimo wszystko klub nie był pewny czy to nie jednorazowy wyskok i nie zaoferował mu długoterminowej umowy. Zamiast tego rozgrywający spędził sezon 2005 na franchise tagu. I wydawało się, że Chargers mieli rację. Ich rozgrywający grał solidny futbol, ale jednak klasę słabiej niż w sezonie 2004. Co gorsza pod koniec sezonu doznał bardzo poważnej kontuzji barku rzucającego ramienia i pod znakiem zapytania stanęła cała jego dalsza kariera. Drużyna z San Diego zaproponowała mu nową umowę z bardzo niską pensją. Większość pieniędzy była uzależniona od dokonań boiskowych. Stało się jasne, że Brees musi szukać nowej drużyny

Długo wydawało się, że trafi do Miami, jednak po szczegółowych badaniach lekarze odradzili Dolphins podpisywanie umowy. Ryzyko, że uraz barku zniszczy karierę Breesa było zbyt duże. Wówczas do zawodnika zgłosił się człowiek, który miał pozostać jego trenerem przez resztę sportowej kariery.

 

Odbudowa miasta i drużyny

New Orleans Saints byli ligowym pośmiewiskiem. Potrzebowali 21 lat, by zaliczyć pierwszy sezon z dodatnim bilansem. W latach 1967-2005 tylko dwa razy wygrali swoją dywizję i tylko pięć razy weszli do playoffów. W ciągu 39 sezonów istnienia klubu wygrali tylko jeden mecz w postseason.

Po katastrofalnym sezonie 2005, zakończonym bilansem 3-13, misji odbudowy drużyny podjął się trener Sean Payton, wcześniej ofensywny koordynator New York Giants i trener quarterbacków w Dallas Cowboys. Wiedział, że musi zacząć budowę od rozgrywającego. Chciał ściągnąć do Luizjany rezerwowego Cowboys, Tony’ego Romo, jednak cena jakiej zażądali Cowbyos okazała się za wysoka dla szefostwa Saints. Wówczas Payton uruchomił plan B i zaprosił do Nowego Orleanu Drew Breesa.

Brees i jego żona początkowo nie byli zachwyceni pomysłem. Nowy Orlean kojarzył się głównie z dramatycznymi obrazami z huraganu Katrina, który zdewastował większość Luizjany. Superdome, stadion Saints, został zamieniony na koczowisko dla bezdomnych ofiar katastrofy i rozgrywały się tam dantejskie sceny. Drużyna nie rozegrała na nim ani jednego meczu w sezonie 2005. Breesowie zostali obwiezieni przez Paytona po kompletnie zniszczonym mieście, które zostało zalane w 80%, a starty materialne oceniono na 81 mld dolarów. Jednak projekt odbudowy, tak miasta jak klubu, przypadł Breesowi do gustu.

Pierwszy mecz na nowootwartym Superdome stał się symbolem odbudowy miasta, a punt zablokowany przez Steve’a Gleesona wszedł do historii NFL i doczekał się nawet własnego pomnika.

To byli zupełnie nowi Saints, a Drew Brees stał się wielką gwiazdą. Sezon 2006 nie był najlepszym w jego karierze, ale tylko w tym roku został uznanym najlepszym rozgrywającym w NFL i wybrany do pierwszej drużyny All Pro. Jednak nagrodę MVP zgarnął jego były kolega z drużyny, ten którego Chargers wybrali przed nim. Tomlinson zaliczył jeden z najlepszych sezonów running backa w historii, notując 31 przyłożeń z gry, co do dziś jest rekordem NFL. W playoffach zaszli do finału konferencji, gdzie ulegli Chicago Bears. Brees podał na 354 jardy i 2 TD, ale zaliczył również dwie straty, a gdy został ukarany za intentional grounding ekipa z Chicago zdobyła dwa punkty za safety.

Sezony 2007 i 2008 były słabsze, tak w wykonaniu Breesa jak Saints, ale już w 2009 r. wrócili na szczyt. Mieli najlepszy bilans w NFC, a Brees był najlepszym rozgrywającym w NFL w każdej kategorii statystycznej. Jednak nagrodę MVP odebrał mu Peyton Manning. Głosujący docenili fenomenalnych Colts, którzy otarli się o idealny sezon i być może skończyliby z bilansem 16-0, gdyby trener Jim Caldwell nie posadził na ławce starterów (w tym Manninga) na dwa ostatnie mecze.

Zemsta przyszła w playoffach. Saints zdobyli mistrzowskie pierścienie, a w Supr Bowl pokonali Manninga i jego Colts. Brees zagrał bardzo dobry mecz i zasłużenie zgarnął MVP tego meczu, ale dwie najbardziej pamiętne akcje to udany onside kick Saints na początek drugiej połowy i pick-six Tracy’ego Portera, który ostatecznie rozstrzygnął mecz. Obrazek Breesa, który najbardziej zapadł w pamięć znalazł się na okładce Sports Illustrated: szczęśliwy rozgrywający Saints unosi w górę 13-miesięcznego synka w wielkich nausznikach, a wokół nich spada złote konfetti.

Nawiasem mówiąc było to pierwsze Super Bowl, dla którego zarwałem noc, by obejrzeć je na żywo.

 

Statystyki i bolesne porażki

Brees miał 31 lat, wokół siebie świetną drużynę i wybitnego trenera. Kto mógł się spodziewać, że to jego ostatni raz na największej scenie futbolu?

Saints stali się specjalistami od bolesnych porażek w kompletnie nieoczekiwanych sytuacjach. W 2010 r. wyeliminowali ich Seattle Seahawks, którzy weszli do playoffów z bilansem 7-9 tylko dlatego, że ktoś z NFC West musiał do nich wejść. A jednak po „Beast Quake” obrońcy tytułu pożegnali się z playoffami. W kolejnym sezonie pozwolili 49ers przejść całe boisko bez timeoutów w półtorej minuty i stracili decydujące przyłożenie na 14 sekund przed końcem meczu.

Przed sezonem 2012 drużyna została ukarana za „Bountygate„. W czterech z kolejnych pięciu sezonów skończyli z bilansem 7-9. Stawali się coraz słabsi i coraz bardziej zależni od Breesa. A ten nie zawodził. W latach 2011-2016 każdorazowo przekraczał 4800 jardów w sezonie, a aż czterokrotnie 5 tys. jardów. W sumie w karierze ma na koncie pięć sezonów z ponad 5 tys. jardów podaniowych. Żaden inny zawodnik nie dokonał tego więcej niż raz. W każdym z tych sezonów Saints byli w TOP5 pod względem zdobywanych jardów w ofensywie i TOP10 w zdobywanych punktach. A jednak defensywa raz po raz zawodziła, rok po roku sytuując się wśród najgorszych ligowych formacji.

Warto zauważyć, że słaba defensywa Saints miała wpływ na rekordowe osiągnięcia Breesa. Drużyna często musiała gonić rywali i wciskać gaz do dechy w ataku, by dotrzymać kroku punktującym bez problemu rywalom. To nabijało produkcję rozgrywającego Saints, podczas gdy rozgrywający współpracujący z lepszymi defensywami nie mieli aż tylu okazji do wykazania się kunsztem.

Od sezonu 2017 Saints wrócili do ligowej czołówki. Lepsza defensywa umożliwiła grę o najwyższe cele. Także styl gry Breesa się zmienił. Coraz bardziej polegał na krótkich piłkach i nieprawdopodobnie wysokiej skuteczności podań. Jednak Saints wciąż odpadali z playoffów w nieprawdopodobnie dramatycznych okolicznościach. W sezonie 2017 pozwolili na 61-jardowe podanie na przyłożenie w ostatniej akcji meczu. W 2018 r. przegrali finał konferencji po jednym z najgorszych błędów sędziowskich w historii NFL (choć sami też nie byli bez winy). W 2019 r. przegrali na własnym stadionie po dogrywce.

I wreszcie sezon 2020. Gdy Breesowi ewidentnie brakowało siły w ramieniu, a całej drużynie argumentów w ofensywie. To był sezon, gdy jak nigdy potrzebowali, by Brees wyciągnął ich z tarapatów, ale ten już nie zdołał. Wciąż był dobry, wciąż był skuteczny, ale już nie był w stanie zdziałać cudów. Przegrali z Tomem Bradym i Buccaneers, a Brees w ostatnim meczu kariery popełnił trzy straty i zagrał jedno z najsłabszych spotkań w życiu.

Przez te wszystkie lata był uznawany za absolutną czołówkę, ale nigdy za #1. W 2006 r. MVP zabrał mu Tomlinson, w 2009 r. Manning. W sezonie 2011 był fantastyczny, ale Aaron Rodgers zagrał jeden z najlepszych sezonów w historii NFL. W 2018 r. wyniósł efektywność do rangi sztuki, ale to był sezon gdy do NFL przebojem wdarł się Patrick Mahomes. W 2019 r. poza konkurencją był Lamar Jackson. Z drużyny stu najlepszych zawodników na stulecie ligi wygryzł go John Elway.

W 2006 r. był w pierwszej drużynie All Pro. Czterokrotnie (2008, 2009, 2011, 2018) w drugiej. Zgarnął dwie nagrody dla Ofensywnego Gracza Roku (2008, 2011), a 13 razy został nominowany do Pro Bowl. Siedmiokrotnie liderował NFL w liczbie jardów podaniowych w sezonie, sześciokrotnie w skuteczności podań, czterokrotnie w liczbie podań na przyłożenie, dwukrotnie w passer ratingu i po razie w QBR i ANY/A. Kończy karierę mając na koncie najwięcej jardów podaniowych w karierze (choć ten rekord odbierze mu zapewne za rok Tom Brady), najwięcej celnych podań w karierze (i tu Brady ma szansę go dogonić) i najwięcej celnych podań na mecz w karierze. Jeśli chodzi o jardy na mecz jest drugim najlepszym w historii, za Patrickiem Mahomesem.

Wszystkie te dokonania czynią go stuprocentowym pewniakiem do Pro Football Hall of Fame. Jednak w dyskusjach o najlepszych rozgrywających początku XXI wieku nie ma szans. Jedno mistrzostwo, brak MVP? Ustępuje nie tylko Tomowi Brady’emu (siedem mistrzowskich pierścieni, trzy MVP) i Paytonowi Manningowi (dwa mistrzostwa i rekordowe pięć MVP). Wyżej zapewne należy postawić również Aarona Rodgersa (jedno mistrzostwo, trzy MVP), choć ten ostatni miał wyraźny kryzys w latach 2015-19, podczas gdy Brees należał do najpewniejszych i najrówniejszych graczy epoki.

To właśnie kariera Breesa – zawsze jeden z najlepszych, nigdy najlepszy. Chyba że mówimy o najlepszych graczach w historii Saints, gdzie bezapelacyjnie i z dużą przewagą dzierży palmę pierwszeństwa. Nawet na emeryturze pomaga drużynie. Najpierw zgodził się na obcięcie swoich zarobków na 2021 do minimum weterana, by zredukować obciążenie salary cap Saint na start sezonu ligowego o prawie 24 mln dolarów, a teraz czeka z formalnym przejściem na emeryturę do 1 czerwca, by rozłożyć „martwe dolary” w limicie płacowym na dwa kolejne lata.

Przed nim kolejne wyzwanie. Od nowego sezonu zasiądzie w studiu stacji NBC, a w dalszej perspektywie ma przejąć od Chrisa Collinswortha obowiązki komentatora Sunday Night Football, programu o najwyższej oglądalności w amerykańskiej telewizji. W 2006 r. to on, a nie Tony Romo, przejął stery w Saints. Czy wygra z nim rywalizację o miano najlepszego telewizyjnego komentatora NFL?

Zdjęcie w artykule: Tammy Anthony Baker, Photographer, na licencji CC-BY-2.0

 

Zostań mecenasem bloga:




  1. W przeciwieństwie do Europy, w Stanach wiele stanowisk w aparacie policyjnym i sądowniczym jest obsadzanych w drodze wyborów powszechnych

Zobacz też

5 komentarzy

  1. Zaciekawił mnie fragment o obronie. I tu dochodzimy do sedna sprawy: żaden QB nie wygra ligi bez wsparcia. Stafford tylko raz miał produktywną obronę i zanotował występ w PO i sezon z 11 wygranymi. Brak dobrej obrony spowodował, że Brees przez kolejne 10 lat nie wygrał nic znaczącego. Manningowi drugie SB wygrała obrona, bo SB 50 i praktycznie cały sezon, to już nie był ten sam QB, co kiedyś. Pierwsza dynastia Pats też opierała się głownie na obronie. Brady był wtedy bardziej game managerem (finał AFC wygrał Bledsoe po powrocie i przy kontuzji Bradyego). Genedalnie TB12 miał świetną obronę zawsze. 3 kolejne SB dla Pats, to raczej zasługa Bradyego. SB z Tampą, to też w dużej mierze zasługa obrony.
    Mahomes na 3 sezony gry przy fenomenalnym ataku i obronie w granicach środka stawki ma tylko 1 SB, 2 tytuły AFC i 3 finały AFC. Jakby miał lepszą obronę, to miałby co najmniej jedno SB więcej.
    Co do Rodgersa i GB musiałbym zerknąć w dane.

    Ciekawy byłby artykuł lączący nie tylko DVOA ataku, ale obrony i ST z liczbą zwycięstw. No i artykuł o chyba Chargers z pierwszym atakiem, 1 obroną i brakiem występu w PO przez ST.

    1. Ciekawy pomysł. O ile korelację całościowego DVOA z bilansem łatwo policzyć, to jednak musiałbym się zastanowić jak podejść do innych aspektów. Nie mogę brać pod uwagę wyłącznie jednej formacji, bo wyjdzie że słabszy atak ma lepszy bilans, a będzie to wynikało z lepszej obrony albo ST. Muszę pomyśleć jak ugryźć temat 🙂

      1. Można pomyśleć nad zwykłą regresją liniową trzech wartości
        y = a* Ofensywa + b * Defensywa + c * ST
        y – liczba zwycięstw w sezonie
        ciekaw jestem czy takie proste modelowanie załatwi sprawę, czy to nie jest uproszczenie zbytnie.

        1. Ale jeśli się nie mylę pokaże to w pewnym uproszczeniu relację między liczbą zwycięstw i total DVOA. Trudno będzie wyciągnąć wnioski o zależności między dobrą/złą ofensywą i ostatecznym bilansem

          1. Jak będą dostępne dane, to mogę spróbować się pobawić w jakiś model regresji liniowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *