Mistrzowie comebacków

Trzeci tydzień z rzędu Patriots zagrali bardzo słabą pierwszą połowę, trzeci tydzień z rzędu znaleźli się w sytuacji wydawałoby się bez wyjścia i trzeci tydzień z rzędu dopisali jedno „W” w tabeli. Jedno bardziej nieprawdopodobne od drugiego.

Tymczasem Packers wygrali o włos z pogrążonymi w kryzysie Falcons i przed nimi bardzo trudna decyzja.

 

Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu

Kiedy dwa tygodnie temu Patriots zaczynali trzecią kwartę meczu przeciwko Broncos przegrywali 24 punktami. Kalkulator szans na zwycięstwo, opracowany przez Advanced NFL Stats na podstawie historycznych wyników, dawał im w tym momencie 4% szans na zwycięstwo. Kiedy zaczynali swoją serię ofensywną na 2:35 przed końcem meczu z Browns przegrywając 12 punktami, algorytm dawał im tylko 1% szans na wygraną.

A potem niemożliwe stało się możliwe. Browns popełnili kolosalny błąd i zaczęli stosować prevent defense, która polega na oddawaniu jardów, ale ma na celu uchronienie przed big play i zjadanie czasu. Brady błyskawicznie przemaszerował całe boisko (82 jardy, 11 akcji, 1:38), TD, pięć punktów przewagi Browns plus kara, która spowodowała, że Gostkowski wznawiał grę nie z własnego 35 jarda, a ze środka boiska. Potem nastąpił onside kick, o którym wszyscy wiedzieli, że nastąpi. Historyczna skuteczność spodziewanego onside kicku to 12%. Patriots nie wykonali takiej udanej akcji przez 18 lat. A jednak się udało.

Kontrowersyjne PI i Amendola zdobywa decydujące przyłożenie z 1 jarda. Game over (no, prawie).

 

Jednak fenomenalny comeback nie może przesłonić tego co działo się przez wcześniejsze 58 minut. A tam Browns dominowali i zasłużenie prowadzili. Tom Brady znów był cieniem samego siebie. Musiał radzić sobie z presją, bo o-line niestety nie stanęła na wysokości zadania, ale masa niecelnych podań, INT w pierwszej kwarcie i naprawdę kretyńskie fumble a’la Mark Sanchez w trzeciej, obciążają tylko jego konto.

Tak naprawdę odrodzenie w ofensywie Pats zawdzięczają głównie Shane’owi Vereenowi. Nominalny RB złapał 12 piłek na 153 jardy i odpowiadał za wszystkie 72 jardy podczas kluczowej serii, kiedy Pats zdobyli pierwsze przyłożenie w tym meczu. Poza nim naprawdę trudno znaleźć jasne punkty w ataku NE przez pierwsze 58 minut meczu.

Defensywa grała koszmarnie nierówno. W pierwszej połowie trzymali wynik pozwalając jedynie na dwa field goale, ale później popełnili masę błędów. Josh Gordon raz po raz urywał się Aquibowi Talibowi, który był głównym winowajcą przy obu przyłożeniach dla Browns. Gordon wyrasta na czołowego recivera ligi, ale na początku sezonu Talib pożerał graczy jego klasy. Jednak po kontuzji gra na góra 50%. Stosunkowo niezła obrona przeciwko biegowi bladła jednak przy słabym pass rushu. Jason Campbell miał po prostu za dużo czasu, że spokojnie poszukać Gordona albo TE Jordana Camerona. Obaj zaliczyli ponad 100 jardów, w sumie ponad 270 i stanowili orzech nie do zgryzienia dla defensywy Patriots.

Browns to znacznie lepsza drużyna, niż wskazywałby na to jej bilans. Gordon i Cameron to świetny szkielet, na którym można budować ofensywę. Potrzeba im tylko lekkiego wzmocnienia o-line i stabilności na rozegraniu (sorry Jason, nie Ciebie). Także w defensywie jest sporo klocków, z których można zbudować coś ciekawego, na czele z CB Joe Haydenem. W nadchodzącym drafcie Browns mają dwa picki w pierwszej rundzie i jeśli wybiorą dobrze może uda im się nawiązać do wielkich tradycji sprzed przenosin klubu Arta Modella do Baltimore.

Zwycięstwo przybliża Pats do pierwszego miejsca w AFC East. Wystarczy im do tego jeden triumf w trzech meczach. Jednak jestem pewny, że wszyscy kibice NE oddaliby chętnie to zwycięstwo na rzecz uniknięcia kontuzji Gronka. Fenomenalny TE stał się ofiarą przepisów, które w teorii mają chronić reciverów. DBs, którzy są bezwzględnie karani za jakiekolwiek uderzenie choćby w okolicy głowy lub szyi, zaczęli celować w kolana. No i jedno z takich (podkreślam, legalnych i absolutnie nie złośliwych) uderzeń trafiło Gronkowskiego wyjątkowo paskudnie.

Według pierwszych informacji Rob ma zerwane ACL (jedno z więzadeł w kolanie), a to oznacza, że już go w tym sezonie nie zobaczymy. To ogromny cios dla Patriots, bo statystyki pokazują, że z Gronkiem na boisku ofensywa NE należy do czołowej piątki w lidze, bez niego znajduje się gdzieś w środku stawki.

 

Trudna decyzja przed Packers

Na lodowatym, śnieżnym Lambou Field Packers podejmowali Falcons. Jeszcze we wrześniu wydawało się, że ten mecz może rozstrzygać o rozstawieniu przed playoffami. Tymczasem Falcons nie mają już nawet matematycznych szans na postseason (jedynie trzy wygrane), a Packers walczyli, by resztki szans zachować.

Po stronie Packers na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim Eddie Lacy. Statystyk nie miał wybitnych, ale przeciwnicy po raz kolejny bali się bardziej jego niż podań Matta Flynna, a jego koledzy z o-line nie robili mu za dużo miejsca. W efekcie Lacy często przedzierał się przez zasieki przeciwnika i musiał ciągnąć za sobą kilku obrońców, żeby zdobyć parę jardów. Nieźle spisał się również Andrew Quarless zastępujący kontuzjowanego Finleya na pozycji TE. Złapał sześć piłek na 66 jardów i TD.

Flynn zagrał przyzwoite zawody, nie licząc makabrycznego (choć i trochę pechowego) pick-six na koniec pierwszej połowy. Flynn jest jaki jest i żadne modły nie zrobią z niego podstawowego QB. Jeśli jego pierwszy reciver jest niekryty, potrafi dostarczyć szybkie celne, podanie. W przeciwnym wypadku panikuje, co kończy się sackiem albo co gorsza stratą. Widać, że trenerzy przed tym meczem poinstruowali go, żeby w takich sytuacjach próbował biec z piłką, dzięki czemu kilka katastrof zmieniło się w minimalny zysk.

Defensywa nie wykorzystała okazji, żeby odbudować się w meczu przeciwko zdołowanym i zdemoralizowanym (w sensie morale, nie moralności:) Falcons. Linia defensywna i obrona biegowa to kompletny dramat. Steven Jackson po raz pierwszy od przejścia do Atlanty przypominał tego RB, który w swojej karierze w St. Louis wybiegał 10 tys. jardów. Matt Ryan miał mnóstwo czasu na znalezienie wolnych reciverów. Gdyby nie upuszczone podania w końcówce, Falcons zdołaliby najprawdopodobniej zdobyć punkty w ostatniej serii i wywieźć z Wisconsin zwycięstwo.

Dzięki porażce Lions (Bears grają dziś w nocy) Packers mają tylko 0,5 zwycięstwa straty do liderów NFC North. Detroit ma dość łatwy kalendarz (u siebie Ravens i Giants, Vikings na koniec sezonu na wyjeździe). Packers muszą liczyć na choć jedną ich porażkę i wygrać wszystkie swoje mecze (wyjazdy do Dallas i Chicago, Pittsburgh u siebie).

Pytanie co zrobić, jeśli za tydzień okaże się, że w Dallas może zagrać Aaron Rodgers. Czy odpuszczamy, nie ryzykujemy zdrowia Rodgersa i walczymy o jak najwyższy wybór w drafcie, w którym odbudowujemy obie linie, czy jednak rywalizujemy do końca o miejsce w postseason. Nie zazdroszczą trenerowi McCarthy’emu tego dylematu.

 

Zapraszam też na podsumowanie kolejki, w tym starć wagi ciężkiej w NFC Saints-Panthers i 49ers-Seahawks, a także podsumowanie sezonu zasadniczego w futbolu akademickim, gdzie działo się naprawdę bardzo dużo.

Zobacz też

Brak komentarzy

  1. Tym razem mocno pomogli sędziowie. To, co zostało uznane za faul 44 sekundy przed końcem meczu to kryminał. Szkoda mi o tyle, że lubię Brunatnych, a sytuacji Patriots w tabeli porażka nie zmieniłaby wcale, bo Broncos chyba już nic nie przegrają do końca roku. A w Denver w styczniu też potrafi być zimno i to nawet jest na to większa szansa niż w Bostonie. A osiągnięcia Manninga w styczniu przy temperaturze poniżej zera to 0-3.

    Podobne jaja były w meczu Ravens z Vikings. Tam też coś dziwneg gwizdnięto i uratowano Kruki przed porażką. W sumie dobrze, bo dzięki temu ekipa Harbough będzie bardziej zmobilizowana w Detroit 🙂

    1. Tak to niestety bywa, raz flaga w jedną, raz w drugą. Dlatego moim zdaniem głupotą jest, że decyzje związane z przewinieniami nie podlegają weryfikacji na wideo.

  2. Co do Packers, nie przesadzałbym, że obrona nie odbiła się od dna. Moim zdaniem zagrali lepiej niż przyzwoicie. Praktycznie wpuścili tylko jeden TD. Drugi Atlanta zdobyła startując tylko 9 jardów od end zone, a trzeci to wina ofensywy. Falcons to niby Falcons czyli jeden z najgorszych zespołów w lidze obecnie ale to zeszłoroczny finalista konferencji, w którym już większość kontuzjowanych wcześniej graczy wróciła do składu.

    A w Detroit też było nieźle do pewnego momentu. Jeszcze 5 minut przed końcem pierwszej połowy Lions mieli tylko 3 punkty. Ileż można próbować zatrzymywać Stafforda z Megatronem jeśli ofensywa regularnie notowała 3 & out? Podejrzewam, że gdyby był Rodgers, to skończyłoby się podobnie jak w Green Bay czyli jakieś 20 kilka do kilkunastu dla Packers.

    1. Ofensywa Atlanty była w tym meczu bez Julio Jonesa, który nie tylko sam ma ogromną produkcję, ale i uwalnia innych. Steven Jackson, który regularnie zawodził, nagle gra znowu jak czołowy RB. Praktycznie brak presji na Matta Ryana (poza kilkoma akcjami). W drugiej połowie defensywa faktycznie zagrała lepiej, ale bardzo pomogły im maślane ręce reciverów. Ale mam nadzieję, że to Ty masz rację 🙂

      A co do Lions to mieli tak mało punktów, bo regularnie gubili piłki. Zgoda, ofensywa postawiła obronę w fatalnej sytuacji i na pewno była współwinna ogromnej ilości straconych punktów, ale nie chodzi mi tu o statystyki, tylko po prostu o to co widziałem. A widziałem defensywę, która nie potrafi znaleźć żadnej odpowiedzi na przeciwnika maszerującego do przodu i jest po prostu zdominowana fizycznie przez Lions. Pamiętaj też, że w pierwszym meczu Packers i Lions nie grał Megatron, co zrobiło gigantyczną różnicę.

      1. Fakt, nie byłu Hulio. Maślane ręce też mogłyby być spowodowane przez mróz (poniżej -10) co dla graczy z Atlanty jest sporą egzotyką. Niemniej jednak, obrona nie dopuściła do zdobycia punktów w trzech kwartach.

        Pamiętam, że Johnson nie grał. I to wyskoczył im ze składu dość nieoczekiwanie więc nawet nie byli się w stanie przygotować na grę bez niego.

        Ja w grze obrony Packers widzę inną prawidłowość. Po jakimś czasie przeciwnicy ją rozszyfrowują. Tak jest niemal w każdym spotkaniu od samego początku. SF to inna bajka ale potem po kolei: Redskins, Bengals, Ravens, Vikings plus cała seria przegranych. Gdy jest Rodgers, to trudniej rywalom wejść w rytm. Lecz jeśli mają milion prób, bo nasz QB po trzech razach wraca do zajezdni, to przeciwnicy muszą zacząć trafiać. Tak to było m.in. w Detroit. Przegrana z Philadelphią to jakaś farsa. Obrona systemowo zagrała moim zdaniem nawet dobrze. Obraz psują karygodne błędy indywidualne safety Green Bay. Ich postawa przy pierwszych dwóch TD Eagles się do kabaretu nadaje.

        Do momentu gdy grał Rodgers, obrona była w czołowej szóstce ligi jeśłi chodzi o jardy oddane rywalom.

        1. Co do meczu z Philly pełna zgoda. Zresztą nawet w meczu z Vikings obrońcy byli tam, gdzie być powinni w większości przypadków, tyle że nikt nie potrafił wykonać skutecznego tackle. Nie pamiętam teraz dokładnie, ale Peterson zdobył wtedy jakieś 60% jardów już po kontakcie z obrońcą.

  3. Lions to najbardziej zbliżona rzecz w całej NFL do Cowboys :)Accident waiting to happen., kiedy na nich liczysz, złamią Ci serce w najważniejszym momencie.
    To, że Packers po takiej serii porażek wciąż mają szanse na Playoffs i to dosyć duże, świadczy o tym, jak słaba jest NFC North. Jak myślicie kto z tej dywizji wyjdzie? Według mnie Bears albo Packers. Nie wierzę w Lions. Mają mnóstwo talentu, ale słabego trenera i zawsze potrafią znaleźć drogę do przegrania meczu (jak Cowboys) 🙂
    A w NFC Least mam nadzieje, że Eagles wyjdą, bo Cowboys to jakiś żart. Wszyscy się z tej drużyny śmieją w Ameryce.

    1. Myślę, że jednak Lions. Mają u siebie Ravens i Giants oraz Vikings na wyjeździe. Packers mają @DAL, PIT, @CHI, a Bears mają @CLE, @PHI, GB.

      Zgadzam się z diagnozą dotyczącą Lions, ale mimo wszystko stawiałbym na nich. Co do NFC Least to Philly jest już chyba na właściwych torach i zdziwiłbym się, jeśli daliby się dojść Cowboys.

  4. Nick Foles w Phily ma genialne statystyki. Obecnie ma najlepszy passing rating w całej lidze. Nie grał co prawda z nikim z gigantów ale mimo wszystko budzi to szacunek. Tym bardziej choć trochę pochwał należy się defensywie Green Bay, bo gdyby nie wygłupy graczy na pozycji safety, to może GB by wygrało.

    Lions mogą ograć każdego i z każdym przegrać. Mają całkiem nieźle rzucającego rozgrywającego i niesamowicie wysokich receiverów: 6.7, 6.6, 6.5, 6.5 – to ich wzrost. Megatron jest akurat najniższy 🙂

    GB z Rodgersem wygra moim zdaniem wszystko do końca sezonu. Ale czy Rodgers zagra w niedzielę? Lions też powinni dać radę, niestety. Problem mają taki, że Stafford za często rzuca piłkę rywalom do rąk. Jak już ktoś wspomniał – to taka tykająca bomba.

    Oglądałem wczoraj mcz Philly z Detroit. Ciężko wyciągać z niego jakiekolwiek wnioski ale popatrzeć warto. Zabawa przednia.

    Obejrzałem także po raz wtóry drugą połowę meczu GB – Atlanta. Niby Sokoły nie potrafiły złapać piłki ale często pomagali im obrońcy GB – m.in. przy 4th down w przedostatnim podejściu Atlanty w meczu. Innym razem nawet jakby piłka została złapana, to już dwa czołgi leciały w kierunku gracza Falcons. Także w dalszym ciągu uważam, że obrona zagrała bardzo dobrze. Przed nieudanym field goal Matt Ryan 4 razy z rzędu nie zrobił nawet 10 jardów.

    A w meczu z Detroit ofensywa GB pokonała całe 126 jardów. W całym meczu!!! Choćby nie wiem jak dobra byłaby obrona, takiego meczu nie da się wygrać. No chyba, że z Warsaw Eagles 🙂

    1. Na pewno kontuzja Rodgersa i załamanie ofensywy wybitnie utrudniła zadanie defensywie. Zadaniem obrony jest powstrzymanie przeciwnika na tyle, żeby Rodgers i ofensywa zrobili swoje, a tu nagle muszą zacząć wygrywać mecze. Nie zmienia to jednak faktu, że, jak słusznie określiłeś, wygłupy safety i katastrofalna gra d-line bardzo źle świadczą o defensywie. O ofensywie w ogóle szkoda gadać 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *