NFL Playoffs: Minnesota Vikings i Seattle Seahawks w Divisional Round

W pierwszej rundzie playoffów NFC wygrały dwa niżej notowane zespoły. W efekcie już tylko dwie dywizje będą reprezentowane w drugiej rundzie po tej stronie NFL. O ile wygrana Seahawks była spodziewana, a przynajmniej nie stanowiła sensacji, o tyle zwycięstwo Vikings w Nowym Orleanie to największa niespodzianka w pierwszej rundzie postseason.

Zobacz jak było w AFC: NFL Playoffs: Houston Texans i Tennessee Titans w drugiej rundzie

Minnesota Vikings – New Orleans Saints 26:20

Wygrana Wikingów to z pewnością największa niespodzianka pierwszej rundy. Jasne, wygrana Titans nad Patriots również nie była oczywistym rezultatem, ale drużyna Billa Belichicka miała masę wyraźnych słabości, a Tennessee to drużyna zbudowana idealnie pod te słabości. Tymczasem Saints zaliczyli kolejny znakomity sezon zasadniczy i w opinii wielu (w tym mojej) grali w przekroju całego sezonu lepiej niż Packers, z którymi przegrali tiebreaker o bye week. Trudno było uwierzyć, że ktoś może im zagrozić w Superdome, zwłaszcza Vikings i ich nierówny rozgrywający.

Jeśli ktoś wierzy w złe omeny i tym podobne sprawy, to pierwsza minuta meczu mogła tak wyglądać. Adam Thielen, który był cieniem samego siebie w drugiej połowie sezonu po kontuzji, zgubił piłkę i Saints weszli w jej posiadanie wewnątrz 40. jarda gości. Jak się potem miało okazać, były to złe miłego początki, ale Saints szybko objęli prowadzenie, choć nie zdołali zdobyć przyłożenia.

Długi czas gospodarze nie potrafili zbyt wiele zdziałać w ataku. Everson Grifen i Danielle Hunter kompletnie zdominowali grę. Liniowi Vikings nic sobie nie robili nawet z Ryana Ramczyka, wybranego do All Pro. W każdej akcji meldowali się na backfieldzie Saints chwilę po snapie i rozbijali jedną akcję za drugą, nieważne biegową czy podaniową.

Z drugiej strony Vikings sporo biegali, Dalvin Cook zdobywał całkiem dużo jardów, ale nie przekładało się to efekty punktowe.

Przełamanie nadeszło za sprawą Tysoma Hilla. Rezerwowy quarterback/tight end/special teamer Saints wykonał 50-jardowe podanie, które doprowadziło gospodarzy na skraj pola punktowego. O ile samo podanie Hilla pozostawiało nieco do życzenia, o tyle sposób w jaki niewydraftowany Deonte Harris wkręcił w ziemię Xaviera Rhodesa, który dwa lata temu był w pierwszej drużynie All-Pro, zasługuje na najwyższe uznanie.

Osoby wierzące w „momentum” pewni uznały w tym momencie, że Saints mają całe momentum świata i teraz to już łatwo odjadą. Było jednak na odwrót. Poza tą jedną akcją Hilla i Harrisa Święci byli kompletnie bezradni w ofensywie. Fantastyczna gra formacji obronnej Vikings i własne błędy gospodarzy sprawiły, że w pięciu kolejnych seriach nie zdobyli punktów.

Najbardziej bolesne były dwie ostatnie w pierwszej połowie. Najpierw Drew Brees pozazdrościł Hillowi i próbował skopiować jego podanie, tylko nie wziął poprawki na fakt, że Ted Ginn znajduje się w podwójnym kryciu i skończyło się przechwytem. Tuż przed przerwą fantastycznym powrotem po kickoffie popisał się Harris, ale kicker Will Lutz, tegoroczny Pro Bowler, chybił z 43 jardów i było to jego pierwsze pudło od października.

Tymczasem ofensywa Vikings funkcjonowała bardzo dobrze. Kirk Cousins raz po raz znajdował podaniami Adama Thielena, który zaliczył w tym meczu 129 jardów, czyli więcej niż od 6 do 17 tygodnia rozgrywek w sumie. Wygląda na to, że odpoczynek w zeszłym tygodniu pozwolił mu wreszcie zaleczyć uraz do końca.

I kiedy wydawało się, że Minnesota spokojnie dociągnie wygraną do końca, w czwartej kwarcie Vikings zupełnie niepotrzebnie odeszli od wygrywającej formuły. Mogę zrozumieć problemy w defensywie, linia mogła być zmęczona tak świetną grą na wysokiej intensywności. Tyle że przy okazji Mike Zimmer zaordynował znacznie pasywniejsze ustawienie, a kompletna bierność przy ostatniej, wyrównującej serii Saints to już niemal zbrodnia. Do tego w ataku próbowali spalać zegar kolejnymi akcjami biegowymi, zapominając, że zegara nie spalają biegi tylko kolejne pierwsze próby. A tych było w ostatniej kwarcie jak na lekarstwo. Momentami miałem wrażenie, że gościom wydaje się, że prowadzą czterema posiadaniami piłki i chcą po prostu jak najszybciej skończyć mecz bez żadnych kontuzji.

Tymczasem Saints przeskoczyli w ataku na wyższy bieg. Kluczowymi postaciami byli Jared Cook, który złapał pięć piłek na 54 jardy i Tysom Hill, który biegał, blokował, przełamywał tackle i łapał przyłożenia. Jak ktoś słusznie zauważył na Twitterze – Hill urzeczywistnił potencjał, jaki McDaniels widział w Timie Tebow. Nie przeszkodziła im nawet kolejna strata Drew Breesa, który ma problem z silnym chwyceniem piłki operowanym wcześniej kciukiem. Remis i dogrywka.

I wówczas ponownie włączył się Kirk Cousins. 4/4, 61 jardów, TD. Czy obali mity o swoim rzekomym wymiękaniu w prime timie? Wątpliwe. Cousins to rozgrywający, po którym nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. W niedzielę dostaliśmy Kapitana Kirka, choć gdyby piłka zgubiona przed Dalvina Cooka została orzeczona fumble (ostatecznie okazało się, że kolano RB Vikings chwilę wcześniej dotknęło murawy, gdy był jeszcze w posiadaniu piłki), to na pewno jakimś cudem uznano by to za winę Cousinsa. Już widzę te gadające głowy perorujące z mądrą miną „Gdyby Zimmer mógł zaufać swojemu rozgrywającemu, Cook nie miałby tej piłki w rękach!”

Ale wróćmy do dogrywki. Taki rzut i taki chwyt w kluczowym momencie.

To coś czego spodziewalibyśmy się po Bradym i Edelmanie, Breesie i Thomasie, Rodgersie i Adamsie, Mahomesie i Kelcem czy Watsonie i Hopkinsie. Ale Cousins i Thielen? Mało kto by tego oczekiwał, ale cieszę się, że się udało. Zwłaszcza że Thielen to jeden z moich ulubionych zawodników niegrających w Patriots.

I decydujące podanie Cousinsa do Kyle’a Rudolpha. Cały stadion wiedział, że to będzie grane. Cały, poza obroną Saints.

Czy był tam faul (OPI) Rudolpha? Pewnie można by się dopatrzeć przewinienia. Ale nie w playoffach, nie w takiej chwili. Gdyby sędziowie po powtórce zdjęliby tę akcję z tablicy wyników, byłby to skandal. Może nie na miarę zeszłorocznego NFC Championship Game, ale skandal.

Saints szósty raz z rzędu (2010-11, 2013 i 2017-19 – w pozostałych latach się nie zakwalifikowali) odpadli z playoffów przegrywając jednym posiadaniem piłki. Po raz kolejny w dramatycznych okolicznościach. Od mistrzostwa w 2009 r. mają bilans 4-6 w playoffach. W przyszłym roku umowy kończą się wszystkim trzem rozgrywającym (Brees, Bridgewater, Hill), a choć są pieniądze na zatrzymanie Breesa i Hilla, to nie na znaczące wzmocnienia na rynku wolnych agentów.

Vikings w nagrodę jadą do San Francisco. Jeśli linia defensywna i Cousins znów zagrają na tak wysokim poziomie, mogą sprawić nie lada niespodziankę.

 

Seattle Seahawks – Philadelphia Eagles 17:9

Biorąc pod uwagę liczbę kontuzji w ostatnich tygodniach w obu drużynach, spodziewaliśmy się niezbyt interesującej wojny na wyniszczenie. I mniej więcej coś takiego dostaliśmy, zwłaszcza w pierwszej połowie, która długo wyglądała, jakby mecz miał się skończyć wynikiem 3:0.

Kluczowy moment meczu nastąpił w pierwszej kwarcie, gdy Carson Wentz zszedł do szatni z wstrząśnieniem mózgu. Rozgrywający Eagles został zaatakowany przez Jadeveona Clowneya.

Jak by na to nie patrzeć, był to faul. Na powtórce widać, że Clowney przekręca głowę nie po to, by uniknąć kontaktu, nie w związku z własnym pędem, tylko po to, by jak najmocniej uderzyć Wentza szczytem kasku. Na pewno był to faul (oczywiście sędziowie nie rzucili flagi), zasługujący nawet na wyrzucenie zawodnika Seahawks z boiska. Paradoksalnie takie rozwiązanie mogłoby być lepsze dla drużyny. Liga często uznaje dyskwalifikację w czasie meczu za ekwiwalent zawieszenia. Teraz może się okazać, że Clowney zostanie zawieszony na kolejną rundę playoffów.

W każdym razie Wentz musiał zejść do szatni i już nie wrócił. Zastąpił go Josh McCown. 40-latek, który dwa razy w tygodniu lata między Filadelfią i Charlotte, gdzie trenuje licealną drużynę, w której grają jego synowie. W niedzielę po raz pierwszy w karierze wykonał podania w playoffach, choć Eagles są już jego dziewiątą drużyną w NFL.

McCown spisał się wręcz rewelacyjnie jak na zmiennika postawionego niespodziewanie przed koniecznością gry w playoffach w składzie złożonym z drugorocznego tight enda, doświadczonego tight enda z pękniętymi żebrami i nerką oraz grupką niedawnych graczy practice squadu.

Tyle że tu było trzeba cudu, a do tego nieco zabrakło. McCown poprowadził pięć długich serii – 13 akcji/64 jardy, 7/67 i 11/55, 10/64 i 7/58 jednak Eagles wyciągnęli z tego tylko 9 punktów – 3 FG i dwie straty w czwartych próbach. Przetrzebiona linia ofensywna nie dawała mu wielkiego wsparcia – McCown wziął 6 sacków, a cała obrona Seattle zaliczył 7 sacków i 12 powaleń na stratę jardów.

Ostatecznie Seahawks przemogli. Russell Wilson został obalony 11 razy, ale tylko raz był to sack. Zdołał podać na 325 jardów, z czego 160 złapał DK Metcalf, debiutant, o którym jeszcze we wrześniu niektórzy mówili, że wszystko co ma do pokazania to imponująca muskulatura. Tymczasem dziś wszystko wskazuje na to, że z Tylerem Lockettem stworzą fantastycznie się uzupełniający duet WR na kilka najbliższych lat.

Trzeba też docenić, ze Brian Schottenheimer, koordynator ofensywy Seahawks, pozwolił Wilsonowi podawać. Co prawda nie miał większego wyboru. Jeśli nie liczyć jednego 12-jardowego biegu Travisa Homera, RB Seattle zdobyli 7 jardów w 17 próbach. To nie literówka – 0,4 jarda na próbę.

Po stronie Eagles, poza McCownem, warto wyróżnić Dallasa Goederta, który wyrasta na godnego partnera/następcę Zacha Ertza. W obronie dominował Fletcher Cox, który był zdecydowanie najlepszym graczem Eagles w całym meczu. Niestety sam niewiele mógł zdziałać.

Eagles na pewno mogliby zajść wyżej, gdyby nie plaga kontuzji i mimo porażki nie mają się czego wstydzić. W offseasonie na pewno będzie ciekawie. Sporo wolnych agentów, zwłaszcza na liniach, a aż 8 zawodników ma cap hit na przyszły rok przekraczający 10 mln dolarów.

Seahawks odwiedzą Green Bay. Te dwie drużyny mają historię dramatycznych starć w playoffach. Jednak jeśli Seattle chcą wygrać, muszą zagrać o klasę lepiej niż w Filadelfii. Dużo zależy od zdrowia ofensywnych liniowych oraz od decyzji dyscyplinarnych w kwestii Clowneya.

 

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

5 komentarzy

  1. Świetne podsumowanie, ale dwa zdania odnośnie Vikings. Frustracja Stefana Diggsa nie przeszkodziła im w zwycięstwie z Saints ale czy kwas nie pozostanie? Za boczną linią było w pewnym momencie bardzo gorąco.

    1. A mecz akurat zdecydowanie najsłabszy, Seattle muszą wskoczyć na level wyżej to powalczą na Lambeau. Zapowiada się tam niezła bitwa, ciekawe w jakich warunkach pogodowych. Na razie zapowiadają jakieś minus 6 stopni ale bez śniegu.

  2. DK Metcalf to jednowymiarowy WR, który dalej biega proste ścieżki oparte na swojej szybkości i jump balls 1-1. Jego szczęście, że piłki podaje mu Top 3 QB ligi. W takim Buffalo albo Tennessee byłby ogromnym niewypałem, już nie mówiąc o 2/3 ligi, które nie weszło do playoffs. Zasługa sztabu Seattle, że koncentrują się na jego silnych punktach i nie próbują z niego robić gościa YAC, którym nigdy nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *