NFL, tydzień 15: Patriots na drodze donikąd

Kuriozalne zakończenie meczu przeciwko Raiders jest idealnym podsumowaniem ostatnich miesięcy w wykonaniu New England Patriots. Nie tylko drużyny, ale i całej organizacji, którą na manowce sprowadza ten, który przywiódł ją na szczyty – Bill Belichick. A nie są to manowce prowadzące do kompletnej katastrofy i przebudowy drużyny, a raczej permanentnego średniactwa. Co w amerykańskim sporcie jest jeszcze gorsze.

 

Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć:

Zakończenie tego spotkania było jednym z najbardziej kuriozalnych, jakie w życiu widziałem. A trochę dziwnych końcówek już miałem okazję obejrzeć, na czele z Miami Miracle, innym bolesnym dla fanów Patriots wspomnieniem. Tamten sezon zakończył się pierścieniem mistrzowskim, w tym nie ma co na to liczyć, choć teoretycznie szanse wciąż są.

Można oczywiście narzekać, że przyłożenie Raiders chwilę wcześniej nie powinno być uznane, bo wszyscy poza sędziami (i pewnie częścią fanów Raiders) widzieli na powtórce, że druga stopa Keelana Cole’a znalazła się minimalnie na aucie. Ale nie o to chodzi. Cały ten mecz pokazał, że Patriots to drużyna, która jest prowadzony przez słaby sztab szkoleniowy, źle ustawiona, a to co się dzieje w ataku woła o pomstę do nieba.

Ta ostatnia akcja przeciwko Raiders była bardzo symptomatyczna, bo był to błąd mentalny. W podania do tyłu w ostatniej akcji meczu można się bawić, gdy się przegrywa i nie ma większego znaczenia, czy przegrasz pięcioma czy dwunastoma punktami. Ale przy remisie jest to zachowanie ze wszech miar głupie. I to tuż przy linii Patriots. Czy naprawdę nikt w sztabie szkoleniowym nie miał na tyle przytomności umysłu, by drzeć się do Jakobiego Meyersa, żeby wyszedł na aut?

Jak przez większość sezonu atak w tym meczu wyglądał dramatycznie. Ofensywa podaniowa nie istniała i to przeciwko obronie mające najgorsze DVOA w tej kategorii przez meczem. Mac Jones podał raz na 39 jardów i raz na 21 jardów. Pozostałe 29 podań to tylko 11 celnych na 52 jardy co daje średnią w okolicy w miarę udanego QB sneaku (1,8). Można się oczywiście pocieszać, że gra biegowa wyglądała bardzo dobrze, ale w NFL nie da się na dłuższą metę wygrywać bez choćby przyzwoitej gry podaniowej, co zresztą świetnie udowadniają tegoroczni Philadelphia Eagles, których gra biegowa wciąż jest zabójcza, ale to różnica jaką Jalen Hurts robi w grze górą katapultowała ich do roli jednego z faworytów do Super Bowl.

Niestety za większość tego bałaganu odpowiada personalnie Bill Belichick. Nie chcę tu powtarzać wyświechtanego motta o odpowiedzialności ze „Spidermana”, ale pasuje tu jak ulał. Nikt inny w NFL nie ma takiej władzy nad każdym aspektem funkcjonowania drużyny. Belichick to nie tylko główny trener, ale i generalny menedżer. To on dobiera zawodników, ma ostatnie słowo przy kontraktach, zwolnieniach, wymianach i drafcie. A przede wszystkim to on odpowiada za dobór współpracowników.

Belichick to trener bez dwóch zdań wybitny, jeden z najlepszych w historii tego sportu. Posiada encyklopedyczną wiedzę na temat historii futbolu i jest w stanie zajmująco mówić o najdrobniejszych boiskowych detalach. Osiągnął z Patriots tak dużo, że zasłużył, by odejść w glorii i chwale kiedy będzie mu się podobało. Niemniej jego osobiste uprzedzenia i personalne decyzje odbijają się drużynie czkawką w ostatnich latach.

Pierwszym skojarzeniem z trenerem jest facet z gwizdkiem w szortach, który pilnuje, by jego zawodnicy nie obijali się podczas treningu. Jednak główny szkoleniowiec w klubie NFL to ktoś o wiele ważniejszy. Oczywiście, większość z nich bierze też udział w tradycyjnych trenerskich zajęciach, jak treningi, układanie zagrywek, planów gry, analiza rywali etc. Jednak przede wszystkim są to wysokiego szczebla menedżerowie w korporacji z przychodami rzędu setek milionów dolarów rocznie. Odpowiadają za osiągnięcie właściwych rezultatów przez podlegający im zespół wybitnych i starannie wyselekcjonowanych fachowców, z których najsłabszy zarabia pieniądze niczym topowi programiści w Dolinie Krzemowej.

Na tym stanowisku znajomość własnej roboty (trenowania) to jedno. Ale taki menedżer musi przede wszystkim umieć dobrać współpracowników i odpowiednio delegować na nich zadania. Jeden człowiek po prostu nie może być specjalistą od wszystkiego, a nawet jeśli jest, to przy zespole tej wielkości (ok. stu osób) i skomplikowaniu całego procesu (meczu futbolu) pracy jest za dużo, by osobiście pochylał się nad każdym aspektem.

Przed sezonem klub pożegnał się z Joshem McDanielsem, wieloletnim koordynatorem ofensywy, który poszedł „na swoje” i jako główny szkoleniowiec obserwował kuriozalną końcówkę meczu z Raiders zza drugiej linii bocznej. Niejednokrotnie krytykowałem McDanielsa, który moim zdaniem był zbyt zachowawczy, przewidywalny i nie nadążał za rozwojem współczesnego ofensywnego futbolu. I w dalszym ciągu podtrzymuję tę opinię, co zresztą potwierdza jego niezbyt udany rok w Las Vegas. Jednak przez lata na swoim poletku w Nowej Anglii był niemal całkowicie samodzielny, z jedynie luźnym nadzorem Belichicka. I choć nie wszystko funkcjonowało jak bym chciał (jako fan Patriots), to jednak funkcjonowało.

I kiedy przyszło do zastąpienia go, Belichick podjął decyzję, która już wiosną wyglądała podobnie do podania Meyersa w tył przez pół boska, a z biegiem czasu wcale nie zaczęła wyglądać lepiej. Powierzył ofensywę Mattowi Patricii, któremu pomagać miał Joe Judge. Szkoleniowcy-weterani z doświadczeniem jako główni trenerzy w innych klubach, związani przez lata z Patriots, więc system i specyficzną kulturę znają od podszewki. Same plusy, prawda? No, nie do końca.

Judge całą swoją karierę trenował special teams. W 2019 r. dostał w Patriots jeszcze pod opiekę receiverów, co skończyło się odejściem Toma Brady’ego. Przy nim Patricia to weteran ofensywy – był „offensive assistant” w 2004 r., czyli latał innym trenerom ofensywy po kawę, wyszukiwał zadane akcje i odwalał niewdzięczną robotę stażysty. Rok później był asystentem trenera linii ofensywnej, na tej pozycji grał też na uczelni. Poza tym pracował tylko z obroną. A więc powierzenie mu linii ofensywnej i playcallingu w ataku jest naturalną decyzją, prawda?

Ale ironia na bok. Obaj ci panowie, nawet jeśli jako w poprzednich rolach koordynatorów spisywali się nieźle, nie mieli większego kontaktu z ofensywą. Jasne, coś tam od kolegów podłapali i pewnie na poziomie licealnym spokojnie ogarnęliby temat. Ale to trochę tak jakby szef przyszedł do fachowców od C# i kazał im napisać program w Javie, do tego korzystając częściowo z kodu po poprzedniku. Przecież są programistami, to sobie poradzą. Pewnie, coś z tego sklecą, ale ten nowo napisany program rzuca taką ilością błędów, że oczy bolą. To nie jest drobna aplikacja, tylko główny produkt firmy, za który klienci płacą ciężkie miliony.

Patriots padli tu trochę ofiarą własnego sukcesu. Jest naturalne, że konkurencja podbiera co zdolniejszych asystentów z organizacji, które wygrywają dużo meczów. Dla tych trenerów jest to szansa na awans, który w swoim klubie mają zablokowany. Przez lata w Nowej Anglii cieszyli się stabilnością nie tylko na pozycji głównego trenera, ale też koordynatorów. To powodowało, że młodzi zdolni wybierali oferty innych klubów i kiedy koordynatorów zabrakło, nie było naturalnych następców.

W takiej sytuacji dobry menedżer idzie na rynek pracy i szuka kandydata poza firmą. Niestety Bill Belichick pała jakąś dziwaczną niechęcią do trenerów, którzy nie przeszli wszystkich szczebli asystenckich w Nowej Anglii. Widząc jak w ostatnich latach radzą sobie młodzi ofensywni szkoleniowcy z szeroko rozumianego drzewa Mike’a Shanahana (McVay, Kyle Shanahan, LeFleur i ich koledzy) mógł spróbować sięgnąć po kogoś takiego. Zamiast tego wolał powierzyć stery dwóm znajomkom.

W efekcie całe podejście do ofensywy jest koszmarnie niespójne. Początkowo wydawało się, że Patriots planują pójść podobną drogą jak tegoroczni Miami Dolphis. Dołożyli szybkich, atletycznych graczy w drafcie i mieli się oprzeć o Shanahanowy system biegowy z outside zone na czele. Tylko że najwyraźniej nikt nie potrafił nauczyć zawodników co należy w takich akcjach robić, więc siały one spustoszenie, ale wyłącznie we własnych szeregach. Nieco z musu w trakcie sezonu wróciły power runs z czasów McDanielsa i nagle gra biegowa zaczęła funkcjonować. Najwyraźniej nikt w Patriots nie uznał za stosowne wdrożyć innych elementów systemu Shanahana w różnych jego współczesnych mutacjach – ruchu przed snapem, obfitego stosowania play action, RPO i generalnie ułatwiania życia zawodnikom. To jakby wyjąć z orkiestry pojedynczy instrument i dziwić się, że nie gra tak jak byśmy chcieli.

Brak pomysłu i konsekwencji nie dotyczy tylko playbooka, ale także, a może przede wszystkim, playcallingu. Dobór zagrywek w NFL to trudna sztuka, na której wielu połamało zęby. Playcaller powinien brać pod uwagę personel własny i przeciwnika, wynik, sytuację na boisku (próba i dystans do przejścia), czas pozostały do końca połowy/meczu, tendencje własne i przeciwnika, a do tego układać to w pewne sekwencje, w których jedno wynika z drugiego, a pokazanie czegoś w jednej zagrywce może zostać wykorzystane kilka akcji później. Powtórzę jeszcze raz – to jest cholernie trudne. Tym bardziej dziwi jak można powierzyć to trenerowi bez jakiegokolwiek doświadczenia z ofensywą. Efekt był łatwy do przewidzenia – w porównaniu z konkurencją Patricia wygląda, jakby zagrywki dobierał mu generator liczb pseudolosowych.

Cierpi na tym cała drużyna. W składzie jest dwóch solidnie opłacanych tight endów z dużym potencjałem, ale Patricia kompletnie nie ma pomysłu jak wkomponować ich w drużynę. Czasami zagra na nich jedną czy dwie zagrywki z bardzo dobrym skutkiem, ale potem do tego nie wraca. Jakby musiał tylko odhaczyć punkt na jakiejś liście zadań. Skołowany Mac Jones zrobił potężny krok w tył i jeśli szybko się coś nie zmieni, to można zapomnieć o zrobieniu z niego startera na lata. To nie jest tak, że Jones gra świetnie, tylko Patricia mu nie pozwala. Sporo problemów ataku to wina słabej gry Maca, ale ta słaba gra wynika w dużej mierze z niedopasowania ataku do jego silnych stron i z braku zaufania zawodnika do systemu. A jeśli z szatni tak od lat skrytej jak w Nowej Anglii wypływają publicznie głosy, z których można wyczytać o narastającym konflikcie między szkoleniowcami i graczami to za zamkniętymi drzwiami na pewno jest dużo gorzej.

To wszystko pośrednio wina Belichicka. To on podjął decyzję o powierzeniu ofensywy w ręce ludzi, którzy się na tym nie znają. A przy tym wciąż jest bardzo dobrym trenerem i obrona, w którą był zawsze mocno osobiście zaangażowany, spisuje się w tym roku znakomicie. Widać to było w pick-six Kyle’a Duggera, który dał sygnał do odrabiania strat przeciwko Raiders. To była fenomenalna akcja wynikająca z gruntownego przygotowania do meczu. Niestety we współczesnej NFL znacznie łatwiej wygrywać mając silny atak i słabą obronę niż na odwrót. Zapytajcie Broncos.

Ta drużyna nie jest wystarczająco dobra, by bić się o najwyższe cele. Czy ma potencjał, by to zrobić, gdyby atak prowadził odpowiedni trener? Niewykluczone. Może nie ma tam wielkich gwiazd, ale jest sporo ciekawych i użytecznych zawodników, a linia ofensywna gra znacząco poniżej sumy talentu graczy, którzy ją tworzą. Z drugiej strony obrona jest na tyle silna, by niemal w każdym meczu trzymać ich w grze, a część spotkań po prostu wygrać.

W efekcie Patriots są w najgorszej możliwej sytuacji – średniaka. W amerykańskim sporcie zawodowym już lepiej spaść na samo dno. To daje wysokie wybory w drafcie i jasny sygnał wszystkim klubowym decydentom, że czas na przebudowę. Tymczasem wszystko w Nowej Anglii wskazuje, że mamy przed sobą jeszcze wiele frustrujących sezonów w okolicy 50% wygranych. I tylko Maca żal.

 

Komu playoffy, komu?

Porażka Patriots mocno skomplikowała ich sytuację w kontekście postseason. Jednak inne drużyny poczyniły spory krok w tamtym kierunku.

W AFC awansu do decydującej fazy mogą być już pewni Buffalo Bills i Kansas City Chiefs. Ci pierwsi po bardzo ciekawym meczu pokonali Miami Dolphins i jedna wygrana (lub jedna porażka Miami) wystarczy im do wygrania dywizji. Choć to im naturalnie nie wystarczy.

Chiefs niespodziewanie potrzebowali dogrywki, by wygrać z Texans, ale mają już zapewnione pierwsze miejsce w dywizji. Teraz muszą się skupić na rywalizacji z Bills o pierwsze miejsce w konferencji.

Z kolei w NFC wygraną w swojej dywizji zapewnili sobie Minnesota Vikings. Zrobili to w niewiarygodnym stylu, odrabiając największą stratę w historii NFL – po pierwszej połowie przegrywali 33:0. Jednak sezon cudów w Minneapolis trwa.

Zwycięzcę znamy też w NFC West. Mimo konieczności korzystania z trzeciego rozgrywającego San Francisco 49ers dość pewnie wygrali w Seattle, co oznacza, że Seahawks już ich w tabeli nie dogonią.

Co ciekawe pewni zwycięstwa w dywizji wciąż jeszcze nie są Philadelphia Eagles, choć mają najlepszy bilans zwycięstw w NFL. A to dlatego, że sporo wygranych meczów mają również Dallas Cowboys i teoretycznie mogą jeszcze dogonić Orły. W praktyce jest to mało prawdopodobne, ale oba zespoły są już pewne udziału w playoffach. W Filadelfii większym problemem jest obecnie zdrowie Jalena Hurtsa, który ma uszkodzony prawy bark. Nie jest to poważny uraz, ale w przypadku ramienia rzucającego może znacząco ograniczyć możliwości tego gracza.

Na przeciwnym biegunie są Los Angeles Rams. Po porażce w Green Bay oficjalnie odpadli z walki o playoffy i nie obronią mistrzostwa NFL. W tym roku opuszczą tę fazę rozgrywek dopiero po raz drugi za kadencji Seana McVaya i po raz pierwszy nie skończą sezonu na plusie.

Pozostałe drużyny już oficjalnie wyeliminowane z walki o playoffy to Denver Broncos, Houston Texans, Arizona Cardinals i Chicago Bears.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

  • QB Patrick Mahomes (Chiefs) zanotował skuteczność podań 87,8%. To najwyższa skuteczność podań w historii NFL w meczu, w którym zawodnik wykonał ich 40 lub więcej
  • QB Justin Herbert (Chargers) jako pierwszy w historii przekroczył 4 tys. jardów podaniowych w każdym z trzech pierwszy sezonów w lidze

2. Z notatnika medyka:

  • QB Ryan Tannehill (Titans) – kontuzja kostki, prawdopodobnie koniec sezonu
  • RB Jonathan Taylor (Colts) – kontuzja kostki, prawdopodobnie koniec sezonu
  • WR Tyler Lockett (Seahawks) – złamany palec, po operacji może wrócić nawet po dwóch tygodniach

3. NFL ogłosiła, że pakiet NFL Sunday Ticket kupiło Google. Oznacza to, że pełne mecze NFL będą pokazywane na YouTube w ramach usługi Primetime Channels (dostępna tylko w USA). Sunday Ticket to pakiet, w ramach którego pokazywane są niedzielne mecze, których fani nie mogą zobaczyć w telewizji. Które dokładnie – to zależy od regionu. Za pakiet Google zapłaci 2,5 mld dolarów rocznie. Do tej pory dysponowała nim sieć kablowa DirecTV, która płaciła 1,5 mld rocznie.

4. Matt Ryan znów po niewłaściwej stronie historii. Był przegranym w największym comebacku w historii Super Bowl, teraz spotkało go to samo w sezonie zasadniczym.

5. W kluczowym dla układu tabeli meczu New York Giants wygrali z Washington Comanders, co daje im nie tylko mecz przewagi, ale i tiebreaker na koniec sezonu.

6. To był dobry tydzień dla długich serii ofensywnych. Steelers zmontowali serię składającą się z 21 akcji, która przeszła 91 jardów i zdjęła z zegara meczowego 11:43. Eagles nieco skromniej – 19 akcji i 76 jardów, ale nie zakończyli jej punktami (niecelny FG).

7. NFL ogłosiła składy Pro Bowl. Meczu w tym roku nie będzie, co jest dobrą wiadomością, bo z każdym kolejnym sezonem spotkanie coraz bardziej przypominało farsę. Zamiast tego zobaczymy zawodników w rożnych konkursach i meczach futbolu flagowego. Po co w takim razie ogłaszać te składy? Wielu zawodników ma w kontraktach bonusy związane ze statusem pro bowlera, więc na pewno nie zgodzą się na całkowitą jego likwidację.

 

Zostań mecenasem bloga:




Zobacz też

9 komentarzy

    1. Hmm, czy pomógł… Patriots na pewno nie pomoże, bo wątpię, by ktoś tam znał polski, a jeśli nawet to na pewno nie czyta moich wpisów. Ale co się wygadałem to moje 😉

      Ale mam nadzieję, że był też merytoryczny i pomógł osobom nie śledzącym na co dzień Patriots zrozumieć co tam się właściwie wyrabia.

      1. Też jako fanowi Pats było ciężko. A co do głosów jak to wygląda w Stanach, to polecam posłuchać Grega Beddarda i jego zeszłotygodniowe słowa o pathethic high school ofense. Naprawdę boli, bo przy odpowiednich coachach byłoby dużo lepiej. Już choćby O’Brien (wiem, co zrobił w Texans jako GM) byłby świetny, bo jako OC w Pats dawał radę w czasie Gronka i Hernandeza. Najgorsze jest to, że zespół ma QB i ma przyszłość a przez to, że trenują niekompetentni fachowcy jest jak jest.

        Potrzebna jest interwencja Roberta Krafta. W przypadku draftu widać progres, bo Bill zaczął podejmować decyzję bardziej kolektywnie i jest różnica. Teraz potrzeba interwencji w kwestii doboru współpracowników. Może ten sezon pomoże zrozumieć Billowi jego błędy tak jak z draftem. O ile Patricia jako DC byłby ok, to jako OL i OC, to porażka.

  1. Oglądałem skrót TEN:LAC. Minuta do końca, TEN mają piłkę w red zone. Czy nie lepiej byłoby oddać TD, żeby Herbert miał więcej czasu na ostatni drive? Jak się bardziej ufa QB, że da radę, niż że obrona zatrzyma przeciwnika w red zone, to chyba może mieć to sens pod koniec meczu. Czy w ogóle kiedykolwiek jakaś drużyna tak postąpiła? Jeśli ktoś pamięta, będę wdzięczny za odpowiedź.

    1. Gdyby LAC byli +2 i FG dawałby zwycięstwo TEN to tak, zresztą zdarza się, że drużyny tak postępują. Ale jeśli FG nie wystarcza, to drużyny z reguły będą broniły.

      Inna sprawa, że w tym wypadku TEN nie wychodzili na prowadzenie, tylko doprowadzali do remisu, więc ryzyko nieco mniejsze. Ale prawdę mówiąc nie wiem jaka powinna być optymalna decyzja w takiej sytuacji. Ja bym raczej bronił, ale to decyzja „na czuja”, niepoparta żadnymi danymi.

    2. Nie pamiętam, który mecz był taki (chyba zeszły sezon), że obrona wciągnęła zawodnika do end zone. Trzeba pamiętać, że atak chce też spalić możliwie najwięcej czasu, aby nie dać drużynie przeciwnej zbyt wiele czasu na wygrywającą / wyrównującą serię jak choćby Bills – Chiefs w zeszłym roku.

  2. Ja bym dodał jeszcze, że zebry są coraz gorsze. Zwłaszcza comeback Minesoty, to 3 żenujące błędy. W meczu Pats też nie powinni zaliczyć TD, a przynajmniej Blandino tak na wizji powiedział, że on by nie zaliczył. I te błędy będą coraz bardziej widoczne. Zastanawiam się czy naprawdę nie da się nic zmienić w sędziowaniu, aby tego było mniej.

  3. Ponieważ to inny wątek, to dodałbym jeszcze Jags i to, że przy problemach Titans mogą zagrać w PO. Pedersen ma już efekty pracy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *